Muzeum jest jak Sąd Ostateczny
Piotr Rypson / fot. Krzysiek Krzysztofiak

Muzeum jest jak Sąd Ostateczny

Rozmowa z Piotrem Rypsonem

Jestem jak najdalszy od tego, by bujać w obłokach. Przede wszystkim należy naprawić maszynę, żeby w ogóle działała – mówi dyrektor ds. naukowych Muzeum Narodowego w Warszawie

Jeszcze 4 minuty czytania

ADAM MAZUR: Pracujesz od grudnia w Muzeum Narodowym w Warszawie, co zbiegło się z odejściem Beaty Chmiel do PISF-u. Czy zająłes jej miejsce?
PIOTR RYPSON: Beata Chmiel zajmowała się czymś zupełnie innym. Moją poprzedniczką była współpracowniczka Piotra Piotrowskiego, prof. Katarzyna Murawska-Muthesius.

Czym w takim razie zajmujesz się w Muzeum Narodowym?
Jestem zastępcą dyrektora do spraw naukowych i trzymam w swojej pieczy kilka głównych obszarów. Są to przede wszystkim działy programowe, które odpowiadają za kolekcję, wystawy, działalność naukową, publikacje i szereg innych rzeczy, które są kształtowane przez praktykę, a nie tylko przez strukturę organizacyjną muzeum. Obowiązki dzielimy z dyrektor Agnieszką Morawińską i innymi jej zastępcami, niemniej za szereg procesów jestem odpowiedzialny bezpośrednio.

Piotr Rypson

ur. w 1956 w Warszawie, krytyk sztuki, historyk literatury, publicysta, ekspert w dziedzinie edukacji elektronicznej. Autor siedmiu książek - mi.in. „Nie gęsi. Polskie projektowanie graficzne 1919-1949” (2011); „Piramidy, słońca, labirynty” (2002); „Książki i Strony. Polska książka awangardowa i artystyczna w XX wieku” (2000); „Obraz słowa. Historia poezji wizualnej” (1989); oraz ponad 150 artykułów, esejów, tekstów w katalogach i recenzji drukowanych w Polsce i zagranicą. Od niedawna pracuje w Muzeum Narodowym w Warszawie na stanowisku dyrektora ds. naukowych.

A konkretnie?
Trochę czasu zajęło mi ogarnięcie struktury Muzeum Narodowego, które zatrudnia ponad trzysta osób i które ma kilka oddziałów, takich jak Królikarnia, Muzeum Plakatu, czy Nieborów. Oprócz rzeczy oczywistych, jak przygotowanie otwarcia głównego gmachu z kilkoma nowymi galeriami stałymi i wystawą czasową, zajmuję się działalnością organizacyjną. Muzeum było przez wiele lat zaniedbane i wymaga gruntownych zmian. Po pierwsze zmieniliśmy całą identyfikację wizualną. Po drugie zająłem się procesem cyfryzacji zbiorów.

Nie za dużo tych obowiązków?
To nie jest łatwe, choćby ze względu na rozległość zbiorów Muzeum, w którym jest niemal wszystko, może z wyjątkiem sztuki południowoamerykańskiej i afrykańskiej. 
Studiowałem archeologię, doktorat pisałem na temat literatury barokowej, pracowałem jako kurator galerii i zbiorów CSW, zajmowałem się procesami digitalizacji przez dobre dziesięć lat, uczyłem w Stanach Zjednoczonych komunikacji wizualnej przez kolejne pięć sezonów – wszystko to pozwoliło mi bez nadmiernego lęku mierzyć się z tak dużym wyzwaniem

Wnętrza zamkniętego Muzeum Narodowego, adaptacja przestrzeni ekspozycyjnych wg projektu artysty Roberta Rumasa
fot. Krzysiek Krzysztofiak, z serii „Muzeum”, 2012

Wydaje się, że  poza pracą nielicznych pracowników merytorycznych  w muzeum od lat nie tylko nie ma projektów badawczych, ale nie powstają nawet prace naukowe.
To, że nie powstają prace naukowe, wynika również ze struktury pokoleniowej. W muzeum pracuje wiele osób w średnim wieku i starszych. Trudno oczekiwać wysypu nowych doktoratów. Mam nadzieję, że kilkoro nowych pracowników zmieni tę proporcję (naukową) na korzyść.

