Dziwne losy Nathana Fieldera

12 minut czytania

/ Film

Dziwne losy Nathana Fieldera

Agnieszka Jakimiak

Nic, co jest w tym momencie obecne w telewizji i na platformach streamingowych, nie przypomina „Próby generalnej”, szaleńczego i wywrotowego projektu Nathana Fieldera, i nic nie może się z nim mierzyć

Jeszcze 3 minuty czytania

A gdyby można było przeżyć swoje życie jeszcze raz? Nie w całości, nie chodzi o ponowne brnięcie przez totalną narrację, ale w szczególe, w kilku istotnych i decydujących momentach, które mogły były pójść nam lepiej. Albo gdyby istniała szansa, żeby nauczyć się żyć, zanim przyjdzie nam skonfrontować się z rzeczywistością? Czy gdybyśmy mogli zawczasu przygotować się do dramatycznego wyznania, przećwiczyć podjęcie kluczowej decyzji, nabrać wprawy w nieznośnej konfrontacji, samo życie byłoby łatwiejsze do zniesienia? „Próba generalna”, najnowsza produkcja Nathana Fieldera – kanadyjskiego twórcy, który od lat zaciera granice między parodią, powagą, sarkazmem i melancholią – stawia czoła temu pytaniu, które ludzkość zadaje sobie pewnie od czasów platońskiej jaskini.

Projekt Fieldera to patchwork uszyty ze skrawków reality tv, „Big Brotherów”, z pozostałości po Simsach i z „Truman Show”. W skrócie zasada jest prosta: Fielder pomaga osobom, które czeka duży życiowy krok i które chciałyby podjąć go dopiero po specjalnym treningu. Może to być przyznanie się przyjaciółce do kłamstwa sprzed lat albo odbycie dawno odwlekanej rozmowy z oceniającym bratem. Albo podjęcie decyzji o posiadaniu potomstwa. Albo spotkanie z nieznajomym, na którym chce się wywrzeć korzystne wrażenie. Cel jest jasny, metoda jego osiągnięcia ma tyle wariacji, co gra w go. Fielder zakłada, że perfekcję w treningu można osiągnąć tylko w ramach idealnie skonstruowanej próby, która uwzględnia wszelkie potencjalne zmienne i odbywa się w kopii naturalnego środowiska danego klienta. Nie można przećwiczyć trudnej konfrontacji przed własnym lustrem, taka próba nie miałaby sensu – co, jeśli wyznanie zostanie przerwane przez osobę trzecią, przewróci się krzesło albo rozmówca zatrzaśnie się w łazience? Dlatego kiedy do Nathana zgłasza się człowiek, który najczęściej spotyka się z przyjaciółmi w pubie Alligator’s Lounge, gdzie co tydzień odbywają się quizy, Fielder zleca budowę idealnej repliki knajpy.

Na początku w hali zdjęciowej staje budynek z ladą, kuflami i nalewakiem, przekrzywionymi ramkami, balonikami, które kiedyś zabłądziły pod sufitem, odrapanymi krzesłami i atrapą pieca na pizzę. Następnie Fielder wypełnia pomieszczenie statystkami i statystami. Jego klient, Kor, chce odbyć trudną rozmowę z przyjaciółką – dlatego w ramach próby kilkadziesiąt razy usiądzie do stolika naprzeciwko aktorki, która podglądała jego koleżankę i skopiowała jej zachowanie, sposób mówienia i styl ubierania. W ich tle aktor grający prowadzącego quiz będzie zachęcał do rozgrywki, a aktorka grająca barmankę będzie nalewała prawdziwy sok pomarańczowy do prawdziwych szklanek. Obok nich statyści będą zamawiać pizzę z pieca atrapy i wybuchać niespontanicznym śmiechem. Nad nimi, z komputerem zamocowanym na stelażu z szelek, będzie stał sam Nathan, który odnotuje każdą możliwą wariację. Przyjaciółka przyszła w złym humorze? Zareagowała z wściekłością? Odpowiedziała ironią? Nie usłyszała? Wyszła? Ktoś im przeszkodził? Każda zmienna trafia do coraz bardziej zawiłego diagramu.  


