„Wszyscy umrzemy”, „Czekałam na ciebie całe życie”, „Wszystko mnie nudzi”, „Jestem taki samotny”, „Jaka jest pogoda w Anglii?”, „Dlaczego mnie zostawiłeś?”. Sentencje wypowiadane przez bohaterów „Anomalisy” brzmią równie bezbarwnie jak nieulegający modulacjom ton Toma Noonana, który podkłada głos wszystkim postaciom. Jedynie dwójkę głównych bohaterów słychać inaczej – za Michaelem Stone'em, guru pracowników call centre, kryje się David Thewlis, a budząca jego fascynację Lisa to Jennifer Jason Leigh. Jak doszło do tego, że poklatkowa animacja o dziwnych losach autora książki poświęconej temu, jak odnieść sukces w dziale obsługi klienta, została ogłoszona najbardziej ludzkim spośród zeszłorocznych filmów?
„Anomalisa” tylko delikatnie odbiega od rutynowej codzienności. Wszystko jest na ogół równie zwyczajne i beznadziejne jak w życiu. Anomalia kryje się w tym, że to wszystko czasem bywa w „Anomalisie” jeszcze bardziej beznadziejne niż w życiu.
Michael Stone przyjeżdża do hotelu w przeddzień spotkania poświęconego jego książce. Jest poza domem, ale przestrzeń, w której przebywa, jest także poza czasem i poza jakimkolwiek miejscem. Taksówkarz, boy hotelowy, recepcjonista, kelnerka, para kłócąca się w hotelowym korytarzu – wszyscy mają ten sam głos i niezmienny wyraz twarzy. Michael dzwoni do żony, która podaje do telefonu ich syna, potem próbuje skontaktować się z dawną partnerką, porzuconą przez niego przed laty. Głos jest ciągle ten sam, nie staje się ani wyższy, ani bardziej dziecięcy. Trochę tak, jakby wszyscy mieli jednakowe zdanie i byli tym samym.
Charlie Kaufman napisał sztukę „Anomalisa” pod pseudonimem Francis Fregoli; Fregoli to także nazwa hotelu, w którym zatrzymuje się Michael. Zespół Fregoliego to z kolei jednostka chorobowa, którą charakteryzuje rzadkie zaburzenie psychotyczne – chory lub chora zakłada, że wszystkie spotykane osoby są tym samym człowiekiem, bezustannie zmieniającym swój wizerunek. Co ciekawe, Leopoldo Fregoli, który użyczył swojego nazwiska chorobie, był aktorem, słynącym z nadzwyczajnych zdolności wcielania się w wiele postaci. Tak wiele, że w pewnym momencie zakładano, że istnieje więcej niż jeden Leopoldo Fregoli. Charlie Kaufman potraktował chorobę jako metaforę, ale w „Anomalisie” nie staje się ona pretekstem do stawiania uniwersalnej diagnozy na temat kondycji międzyludzkich relacji. Poprzez bardzo partykularną soczewkę twórcy filmu przyglądają się drobnym, nieuchwytnym wyłomom powstającym w siatce relacji ja–inny. Jeśli miałabym w jednym zdaniu powiedzieć, o czym jest „Anomalisa”, ujęłabym to w ten sposób: to film o niemożliwości opowiedzenia o sobie, a w szczególności o sobie w relacji z innymi.
Michael nie umie wytłumaczyć, czemu dekadę wcześniej opuścił Bellę – ich spotkanie jest niezręczne i żenujące, Michael nie poznaje ani samego siebie sprzed lat, ani siebie z dzisiaj dzwoniącego z hotelu do dawnej miłości i zapraszającego ją na drinka. Nie potrafi zrozumieć, co pociąga go w Lisie, oprócz tego, że jej głos brzmi inaczej niż wszystkie inne znane mu tembry. Nie umie powiedzieć, co fascynuje go w antycznej japońskiej lalce, którą kupuje w Toy Storze, myląc sex-shop ze sklepem z zabawkami. Michael nie rozpoznaje swoich zachowań i nie może rozpoznać siebie w zachowaniach innych ludzi.
W „Anomalisie” aktorzy są obecni inaczej niż w tradycyjnym filmie fabularnym, co z jednej strony jest oczywiste ze względu na technikę animacji, ale z drugiej strony jest bardzo zaskakujące, ponieważ ich obecność wyraziście manifestuje się przez głos. Trudno uniknąć skojarzenia między postacią Michaela Stone'a a kultowym Johnnym, w którego David Thewlis wcielał się w „Nagich” Mike'a Leigh. Przeszło dwadzieścia lat temu Thewlis snuł niekończący sie monolog, zwiastujący koniec świata, jakiego nie znamy. W wielominutowych improwizacjach język powoli odklejał się od rzeczywistości, potoczyste zdania przestawały układać się w spójną całość, ciąg spotkań z przypadkowymi ludźmi zmieniał treść profetycznych manifestów Johnny'ego. W „Anomalisie” Johnny powraca jako głos, który łamie się na każdym kroku. „Co to znaczy żyć, co to znaczy odczuwać ból?” – pyta w pewnym momencie głosem Thewlisa Michael Stone. Nie może odpowiedzieć na to pytanie, tak jak nie może przejrzeć się w cudzych oczach i doświadczyć swojego życia.
