Ściemniona fotografia
Agnieszka Sejud, „HOAX”

12 minut czytania

/ Sztuka

Ściemniona fotografia

Adam Mazur

Proces utraty wiarygodności przez fotografię jest nieodwracalny. Opłakiwany przez dokumentalistów, bywa inspirujący dla artystów

Jeszcze 3 minuty czytania

Wiemy już, że fotografia nie pokazuje prawdy. Niby nigdy nie pokazywała jej do końca, ale zdjęcia pozwalały wierzyć, że to, co widzimy, faktycznie się zdarzyło. Zdjęcia nie kłamią – najwyżej różnimy się w interpretacjach, powtarzali krytycy. A jednak stało się. Proces utraty wiarygodności przez fotografię jest nieodwracalny. Wojna w Ukrainie uwydatnia hybrydową tożsamość medium, które wymaga już nie tyle uważności, ile podejrzliwości. Spreparowane zdjęcia wzmagają emocje, mobilizują i demoralizują, odkłamane pozwalają przejść do informacyjnej kontrofensywy. Wojna w pełnej skali wciąż trwa i nie wiemy, które z tragicznych zdjęć dostaną nagrody na konkursach fotografii prasowej. Na pewno nie będzie wśród laureatów autorów fejkowych manipulacji i dokumentalnych nadużyć. Opłakiwana przez dokumentalistów, ta utrata wiarygodności bywa inspirująca dla artystów. Zanim pojawią się photobooki podsumowujące wystawy i opracowania historyczne dotyczące wojny, warto przyjrzeć się projektom, które zapowiadały zmianę w myśleniu o fotografii, z jaką mamy dziś do czynienia. Wśród tych diagnozujących i biorących za dobrą monetę fejkową definicję medium wyróżniają się „The Book of Veles” Jonasa Bendiksena i „HOAX” Agnieszki Sejud. Bendiksen jest uznanym fotoreporterem, Sejud to debiutantka, która przebojem wdarła się na polską scenę artystyczną. Co ciekawe, oba projekty łączy wybrany przez autorów format photobooka. Absurdalnie przekłamany obraz świata karmi się tu internetami, lecz nieźle sprawdza jako książka.

„The Book of Veles” to fenomen nie tylko w świecie photobooków. Pierwsze wydanie wyprzedało się błyskawicznie, a publikacja weszła do głównego nurtu, dając przyczynek do dyskusji o współczesnej kondycji fotografii. Oczywiście, osadzone w prowincjonalnym mieście Veles (po polsku Wełes) w północnej Macedonii zdjęcia są nieprawdziwe. Jonas Bendiksen nie przynudza jednak na temat kresu „prawdy w fotografii”, co robiło już wielu artystów przed nim, ale przenosi manipulację na całkiem nowy poziom.

Jako fotograf legendarnej Agencji Magnum Bendiksen zobowiązany jest dbać o czystość medium i związek obrazu oraz opowiadanej historii z rzeczywistością. Ale jak fotoreporter ma przedstawić świat oparty na fake newsach? Jak wiarygodnie opowiedzieć o sposobach manipulacji i przekłamywania obrazu świata? Bendiksen trafia na ślad Veles – jak wszyscy w branży – w 2016 roku przy okazji wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Za przegraną kandydatki demokratów obwinia się powszechnie dystrybuowane w mediach społecznościowych fake newsy. W trakcie dziennikarskiego śledztwa szybko okazuje się, że szerowane setki tysięcy i miliony razy protrumpowe artykuły publikowane są przez strony internetowe tworzone w odległej Macedonii Północnej. Centrum fake newsów okazuje się właśnie Veles. O mieście wspomina na jednej z konferencji sam Barack Obama.