A ciebie jakie badania najbardziej by interesowały?
Ponieważ odpowiadam również za kolekcję sztuki XX wieku, to chciałbym skupić się na latach 40. Zarówno jeśli chodzi o wzornictwo przemysłowe, sztuki wizualne, badania nad kulturą tego okresu, jak i studia interdyscyplinarne. W przyszłym roku będziemy mieli konferencję regionalną, dotyczącą Europy Środkowej w latach 1945-49, kiedy komuniści stopniowo przejmowali władzę w całym regionie.

Nie jesteś pierwszy. Andrzeja Starmacha interesowała Wystawa Sztuki Nowoczesnej, nawet w Muzeum lata temu była ekspozycja poświęcona Klubowi Krzywego Koła.
Rzeczywiście, ale mnie interesuje nieco szerszy kontekst. Z moich obserwacji wynika – mówiąc zgrubnie – że liczne nurty Dwudziestolecia były kontynuowane w latach 40., co powoduje, że de facto koniec tej epoki zamyka się w roku 1949.

Wróćmy do sytuacji w Muzeum. Decyzja o zamknięciu instytucji na rok to rodzaj grubej kreski. Czy zarzuciliście program wystaw przygotowany przez Piotra Piotrowskiego? Planowaną jeszcze niedawno w Muzeum wystawę Davida Crowleya będzie można zobaczyć już wkrótce w Muzeum Sztuki w Łodzi.
Jeśli chodzi o projekt Davida Crowleya, to ani Agnieszka Morawińska, ani ja nie jesteśmy szczęśliwi z tego powodu, że wystawa się u nas nie odbędzie. Ale muzeum nie było przygotowane, ani strukturalnie, ani fizycznie, ani finansowo, żeby ją udźwignąć. To, co się w tej chwili u nas odbywa, to praca u podstaw.

Galeria Sztuki XIX w., lampy do konserwacji „Bitwy pod Grunwaldem”, która ponownie zawiśnie w tej sali 17 maja
fot. Krzysiek Krzysztofiak, z serii „Muzeum”, 2012

A co z programem „muzeum krytycznego”? Czym właściwie to muzeum ma być według ciebie?
Przy całym respekcie dla myśli Piotra Piotrowskiego – napisał wszak ciekawą książkę o tym doświadczeniu – to chyba niechcący wpisał się on w pewien porządek, który obowiązywał w tym muzeum od początku, mianowicie owych dostojnych, starszych mężczyzn, którzy sprawują w Muzeum dyktatorską władzę. Innymi słowy, portret profesora Piotrowskiego mógłby zawisnąć między konterfektami profesora Lorenza i profesora Michałowskiego. W dawnych czasach PRL-u mieli oni ogromną władzę sprawczą, bo cały kraj tak funkcjonował, obowiązywała hierarchia bizantyjska w procesach zarządzania i kształtowania programu. W 2009 roku tak się już nie dało.

Jak oceniasz samą koncepcję merytoryczną Piotrowskiego?
Myślę, że musi zachodzić zdrowa równowaga między lotnymi ideologiami, a niezbędnymi reformami. Piotr Piotrowski miał niezwykle ciekawe pomysły, jednak jeśli chodzi o misję i rolę tego typu instytucji był raczej naukowcem, a w mniejszym stopniu dyrektorem, osobą, która by spowodowała, żeby program „muzeum krytycznego” mógł się w takiej instytucji faktycznie wydarzyć.

Czym skusiła cię Agnieszka Morawińska? 

Zaproponowała mi zajmowanie się również sztuką XX i XXI wieku, tworzenie jednego Działu Sztuki Nowoczesnej. Zwłaszcza XXI wiek w muzeum brzmi niezwykle optymistycznie, to po pierwsze, a po drugie ten obszar jest mi najbliższy i tu czuję się najbardziej komfortowo. Zarówno jeśli chodzi o okres przedwojenny, jak i o czasy nam bliższe.

