Ulga
„Zdarzyło się” Audrey Diwan

Ulga

Agnieszka Jakimiak

„Zdarzyło się” Audrey Diwan na podstawie książki Ernaux wrzuca widzki w oko cyklonu doświadczenia. Największą siłą filmu jest jego bezkompromisowość. Sprawa jest prosta: kobieta chce przerwać swoją ciążę

Jeszcze 3 minuty czytania

„Wszystko zgaśnie w jednej chwili. Słownik przyswajany od kołyski po łoże śmierci przestanie istnieć. Nastanie cisza bez żadnego słowa, aby ją opowiedzieć. Z otwartych ust nie wyjdzie już nic. Ani «ja», ani «mnie». Język zaś będzie w dalszym ciągu przekładał świat na zdania. W rozmowach przy świątecznym stole będzie się tylko imieniem coraz bardziej pozbawionym twarzy, aż zniknie się w anonimowej masie odległego pokolenia”.

„Lata” Annie Ernaux rozpoczynają się refleksją, której kierunek nie jest jasno określony. „Znikną wszystkie obrazy” – pisze autorka i otwiera katalog słów, rzeczy i doświadczeń, które przepadną wraz ze śmierciami ich nosicielek. Wspomnienia przyjemności i bólu, widoki krajobrazu i hasła reklamowe, które wryły się w pamięć i nie chcą ustąpić, fragmenty nudnych filmów i niezbyt udanych wierszy, dziwne porzekadła, trudne do zidentyfikowania cytaty z dawno przeczytanych powieści, głupie przysłowia, refren pozbawiony sensu, niepokojąca aura i niespotykane światło, kłótnia przy stole, chamska odzywka – wszystko, co prędko wpada bez wstępnej selekcji do repozytorium pamięci, przepada jeszcze szybciej, w ułamku sekundy. Na początku książki nie wiadomo, czemu pisarka przywołuje te strzępy z taką sumiennością. Czy to ruch wbrew zapomnieniu? Potrzeba zaspokojenia melancholijnej tęsknoty? Antykwaryczna gorliwość? 

Przyczyny tego katalogowania doświadczeń ujawniają się stopniowo, aż stają się nadzwyczaj wyraźne. Perspektywa Ernaux nie jest nihilistyczna, ale nie wynika też z prywatnej obsesji zatrzymania czasu i życia. Pisanie okazuje się dla francuskiej autorki narzędziem politycznym i wiąże się z transhistorycznym podejściem do jednostkowych przeżyć, które nigdy nie są zawieszone w próżni, ale wynikają ze społecznych tarć i systemowych napięć. Raz po raz na przestrzeni lat katalizują się lęki: o możliwość samostanowienia, o przyszłość, o niepowtarzanie błędów popełnionych przez własnych rodziców. Raz po raz te niepokoje przekształcają się w opór i sprzeciw wobec zawłaszczaniu prawa niektórych osób do władzy nad własnymi ciałami, wobec niesprawiedliwej dystrybucji dóbr, wobec historycznych przekłamań i niespłaconych narodowych długów. Ernaux zakłada, że te momenty oświetlają się nawzajem, rezonują w dialektycznym rozbłysku, a do pisarskiej powinności należy umożliwianie ich spotkania. 

To, co w „Latach” ujawnia się powoli, w „Zdarzyło się” – wcześniejszej powieści Ernaux – jest jasne od samego początku. Napisana w 1990 roku książka to podróż do przeszłości, która wydaje się tak odległa jak obcy kraj. Ernaux podróżuje do 1963 roku, kiedy miała dwadzieścia kilka lat, studiowała literaturę i zaszła w niechcianą ciążę. Klucz autobiograficzny jest tu na miejscu: „Zdarzyło się” to powieść w pewnym sensie dokumentalna, przywołująca turbulentny moment z życia samej pisarki. Ale to nie tylko jednostkowa historia – książka stanowi polityczną biografię kraju, w którym tysiące kobiet pozbawionych prawa dostępu do antykoncepcji i prawa do aborcji było przez lata zmuszanych do ryzykowania życiem, żeby odzyskać życie. 

