Wyczucie czasu dla każdej rzeczy świadczy o geniuszu
fot. Pat Mic

13 minut czytania

/ Sztuka

Wyczucie czasu dla każdej rzeczy świadczy o geniuszu

Adam Mazur

„O wiele historii za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku” to wystawa melancholijnie bezwstydna, emocjonalnie poruszająca i najzwyczajniej piękna. W sam raz na zakończenie kolejnego rozdziału w instytucjonalnej historii Zamku Ujazdowskiego

Jeszcze 3 minuty czytania

Opowieść przygotowana przez holenderski duet Bik van der Pol rozgrywa się w dawnej przestrzeni stałej kolekcji Centrum Sztuki Współczesnej i nie jest aż tak gęsta, a pudełko aż tak małe, jak sugeruje tytuł. Przygotowując swoją performatywną wystawę, kuratorzy nie zapomnieli zostawić przestrzeni dla ruchu, dla myśli i dla wspomnień. Jest wiele świetnych momentów, sporo tekstu, szeptanych i urwanych plotek układających się w nieszablonowy, poetycki przewodnik.

Wystawa przedstawia resztki legendarnego zbioru sztuki z czasów Wojciecha Krukowskiego i do pewnego stopnia jego następcy, Fabio Cavallucciego. Tak właśnie, resztki. Pozostałości po zagubionych dziełach i wycofanych depozytach. Rekonstrukcje i fragmenty wystaw. Jest też szereg obiektów zachowanych w stanie nadającym się do ekspozycji, które stanowią ślad po czasach świetności. To głównie dzieła zagranicznych gwiazd, niegdyś regularnie goszczących w CSW. Dla tych, którzy pamiętają wystawy Nan Goldin, Nedko Solakova, Barbary Kruger, Kosutha i Kabakova czy Martina Creeda, wystawa będzie okazją do podróży w czasie. Bik van der Pol udało się świetnie rozegrać klimat entropii. To metafora rozpadu, a może też upadku sztuki współczesnej jako obietnicy lepszego jutra, ciekawszego i bardziej pluralistycznego świata. To znakomita krytyka instytucji w stanie upadku; krytyka, którą udało się przemycić artystom pod czujnym okiem dyrektorki U-jazdowskiego. Pod tym względem wystawa Liesbeth Bik i Josa van der Pola jest sama w sobie dziełem sztuki krytycznej, aktualizującym tę fundamentalną dla warszawskiego CSW tradycję.

fot. Pat Micfot. Pat Mic

„Mówieniem maskuje się swoją niezdolność do działania”*

Tytuł wystawy nawiązuje do emblematycznej dla Zamku Ujazdowskiego pracy amerykańskiego minimalisty Lawrence’a Weinera. Inskrypcja, mówiąca o wielu rzeczach, a nie tytułowych wielu historiach, została zamalowana podczas remontu elewacji, co zbiegło się z powołaniem Małgorzaty Ludwisiak na stanowisko dyrektorki Centrum Sztuki Współczesnej w 2014 roku. Weiner, pomimo próśb nowej dyrekcji, nie zezwolił na odnowienie pracy na fasadzie i swoiste „logo” CSW pozostało pracą stricte konceptualną; ideą, z którą na wystawie grają artyści-kuratorzy. Nawiązując do sekwencji Weinera, Bik van der Pol komentują instytucjonalną pamięć, kadencję Małgorzaty Ludwisiak, ale także odwołują się do tożsamości instytucji, która w czasach Krukowskiego faktycznie aż buzowała i programowo przewodziła całej scenie artystycznej. To właśnie przede wszystkim tej epoki, rozciągającej się między 1989 a 2010 rokiem, dotyczą historie zebrane przez Bik van der Pol, przewijające się w przestrzeni wystawy w formie dźwięków – bardziej szeptów niż krzyków. Te skrawki wypowiedzi zostały zaczerpnięte z rozmów z zespołem Centrum Sztuki Współczesnej, osobami pamiętającymi historię z dzisiejszej perspektywy zamierzchłą, ale jakże znaczącą. Kuratorzy zachęcają do wsłuchiwania się w te strzępy. Już na wejściu można pobrać przenośny głośniczek i zwiedzać z nimi wystawę lub też, co jakiś czas zatrzymując się przed pracą, czy to Zbigniewa Libery, czy Marka Kijewskiego, wsłuchać się w głosy wybrzmiewające z ukrytych na wystawie głośników. Ten metakomentarz jest liryczny, ale też krytyczny. Obnaża praktykę instytucjonalną, opowiadając anonimowo o sekretach instytucji, nadużyciach, nieodpowiedzialności i dezynwolturze. Ta ukryta wiedza na temat mechaniki pola sztuki może być szokująca i można uznać ją za purnonsensową fikcję. A jednak to wszystko prawda.