Powyżej: Jonas Bendiksen, „The Book of Veles”. GOST books, 146 stron, w księgarniach od maja 2021 Niekryjący swoich antytrumpowych resentymentów Bendiksen postanawia zrobić projekt, który nie tyle będzie ilustrował działanie nowej branży IT, ile przechwyci sam mechanizm, wytwarzając nie-prawdę. Fotograf dwukrotnie odwiedza Veles, ale nie stosuje się do zasad tradycyjnego fotoreportażu. Nie fotografuje mieszkańców, ani tym bardziej nie jest zainteresowany poszukiwaniem kontaktu z prawdziwymi hakerami tworzącymi fejkowe strony. Zamiast tego wykonuje serię zdjęć, trochę pejzaży, wnętrz, panoram, także skany 3D, by po powrocie do swej rodzinnej Norwegii opracować materiał, poprawić zdjęcia i dodać wykreowanych komputerowo ludzi. W efekcie użycia odpowiednich narzędzi i aplikacji powstają nowe, zmanipulowane zdjęcia Veles. Fotografie są dość ponure, a północna Macedonia brudna, biedna i pełna śmiesznej prowizorki. Cykl jest niczym powrót do krainy Borata, gdzie niedźwiedzie chodzą po ulicach, a nowe lamborghini zaparkowane jest obok starej lady. Pojawiają się tu zabawne motywy egzotyzujące wschód kontynentu, znane choćby z popularnych instagramowych profili jak LookAtThisRussian. Z pewnością książka wzmacnia stereotypowy obraz Europy Środkowo-Wschodniej. Jakby tego było mało, Bendiksen włącza też do książki absurdalne i – oczywiście – nieprawdziwe teksty legend opowiadających o Velesie, pogańskim bogu chaosu, przyjmującym postać niedźwiedzia i krążącym – dosłownie – po mieście. Współcześni Macedończycy stają się swoistymi wyznawcami kultu Velesa, ucieleśniają wiarę w kłamstwo i potęgę oszustwa. Z drugiej strony, przecież wiadomo, że to wszystko nieprawda. Ten swoisty rewanż Jonasa Bendiksena za bałkańską zabawę w fake newsy, która doprowadziła amerykańską demokrację na krawędź upadku, mówi też sporo o nim samym. Bendiksena można więc czytać i oglądać jako purystę i idealistę z północy, może nie kolonizatora, ale z pewnością kogoś prezentującego wyższościową perspektywę wobec regionu. To tradycja sięgająca Oświecenia, równie pociągająca co bałamutna, w której racjonalny, demokratyczny i prawy Zachód przeciwstawiony jest nieracjonalnemu, anarchicznemu i zdeprawowanemu Wschodowi.

Wełes w północnej Macedonii, 2020. Powyżej: widok miasta o zmierzchu oraz na stoku pagórka ponad miastem . Poniżej: budynki mieszkalne.
© Jonas Bendiksen / Magnum Photos

Warto jednak podkreślić, że ta trudna do ogarnięcia językowo i politycznie Europa Środkowo-Wschodnia, inaczej niż w książce Bendiksena, zamieszkana jest już nie tylko przez skorumpowanych oligarchów, bajecznie piękne kobiety i homofobicznych autokratów, ale też uzdolnioną informatycznie młodzież. Młodzi, biedni, ale zdolni zarabiają krocie, już nie okradając sklepy jubilerskie i niemieckie samochody, ale idąc z duchem czasu i kradnąc Amerykanom wybory. Z tej perspektywy być może warto zainteresować się prawdziwymi bohaterami z Veles, którzy chcąc nie chcąc, stali się awangardą fake newsów, ale też nie-prawdziwej, zmanipulowanej fotografii. „The Book of Veles” to hołd dla tych anonimowych nastolatków, którzy zmienili bieg historii i jeszcze na tym zarobili.

Agnieszka Sejud, „HOAX”Agnieszka Sejud, „HOAX”. Self-publishing, 32 strony, dostępna od 2020 rokuPojęcie „hoax” do języka debaty publicznej wprowadził Donald Trump, a z nim legion populistów. Niewygodną dla siebie prawdę łatwo skreślić jednym słowem – „ściema”. Od amerykańskiego altrightowego komentariatu termin przechwyciła Agnieszka Sejud. Związana ze sceną wrocławską artystka, twórczyni – wraz z Karoliną Wojtas – kolektywu i zina KWAS, przygotowując obronę licencjatu, zmierzyła się z otaczającą ją rzeczywistością. Choć dyplom Sejud obroniła w szkole fotograficznej w czeskiej Opawie, to – jak sama przyznaje – projekt jest o Polsce. Co to za kraj? Dlaczego akurat tu rozkwitł tak wspaniale populizm? Książka, a właściwie umieszczony w plastikowym opakowaniu zbiór kolorowych zdjęć, dosłownie rozpada się po wyjęciu. Obiekt się rozpada tak jak Polska i jak rozpadają się tandetne przedmioty ze zdjęć Sejud. Na zadrukowanych z dwóch stron kartkach widzimy fragmenty kultury materialnej typowej dla potransformacyjnej Polski i – szerzej – Europy Środkowo-Wschodniej, od Macedonii, Kosowa, Węgier aż po Ukrainę i Łotwę. Bazarowe bibeloty, kicz religijny i patriotyczny, zwitki banknotów czy rozlana na asfalcie plama z benzyny tworzą psychodeliczną mozaikę. Sejud rezygnuje z prostej narracji. W książce nie ma żadnego tekstu. Brak wyraźnej struktury, wstępu, rozwinięcia i zakończenia. Wszystko jest wrażeniowe, powierzchowne, sztuczne, ale nasycone emocjami. Składające się na „HOAX” zdjęcia są udawane, inscenizowane. To fotografie i montaże, które oddają naturę fejk newsów. Podobnie jak politycy, manipulatorzy i specjaliści od PR, Sejud bierze coś, co przypomina prawdę, ale prawdą nie jest, i robi z tego komunikat, który jest fałszywy, ale świetnie sprawdza się jako narzędzie odwracania uwagi, uwodzenia, przekonywania czy zdobywania poparcia.