„Zdarzyło się” rozpoczyna się w dniu, w którym narratorka oczekuje na wynik testu na HIV. To oczekiwanie przypomina jej inny dzień o podobnej dramaturgii – jeden z dni cieplejszego niż zwykle października, 27 lat wcześniej, kiedy lato wydawało się trwać bez końca, a okres bohaterki uparcie nie nadchodził. Miesiąc później, na początku listopada 1963 roku, dziewczyna wychodziła z gabinetu lekarza, który przepisał jej zastrzyki na przywrócenie krwawienia. Jak się okazało, doktor nigdy nie miał zamiaru przyczyniać się do usunięcia niechcianego płodu, a lek tylko wzmocnił ciążę. „Jestem w ciąży. To koszmar” – pisze bohaterka w swoim dzienniku, wiedząc, że desperackie poszukiwania sprzymierzeńców dopiero się rozpoczęły. Książka Ernaux jest wspomnieniem-przestrogą. Na przestrzeni trzydziestu lat – między doświadczeniem terroru, przez który przechodziła, chcąc przerwać niechcianą ciążę, a niepokojem oczekiwania na wynik testu na obecność wirusa, który dziesiątkuje grupę jej przyjaciół i bliskich – rozpościera się most łączący różne wymiary biopolityki. 

Film Audrey Diwan na podstawie książki Ernaux porzuca retrospektywną ramę i wrzuca widzki w oko cyklonu doświadczenia, które aktualizuje się na naszych oczach. Dojrzałymi osobami, które spoglądają na przeszłość oddaloną o kilkadziesiąt lat i o niezliczone tysiące przypadków przerywania niechcianych ciąż, jesteśmy tym razem my, a nie sama Ernaux. To trafna decyzja – dzięki niej przeszłość nie jawi się jak nierozpoznawalny inny kraj. Okazuje się, że ludzie nie posługują się w niej obcym językiem i nie mają zwyczajów, które wywoływałyby w nas konfuzję. Noszą ubrania, które rozpoznajemy, rozmawiają o egzaminach z literatury i interpretują wiersze w sposób, który wydaje się znajomy, w klubie zamawiają drinki najzwyczajniej na świecie i tańczą do głośnej muzyki właśnie tak, jak tańczyłaby dzisiaj twoja koleżanka albo siostra.

Czas jest w „Zdarzyło się” w samym centrum. Chociaż bohaterka książki wspomina ten okres jako „limbo”, narracja powieści oddaje napięcie godne thrillera, a nie kondycji stuporu i zawieszenia. To napięcie doskonale przekłada się na filmową dramaturgię. Ciąg bezskutecznych prób uzyskania pomocy od kolejnych pozbawionych zrozumienia lekarzy, od nieistniejących kolegów poleconych przez kolegów, od milczących i przerażonych koleżanek tak naprawdę prowadzi tylko do jednego: do skurczenia się czasu. Gest odhaczania kolejnych dni w kalendarzu staje się coraz bardziej złowrogi, moment, kiedy podjęcie działania jest jeszcze w ogóle możliwe, zbliża się nieuchronnie. Dlatego Anne (Annamaria Vartolomei) jest ogarnięta gniewem, frustracją i potrzebą błyskawicznego działania. Nie wypowiada wiele słów, większość sił kieruje w proces załatwienia tej jednej jedynej sprawy, która doprowadziła do tego, że ciało dziewczyny przestało do niej należeć. Krótko mówiąc: do powstrzymania skutków wydarzenia. 

„Zdarzyło się” „Zdarzyło się”, reż. Audrey Diwan. Francja 2021, w kinach od października 2022 roku. „Wydarzenie” – tak w tłumaczeniu brzmi oryginalny tytuł książki i filmu. „Zdarzyło się” jest pewnie bardziej nośne językowo, „wydarzenie” nie jest za to aż tak bezosobowe, wskazuje na radykalną wyrwę w czasie, a nie na nikomu niezawiniony splot okoliczności. Francuskie l’événement skrywa w sobie jeszcze coś więcej niż polskie „zdarzanie się” i „wydarzenie” – w jego źródłosłowie jest łaciński rezultat, wynik, konsekwencja. Echa tej etymologii rozbrzmiewają w filmie, kiedy Diwan zderza dwa porządki. Pierwszy dotyczy seksualności i pożądania, za którymi chce podążać Anne, flirtująca z chłopakami, wychodząca do baru po to, żeby zakończyć imprezę przygodnym seksem i czerpać radość z obcowania z cudzym ciałem. Drugi wywodzi się ze społecznych mechanizmów kontrolujących kobiecą cielesność – Diwan mówiła w wywiadzie, że w dyscyplinującym systemie karą za seksualne wyzwolenie jest właśnie zakaz aborcji. Uszczypliwe komentarze mężczyzn zebranych w knajpie, protekcjonalny głos kolegi, który domaga się fizycznej zapłaty za potencjalną przysługę, kłamstwo lekarza, który zakłada, że kobietę należy ubezwłasnowolnić, składają się na symptomy tej wszechogarniającej społecznej kary. 