Otwierająca i kluczowa dla koncepcji wystawy Bik van der Pol praca Weinera jest obecna w galerii w formie rysunku ksero – instrukcji wykonanej przez artystę i przesłanej kuratorce jego wystawy. Milada Ślizińska, bo o niej mowa, może odczuwać szczególną satysfakcję, zwiedzając przestrzenie kolekcji. Wygląda na to, że jej program wystaw przeszedł próbę czasu, a gwiazdorska obsada sprawdza się nieźle w formie resztek i fragmentów, nawet w instytucji podupadłej, jak ją przedstawiają kuratorzy. Rysunek, o czym zapewne Bik van der Pol, umieszczając na wystawie kserokopię, nie mieli pojęcia, jest zresztą własnością Ślizińskiej, głównej kuratorki międzynarodowego programu CSW, zwolnionej jeszcze za czasów Cavallucciego.

fot. Pat Micfot. Pat Mic

„Nadmiar samowiedzy prowadzi do perwersji”

Każda z prac wybranych z kolekcji opatrzona została rozbudowanym komentarzem. To świetna opowieść o losach rzeczy. Osobliwe historie dzieł sztuki są tematem fascynującym i kuratorom udało się to rozegrać z hauntologiczną werwą. Opisując je, artyści tworzą, z jednej strony katalog reliktów minionej epoki, a z drugiej aktualizują ich sensy, pytają o obecność stojących za obiektami idei. Widać to na przykładzie rozklejanego w przestrzeni publicznej plakatu Barbary Kruger „Twoje ciało to pole walki”. Plakat, wykonany w 1989 roku przez nowojorską artystkę i pokazywany w programie CSW w samym środku debaty aborcyjnej toczonej w Polsce na początku lat 90., wciąż jest aktualny, mocny i kontrowersyjny. To wspaniałe, że sztuka, także ta oskarżana o publicystykę i politykierstwo, przechodzi próbę czasu i nadal działa.

Nawet eksponując abstrakcyjny kwadrat, opisując go jako figurę podstawową dla instytucji za kadencji Krukowskiego i prowadzonej przezeń Akademii Ruchu, Bik van der Pol odnoszą się do polityczności sztuki. To pogłębiona, empatyczna rekonstrukcja idei Krukowskiego, którą próbował przejąć Cavallucci, a Ludwisiak ostatecznie z niej zrezygnowała. Świadczy o tym „Kwadrat” umieszczony w centrum wystawy, nieopodal zadaszonego i okazyjnie zamienianego w miejsce komercyjnych imprez dziedzińca Zamku Ujazdowskiego. To dzieło-manifest, a może raczej hołd Bik van der Pol dla pierwszego dyrektora. Warto przywołać kilka zdań otwierających opis tej pracy:

„Kwadrat powraca w różnych formach.
Jako siatka w logo centrum sztuki.
Podczas demonstracji, w pamfletach i na billboardach.
Jako plakat.
W komunikacji.
Podczas publicznych rozmów.
Jako zasada przewodnia”.

