Miasto w ruchu
fot. Loco Steve / CC BY-SA 2.0

16 minut czytania

/ Literatura

Miasto w ruchu

Justyna Sobolewska

Przez ostatnie dziesięciolecie Warszawa w literaturze potworniała: pożerała kolejnych ludzi, najchętniej przyjezdnych i ambitnych

Jeszcze 4 minuty czytania

W Warszawie nie zmienia się tylko to, że wszystko co chwila się zmienia. Ten wieczny plac budowy opisywali już Tyrmand, Konwicki i Białoszewski. Trwa ciągła walka starego z nowym, obrastanie starego nowym. Tylko tempo tych zmian przyspiesza. Z każdym tygodniem przybywają nowe wieżowce i apartamentowce, zwłaszcza na Woli. „Warszawa to miasto na ruchomych piaskach” – pisała Marta Zielińska w wydanej w latach 90. książce „Dziwne miasto” – ta zmienność, brak stałości sprawia, że „miasto jest winne naszym lękom”. Trzeba nieustannie ćwiczyć wyobraźnię, nakładać na siebie plany i zdjęcia z przeszłości i teraźniejszości, żeby nadążyć za zmianami. Warszawa powojenna nie ma wiele wspólnego z Warszawą przedwojenną – to właściwie inne miasto zbudowane na gruzach – a współczesna oddala się od tej powojennej. Jeszcze w latach 80. miała kolor cegły z rozbieranych kamienic, teraz jest nie do poznania. „Warszawa nie umie się starzeć. Chce, żeby wszystko było zawsze nowe, błyszczące i oklejone folią ochronną. Żeby w powietrzu unosił się zapach wilgotnego cementu i farby” – pisał Marcin Wicha w „Gazecie Wyborczej”. Stare musi robić miejsce nowemu. A z drugiej strony to miasto ciągle poszukuje śladów, wraca do przeszłości. Pod miastem, które widzimy, mieści się przecież inne: cmentarzysko, gruzy.

We „Wniebowstąpieniu” Konwickiego wszyscy mieszkańcy tego miasta są nieżywi, tylko z przyzwyczajenia chodzą po ulicach.

Bo może w ogóle istnieje się tu, w tym miejscu tak mało do istnienia się nadającym – tylko z rozpędu, z przyzwyczajenia? Może trudno inaczej w mieście, które samo ciągle i na tyle różnych sposobów o śmierć się ociera? Białoszewskiego także chwilami ogarniały wątpliwości. Po śnie, nie-śnie, przywidzeniu, kiedy ujrzał umarłą sąsiadkę żywą, pada pytanie, nie wiadomo przez kogo zadane: „– A czy pan wie, że pan żyje? – taaak? – i blednę”.

– pisała Marta Zielińska. Tutaj życie jest splecione ze śmiercią w stopniu większym niż gdzie indziej, żadna makabra warszawiaków już nie zdziwi. Pomieszanie spraw tego i tamtego świata należy do naturalnego porządku rzeczy. Życie żywi się śmiercią, a śmierć życiem. I nie ma w tym żadnej frenezji, żadnej niesamowitości. Do tej tradycji pisania o Warszawie jako miejscu kontaktu ze zmarłymi i przeszłością nawiązuje Eliza Kącka, ostatnio w „Strefie zgniotu” (2022), wcześniej odnosili się do niej Paweł Sołtys w „Mikrotykach” (2017) czy Piotr Paziński w „Ptasich ulicach” (2013), gdzie za bohaterem idą korowody umarłych. Ptasie ulice, czyli Wronia i Gęsia, odsyłają nie tylko do miejsc, które znikły razem z gettem, ale przede wszystkim do Schulza. Bohater przedostaje się przez szczeliny do ukrytej żydowskiej Warszawy.  

