Świeże powietrze
Joanna Piotrowska, bez tytułu (fragment), 2019. Dzięki uprzejmości Galerii Dawid Radziszewski

10 minut czytania

/ Sztuka

Świeże powietrze

Rozmowa z Joanną Piotrowską

Nigdy nie myślałam o celowym przeniesieniu swoich emocji do moich prac, a już broń Boże pokazaniu prawdziwych emocji ludzi, którzy są przed obiektywem. Bardziej interesuje mnie sztuczność niż naturalność

Jeszcze 3 minuty czytania

Joanna Piotrowska jest artystką w Polsce słabo znaną. Od początku swojej kariery za nic ma lokalne mody i konsekwentnie trzyma się obranej drogi. Wystawa Piotrowskiej w Zachęcie, pierwsza tak znacząca prezentacja w Polsce, przychodzi dopiero po sukcesach w londyńskiej Tate Modern, szwajcarskiej Kunsthalle Basel, prezentacjach w Nowym Jorku i świetnych wystawach w galeriach prywatnych. Pokaz w Zachęcie o mały włos spadłby z grafiku. Wszystko przez lockdown. Przeniesiony z wiosny na wczesną jesień jest wydarzeniem sezonu. Joanna Piotrowska to artystka lakoniczna, stroniąca od rozmów. Specjalnie dla „Dwutygodnika” zgodziła się, pod wieloma warunkami, odpowiedzieć na kilka pytań. Krótko i na temat.

A.M.

 
ADAM MAZUR: Kiedy zaczęłaś fotografować?
JOANNA PIOTROWSKA: Moje przyjaciółki z liceum w Krakowie, Aga i Jola, chodziły na warsztat fotograficzny i to chyba było moje pierwsze zetknięcie z fotografią. Potem moje zainteresowanie robieniem zdjęć wsparła Agata Pankiewicz, która prowadziła Katedrę Fotografii na ASP w Krakowie i Prot Jarnuszkiewicz, który uczył mnie w Warszawskiej Szkole Filmowej. Moja pierwsza wystawa „5128” w galerii ZPAF i S-ka w Krakowie odbyła się dzięki motywacji Karola Hordzieja i Piotra Lelka. Piotrek pożyczył mi wtedy też swój aparat, żebym mogła zrealizować projekt, posługując się wielkim formatem, był to z jego strony niezwykle uprzejmy gest i jestem mu za tę uprzejmość bardzo wdzięczna.


Dlaczego fotografia?
Myślę, że jest to kombinacja tego bardzo wczesnego wsparcia, o którym wspominam, i tego, że pierwszy sensowny projekt, który zrealizowałam, wykorzystywał fotografię. Moje zainteresowanie fotografią, odkąd poszłam na studia w Royal College of Art w Londynie, nie było większe niż zainteresowanie filmem czy malarstwem, a obecnie najciekawsze jest dla mnie funkcjonowanie fotografii w kontekście filmu, performansu i obiektów, z których także korzystam.

Jaką rolę odegrały w takim razie studia w Londynie?
Po krakowskiej ASP to było jak lądowanie na innej planecie. W ciągu jednego roku mieliśmy spotkania z Sissel Tolaas, Michaelem Elmgreenem i Ingarem Dragsetem, Laure Provost, Cerith Wynn Evans, Tomasem Saraceno czy Williem Dohertym. To był jeszcze czas, kiedy grupy studenckie w RCA były stosunkowo małe, moja liczyła 18 osób. Często mieliśmy seminaria z gośćmi, którzy dawali wykłady, ja na przykład na drugim roku miałam tutorial z Joan Jonas. Także nasi wykładowcy to byli niezwykle ciekawi ludzie, którzy mieli swoje praktyki artystyczne, niektóre rozmowy z nimi pamiętam do dziś, zwłaszcza tę z Olivierem Richonem czy Sarah Jones. W mojej grupie, która była dosyć zżyta, z tych 18 osób połowa była spoza Anglii: z Izraela, Irlandii, Finlandii, Niemiec, Dagestanu, Danii, Japonii, Korei, Hiszpanii. Spędziliśmy ze sobą intensywne dwa lata. Ważne było też życie w Londynie, codzienne stykanie się z ludźmi z różnych kultur. To wyjście z klaustrofobicznego, jednorodnego, katolickiego społeczeństwa polskiego było dla mnie niesamowitą ulgą. Nareszcie wokół mnie byli ludzie, którzy mieli zróżnicowany sposób bycia i myślenia.

