Chwila wielkiego święta

Chwila wielkiego święta

Rozmowa z Krystyną Miłobędzką

Zapiski często robiłam w trakcie zamiatania czy jakiejś pracy w ogrodzie. Zapisywałam na fatalnych strzępkach i śmieciach – Miłobędzka opowiada o „Dwunastu wierszach w kolorze”

Jeszcze 2 minuty czytania

JUSTYNA SOBOLEWSKA: „Dwanaście wierszy w kolorze” jest w pudełku, każdy na osobnej kartce. Dlaczego kolory są tak ważne?
KRYSTYNA MIŁOBĘDZKA
: „Dwanaście wierszy” powstało jakoś w 2009 roku, one są tak pomiędzy „wszystkowierszami” a „gubionym”, bo są właśnie do zobaczenia. Interesował mnie w tekście kolor, zastanawiałam się, czy „przeźroczysty” to jest kolor? Mój kolor. Co mogę kolorem powiedzieć? Z przeźroczystym mam bardzo złe związki, bo ja go prawie nie widzę, na przykład tego przeźroczystego talerzyka, okularów. Jak się mówi, że coś jest przeźroczyste, to o czym się mówi, o kolorze? Bo przez to coś dopiero widać kolor. Mówi się jednak – „to jest zupełnie przeźroczyste” i nie dopowiada się, że za tym przeźroczystym widać czerwoną różę. No, bliskie mi są kłopoty Ludwika Wittgensteina, które znam z „Dociekań filozoficznych” i „Notatek o kolorach”.

To stąd te wiersze? U Pani słowo „przejrzyścieję” ma kolor powietrza.
To nie tak. Nie wiem, kiedy czytałam Wittgensteina. Te odległości są zupełnie niejasne. To pokrewieństwa czasem niedostrzegalne. Wierzę, że gdzieś w nas jest obszar zachowanego dzieciństwa, nieutracone myślenie dziecka – wiem, że tak jest. Przypomniała mi to książka „Dwie rozmowy: Karpowicz – Falkiewicz – Miłobędzka”, która niedawno się ukazała. Po latach przeczytałam pytania Tymka Karpowicza i moje odpowiedzi. W jednej z nich znalazłam pytanie: „Czy róża w nocy jest czarna?”, a to jest pytanie Wittgensteina. Czy to nie dziecko w Wittgensteinie pozwoliło mu tak zapytać? Podobnie Znikomki, Bajdały czy te wszystkie stwory Leśmiana pochodzą z jego własnego dzieciństwa. „Tyś topolom na drogę cień rzucać pozwolił, / Ale kto je tak bardzo w niebo roztopolił? // Tyś pociosał stodołę w cztery dni bez mała, / Ale kto ją stodolił, by – czym jest – wiedziała?” („Stodoła”). To są niemal wprost pytania dziecka. Pytania pierwsze i ostateczne. Słyszałam podobne od mojego synka. Myślę, że część piszących wyrzeka się swojego dzieciństwa. Uważa je za czas stracony. Ale na przykład Białoszewski – nie. To jest sprawa traktowania języka, poruszania się w słowach, jak w rzeczach. Swobody, która została gdzieś na początku wzięta w mówieniu i zobaczeniu świata. To się różnie realizuje, różnie zostaje zapisane, ale jeśli jest się uważnym, można to dostrzec.

Pani wiersze wymuszają skupienie, słowa, czasem pojedyncze, przykuwają wzrok. Kolory sprawiają, że słowa są jeszcze bardziej wieloznaczne.
Trzeba liczyć na to, zawsze tak sobie wymyślam, że ktoś to przeczyta uważnie, ciekawiej i lepiej od tego, co napisałam. „Wiersze w kolorze” zostawiają bardzo dużo wolnego miejsca – czystego papieru. A jednocześnie kolor słów zmusza do takiego, a nie innego czytania. Zaskoczyłam sama siebie: nie umiałam dotychczas tak czytać. W tekstach dla teatru bardzo dokładnie wszystko zapisuję, walczę o każde przesunięcie, ważne w moim rozumieniu dla kogoś, kto będzie to realizował. Jednak przedstawienia, które mi się najbardziej podobały, mnie zaskakiwały, pokazywały to, czego nie napisałam. To scenograf czy reżyser coś ważnego znalazł. Mówiłam: „To wspaniałe, co oni z tym zrobili”. Widziałam parę takich realizacji, w których było coś więcej, coś nie mojego. Z wierszami może jest podobnie.

fot. Elżbieta LemppSztuki teatralne zebrane w tomie „Gdzie baba siała mak”, które właśnie się ukazały po latach, czyta się jak poematy. Tyle w nich jest rzeczy, które znamy z wierszy: jedna rozgrywa się pomiędzy „Ja” i „Ty”, czytamy gdzie indziej: „byli, będą, migają”.
Tak, czasem to jest aż zbyt wyraźnie moje. To jest świat dziecka, ale zapisała go osoba dorosła. Sztukę „Ojczyzna” budowałam z klocków Lego na stole, musiałam najpierw klocek z klockiem łączyć, dopiero to działanie wywoływało słowa. Właściwie wszystkie moje teksty tak powstają. To była bardzo trudna praca nazywania. Andrzej to jedyny człowiek, który „wiedział mnie”. On był zresztą krytykiem i pisarzem, który w sposób zdumiewający wiedział o drugim człowieku. Był zawsze na miejscu tamtego, o którym pisał. To Andrzej na pewno kupił mi w 1967 roku te klocki „małego budowniczego”. Tak jak przedtem kupił „Baśnie” Andersena i „Alicję w kranie czarów”, bo on wiedział,  komu co dać. Kiedy urodził się nasz syn, jego zabawy pozwoliły mnie dorosłej rozumieć „siebie dziecko”.