Zęby miasta

logoNagroda Literacka m.st. Warszawy

Nagroda Literacka m.st. Warszawy jest jedną z największych nagród literackich w Polsce, nagrody przyznawane były dotąd w czterech kategoriach: proza, poezja, literatura dziecięca oraz książka o tematyce warszawskiej. W jubileuszowej 15. edycji, od 2022 roku, debiutuje nowa kategoria: komiks i powieść graficzna. W przypadku literatury dziecięcej, a także komiksu i powieści graficznej nagradzani są również ilustratorzy i ilustratorki. Nagrody wynoszą 30 tys. zł, nagrodę pieniężną w wysokości 5 tys. zł otrzymują także nominowani we wszystkich kategoriach.

Szczególnym wyróżnieniem jest tytuł warszawskiej twórczyni/warszawskiego twórcy, przeznaczony dla pisarek i pisarzy w szczególny sposób związanych z Warszawą. Otrzymują oni nagrodę w wysokości 100 tys. zł

Fundatorem i organizatorem nagrody jest miasto stołeczne Warszawa. W roku 2021 laureatami i laureatkami zostali: Zyta Rudzka (proza), Radosław Jurczak (poezja), Aleksandra i Daniel Mizielińscy (literatura dziecięca), Grzegorz Piątek (książka o tematyce warszawskiej), Joanna Rudniańska (warszawska twórczyni).

Tegoroczna gala Nagrody Literackiej m.st. Warszawy odbędzie się 18 czerwca.
Lista nominacji tutaj.

W „Nocy żywych Żydów” Igora Ostachowicza (2012) pewnego dnia przez otwartą klapę w piwnicy domu na Muranowie wychodzą martwi Żydzi w podartych jesionkach i zapełniają warszawskie ulice. Zombie najchętniej spędzają czas w centrum handlowym Arkadia. Ile osób miewało wrażenie, że płyty chodnikowe na Muranowie pękają i coś, ktoś chce wydostać się na powierzchnię? Bohaterkę książki Joanny Rudniańskiej „Kotka Brygidy” (2007) prześladowała myśl, że „ta dzielnica została postawiona na grobie olbrzyma, który budzi się i chce wygrzebać z ziemi, powoli zaczyna się poruszać i strząsać z siebie domy i ulice. To dlatego płyty chodnikowe przekrzywiają się”. W książkach Joanny Rudniańskiej miasto nie jest tylko tłem wydarzeń, wychodzi na pierwszy plan – pisarka pracuje z tutejszymi traumami i lękami. Zajmuje ją to, co ukryte i co domaga się wypowiedzenia, niekiedy projektuje miasto w fantastycznych wizjach.

Warszawa była też bytem osobnym i groźnym w „Cwaniarach” Sylwii Chutnik (2012), gdzie dziewczyny z Mokotowa wymierzają sprawiedliwość złemu deweloperowi. Dzieją się dziwne rzeczy – bohaterki zaglądają do dziury w ziemi pozostałej po wybuchu, a tam, zamiast szczątków – nowe fundamenty, które szybko rosną. Jakby kamienice były zębami. To obraz jak z sennego koszmaru, w którym miasto zaczyna żyć swoim życiem, niezależnym od ludzi. Miasto w wizjach pisarzy może samo rosnąć albo samo znikać, rozpadać się jak w „Widmach” (2012) Łukasza Orbitowskiego. Orbitowski pokazuje, co mogłoby się zdarzyć, gdyby w 1944 roku nie było w Warszawie powstania: Krzysztof Kamil Baczyński przeżył, założył rodzinę; miasto ocalało. Ale okazuje się, że w jakiś ponadludzki plan zagłada miasta była wpisana i można ją tylko odwlec. Po jakimś czasie kamienice same zaczynają się sypać i niszczeć.

Z kolei w powieści „Jak zawsze” (2017) Zygmunta Miłoszewskiego historia powojenna potoczyła się inaczej, nie było PRL-u, Polska dostała się w strefę wpływów Francji. Ta Warszawa lat 60. przetrwała powstanie i została zniszczona, o czym przypominają zachowane w środku miasta ruiny, ale poza tym miasto jest inne, zamiast Pałacu Kultury nadaje mu kształt całkiem inna wieża. Czy gdybyśmy mieli taką szansę, dałoby się uniknąć znanych kolein losu?