Joanna Piotrowska, Bez tytułu, 2017. Dzięki uprzejmości Galerii Dawid Radziszewski.Joanna Piotrowska, Bez tytułu, 2017. Dzięki uprzejmości Galerii Dawid Radziszewski.

Jak wybierasz format zdjęcia do ekspozycji w galerii?
Robienie wystawy jest dla mnie jak montaż filmu – wybór obrazów, ich wielkości, ich powtarzalność lub nie – jest nowy przy każdej wystawie. Do tego dochodzi ciało widza we wnętrzu – wnętrze ma ogromny wpływ na odbiór prac i zawieszenie czy postawienie obiektów powinno być zawsze istotnym czynnikiem. Podobnie jak film, fotografia ma wspaniałą elastyczność prezentacji. Można pokazać jedną bardzo dużą odbitkę w dużej przestrzeni i będzie mieć ona inny wydźwięk, niż jak umieści się ją w małym pomieszczeniu. Można w tej samej przestrzeni pokazać dwie takie same odbitki albo nawet trzy – uskuteczniam taką prezentację dosyć często, bo lubię powracać do tych samych obrazów, przypomina mi to powtarzający się sen. Wszystkie moje prace fotograficzne są pokazywane w różnych rozmiarach – od bardzo małych formatów do formatów bardzo dużych, nawet niemożliwych w przypadku odbitek ręcznych.

Tak było między innymi na wystawie w Kunsthalle w Bazylei.
Tak, w zeszłym roku pokazałam w Bazylei ręcznie wykonaną odbitkę w formacie 160 × 200 cm wykonaną na dwóch fragmentach papieru fotograficznego w specjalnie do tego przebudowanej ciemni. Odbitka została zaprezentowana w bardzo małym pomieszczeniu, w którym relacja ciała zwiedzającego wystawę do pracy jest zupełnie inna niż w dużej przestrzeni – nie jest łatwo objąć wzrokiem całość obrazu, nie mając możliwości odejścia, zatem obraz czytany jest fragmentarycznie. Na zdjęciu jest dziewczyna, która leży w łóżeczku dla dzieci – poprzez rozmiar odbitki jej ciało jest monumentalne i wydaje się potężniejsze, a łóżeczko bardziej przypomina klatkę. Zwiedzający jest przytłoczony nie tylko niemożliwością objęcia wzrokiem przedmiotu zdjęcia, ale też dominacją przedstawionej postaci.

Rozmiar ma znaczenie?
Jest coś interesującego w tym, jak sfotografowane ludzkie ciało zmienia się poprzez rozmiar odbitki – raz jest monumentalne jak komunistyczny posąg, innym razem malutkie, intymne, prawie że karykaturalne. Czasami ten sam obraz niesie w sobie przeciwne jakości, rozmiar odbitki to podkreśla.

Joanna Piotrowska, XIV Zaduch, 2014–15.    Joanna Piotrowska, bez tytułu, 2019. Dzięki uprzejmości GDR.

Podkreślasz ręczne, niemaszynowe wykonanie zdjęcia. Czy praca w ciemni jest dla ciebie ważna?
Paradoksalnie korzystanie z techniki srebrowo-żelatynowej sprawia, że mniej myślę o zapośredniczeniu obrazu rzeczywistości przez technologię. Taki rodzaj odbitek odwołuje się do przeszłości, fotografii dawnej będącej zapisem wydarzeń historycznych. Przeszłość i gra z konwencją dokumentu są ważnymi aspektami moich prac.

Czy można sfotografować emocje?
Nie jestem pewna, czy można. Próba sfotografowania emocji brzmi karkołomnie, z wielu powodów. Na pewno jednak można przenieść swoje emocje w procesie tworzenia filmu, muzyki, architektury czy jakiegokolwiek medium sztuki, w tym fotografii. Nawet jeśli nie odbywa się to w skali jeden do jeden, bo proces tworzenia jest złożony i życie emocjonalne także jest złożone, to chyba nie ma możliwości, żeby być w procesie tworzenia, nie przenosząc emocji na to, co się robi.