Nathan Fielder nie jest nowicjuszem w dziedzinie tworzenia alternatywnych scenariuszy dla ludzkich żyć. Ponad dekadę temu ukończył którąś z prestiżowych kanadyjskich szkół ekonomicznych, odebrał dyplom z niezłymi ocenami i ruszył do Stanów Zjednoczonych, żeby realizować swoją dobroczynną misję: ratować małe biznesy i rodzinne firmy, proponując im nietuzinkowe rozwiązania, które pomogą im utrzymać się na rynku. A przynajmniej tak przedstawił się w swoim pierwszym programie – „Nathan for You”. Nathan odpowiadał na dziesiątki zgłoszeń zdesperowanych drobnych przedsiębiorców, którzy pragnęli, by ktoś postawił ich działalność na nogi. Fielder częściej to obiecywał, niż spełniał wyobrażenia klientów, jego rewolty nie miały wiele wspólnego z rewolucjami Magdy Gessler. Po jego wizycie wprawdzie wszystko ulegało zmianie, ale przede wszystkim na dziwniejsze. Ktoś przez cały dzień serwował swoim klientom lody o smaku kupy. Ktoś inny obserwował dzieci zamknięte w nowatorskim dźwiękoszczelnym boksie umieszczonym w pokoju hotelowym, w którym aktorka i aktor porno uprawiali seks najgłośniej, jak potrafią – mieli sprawdzić, czy w przyszłości pary będą mogły spędzić upojną hotelową noc mimo obecności własnych pociech w tym samym pomieszczeniu. Ktoś zamawiał sprzątanie mieszkania i nagle witał 40 pań sprzątających u progu domu – Fielder obliczył, że dzięki multiplikacji rąk do pracy sprzątanie zajmie jedynie 8 minut. Rozwiązania proponowane przez Nathana Fieldera bywały dowcipne, przewrotne, czasem szalenie niebezpieczne, innym razem skrajnie kontrowersyjne.
 

W „Nathan for You” komizm Nathana Fieldera był napędzany przez cringe, niezręczność, niestosowność, a czasem grozę. Jego telewizyjna persona uparcie poszukiwała sympatii i akceptacji wśród klientek i klientów i konsekwentnie spotykała się z odrzuceniem, niezrozumieniem albo lękiem. Fielder, ubrany jak student pierwszego roku finansów i bankowości, w granatowym blezerku, szarawych spodniach i do bólu neutralnych sneakersach, przeplatał serie uporczywych pytań o oczywistości długimi momentami ciszy. Jego rozmówczynie i rozmówcy, przyparci do muru przez nieznośne milczenie i martwy wzrok Fieldera, w końcu pękali i godzili się na najbardziej absurdalne rozwiązania dla swoich małych firm. W „Próbie generalnej” żart również stanowi przedłużenie dziwacznej osobowości Fieldera, ale sam projekt jest bardziej nastawiony na proces niż na efekt. Zamiar Fieldera okazuje się przez to bardziej uniwersalny, a nawet – absolutny. Nowy program kanadyjskiego komika zaczyna od szczegółu, ale przeradza się w spiralę nieskończoności, w gabinet luster, w którym kopia naśladująca oryginał zaczyna żyć własnym życiem.

„Próba generalna”

Ideowymi krewnymi Fieldera mogliby być amerykański reżyser i scenarzysta Charlie Kaufman oraz francuski pisarz żydowskiego pochodzenia Georges Perec. Ten pierwszy zasłynął misternie skonstruowanym filmem „Synekdocha Nowy Jork”, w którym reżyser teatralny (Philip Seymour Hoffman) próbował stworzyć sztukę na podstawie własnego życia: w ramach gigantycznego projektu każda spotkana przez niego osoba musiała znaleźć swój odpowiednik na scenie, każde wydarzenie miało zostać zrekonstruowane w fabule sztuki, każdy obiekt, na który twórca natrafiał w rzeczywistości, był budowany ponownie i umieszczany w scenografii. Monstrualny plan zaczynał przytłaczać autora i podwykonawców, spontaniczna trajektoria życia nie dawała się zamknąć w żelbetowym stelażu i sztucznym oświetleniu. Georges Perec podejmował analogiczne próby: w swoim pisarstwie szukał metody, która pozwoli zaklasyfikować wydarzenia, postaci i słowa tworzące materię życia do poszczególnych podzbiorów. Jego „Życie. Instrukcja obsługi”, „Przestrzenie” czy „Pamiętam, że” napędza potrzeba katalogowania i utrwalania, szukania metody w nieujarzmionym chaosie codzienności. Nathan Fielder w podobnym stylu tworzy mapy doświadczeń i potencjalnych sytuacji, obsesyjnie poszukuje sposobu na usystematyzowanie ludzkich zachowań i reakcji.

Różnica jest subtelna, ale zasadnicza – Kaufman i Perec operowali w ramach fikcji, której granice często ulegają zatarciu, ale w zestawieniu ze stołem operacyjnym przygotowanym przez Nathana Fieldera zaskakująco łatwo ją zdefiniować. Perec realizował swoją filozofię w ramach literatury, Kaufman pisze i reżyseruje filmy z zawodowymi aktorami i aktorkami, obaj działali w przestrzeni nadbudowanej na realności. Fielder nagina samą rzeczywistość, multiplikuje ją i zakrzywia – i wszystko to dzieje się naprawdę. „Próba” to nic innego jak eksperyment na materii realności, test w ramach życia. Nathan Fielder sprawdza, czy możemy przejść przez dane doświadczenie wielokrotnie, pomylić się w reakcji i naprawić swój błąd, przygotować się na emocje, które mogłyby nas obezwładnić i zapanować nad chaotyczną falą afektów, zbiegów okoliczności i niespodzianek.