Miasto stoi potworem (reprywatyzacji)

Przez ostatnie dziesięciolecie Warszawa w literaturze potworniała: pożerała kolejnych ludzi, najchętniej przyjezdnych i ambitnych. I zamienia w potwory studentów, pracowników korporacji, artystów. W „Ślepnąc od świateł” (2014) Jakuba Żulczyka

Warszawa jest klatką pełną hodowlanych, przeznaczonych na eksperymenty zwierząt (…). Każdy egzystuje tu po to, aby zdobyć i utrzymać swoje. Stanowisko, mieszkania, kredyty, wygraną, po którą idzie z nożem przez ciemny las, za którą odda wszystko i wszystkich, a gdy już ją ma, gdy ona tkwi w jego śliskiej, zaciśniętej dłoni, ten mały guzik, gówno wart, wtedy opędza się od całej reszty, wymachując tym samym nożem, szczekając i warcząc, drapiąc i gryząc.

Tak widzi Warszawę bohater, diler narkotykowy. Warszawa wyzwala w ludziach chciwość i nienawiść. Jest spiralą, która wciąga w uzależnienia.

Z kolei w „Jetlagu” (2014) Michała R. Wiśniewskiego staje się miastem, które rozpuszcza tożsamość. Pozwala być kimś innym, ale za tą wolnością, jak się okazuje, stoi jakiś koncern i jakiś pseudoguru. To laboratorium, w którym wykluwają się nowe wcielenia człowieka. Jednak ten posthumanizm w wydaniu literackim jest bardzo gorzki. Warszawa nie ma przeszłości – poza modą na powstanie warszawskie. I nie ma przyszłości. „Rewolucja będzie grupą na facebooku” – czytamy w „Jetlagu”. Warszawa stała się ucieleśnieniem wszystkich frustracji i rozczarowań, drapieżnego kapitalizmu. W nowej powieści Żulczyka, „Informacja zwrotna” (2021), okazuje się, że alkoholizm i warszawska reprywatyzacja mają wiele wspólnego. „Mieszkam w miejscu, gdzie po drugiej stronie ulicy deweloper jest w trakcie budowania mieszkań na terenie zalewowym i to jest symptomatyczne” – mówił Żulczyk w „Polityce”. „Ten nasz system ma duży problem nie tylko z przyznaniem się do winy, ale i myśleniem o konsekwencjach na poziomie społecznym i wspólnotowym. I to się rymuje z alkoholizmem”. Jego bohater mawia, że gdy się pije, wszyscy dookoła „to wkładka mięsna”. Tymi samymi słowami handlarze roszczeń i czyściciele kamienic określali lokatorów mieszkań komunalnych, które chcieli przejąć.

Idąc, rzygał

Warszawa u Żulczyka alkoholem oddycha.

Śniło mi się, że piłem. Stałem na środku ulicy, pod Domami Centrum, byłem zupełnie goły, chociaż to akurat nie miało za bardzo znaczenia. Inni tego nie widzieli, a ja się nie przejmowałem. Po prostu stałem i piłem wyborową z lodem, ze szklanki, tę lepszą, eksportową.

Żulczyk odziera z romantyzmu to nasze warszawskie picie, tę alkoholową legendę warszawską, stojącą Lotosem i Amatorską. Nie on jeden – picie u Krzysztofa Vargi bywa równie potworne i żałosne. Bohater jednej z jego powieści obawia się, że za chwilę będzie „idąc, rzygał”, i sam łapie się na tym, że to dobry tytuł, taki awangardowy. W „Masakrze” (2015) bohater budzi się po kilkudniowym ciągu alkoholowym i nie ma ani portfela, ani telefonu. Nie pamięta żadnego numeru, nie ma przyjaciół. Wyrusza więc z Saskiej Kępy na drugą stronę Warszawy poszukać kogoś znajomego i pożyczyć od niego pieniądze. To powieść o straszliwym kacu, za którym drepcze widmo śmierci. U Vargi znajdziemy portret miasta, nielubianego i oswojonego zarazem.