Masz na myśli swoje emocje?
Nigdy nie myślałam o celowym przeniesieniu swoich emocji do moich prac, a już broń Boże pokazaniu „prawdziwych emocji” ludzi, którzy są przed moim obiektywem. Wręcz przeciwnie, bardziej interesuje mnie sztuczność niż naturalność i inscenizacja niż sytuacje zastane.

Jeśli nie emocje, to psychologia?
Myślę, że w pewien niebezpośredni sposób moje zainteresowania odnoszą się do zagadnień psychologii, socjologii czy filozofii.

W twojej fotografii dominuje czerń i biel, ale masz w dorobku też cykle barwne. Kiedy decydujesz o użyciu koloru?
Najpierw jest to często intuicyjna decyzja. Czarno-biały obraz jest prosty i surowy, łatwiej jest się nim posługiwać niż kolorem. Prawie wszystkie moje prace fotograficzne przedstawiają ruchy czy gesty ciała, które są bardziej wyraziste w zredukowanym kontekście.

 2 Joanna Piotrowska, Bez tytułu, 2015. Dzięki uprzejmości Galerii Dawid RadziszewskiJoanna Piotrowska, Bez tytułu, 2015. Dzięki uprzejmości Galerii Dawid Radziszewski

Jak wygląda w twojej twórczości relacja pomiędzy fotografią a filmem?
To, co jest dla mnie istotne w łączeniu fotografii i filmu, to połączenie podstawowych cech każdego z tych mediów – bezruchu i ruchu oraz ciszy i dźwięku. Film eksploruje odmienne aspekty motywów wcześniej sfotografowanych – na przykład „Animal Enrichment” opiera się całkowicie na dźwięku piłki, który jest zaskakująco agresywny. W „Little Sunshine” krótki śmiech dziecka na drugim planie w końcowej scenie filmu kontrastuje z powagą sfilmowanej zabawy dorosłych. Z drugiej strony zatrzymany obraz fotografii sprawia, że jej motyw staje się bardziej wyabstrahowany z tu i teraz, a to nadaje jej bardziej uniwersalne znaczenie.

Twoja fotografia łączy się nie tylko z filmem, ale też performansem. Czujesz się performerką?
Myślę, że bardziej czuję się reżyserką lub choreografką niż performerką, ponieważ sama nigdy nie performuję w swoich pracach. Zawsze skupiam się na inscenizacji i gestach, pracy z ciałem, aranżacji pewnych sytuacji pomiędzy ludźmi lub pomiędzy ludźmi i ich otoczeniem. Jest to działanie performatywne, dlatego często mówię, że moje fotografie są rejestracją małych performansów.

Joanna Piotrowska

Artystka wizualna, fotografka. Urodziła się w 1985 roku w Warszawie. Studiowała na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie i w Royal College of Art w Londynie. Jej prace były prezentowane m.in. w MoMA w Nowym Jorku, na 10. Berlin Biennale, w Tate Britain w Londynie oraz na indywidualnej wystawie w Kunsthalle Basel w Szwajcarii

„Zaduch”, kuratorka: Magdalena Komornicka, Zachęta, Warszawa, do 6 grudnia 2020

Twoja wystawa w Zachęcie ma tytuł „Zaduch”. Powracasz do swojej pierwszej książki, która przyniosła ci międzynarodowy sukces, „FROWST”.
Zdecydowałam się powrócić do tego słowa, choć ma ono w polskim tłumaczeniu zredukowane znaczenie. W języku angielskim możemy użyć słowa frowst jako czasownika i ma wtedy pozytywne znaczenie („rozgrzewać się” na przykład przy ognisku). To ze względu na dwuznaczność zdecydowałam się użyć tego słowa – książka („Frowst”) w moim rozumieniu odnosi się do pozytywnych i zarazem negatywnych aspektów więzi międzyludzkich.

Jak dziś rozumiesz, czujesz ten „zaduch”?
Polskie tłumaczenie, które wybrałam, ma raczej pejoratywny wydźwięk i odnosi się głównie do braku świeżego powietrza lub wręcz niemożności wzięcia oddechu. Mam wrażenie, że w kontekście przejęcia władzy przez PiS oraz, co za tym idzie, zagrożenia praw człowieka i wolności oraz godności osobistej to właśnie to słowo wydaje się odpowiednie.