Cierpienie nie uszlachetnia
fot. Marta Ankiersztejn

Cierpienie nie uszlachetnia

Dominika Ryczywolska

W „Filoktet ex machina” twórcy i twórczynie zderzają posthumanistyczne fantazje – modyfikacje genetyczne mogące eliminować ból – z realnym doświadczeniem chorej osoby

Jeszcze 2 minuty czytania

Grupa aktorów i aktorek stoi na scenie, są ubrani w futurystyczne lekarskie kitle. Obok młoda kobieta w koszulce z Britney Spears, później przedstawia się jako osoba chorująca na stwardnienie rozsiane. Wokół nich leżą fragmenty ciał, a całość scenografii przypomina laboratorium. To początek spektaklu „Filoktet ex machina”, w którym twórcy i twórczynie zderzają posthumanistyczne fantazje – modyfikacje genetyczne mogące eliminować ból – z realnym doświadczeniem chorej osoby.  

Punktem wyjścia jest postać mitycznego Filokteta ukaranego bolesną raną stopy za złamanie obietnicy złożonej Heraklesowi. Cierpiący zostaje sam na wyspie Lemnos, opuszczony przez towarzyszy, z którymi zmierzał w kierunku Troi. Od wyroczni dowiaduje się, że musi zaufać losowi, bo człowiek nie ma wobec niego sprawczości. Mityczny bohater poddaje się przewidzianej dla niego przyszłości – jego sceniczny odpowiednik wprost przeciwnie: wypiera chorobę, mówi, że cierpi jego noga, nie zaś on sam, później eksperymentuje z zastąpieniem jej zwierzęcą. Historia współczesnego Filokteta staje się pretekstem do opowiedzenia o niezgodzie na cierpienie lub stratę. 

Mr Peter Scott przedstawia się jako cyborg – Peter 2.0. Początkowo prezentowany jak postać z gry komputerowej (mówi z ekranu umieszczonego w tle sceny), ujawnia się później, siedząc nieruchomo w fotelu z kamerą między oczami – w ten sposób komunikuje się ze światem. Mimo choroby planuje maraton, jego motto to piosenka „Don’t Stop Me Now” Queen, a swoją tożsamość buduje na stanie zdrowia. „Choroba stała się tym, co czyni ludzi «interesującymi» – to zaś, co «interesujące», było początkowo synonimem «romantyczności»”. Pisała w latach 70., w kontekście postrzegania gruźlicy, Susan Sontag w eseju „Choroba jako metafora”. Jako nastolatki zachwycałyśmy się z rówieśniczkami książką i filmem „Gwiazd naszych wina”, w której historia romansu dziewczyny chorującej na raka z chłopakiem po amputacji nogi stanowi kanwę i jedyną atrakcję opowieści, poza tym wątkiem film traci sens. Postać cyborga Petera też jest zbudowana na kliszy, ale twórcy nie wpadają w banał – jej obecność uwidacznia jedną ze strategii radzenia sobie z cierpieniem i świadomością kruchości życia.

fot. Marta Ankiersztejn

Inaczej na śmierć reaguje piętnastoletnia dziewczyna, która decyduje się zahibernować głowę swojej dwuletniej siostry – Matrix. Kiedy w końcu wyjeżdża do USA, chcąc odmrozić siostrę, okazuje się to niemożliwe. Badacze zajmują się procesem tylko jednostronnie – mogą kogoś zahibernować, ale jeszcze nie wiedzą, jak przywrócić go do życia, a więc ostatecznie dają tylko złudną nadzieję. Oczekiwania wobec technologii zawodzą. Mimo początkowego buntu bohaterka musi pogodzić się ze stratą. Jej historia pokazuje zmianę, jaką w myśleniu o sprawczości wobec choroby wprowadził rozwój nauki. Dziewczyna reaguje zupełnie inaczej niż mityczny Filoktet pogodzony z losem. Nie jest jednak naiwna, po prostu uwierzyła w możliwości nowoczesnych badań.