Jakie zmiany są najważniejsze?
Myślę, że muzeum powinno maksymalnie się otworzyć na publiczność warszawską i polską. Pomimo szczytnych, rewolucyjnych idei te podstawowe cele nigdy nie zostały zrealizowane. Otwieramy więc dziedzińce, otwieramy kawiarnie, otwieramy kino repertuarowe, wprowadzamy nowe metody edukacji i program wystaw, które mam nadzieję będą dla odwiedzających atrakcyjne i ciekawe.

Galeria Sztuki XIX w., trwa konserwacja „Bitwy pod Grunwaldem” / fot. Krzysiek Krzysztofiak z serii „Muzeum”, 2012

Otwierając się nawet na XXI wiek, zaczynacie stanowić konkurencję dla pozostałych warszawskich instytucji sztuki współczesnej: CSW, MSN czy Zachęty.
Mam duże szczęście, że ze wszystkimi tymi instytucjami dość blisko współpracowałem. Aktualnej sytuacji nie postrzegam w kategoriach konkurencji. Ciężar gatunkowy Muzeum Narodowego jest osadzony na sztuce sprzed naszego stulecia. Instytucja tego typu – prócz może bardzo wyspecjalizowanych – nie powinna się jednak odcinać od współczesności, musi utrzymywać kontakt z „dzisiaj” nie tylko poprzez uczestniczenie we współczesnej debacie, lecz również poprzez uzupełnianie własnych zbiorów. Jednak będzie się to działo inaczej niż w przypadku MSN.
Interesuje mnie włączanie do ogromnych zbiorów naszego Muzeum również XXI wieku. Chodzi przy tym o dość ograniczoną liczbę prac i artystów najistotniejszych dla stałej kolekcji, obecnych poprzez znaczące dzieła.

Planujesz wspólne projekty z warszawskimi instytucjami?
Zapraszam MSN i inne środowiska, by zechciały pomyśleć, co można zrobić wokół Biennale Plakatu, które jest starą dobrą marką, w ostatnich latach lekko stlałą. Zastanawiamy się, co zrobić, żeby w programie instytucji warszawskich w roku 2014 miasto tętniło dizajnem projektowym, graficznym, żeby uruchomić środowiska zawodowe, które sprawiają, że mamy teraz podobny wzlot sztuki projektowania, jak w latach 20. i 30 ubiegłego wieku.
Z Zachętą współorganizujemy wielką wystawę, przygotowywaną przez zespół Muzeum Akademii Sztuk Pięknych dotyczy całego pokolenia artystów przedwojennych, którzy z tej akademii wyszli. Duża część obiektów na tej wystawie pochodzi ze zbiorów Muzeum Narodowego. Z kolei CSW razem z Królikarnią przygotowują wspólnie projekt związany z rzeźbą współczesną.

Galeria Sztuki XIX w., oparta o ścianę „Ziemia ” (1898) Ferdynanda Ruszczyca / fot. Krzysiek Krzysztofiak, z serii
„Muzeum”, 2012

Przejdźmy do wystaw czasowych. Czy zamierzasz kontynuować linię Piotra Piotrowskiego, który radykalnie uwspółcześnił program, prezentując wystawy takie jak „Ars Homo Erotica”, czy „Interwencje”?
W moim przekonaniu tak złożony organizm jak Muzeum Narodowe w Warszawie nie może funkcjonować na takiej zasadzie, że jedna osoba narzuca mu zdecydowaną linię programową. To jest niewykonalne i na tym moglibyśmy poprzestać – jeśli coś jest niewykonalne, to nie ma większego sensu się tym zajmować. Po drugie, program muzeum musi wynikać z rzeczywistych procesów, które się dzieją, lub dziać się powinny wewnątrz instytucji. Dziś poszczególne działy są trochę osobnymi światami, ich kuratorzy są często świetnymi historykami sztuki, ale nieustannie trzeba pobudzać ich współpracę.
Choć wystawę „Ars Homo Erotica”oceniam negatywnie, była słaba, to ferment, który Piotr zasiał jest pomocny i pomaga dziś przekształcać tę instytucję. Niezależnie od tych lub innych założeń ideologicznych, Muzeum powinno pokazywać dobrze przygotowane wystawy – mam nadzieję, że dobrym przykładem będą „Wywyższeni”. Za chwilę będziesz mógł to ocenić; ekspozycja otwiera się 17 maja, przygotowują ją profesor Ziemba z zespołem pod naukową kuratelą profesora Pomiana.

