Fatalne zauroczenie
„Podły, okrutny, zły”, mat. prasowe

9 minut czytania

/ Film

Fatalne zauroczenie

Agnieszka Jakimiak

Jeśli historia Teda Bundy'ego jest warta opowiedzenia, to tylko z tego powodu: żeby zobaczyć, jak spektakl przejmuje władzę nad sprawiedliwością, a jeden uśmiech seryjnego mordercy przekreśla jego winę w oczach tysięcy widzów i widzek przed telewizorami

Jeszcze 2 minuty czytania

Po co robić o nim film? Po co dawać rozgłos gwałcicielowi i mordercy, który skrzywdził co najmniej 30 kobiet i niezliczoną liczbę ich bliskich? Czemu robić film o Tedzie Bundym, a nie robić filmu o siedemnastoletniej Melissie Annie Smith, dwudziestotrzyletniej Janice Ann Ott, o Denise Naslund, o Georgeann Hawkins, o Laurze Aime, o Caryn Campbell, o Carol DaRonch, o dziesiątkach kobiet, które zaufały przypadkowo spotkanemu studentowi prawa?

Joe Berlinger, reżyser filmu „Podły, okrutny, zły” i dokumentu „Taśmy Teda Bundy’ego”, próbuje znaleźć wiele odpowiedzi na to pytanie. W „Podłym, okrutnym, złym” koncentruje się na związku Teda Bundy’ego (Zac Efron) z Elisabeth Kloepfer (w filmie jako Liz Kendall, grana przez Lily Collins) i stara się opowiedzieć historię mordercy przez pryzmat zakochanej w nim kobiety, która nie zdawała sobie sprawy z jego podwójnego życia (choć w rzeczywistości ta relacja miała zupełnie inną dynamikę – Kloepfer, choć zakochana na zabój w Bundym, rozstawała się z nim i schodziła wiele razy, raz po raz znajdowała w domu dziwne przedmioty i wielokrotnie podejrzewała narzeczonego o ukrywanie przed nią prawdy). Berlinger próbuje w filmie uniknąć gloryfikowania mordercy i jego zbrodni – pomija obrazy przemocy, minimalizuje opisy przestępstw, przygląda się psychologii relacji między Bundym a narzeczoną i pułapkom zastawionym przez Bundy’ego w sieci kłamstw.

Dość szybko okazuje się, że pomysł Berlingera na „inną” opowieść o seryjnym zabójcy jest, delikatnie mówiąc, nietrafiony. Po pierwsze, budowanie suspensu na domniemaniu niewinności Bundy’ego jest przestrzelonym zabiegiem: niezmiernie trudno jest uwierzyć w deklarację niewinności człowieka, który został zatrzymany przez policję wiele razy, rozpoznany przez ofiarę na sali sądowej, w aucie woził piłę do metalu, kajdanki, łom, szpikulec do lodu, maskę zrobioną z rajstopy i sznur, i uciekał z więzienia, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Jest wiele historii osób niesłusznie oskarżonych i bezprawnie osadzonych w więzieniach w Stanach Zjednoczonych – ta historia nie jest jedną z nich i podszywanie się pod opowieść o skazaniu niewinnego jest dość niesprawiedliwe i krzywdzące, zarówno dla ofiar Bundy’ego, jak ludzi, którzy odsiedzieli wyrok za zbrodnie, których nie popełnili. Po drugie, pomijanie wszystkich innych ofiar Bundy’ego wydaje się dość niekonsekwentnym gestem, a postać samej Kloepfer nie uzasadnia takiej decyzji. Grana przez Lilly Collins Kloepfer spędza czas na pogrążaniu się w żałobie po utraconej miłości, rozmyślaniu nad winą lub niewinnością Bundy’ego, tęsknotą za szalonym seksem i zatapianiu smutków w kieliszku. Powiedzmy sobie szczerze: problem z Tedem Bundym nie polegał na tym, że był dziwacznym, chociaż namiętnym narzeczonym. Ted Bundy nie uciekał z więzienia dlatego, że pękło mu serce. Ted Bundy był seryjnym zabójcą i popełnił dziesiątki makabrycznych zbrodni, ponieważ był białym heteroseksualnym czarującym mężczyzną, który wzbudzał zaufanie i zainteresowanie. Bundy mordował i uciekał, ponieważ mógł, a mógł, ponieważ z wyrachowaniem stworzył swój wizerunek, który idealnie wtapiał się w wymarzony amerykański krajobraz lat siedemdziesiątych.

Berlinger pomija w filmie to, co wyraźnie naświetla w serialu „Taśmy Teda Bundy’ego”, czyli medialny aspekt sprawy. Pierwsze odcinki charakteryzuje podobna dynamika co film – „taśmy” Bundy’ego nie ujawniają zbyt fascynujących szczegółów, możemy dowiedzieć się kilku rzeczy o dzieciństwie mordercy i tym, jak źle wpłynęła na niego pornografia (co okazało się potem jedną z manipulatorskich rozgrywek zabójcy – wywiad został udzielony Jamesowi Dobsonowi, szefowi organizacji Focus on Family i przeciwnikowi pornografii; Bundy próbował przeciągnąć go na swoją stronę, chociaż w liście do Ann Rule deklarował, że trzymał się z daleka od pism pornograficznych). Dopiero po odrobinę topornym początku trafiamy do sedna sprawy Bundy’ego, czyli do tysięcy ludzi przed telewizorami, którzy śledzili przebieg jego spektaklu minuta po minucie.