Warszawiacy nie lubili swojego miasta, nie lubili dzielnic, w których przyszło im mieszkać, i dzielnic sąsiednich, w których mieszkali ludzie jeszcze gorsi i brzydsi. Nie lubili siebie nawzajem, ale jeszcze bardziej nienawidzili przyjezdnych, choć sami przyjechali tu kiedyś ze swoich miasteczek i wsi. („Aleja Niepodległości”) 

Warszawa to miasto bez właściwości, i to jest największa jej właściwość. Udaje wielką stolicę, ale to tylko dekoracja, mimikra. Bohatera „Masakry” uspokaja fakt, że jest na Warszawę skazany, tutaj umrze, w mieście cmentarzu.

Postapo

W Warszawie można przećwiczyć apokalipsę. To miasto jest przyzwyczajone do zniszczeń i katastrof. I literatura już to praktykowała wielokrotnie. Sam Varga w „Nagrobku z lastryko” (2007) zafundował czytelnikom kolejną wojnę i powstanie warszawskie. A wszystko po to, by można było mówić o przedwojennych cnotach i powojennym zdziczeniu obyczajów. Miasto straciło całe centrum, wieżowce i stare kamienice. Na gruzach, po wojnie zaczynają wyrastać wiecznotrwałe baraki. Powojenna Warszawa to dopiero sen wariata – każdy buduje po swojemu, każdy może być architektem miasta. Varga wyostrza znany już nam obraz prowizorki.

Warszawa apokaliptyczna powraca w najnowszej literaturze w debiucie Małgorzaty Żarów „Zaklinanie węży w gorące wieczory” (2022) – po sesji kręcenia filmików porno bohaterka wychodzi na ulicę, która się dusi.

Razi mnie pomarańczowe światło, co jest dziwne, bo nie widać słońca, ale musi gdzieś tam być. Miasto opanował dym. Chodnikiem nikt nie idzie. Jana Pawła przejeżdża jeden samochód, niezrozumiale wolno, bo mógłby mknąć na pełnym gazie, jezdnie są puste, a cała sygnalizacja nieustannie miga na żółto. (…) Z tej perspektywy wstęga dymu na niebie wygląda gęściej, nie widać w niej skaz, żadnych słabych punktów, przez które można by się przebić na drugą stronę. Jedynie brzegi rozpadają się na cząstki, z porozcinanych brzuszysk sypie się popiół. W oddali, pod dymem, pojawiły się szare plamy. To pozbijane w strzeliste stosy pyrocumulusy, w których sercach nabierają sił kłęby błyskawic. Jeśli zesłałyby ulewę, mogłyby ugasić pożar i nas uratować. Są tak wielkie, że starczyłoby wody na całą Warszawę i jeszcze pozalewałoby piwnice i stacje metra, każdą dziurę, wróciłabym do domu na tratwie. Jednak nic nie wskazuje, żeby miały się zlitować. Wyglądają na okrutne. Upał nie zelżał, tylko zgęstniał. Czuję się jak mucha, która wpadła do tłustej zupy i się pooblepiała.

Perspektywa apokaliptyczna i ostateczna towarzyszy też postaciom w prozach Kąckiej. Tutaj działa to, co się przez ostatnie dziesięciolecia w Warszawie popsuło, czyli mała wspólnota sąsiedzka. Na ulicy Sieleckiej, która jest jak centrum świata, ludzie ze sobą gadają (czasem rozmowa to tylko zahaczanie się, potrzeba kontaktu, czasem język nabiera siły wybuchowej), opowiadają swoje sny o śmierci. Kiedy nie ma prądu, ktoś na klatce przekonuje, że trzeba zapamiętać datę, bo prądu już nie będzie. Wiedzą też, że nawet po śmierci obowiązuje rejonizacja, warto zająć dobre miejsce. Tak samo w autobusie – staruszka zajmuje miejsce dla zmarłego męża. Chodzenie i gadanie ma w perspektywie koniec świata, ważne, że jest się na kupie. U Kąckiej Polska (i Warszawa) dzieje się w języku.