Agnieszka Sejud, „HOAX”

Nieprzypadkowo Sejud zrealizowała „HOAX” dzięki środkom zebranym na portalu crowdfundingowym zrzutka.pl. Artystka przekonała swój fandom do wsparcia jej projektu photobookowego, dyplomu artystycznego, a zarazem wizji artystycznej. Wykorzystała mechanizm produkcji ściemy, zdobyła poparcie, sprzedała produkt i zyskała widoczność. Intensywne kolory i błyszczący papier wzmagają uczucie przesytu i taniości, oddając ducha podróbki i ukrytej za fasadą z plastiku tytułowej „ściemy”. Zarówno sama publikacja, jak i składające się na nią zdjęcia i montaże przypominają swoją estetyką witryny osiedlowych sklepów spożywczych lub menu barów mlecznych z lat 90. Wygląda to wszystko tak, jakby transformacja nie tylko się nie skończyła, ale weszła w nową fazę. „HOAX” to transformacja na dopalaczach i w najlepsze. Agnieszka Sejud sugeruje, że jesteśmy ofiarami ściemnionej transakcji, dokonanej gdzieś między stoiskami na Jarmarku Europa. To nie tyle polityczna przewałka w stylu „nocy teczek” czy innej „Magdalenki”, ile raczej pomyłka poznawcza, na której ufundowana jest nasza współczesność.

Pierwsza książka w dorobku Sejud na obwolucie ma naklejkę z napisem „Made in Poland”, więc dotyczy polskiego populizmu, polskiego kiczu i polskiej rzeczywistości, ale tę polskość przekracza. Świadczyć o tym może nominacja, jaką „HOAX” dostało jesienią 2021 roku na Paris Photo w Paryżu. Z perspektywy międzynarodowego jury jasne było, że ściema dotyczy nie tylko kraju nad Wisłą, ale równie dobrze mogłaby być przeprowadzona w dowolnym kraju naszego regionu, ale też zrealizowana w południowych Niemczech, północnych Włoszech, którymś z państw Ameryki Południowej czy Azji Południowo-Wschodniej. Sejud twierdzi, że choć pragnęła zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi, to poległa, i jedyne, co dostrzega, to szaleństwo i schyłek. Bazarowa estetyka tanich rzeczy obiecujących spełnienie, radość i niekończąca się, dostępna dla mas przyjemność przykrywają dość smutną prawdę o rychłym końcu. „HOAX” to radosna manipulacja. Humbug. Hokus-pokus. Są tu księża, a nie ma pedofili. Są seniorzy, ale uśmiechnięci i obkupieni na bazarze. Są pieniądze, a nie ma pracy. Są piękne i kolorowe zdjęcia, a nie ma prawdy. Nie wiemy, jak długo jeszcze tak pociągniemy. Kiedy skończy się ta prowizorka. Wiemy, że świat dookoła jest ściemniony. A polityka to ściema do kwadratu. Ważne, że ktoś to sfotografował, zanim wszystko się rozsypie.

Wojna w Ukrainie staje się nieuchronnie kontekstem, który wpływa na interpretację fotografii i photobooków, takich jak produkcje Bendiksena i Sejud. Artyści sprawdzają, jak ściemnione zdjęcia oddziałują na polityczną rzeczywistość w czasach pokoju. W Ukrainie sytuacja jest dużo poważniejsza. Wystarczy zdjęcie lub filmik wykonany z przejeżdżającego samochodu, by dwie godziny od wrzucenia na kanał w Telegramie baza wojskowa lub skład amunicji po geolokalizacji zostały zniszczone. Fejkowa produkcja na użytek rosyjskiej propagandy jest odkłamywana niemal w czasie rzeczywistym przez związanych z open source’owym wywiadem aktywistów. Zbrodnie wojenne – rejestrowane na filmach i zdjęciach okaleczanie i mordowanie ukraińskich jeńców wojennych – są przedmiotem opartych na szczegółowej analizie śledztw prowadzonych przez grupy takie jak Bellingcat. Z drugiej strony, media społecznościowe zalewa fala zdjęć zabawnych i ściemnionych, używanych w produkcji memów, mających na celu ośmieszenie i dyskredytację agresora, ale też zapewnienie ciągłego wsparcia walczącej Ukrainie. Związana z #NAFO i #nafofellas kampania ujawniania, odkłamywania i trollowania pracujących dla Moskwy trolli opiera się również na produkcji ściemnionych materiałów. Celem aktywistów, którym patronuje Saint Javelin, jest dezinformacja, ale jest ona połączona z przyjemnością i wernakularną sztuką. Na wojnie, zarówno realnej, toczonej w okopach Donbasu i Zaporoża, jak i tej informacyjnej, rozgrywanej na kanałach społecznościowych, fotografia odgrywa zasadniczą rolę.