„Taśmy Teda Bundy’ego”„Taśmy Teda Bundy’ego”, mat. prasowe

Jeśli historia Teda Bundy’ego powinna zostać opowiedziana, to nie dlatego, że mamy wniknąć w psychologię mordercy i zrozumieć, jak zapobiegać złu – nikt niczemu nie zapobiegnie po wysłuchaniu kilku absurdalnych zeznań Bundy’ego o tym, jak pornografia złamała mu życie. Również nie dlatego, że pomoże nam ona zrozumieć tezę o banalności zła, którą sugeruje film Berlingera – zbrodnie Bundy’ego i jego ekstrawaganckie pogrywanie sobie z wymiarem sprawiedliwości można nazwać różnie, ale na pewno nie były to banalne gesty. Jeśli po raz kolejny mamy wysłuchać opowieści o Tedzie Bundym, to, moim zdaniem, powód jest tylko jeden: Bundy jako pierwszy kryminalista zrozumiał, jak działa telewizja i co można dzięki niej zyskać. Otrzymał pięć minut sławy i postanowił sprawdzić granice jej wytrzymałości, a mechanizm, który wprawił w ruch, jest absolutnie fascynujący. Inaczej niż mistrzowie propagandy, jak Leni Riefenstahl czy D.W. Griffith, Bundy postawił nie na zbudowanie wizerunku opartego na dominacji i potędze, ale na zdobycie powszechnej sympatii. Ted Bundy chciał podbić serca całej Ameryki. 

Bundy zdał sobie sprawę, że jeśli chce wygrać, to media muszą być po jego stronie. Udzielał wywiadów, które świadczyły o doskonałej świadomości kamery i o umiejętności kreowania wizerunku zgodnie z oczekiwaniami widzów. Gładka twarz młodego studenta prawa przemieniała się w zarośnięte oblicze niesłusznie skazanego mężczyzny. Jednak przed kamerą nigdy nie był zdenerwowany, załamany albo zdesperowany. Pytany o zbrodnie, wybuchał śmiechem, pytany o ucieczkę z więzienia, rzucał wieloznaczne spojrzenie i ponownie uśmiechał się szeroko: „Oczywiście, że myślę o tym, jak wydostać się stąd legalnie” – mówił i mogę się założyć, że już wtedy nikt mu nie wierzył. Wprost przeciwnie, prawie wszyscy kibicowali Bundy’emu w ucieczce rodem z filmu akcji, wszyscy poza rodzinami i bliskimi ofiar.

„Podły, okrutny, zły”, reż. Joe Berlinger„Podły, okrutny, zły”, reż. Joe Berlinger, USA 2019, w kinach od 10 maja 2019Już po premierze serialu odezwały się liczne głosy oskarżające reżysera o humanizowanie Bundy’ego i tworzenie z niego symbolu seksu. „Mówią teraz o nim wspaniałe i pozytywne rzeczy – bo takim go widzieli, tak Bundy chciał być postrzegany” – powiedziała przed premierą filmu Kathy Kleiner Rubin, jedna z ofiar Bundy’ego z akademika na Florydzie, której udało się przeżyć. Ted Bundy, najbardziej poszukiwany i najniebezpieczniejszy morderca lat siedemdziesiątych w Ameryce, uciekał z więzienia dwa razy. Raz wykorzystał przerwę w trakcie rozprawy i pod pretekstem sprawdzenia szczegółów swojego procesu udał się do biblioteki, skąd wyskoczył z drugiego piętra przez okno. Drugi raz po długiej głodówce przecisnął się przez otwór w suficie i przeszedł przez tunele wentylacyjne do gabinetu naczelnika więzienia (który był w tym czasie z żoną na kolacji). Zabrał ubrania, wyszedł z więzienia, ukradł samochód, ruszył w dalszą podróż, w trakcie której zamordował i zgwałcił Lisę Levy i zabił Margaret Bowman, a następnie (prawdopodobnie) dwunastoletnią Kimberly Diane Leach. Bundy wodził za nos policję i mieszkańców co najmniej czterech stanów, prokuratorów i strażników, a przede wszystkim widzów i widzki przed telewizorami, ponieważ potrafił być ujmującą i seksowną gwiazdą z telewizji i właśnie tak zaczęto go widzieć.

Proces Bundy’ego był pierwszym procesem transmitowanym na żywo w telewizji. To ten proces, w trakcie którego Ted Bundy puszcza oko do kamery. To w trakcie tego procesu Bundy rozkochuje w sobie sędziego na tyle, że uzyskuje zgodę na bycie swoim własnym obrońcą – mimo że nigdy nie skończył prawa i nie ma na to papierów. Sędzia powie mu później: „Byłby pan świetnym prawnikiem, to wielka strata, że wybrał pan inną drogę”. Sala sądowa wypełni się młodymi dziewczynami, zauroczonymi przez Bundy’ego. Część z nich będzie pisała do niego listy przez następne lata i będzie wierzyć, że „jest tym jedynym”. W trakcie procesu jeden ze świadków oskarżenia nazwie rozprawę „farsą”, Bundy przytaknie, a cała sala wybuchnie gromkim śmiechem. Jeśli ta historia jest warta opowiedzenia, to tylko z tego powodu: żeby zobaczyć, jak spektakl przejmuje władzę nad sprawiedliwością, a jeden uśmiech seryjnego mordercy przekreśla jego winę w oczach tysięcy widzów i widzek przed telewizorami.



Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).