W najnowszej literaturze wyraźnie zaistniały też warszawskie dzielnice – Grochów Stasiuka i Sołtysa, Ochota Michała Cichego, Mokotów Vargi, Praga z „Pawia królowej” Masłowskiej, osiedlowość „Innych ludzi”. W najnowszej sztuce, „Bowie w Warszawie” (2022), wizyta Davida Bowiego w 1976 roku służy Masłowskiej do tego, żeby opowiedzieć o Polsce zanurzonej w przeszłości. Powracają opowieści wojenne, pamięć rodzinna, ale przede wszystkim to opowieść o niewypowiedzianym pożądaniu i o miłości lesbijskiej. Jej bohaterka nie ma języka, żeby to pożądanie wypowiedzieć. Jak mówi Masłowska: o ile gej mógł w PRL-u pojawiać się jako dziwadło, kuriozum, to lesbijki w ogóle nie istniały. Nie było takiego tematu, więc kobiety, które kochały inne kobiety, myślały, że są jedyne na świecie. To jest Warszawa niewypowiedzianego pożądania. Reporterskich książek o dawnej nieheteronormatywnej Warszawie jest już sporo, ale współczesna queerowa Warszawa bardzo powoli wchodzi do literatury – jak choćby queerowe bale w Pałacu Kultury w książce „Lukier” Malwiny Pająk (2019).

Palimpsest

Warszawa nie jest dziś ulubioną bohaterką literacką. Bywa najczęściej tylko scenerią zdarzeń. Ważniejsza od stolicy stała się ostatnio Nowa Huta, a także małe miasteczka i wsie. Ciekawsza dla pisarzy jest prowincja, a literacką krainą obecną najsilniej w literaturze jest bez wątpienia Śląsk. Warszawa zeszła na dalszy plan. Jej przeszłości, jej demony, jej zombie i trupy. Być może ta przeszłość nieuchronnie się oddala? Coraz trudniej chyba, patrząc na Muranów, domyślić się jego przeszłości. I może być z tą pamięcią coraz gorzej. Dlatego ważny wydaje się pomysł prof. Jacka Leociaka, który w rocznicę powstania w getcie mówił, że Warszawa powinna odkryć ślady getta, tak jak pokazują swoje ruiny – pod stopami przechodniów – Rzym czy Ateny. Odsłonić fragment terenu getta, pokazać, po czym chodzimy.

Z czasem kolejne warstwy warszawskiego palimpsestu stają się widoczne i są odkrywane na nowo, tak jak było ostatnio z odbudową stolicy i warszawskim socrealizmem – ten temat nieobecny i jakoś niewygodny przez wiele lat powrócił za sprawą fascynującej książki „Najlepsze miasto świata” Grzegorza Piątka (2020). Dzięki niej można zobaczyć Warszawę z innej perspektywy.

Kolejne warstwy miasta tworzą się na naszych oczach. Tocząca się niedaleko wojna zmienia obraz stolicy. Warszawa ukraińska, Warszawa uchodźców, Warszawa wolontariuszy – ciekawe, jaki to wszystko zostawi ślad w literaturze. Warszawa wiecznej zmiany. Jak w wierszu Białoszewskiego o ulicy Chłodnej:

Sklep
Przedtem tu był step.
Ale przed stepem
to tu był sklep za sklepem
sklep za sklepem

logo

Tekst powstał we współpracy z miastem stołecznym Warszawą, fundatorem i organizatorem Nagrody Literackiej m.st. Warszawy.