Pisała Pani o odrywaniu się dziecka: „wypadł ci pierwszy mleczny ząb / i już tym pierwszym odgryzasz się ode mnie / już się nie spotkamy”.
„ja mówię mleko, ty mówisz biel”… Wyrastanie z dzieciństwa zaczyna się bardzo wcześnie, to wyrastanie z języka mleka i dorastanie do języka bieli. W tej rozmowie z synem wiem: to rozdzielenie na całe życie – różnica między językiem kobiet a językiem mężczyzn. Mówimy to samo, ale inaczej. Język rzeczy i język pojęć, to różne języki. Takie rozstania, które dzieją się małymi kawałkami, są czasami bardzo trudne. Stwierdzenie: „mam dziecko” – tylko przez chwilę opisuje naszą rzeczywistość. Są jednak tacy rodzice, którzy trzymają swoje dzieci przy sobie i one nie bardzo wiedzą, co mają zrobić, jeżeli nie mają dość siły, żeby się oderwać.

Krystyna Miłobędzka

Ur. 1932. Poetka, autorka scenariuszy przedstawień teatralnych dla dzieci i prac teoretycznych poświęconych teatrowi dziecięcemu. Laureatka nagród: im. Barbary Sadowskiej (1992), Fundacji Kultury (1993), Ministra Kultury (2001), Czterech Kolumn (2003), Prezydenta Wrocławia (2004), Nagrody Artystycznej Miasta Poznania (2009) oraz Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej Silesius (2009). Mieszka w Puszczykowie.

W książce „Gdzie baba siała mak” znajdziemy zdjęcie dziewczynki, to pani, prawda? Ta dziewczynka ze sztuki, która zna siebie „z widzenia i słyszenia innych”?
Te teksty można tak zobaczyć. Ale najbliżej w ostatnim kończącym książkę tekście „Głosy” – składam z kawałeczków moje dzieciństwo, dom, bliskich, ich głosy, rzeczy, słowa. Wydawało mi się, że dobrze się tam ukryłam, ale jednak za dużo o sobie opowiedziałam, za dużo.

W „dwunastu wierszach” widzimy rozsypkę, porozrzucanie „ja”: „Mnie już nie może bardziej nie być”. Czy można iść jeszcze dalej?
Można bardziej nie być, w ogóle się nie odzywając, nie zapisując niczego. To, co jest, jest beze mnie, samo sobie. Ale pewnie takie odkrycie ludziom się zdarza. Czy to jest wycofanie? Jesteśmy, a właściwie nas nie ma. Przede wszystkim nas nie ma.

W inne pani wiersze też wpisana jest utrata: „jesteśmy przeznaczeni do znikania”.
Gubiłam się i gubię. Mogłabym zajmować się rozmaitymi innymi rzeczami niż pisanie: hodowaniem drzew, ogrodów, zwierząt. To, że cokolwiek zapisywałam, to było dziwne zdarzenie i takie niekonieczne. Do zapisywania gonił mnie Andrzej. Nazywał „Frau Sorge” – Pani Troska – jak to mówił Heidegger. Zawsze dużo czasu zajmowało mi łatanie spróchniałych belek. Zapiski robiłam w trakcie zamiatania czy jakiejś pracy w ogrodzie. Zapisywałam na fatalnych strzępkach i śmieciach. To nie jest coś takiego, co się wybiera w życiu na początku. Potem, jak się zapisuje przez jakiś czas, pojawia się potrzeba, nawyk zapisywania. Najbardziej chodziło mi o to, żeby jakoś zrozumieć stwory dookoła. I siebie stwora.

Pisała pani, że trzeba się oderwać od siebie, wtedy lepiej widać świat dookoła.
To pozbywanie się siebie jest bardzo szczęśliwe. Tylko to się rzadko zdarza. Jeżeli uda mi się zapisać: „jest ciszy w pokoju / jest ścian, każdej inne / jest słońca na firanie / szarzejące jest kurzu / przez cienkie jest szyby / jest wróbla za oknem” – to chwila wielkiego święta. Ale tego tak często się nie ma, bo to jest właśnie to pozbycie się. To, co jest dookoła mnie, jest całkowicie ode mnie niezależne. Samoistność tego jest wspaniała. Jednak w momencie zapisania znowu pojawia się ja – zapisując znowu znajduję siebie. Nie jest tak, że to się samo zapisało.

Nie da się chyba takich chwil zaplanować?
Nigdy nie wiem, kiedy życie się do mnie uśmiechnie. Każda chwila może być tą chwilą.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.