Niewtajemniczeni mogą podziwiać prostą i abstrakcyjną formę. Dociekliwi odnajdą tu nawiązanie do dawnego logo instytucji. Wstawiony w nazwę U-jazdowskiego w 2015 roku dywiz sprawił, że logo stało się niezrozumiałe i nieprzetłumaczalne. To kłopotliwe, ponieważ narzuca pytania nie tylko o logo, ale też o to, co stało się z krytycznym programem instytucji w ostatnich latach. Czy wycofanie się z debaty publicznej i tworzenie bezpiecznego programu miało sens?

„O wiele historii za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku”

 Kuratorka: Joanna Zielińska, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski w Warszawie, do 3.05.2020 roku

W taki łagodny, ale konsekwentny sposób, Bik van der Pol punktują kończącą się epokę U-jazdowskiego Małgorzaty Ludwisiak. Mitologizując na swój performatywny sposób czas Krukowskiego, kuratorzy demitologizują ostatnie lata instytucji, trudno też nie dostrzec ostrożnej diagnozy kondycji zamku. Potwierdzają ją w jakiejś mierze słowa także związanego przez lata z CSW Artura Żmijewskiego, który myśląc o upadku instytucji sztuki, w jednej z rozmów mówił: „Skuteczność sztuki bierze się z odwagi instytucji kultury, z intuicyjnego, ale trafnego rozpoznania przez twórców tych procesów społecznych, które w danym czasie są krwiobiegiem wspólnego życia”. Brak odwagi mści się na niegdyś krytycznej instytucji. Będąca metakomentarzem wystawa Bik van der Pol jest próbą przekroczenia progu samowiedzy, zamiany miałkiej pracy na kolekcji i archiwum ponownie w działanie. Nie uda się jednak już tchnąć odwagi w skostniałą strukturę. Za późno. Deficyty programowe, zmarnowana energia, oportunizm i wycofanie z działania prowadzą do sytuacji obecnej, impasu i... Piotra Bernatowicza.

fot. Pat Micfot. Pat Mic

„Wolność to luksus, nie konieczność” 

Wystawa kolekcji reklamowana jest jako performatywna. To modne określenie, tak jak modny jest dziś performans. W Zamku performowane są dzieła sztuki, ustawiane wobec siebie, dekomponowane i konstruowane na nowo. Jest też wspomniany już soundscape wyedytowany przez Wojtka Blecharza, są akcje w przestrzeni wystawy, performowane wykłady i oprowadzania. Generalnie działa to nieźle. Przede wszystkim wystawa żyje, co w przypadkach ekspozycji kolekcji często jest największym problemem. Kłopotliwe są momenty, których performować się nie da, bo wymagają koncentracji i śledzenia narracji, jak w przypadku umieszczonych na wystawie archiwaliów filmowych czy rozłożonych na stołach katalogów wystaw i publikacji CSW z czasów Krukowskiego. Ta część muzealna może jest najsłabsza, ale ucieszy każdego historyka sztuki. To swoiste centrum studiów nad sztuką współczesną. Publikacji na stołach jest wiele. Są tak różnorodne i ciekawe, że można się zastanawiać, jak produkcja tego wszystkiego w latach 90. i wczesnych dwutysięcznych, czyli epoce uznanej za kryzysową, była w ogóle możliwa. Każda wystawa z zaproszeniem, prawie każda z katalogiem, najważniejsze z towarzyszącymi publikacjami i tekstami wybitnych krytyków i historyków sztuki, dostępnymi po polsku i angielsku. A do tego plakaty. Świetne i świadczące o tempie wystaw. Krukowski nawet gwiazdom w stylu Mariny Abramović czy Kosutha i Kabakova rzadko kiedy dawał więcej niż sześć, osiem tygodni. Ciągła gonitwa i ciągły niedosyt, wystawa w każdym kącie piwnicy i baszcie, na schodach i korytarzu. Wystawy trwające po pół roku, jak w zwyczaju ma obecny U-jazdów, z miesięcznymi przerwami na demontaż, a do tego pozbawione publikacji (również wystawa Bik van der Pol nie ma katalogu), o ciekawym programie audytoryjnym nie wspominając, to kolejny znak przemiany, jaka nastąpiła w ostatnich latach w CSW. Część archiwalna wystawy świadczy o obsesji, kompulsywności, morderczym tempie pracy narzucanym przez Krukowskiego bez zmiłowania, ale też w wierze w sztukę i artystów. Może nawet w misję instytucji sztuki. Wydaje się dziś, że szansa została zaprzepaszczona, a wystawa ilustruje to poczucie utraty. Letnia sztuka, program letni jak ciepła woda w kranie nie zdały egzaminu. Symboliczne, może nawet patetyczne, jest w tym kontekście zakończenie ekspozycji. Bik van der Pol zaprosili do udziału duet Fontarte, który przygotował sekwencję mocnych graficznie plakatów, komentujących program instytucji ważnej także dla tych zaangażowanych twórców. Ostatni plakat przed wyjściem z galerii przedstawia napis „Blowing up the Castle...! Imagine that...!”. Słowa jednego z rozmówców Bik van der Pol, które można usłyszeć w przestrzeni wystawy, odnosiły się do owianego legendą wysadzenia ruin Zamku Ujazdowskiego przez saperów już po zakończeniu wojny. W kontekście historii opowiadanej na wystawie mają znaczenie dużo bardziej metaforyczne.