Być może „Anomalisa” wydaje się tak ludzka przede wszystkim dlatego, że w przeciwieństwie do Michaela Stone'a pozwala widzom się w niej przejrzeć. Scena seksu między głównym bohaterem a Lisą już stała się słynna, autorzy „IndieWire”, „New York Timesa” i „Guardiana” okrzyknęli ją jedną z najbardziej udanych scen seksu w kinie. Zamiast pary wykonującej ekwilibrystyczną choreografię widzimy dwójkę zawstydzonych i urzeczonych sobą nawzajem ludzi, z niedoskonałymi ciałami, niewprawnymi ruchami, ulegających nastrojowi chwili. Tak bardzo do nas podobnych – każe nam myśleć scenariusz. Ale być może to my chcielibyśmy być do nich podobni. Zapominamy albo chcemy zapomnieć, że przepaść między filmowym wyobrażeniem a rzeczywistością bywa o wiele rozleglejsza. Film Kaufmana i Duke'a Johnsona w jednej chwili wydaje się wyciągać do nas rękę, w drugiej natomiast staje się nam zupełnie obcy.
„Anomalisa” jest filmem imponującym zarówno na poziomie realizacyjnym, jak i produkcyjnym. Przede wszystkim to nie jest film Charliego Kaufmana, a przynajmniej nie tylko Kaufmana. To zasadnicza różnica między dotychczasowymi głośnymi pracami scenarzysty i reżysera a jego przygodą z animacją. W „Synekdosze, Nowy Jork”, „Adaptacji” czy „Być jak John Malkovich” to Charlie Kaufman był na pierwszym planie, a pozostali realizatorzy ukrywali się w tle. W wypadku „Anomalisy” porządek wydaje się zupełnie inny: nie dość, że Kaufman reżyserował wspólnie z Dukiem Johnsonem, to twórcy i twórczynie konsekwentnie podkreślają w wywiadach, że praca nad animacją bez opieki wielkiego studia jest zadaniem kolektywnym i wspólnym, w trakcie którego poszczególne nazwiska nie służą wypromowaniu jednej marki. Charlie Kaufman, Duke Johnson i producentka Rosa Tran są równie istotni co trzynaścioro animatorów: Peggy Arel, Kent Burton, Ludovic Berardo, Kim Blanchette, Cesar Diaz Melendez, Teresa Drilling, Adam Fisher, Drayson Helberg, Daniel Gill, Rachel Larsen, Sergio Lara Jimenez, Dan Mackenzie, Timothy Reckart, Chris Tootell. Oczywiście, już na pierwszy rzut oka widać stałe fascynacje Kaufmana, jak teatr lalkowy (obecny w „Być jak John Malkovich”), scena pudełkowa i dom lalek (blisko mu w tym punkcie do misternych prac Josepha Cornella). Jednak te obiekty nie stworzyły „Anomalisy”, tylko zbliżyły Kaufmana do animacji.
„Anomalisa”, reż. Charlie Kaufman, Duke Johnson.
USA 2015, w kinach od 22 stycznia 2016
Pod względem produkcyjnym „Anomalisa” jest prawdziwą anomalią. Praca nad filmem rozpoczęła się właściwie w 2005 roku, kiedy Kaufman założył wraz z Carterem Burwellem i braćmi Coen Theater for the New Ear – Teatr dla Nowego Ucha. Na eksperymentalnej scenie Charlie Kaufman po raz pierwszy zrealizował czytanie sceniczne „Anomalisy”, która zainteresowala założycieli nowo powstałego studia animacji Starburns Industry. Pomysł wykorzystania scenariusza do filmu animowanego nie przypadł Kaufmanowi do gustu – myślał o „Anomalisie” jako o projekcie na przecięciu monodramu i słuchowiska. W końcu zdecydował się przekształcić projekt w animację dla dorosłych, ale wiązało się to z koniecznością sprostania finansowej zaporze. W ten sposób „Anomalisa” wylądowała na Kickstarterze – platformie służącej wspieraniu projektów artystycznych, rozrywkowych i różnorakich (znajdują się wśród nich szalone wynalazki, krótkie dokumenty czy nowo tworzone archiwa radiowe). Film zebrał rekordową sumę 406 tysięcy dolarów, która umożliwiła dopuszczenie go do realizacji. Twórcy i twórczynie kładli nacisk na zachowanie niezależności – nie chcieli, by na jakimkolwiek etapie pracy moc decyzyjna należała do wielkiego komercyjnego studia albo platformy telewizyjnej. Tego dążenia nie da się oddzielić od finałowego efektu ich starań: „Anomalisa” nie naśladuje typowego modelu budowania zwrotów w scenariuszu i nie ulega postulatom wysuwanym zazwyczaj wobec filmów fabularnych, jak konieczność stworzenia albo jednoznacznego, albo otwartego zakończenia. Niczym Michael Stone, film zatrzymuje się w pustce, jakby sam był anomalią, pęknięciem w rzeczywistości, zerwaniem koherencji.