Chodzi o wystawę z Lady Gagą w tytule?
To oczywiście chwyt piarowski, ale uprawniony logiką pokazu. Wystawa traktować ma o tym, w jaki sposób sztuka od czasów najdawniejszych do dzisiaj była i jest używana, by jednostkę uwznioślić, wywyższyć w hierarchii społecznej przy pomocy środków estetycznych. Ma to być pierwsza wystawa z planowanej triady, która będzie realizowana przez najbliższe kilka lat i na którą mają się jeszcze złożyć „Poniżeni” i trzecia wystawa, która pokaże udział sztuki w kształtowaniu się społeczeństw demokratycznych. Wystawie towarzyszyć będzie dobrze przygotowana publikacja, raczej książka niż katalog.

Galeria Sztuki XIX w., oparty o ścianę „Hamlet polski” (1903) Jacka Malczewskiego / fot. Krzysiek Krzysztofiak, z serii
„Muzeum”, 2012

Nadal dysponujecie jedną przestrzenią na wystawy czasowe i galerią, gdzie eksponowana jest kolekcja stała?
Tak, i jest to największa tego typu przestrzeń na wystawy czasowe w muzeach polskich, co tylko źle świadczy o kondycji polskiego muzealnictwa, przynajmniej pod względem infrastruktury. To jest siedem pokaźnych sal, w których można pokazać przyzwoitej wielkości wystawę lub dwie mniejsze. Zaprezentujemy tam różne ekspozycje, poniekąd wynikające z naszych zbiorów, częściowo z zainteresowań kuratorów. Jeszcze w tym roku pokażemy m.in. dużą wystawę „Europa Jagellonica” organizowaną z Zamkiem Królewskim w Warszawie i instytucjami z regionu, przyjętą do programu wystaw jeszcze przez Piotra Piotrowskiego. Zadaniem tego projektu jest pokazanie rzeczy mniej w Polsce znanych, czyli Jagiellonów poza Polską, wpływu tej dynastii na politykę, kulturę i na sztukę w krajach ościennych. 

Co dalej?
W programie mamy dwie wystawy z naszych zbiorów. Jedna dotyczy Chin, druga będzie wystawą fotografii. Mamy ogromny zbiór fotograficzny i chcemy wiosną 2013 pokazać zdjęcia z archiwum czasopisma „Świat”; obraz, jaki to czasopismo kreowało przy pomocy znakomitych niekiedy fotografów. Bardzo bym chciał, żeby publikacja towarzysząca tej wystawie została wydana razem z którymś z wydawnictw promujących fotografię. Chcielibyśmy, żeby publikacje muzealne były dostępne na rynku nie tylko w formie katalogów kierowanych do zamkniętego kręgu odbiorców.
Kolejną wystawą w roku 2013 będzie „Moving Types” wynik współpracy z Muzeum Gutenberga w Moguncji. Wystawa pokaże, w jaki sposób tekst i typografia została uruchomiona w XX wieku poprzez nowe technologie: film, potem animację, komputery i 3D. Robimy ją z Akademią Sztuk Pięknych w Katowicach i być może z Gdynią. Latem 2013 roku będziemy gościli dużą ekspozycję Marka Rothko z Narodowej Galerii w Waszyngtonie – wybór najważniejszych jego obrazów. Potem będzie wystawa „Masoneria”, przygotowywana wraz z profesorem Tadeuszem Cegielskim, głównym masonem Rzeczpospolitej. Dalej mamy w planach monograficzną wystawę malarstwa Aleksandra Gierymskiego. Mam opowiadać dalej?

