Paulina Kwiatkowska,  „Somatografia”

Paulina Kwiatkowska,
„Somatografia”

Agnieszka Jakimiak

„Somatografia” bez wątpienia wypełnia puste pole zarówno w rozumieniu polskiego kina, jak i w samym sposobie pisania o nim

Jeszcze 2 minuty czytania

Linia filmowa „Ha!artu” była niejednokrotnie chwalona, jako udana próba zarówno wprowadzenia nieznanych, choć kluczowych, pozycji filmoznawczych na polski grunt, jak i wyznaczenia nowych ścieżek w filmowym piśmiennictwie. „Somatografia” Pauliny Kwiatkowskiej wpisuje się w oba pola: z jednej strony przybliża fundamentalną dla myślenia o kinie koncepcję Gilles'a Deleuze'a, z drugiej – na nowo wyznacza współrzędne na mapie kinematografii lat 50. i 60.

Deleuze jest patronem tej książki, ale nie jedynym punktem odniesienia. Koncepcje kina obrazu-ruchu i kina obrazu-czasu (pierwsze – posługując się skrótem zaproponowanym w „Somatografii” – polega na „przekonaniu o immanentnej logice rzeczywistości”; drugie – „operuje obrazem wielowymiarowym, niejednorodnym i niedomkniętym, którego percepcja pozostaje całkowicie niemal oderwana od fizycznego i linearnego czasu projekcji”) pełnią funkcję użytecznego narzędzia, ale nie zamieniają w strukturalistyczną matrycę. Koncepcja Deleuze'a, spisana niemal trzydzieści lat temu, ulega rozgwieżdżeniu, a z pozostawionych przez nią tropów zostają wyciągnięte dalekosiężne konsekwencje.

Paulina Kwiatkowska, „Somatografia”.
Korporacja ha!art, Kraków, 240 sron,
w księgarniach od stycznia 2012
Pierwszym ważnym krokiem jest powrót do samej koncepcji kina jako obrazu – przy jednoczesnym przeformułowaniu definicji obrazu. Paulina Kwiatkowska nie używa pojęć jako stabilnych i na zawsze określonych kluczy, ale sprawdza jak w zderzeniu z filmem zmieniają się ich znaczenia. Zarówno przy analizie „Nikt nie woła”, jak „Pogardy”, słowa takie jak „czas”, „przestrzeń”, „ruch” pojawiają się w całym repertuarze sensów, a horyzont ich rozumienia zmienia się równolegle do wariacji, którym podlega spojrzenie na obraz filmowy. Montaż zmienił nasze postrzeganie świata – zdaje się mówić Kwiatkowska – ale teraz należy przyjrzeć się, jak budujemy rozumienie, jaki proces zachodzi w naszym oglądaniu, jak łączymy obrazy po kryzysie linearności i chronologii. „Somatografia” zbliża się do rozumienia obrazu zaproponowanego przez Georges'a Didiego-Hubermana – kinowe ujęcia nie są niewinne ani same w sobie, ani w oczach widzów.

Do każdego z filmów Paulina Kwiatkowska podchodzi z rzadko spotykaną skrupulatnością: przywołuje jego historię, przytacza genealogię, poddaje dokładnej analizie fabularnej i strukturalnej, odnosi się do komentarzy i interpretacji. Dopiero na tak przygotowanym gruncie tworzy nową konstelację patrzenia i rozumienia. Dzięki temu nie tylko nie powtarza już sformułowanych wniosków, ale także potrafi zmienić pozycje akcentów. Widać to na przykładzie analizy „Pogardy” Godarda: Kwiatkowska uważnie bada układ, który powstał w filmie ze względu na dokręcenie scen z nagą Brigitte Bardot, wymuszonych przez producentów, przygląda się charakterowi pisma pozostawionemu przez Godarda, ale także odnosi się do słów Laury Mulvey, która dostrzega u reżysera próbę uchwycenia szowinizmu, znajdującego się u podstaw społeczeństwa konsumpcyjnego. „Praktyka somatograficzna jest u Godarda celowo niejednoznaczna” – pisze Kwiatkowska – „reżyser ani nie broni utrwalonych wizerunków, do których nawiązuje, ani też z nimi nie walczy na zasadzie inwersji, jak chociażby zaangażowane kino feministyczne.”



Najcenniejsze w „Somatografii” są nie tylko próby podważenia istniejących interpretacji, ale także kwestia wpisania we współrzędne europejskiego mapy lat 50. i 60. polskiej kinematografii. Autorka nie szuka punktów zbieżnych i nie wyznacza pola ideowej lub filmowej tożsamości między „Pociągiem” Jerzego Kawalerowicza, „Pasażerką” Andrzeja Munka i „Nikt nie woła” Kazimierza Kutza, a Antotnionim czy Godardem. Wprowadzone w książce pojęcie somatografii ustawia perspektywę spoglądania na filmy poprzez sposoby konceptualizowania ciała i fizyczności, traktowania go jako medium dla teorii, ideologii, polityczności. Stąd każdy film jest poddawany indywidualnemu procesowi interpretacji oraz konfrontowany z szerokim zapleczem historycznym i mentalnym.

Wraz z nowym rozumieniem obrazu, sekwencji i filmowej czasoprzestrzeni Kwiatkowska proponuje kluczową dla książki metodę patrzenia na bohatera filmowego. Mogłoby się wydawać, że badanie relacji aktor-postać-bohater nie okaże się płodne na polu filmoznawczej analizy – szczególnie w dobie wszechwiedzy o prywatności aktorów. Ale w „Somatografii” ten klucz nie jest ani strukturalistycznym wspornikiem, ani próbą przywołania plotki czy uruchomienia legendy. Przyglądając się grze zwierciadlanych, ale nietożsamych, odbić między trzema figurami, Kwiatkowska tak naprawdę kieruje reflektor na technikę montażu rządzącą okiem widza – który łączy wiedzę, wyobrażenie i świadomość, pochodzące z różnych obszarów i poziomów.

„Somatografia” bez wątpienia wypełnia puste pole zarówno w rozumieniu polskiego kina, jak w samym sposobie pisania o nim. Wprowadzając nowy horyzont w przestrzeń myślenia o kinematografii, Paulina Kwiatkowska uruchamia także inny styl wypowiedzi: tworzy kolaż wzajemnie oświetlających się wątków i motywów, czyta kino za pomocą narzędzi pochodzących z różnych porządków, a przede wszystkim na przestrzeni tekstu materializuje obraz, nadając mu swoistą i osobną jakość.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.