„Każda próba zatrzymania czasu jest heroiczna”

Największym zagrożeniem dla koncepcji Bik van der Pol wydawała się nostalgia. Jest kilka momentów, w których stajemy na krawędzi, a emocje zaczynają przejmować kontrolę nad odbiorem sztuki, świetnej sztuki ze świetnych, minionych lat. Rama ekspozycyjna jest silna i wytrzymuje napór reakcyjnej nostalgii. Bik van der Pol traktują Centrum Sztuki Współczesnej jako case study. Skoro instytucja jest na zakręcie albo to kolejny moment osunięcia się w dół, to można tu pozwolić sobie na więcej (czy nie na tym polega zamkowy genius loci, wieczne chylenie się ku upadkowi?). Jest tu też przeczucie, że może Zamek Ujazdowski, w wigilię objęcia stanowiska przez Piotra Bernatowicza, jest jednak wciąż w awangardzie. Jakkolwiek paradoksalnie to zabrzmi, instytucjonalna trajektoria CSW pokrywa się z dynamiką całego pola sztuki współczesnej. W ostatniej pięciolatce traciliśmy kolejne instytucje, od CSW Znaki Czasu po Artstations, lecz nade wszystko straciliśmy wiarę w sztukę i jej misję. Bernatowicz to przecież dawny liberał, człowiek należący do „mafii kulturalnej” i redaktor naczelny „Arteonu” goszczący regularnie na salonach CSW Krukowskiego. Przechrzczony na ultrakonserwatyzm zamierza przekształcić CSW w centrum studiów nad sztuką współczesną. Jak na ironię wkracza do instytucji z obecnym na początku lat 90. ulubieńcem Krukowskiego – Jerzym Kaliną. Bernatowicz mógłby zacząć od studiowania wystawy Bik van der Pol, którzy sięgając do początków instytucji, właśnie takie centrum badań nad sztuką współczesną ustanowili.

Bik van der Pol zostawiają cień nadziei artystom piszącym listy protestacyjne, zagubionej radzie programowej i wszystkim sprzyjającym CSW. Nadchodzące siedem lat to dla sztuki mgnienie, a to, co ważne i krytyczne, co istotnie artystyczne, obroni się, czy to w formie fragmentu, biednego przedmiotu, czy też wspomnienia. Tak jak broni się, a nawet atakuje nas, sztuka współczesna epoki Wojciecha Krukowskiego. Ostatecznie, jak na wystawie Bik van der Pol, wszystko się rozpada, ale ważne jest, jak i co po tym zostaje.

* Śródtytuły są cytatami z Jenny Holzer, artystki, której prace można oglądać na wystawie „O wiele historii za dużo, by zmieścić w tak małym pudełku”.