Galeria Sztuki XIX w., oparte o ścianę arcydzieło polskiego akademizmu: „Dirce chrześcijańska” (1897)
Henryka Siemiradzkiego / fot. Krzysiek Krzysztofiak, z serii „Muzeum”, 2012

Czy kolekcja stała będzie stała, czy też zamierzasz wprowadzić jakieś „interwencje”. Piotr Piotrowski dosłownie wstawiał dzieła współczesnych twórców pomiędzy prace z epok dawnych.
Tego rodzaju przemieszania by
ły próbami rozruszania nieco ospałego cielska, jakim było muzeum przed przyjściem Piotrowskiego. My nie musimy już tak postępować. Znosimy natomiast podział na sztukę rodzimą i obcą w sztuce dawnej, ale też kładziemy nacisk na galerię sztuki polskiej dziewiętnastowiecznej, gdzie naprawdę znajdują się arcydzieła. Malarstwu polskiemu towarzyszyć będą wybrane prace z innych krajów. Trzeba wspomnieć także o znakomitej kolekcji: zespole fresków wczesnochrześcijańskich z Sudanu. Galeria Faras to perła, rzecz unikalna na skalę światową; niemniej przez ostatnie 40 lat trochę ją kurz przysypał. Przykładamy dużą wagę do tej części stałej ekspozycji i musimy znaleźć środki, by ją zaprezentować w sposób, na jaki zasługuje.

Przed przyjściem do Muzeum Agnieszki Morawińskiej z kasą bywało krucho. Czy macie pieniądze na działalność bieżącą?
Mamy opanowany budżet; to wynik pracy dyrekcji w 2011 roku – i wsparcia jakie nam udzieliło Ministerstwo. Dostaliśmy dotację celową na face-lifting Muzeum, które było w dość opłakanym stanie. Nie chodzi tylko o to, że wstyd zapraszać ludzi do zapuszczonej siedziby, ale zwyczajnie nie można było pokazać prac, bo instytucja nie spełniała podstawowych warunków ekspozycyjnych. Co tu mówić o ambitnych przedsięwzięciach, jeśli na przysłowiowym gwoździu nie możesz powiesić pracy, bo temperatura i wilgotność w sali ci cały czas skacze.

Masz też pieniądze na zakupy do kolekcji? Takie dotacje dostało łódzkie Muzeum Sztuki, warszawski MSN i CSW.
Nie, nie mam żadnych pieniędzy na zakupy. Muszę pracować na własną rękę, pozyskiwać środki. Pracujemy nad tym.

Jak? Poprzez Fundację, która sie tym dotychczas zajmowała?
Fundacja być może, sponsorzy na pewno, ale mam też bardzo dobre rozmowy z artystami, którzy zechcieli podarować świetne prace do kolekcji.

Na zapleczu / fot. Krzysiek Krzysztofiak, z serii „Muzeum”, 2012 
Na zakupy nie masz pieni
ędzy, ale co miesiąc wraca jakaś praca odzyskana od przysłowiowego Niemca…
Tak, to dzieła skradzione w czasie okupacji, które z aukcji w Niemczech wykupywane są przez Ministerstwo bądź sponsorów. Niektóre są świetne, inne dość przeciętne, tak jak spora część kolekcji muzealnej, która – nie oszukujmy się – w swojej liczącej 840 tysięcy obiektów masie, składa się również z rzeczy niezbyt wartościowych.

Czyli nie masz na sztukę współczesną, ale wszystkie Fałaty i Kossaki do ciebie trafiają?
My na to nie wykładamy pieniędzy bezpośrednio, ale do nas to trafić musi, bo Muzeum jest instytucją podobną do Sądu Ostatecznego i jak coś zapisano w Księdze Życia, to nie sposób tego wymazać. I jeśli jakiś obiekt na tej planecie ma swój numer inwentarzowy z Muzeum to koniec i kropka: musi do nas wrócić.

                                                                                             Wielka Sobota (7 kwietnia 2012), Warszawa


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.