„Zdarzyło się” opowiada o rezultacie tej konstelacji, ale zarazem przełamuje tradycyjny schemat konstruowania narracji o kobiecym pożądaniu. Filmowa Anne nie zamierza podporządkować się społecznemu rygorowi pod żadnym względem – ani nie urodzi wbrew swojej woli, ani nie przestanie sypiać z chłopakami mimo środowiskowej presji. W „Zdarzyło się” istotny jest również kontekst klasy: ciąża nie pozwoli Anne skończyć studiów, wyrwać się z robotniczego kontekstu i zyskać władzy nad swoją przyszłością. Anne buntuje się więc przeciwko kolejnemu porządkowi – temu, który już dawno rozdał społeczne karty i w szeregu zaklepał dla niej statyczne miejsce młodej matki bez wykształcenia. 

Największą siłą filmu jest właśnie jego bezkompromisowość. Idąc za Ernaux, Diwan nie wikła się w relatywizm, nie błądzi po zakamarkach uzasadnień jednostkowej decyzji. Sprawa jest prosta: kobieta chce przerwać swoją ciążę. Jako obserwatorzy tego procesu nie musimy znać przyczyn tej decyzji ani okoliczności zajścia w ciążę. One pozostają prywatną sprawą. Jedyny publiczny i polityczny element ciąży Anne to konsekwencje zakazu jej przerywania – reszta nie musi nas obchodzić, Diwan nie pyta nas o zdanie. Tak jasne i konsekwentne stanowisko jest podejrzanie rzadkie w sztuce poświęconej aborcji. W Polsce – wciąż trudne do pomyślenia. 

W 2017 roku razem z Joanną Wichowską, Karoliną Adamczyk i Oliverem Frljiciem pisaliśmy monolog do „Klątwy” w Teatrze Powszechnym, poświęcony aborcji. Cały czas potykaliśmy się o najbardziej polskie uwarunkowanie: skoro mamy napisać monolog kobiety, która chce dokonać aborcji, to pewnie powinniśmy podać jej przyczyny, w taki sposób aktorce łatwiej ugruntować to stanowisko i uzasadnić potrzebę zamanifestowania swojej decyzji. Minęło kilka prób, zanim zgodziliśmy się, że jedyna możliwa strategia w obecnej sytuacji politycznej zasadza się na braku uzasadnienia. Prawo kobiety do przerywania własnej ciąży nie może być przedmiotem sporu i nie może być relatywne, nie trzeba go uzasadniać i tłumaczyć, podobnie jak nie uzasadnia się w kółko prawa do integralności człowieka albo prawa do wolności. Tym tropem podąża też Diwan: kamera pozostaje bliska Anne i pozwala nam zidentyfikować się z jej trudem i desperacją, ale nigdy ze zwątpieniem w słuszność podjętej decyzji. Droga, którą kroczymy, jest wydeptana przez upór, konsekwencję i niezbywalne przekonanie bohaterki, że jej życie należy do niej, do nikogo innego. 

W Polsce nikogo nie trzeba przekonywać, że walka o prawo do aborcji jest najbardziej palącym i aktualnym tematem. Premiera „Zdarzyło się” przypadła na kilka miesięcy przed uchyleniem przełomowej decyzji Roe vs Wade, która odmieniła restrykcyjne prawo aborcyjne Stanów Zjednoczonych w 1973 roku. Przez chwilę aktualność filmu Diwan stała w niektórych krajach pod znakiem zapytania – wydawało się, że od Francji po Stany prawo aborcyjne jest mniej więcej „ogarnięte”, Polki patrzyły z zazdrością w zachodnią stronę. Nikt, kto czytał „Zdarzyło się”, nie dzieliłby tego optymizmu – w książce jest jasno powiedziane, że zwycięstwa w walkach o samostanowienie nigdy nie są dane na zawsze. Wie to polski Aborcyjny Dream Team, którego członkini musi stanąć przed sądem za pomoc w aborcji, a mimo wszystkich przeszkód organizacja powtarza uparcie: aborcje były, są i będą. Jedyne, co zagraża życiu kobiet, to ich zakaz. Film Diwan i książka Ernaux dodają jeszcze jedno spostrzeżenie: przerwanie niechcianej ciąży przynosi ulgę. Ernaux pisze: „Przez wiele lat świętowałam noc z 20 na 21 stycznia jako rocznicę”. Ernaux ma poczucie winy tylko z jednego powodu: że jej doświadczenie pozostało prywatnym wydarzeniem, że przez lata nie podzieliła się nim z innymi. Napisanie „Zdarzyło się” pozwala jej wreszcie pozbyć się tego ciężaru. Zapewne właśnie w naglącej potrzebie budowania wspólnoty przeżyć, w konieczności zdawania relacji z bólu, który trzeba było znosić z cudzej winy, kryje się niezłomność walki o prawo do aborcji. Dlatego „Zdarzyło się” musi być opowiadane w kółko i wciąż na nowo.