Fielder trzyma się też z dala od fikcji w doborze osób, które zaprasza do swoich eksperymentów. Pracuje z ludźmi, którzy pierwszy raz występują przed kamerą, liczy na ich autentyczne reakcje i czasem wpuszcza swoich kontraktorów w maliny. W momencie kiedy reflektuje się, że nadużył ich zaufania, i próbuje ich stamtąd wyprowadzić, zazwyczaj pozostawia za sobą poczucie niesmaku i oszustwa. W języku polskim nie ma wielu słów, które trafnie opisałyby strategię Nathana – najbliżej mu pewnie do makiawelizmu. Jeden z internetowych komentatorów ujął to prościej: „Ze wszystkich istot, które widziałem, Nathan Fielder jest najbliższy samemu diabłu”. Oczywiście, kanadyjski komik nie jest szatanem – jest raczej częścią siły, która pragnie dobra, ale czyni wszystko na opak. Wodzi na pokuszenie jednostki pragnące wzajemności, akceptacji i troski albo po prostu próbujące uratować swój biznes, spełnia marzenia, ale wyłącznie te najskrytsze i najskrupulatniej ukrywane.
 

„Próba generalna”„Próba generalna”, USA 2022, na HBO Max od sierpnia 2022Kiedy już chcemy krzyknąć do ekranu, że Nathan to bezduszny manipulator, okazuje się, że to on sam jest przedmiotem własnego eksperymentu. Wraz z biegiem „Próby generalnej” staje się jasne, że manipulacje, konszachty i pułapki, które szykuje jako producent i reżyser kolejnych prób, tak naprawdę łapią w sidła jego samego. To nie Angela, nawrócona katoliczka, wszędzie węsząca satanistyczny spisek, która chce się sprawdzić w roli mamy i dla której na okres kilku miesięcy wynajęto szwadron dziecięcych aktorów w różnym wieku, jest osią „Próby generalnej”. To Nathan Fielder, obsesyjny i uporczywy metodyk, który próbuje nauczyć się przeżywać rzeczy, nie tracąc kontroli nad własnymi i cudzymi emocjami, staje się szczurem we własnym laboratorium. W Fielderze jest coś z kosmity, wytrwale chłonącego wiedzę o gatunku ludzkim, ale jest w nim też coś z przemądrzałego dziecka, które chce za szybko wypróbować zdobytą wiedzę na swojej skórze. Jest w nim również coś z masochisty, który – podobnie jak w kultowym sitcomie „Seinfeld”, którego bohaterowie, komik Jerry i jego przyjaciel George, w pewnym momencie piszą serial „o niczym” na podstawie własnych żyć – chce przyglądać się sobie, odegranemu przez kogoś odegranemu przez kogoś innego.  

Nic, co jest w tym momencie obecne w telewizji, nie przypomina szaleńczego i wywrotowego projektu Nathana Fieldera i nic nie może się z nim mierzyć. Humor Fieldera bywa zestawiany z Sachą Baronem Cohenem (z którym zdarzało mu się współpracować) albo z Johnem Wilsonem (którego program „Dobre rady Johna Wilsona” produkuje) i jest w tym trochę racji. Cohen również czerpał garściami z wkręcania niczego nieświadomych osób w zawiłe społeczne eksperymenty, a Wilson – kolekcjoner nietypowych wydarzeń i dziwnych pocztówek ze współczesnego Nowego Jorku - jest podobnie zafascynowany osobliwością. Fielder trzyma się jednak z daleka od parodii kreślonej grubą kreską i nie jest mu bliski sentymentalny zachwyt codziennością. Jego plan jest nieomal prosektoryjny: pragnie rozłożyć na czynniki pierwsze każde doświadczenie i każdą ripostę, aby zrozumieć, z czego zrobieni są ludzie, ich nawyki, ich potrzeby i gdzie znajdują się ich granice.

Czasem dochodzi do wniosków, które napawają otuchą i przekonaniem, że ludzkość nie jest tak beznadziejna, jak się wydaje. Innym razem, w szaleńczym poszukiwaniu autentyczności i w obsesyjnym naprawianiu tego, co raz po raz się wymyka, potrafi połączyć poczucie klęski z empatią wobec dziwacznych istot ludzkich. Ale nie ma się co oszukiwać: „Próba generalna” bywa również pełnokrwistym kinem społecznej grozy.