Filoktet ex machina, reż. Agata Koszulińska, Teatr Powszechny w ramach Festiwalu Nowe Epifanie, prem. 19.03.2022.„Filoktet ex machina”, reż. Agata Koszulińska, Teatr Powszechny w Warszawie. Spektakl powstał w ramach Festiwalu Nowe Epifanie, premiera 19.03.2022.Z kolei altruistyczny głos przyszłości reprezentuje postać Jennifer Doudny, która na konferencji opowiada o swoim odkryciu – innowacyjnej metodzie edycji ludzkiego genomu, dającej możliwość zwalczania chorób. Pojawia się więc realna możliwość zmiany. Problem w tym, że prawa do patentu chce wykupić korporacja, której nie chodzi o bezinteresowne działanie na rzecz chorych. Wszystko zależałoby wtedy od posiadanego kapitału, a bogaci mogliby także „programować dzieci”. Tyle że, jak mówi odkrywczyni, możliwość to także obowiązek. Retoryka bohaterki wpisuje się więc w nurt krytyki liberalnej eugeniki, którego przedstawiciele i przedstawicielki wskazują na zagrożenie możliwością „utowarowienia” człowieka. Jednym z nich jest chociażby Jürgen Habermas proponujący rozróżnienie na eugenikę negatywną i pozytywną. Pierwsza ma w założeniu działanie terapeutyczne, druga – ulepszające. Podobne stanowisko prezentuje Doudna, która chce zwalczać cierpienie, ale sprzeciwia się wprowadzeniu jej odkrycia na rynek i komercjalizacji. 

Wypowiedzi Kingi Chudobińskiej-Zdunik o doświadczeniu chorowania na stwardnienie rozsiane przeplatane są sekwencjami futurystycznymi. Jest młodą artystką, ale nie aktorką (co podkreśla trzymana przez nią kartka, którą posługuje się, wypowiadając kwestie). Przywołuje moment prawie bezkontaktowego otrzymania diagnozy, kiedy pielęgniarka podała jej kartkę z wynikiem badania. Została tym samym pozbawiona możliwości zadania pytania, co właściwie oznacza to rozpoznanie. Pacjentka jest traktowana jak liczba w statystykach, a nie osoba, której całe dotychczasowe życie właśnie zaczyna się zmieniać. Opowiada także o procesie ubiegania się o orzeczenie stopnia niepełnosprawności – jak bardzo upokarzający bywa i jak niewiele rekompensuje samo jego przyznanie. W jej sekwencji poruszające są dwa momenty: list do chorych, w którym apeluje o to, żeby nie dali sobie wmówić, że cierpienie uszlachetnia, bo tak nie jest, oraz pytanie: czy zdrowy jest w stanie zrozumieć chorego? 

Zestawienie trzech porządków: mitologii, fantazji o przyszłości i współczesności, wprowadza poczucie ciągłości pewnych mechanizmów – choroby zmieniają się, oczywiście, ale były, są i będą. Tak samo jak próby przezwyciężenia cierpienia, którego nie zmienia rozwój technologii. Jednak kształtowanie dyskursu o „walce” z chorobą wydaje się problematyczne. Jak można walczyć z czymś, czego nie ma się szansy pokonać? Podobną postawę wprowadza Weronika Szczawińska w spektaklu „ONKO”, opowiadając o swoim doświadczeniu: romantyzowaniu raka piersi jako czegoś estetycznego, o frustracji, że wciąż brakuje nam języka do opowiadania o chorobie.

„Filoktet ex machina” powstał w ramach interdyscyplinarnego festiwalu Nowe Epifanie, którego tematem przewodnim podczas tegorocznej edycji jest Jezus, a hasłem pytanie: „Czemuś mnie opuścił?”. Jaki związek ma spektakl z tym motywem? W obliczu cierpienia pojawia się czasem rozważanie: dlaczego mnie to spotyka? Choć ten dylemat nie musi mieć nic wspólnego z religią. 

Przedstawienie stanowi także kolejną cegiełkę w dyskusji o reprezentacji w teatrze. Nie jest to spektakl robiony przez zdrowych ludzi, mówiących chorym, jak mają „prawidłowo cierpieć”, a ich bliskim – jak sobie radzić. Jeśli spojrzymy na niego przez ten pryzmat, to udział Kingi Chudobińskiej-Zdunik nie tylko w procesie tworzenia, ale też na scenie wzmacnia przedstawienie, oddając głos przedstawicielce grupy nadal niedoreprezentowanej.