Zadymiarze internetu i jedna zadymiara
Shareheads CC BY 2.0

15 minut czytania

/ Media

Zadymiarze internetu i jedna zadymiara

Monika Borys

Patostreamerzy wykorzystują popyt na obrazy „odrażających, brudnych, złych” i jednocześnie się za nie rewanżują. Z tą różnicą, że pracują na własny rachunek. Internetowe zadymy są odpowiedzią na pragnienie hardkorowego reality w późnym kapitalizmie

Jeszcze 4 minuty czytania

Ściana wyklejona styropianem, przy której stoi rusztowanie. Ktoś chyba ociepla dom. Kamerka internetowa na razie nie pokazuje niczego więcej. W tle słychać dialogi z filmu „Chłopaki nie płaczą”. W czwartkowe południe transmisję z budowy ogląda razem ze mną pół tysiąca osób. Relacja leci na YouTubie, na kanale Bystrzak TV. Obok okienka z filmem jest czat, na którym piszą widzowie – zazwyczaj pojedyncze słowa, wulgaryzmy i emoji. Czasem na streamie rozbrzmiewa ludzki-nieludzki głos syntezatora mowy Ivona, który recytuje wiadomość od widza przesyłającego Bystrzakowi TV internetowy napiwek – w streamerskim języku donejt. To pierwszy patostream, który zobaczyłam na żywo. Wcześniej widziałam tzw. szoty, czyli zarchiwizowane „najlepsze” fragmenty patostreamów. Przy nich oglądanie budowy domu było jak słuchanie wyciszającego ambientu po całym dniu wiercenia w ścianie.

Jeśli wierzyć Wykopowi i najpopularniejszym szotom, prekursorem patostreamingu jest Daniel Magical. Zaczęło się pięć lat temu od platformy Twitch przeznaczonej do streamowania gier komputerowych i e-sportu. Magical swoje transmisje gry w „Tibię” urozmaicał alkoholem. Szybko okazało się, że im więcej pije, tym więcej ma widzów. Im bardziej wulgarne rzeczy robi, tym więcej donejtów zgarnia. Porzucił więc granie w gry i przeniósł się na YouTube’a. Tu zaczął, jak sam to nazywa, „robienie dymów” – ekstremalne reality show z toruńskiego mieszkania. Razem z nim w dymach brali udział jego brat, matka i jej konkubent. Rytualnie spożywali tzw. kociołek Menelixa, czyli alkoholową miksturę dla odważnych. Na wspólne libacje wpadali goście, którzy razem z Danielem zasiadali na wersalce przed komputerem. Za ścianą w łazience trwał niekończący się remont za pieniądze z donejtów. Agresja mieszała się z żartami. Magical rozwalał meble, awanturował się z sąsiadami i bił swoją matkę. Widzowie przesyłali coraz większe wpłaty, towarzyszyli mu dzień i noc. Kiedy streamował, jak śpi, oglądało go 600 osób. Rekordową oglądalność – 63 tysiące widzów – zaliczył, transmitując wywoływanie duchów Lecha Kaczyńskiego i Zbigniewa Wodeckiego. Najwierniejszych fanów miał na Wykopie. Wpłacali mu pieniądze, a czasem nawet przyjeżdżali w odwiedziny. Kiedy nie robił tego, czego chcieli, obrażali go. A on się odgrażał: „Nie będę waszą kukiełką!”. Na początku tego roku, po tym, jak na jednym z filmów wraz ze swoją matką pochwalił morderstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, prokuratura zakazała mu streamowania.

Kiedy pod koniec 2018 roku Rzecznik Praw Obywatelskich zorganizował w sprawie patologicznych treści okrągły stół, przedstawiciele Google’a poinformowali, że jest to zjawisko obecne jedynie w polskiej sieci. Patostreamy to wulgarne transmisje wideo w czasie rzeczywistym, wrzucane i oglądane najczęściej na YouTubie. Ich twórcy to w większości mężczyźni. Nagrywają zazwyczaj pod wpływem używek i są nastawieni na przekraczanie kolejnych granic cielesnych, poniżanie innych za pomocą agresji słownej i fizycznej. Widzowie streamingów nie są bierni – mają różne sposoby na interakcję z twórcami. Rozmawiają na czatach i przesyłają donejty za pomocą przeznaczonych do tego platform internetowych. Najczęściej są to drobne kwoty wpłacane przelewem, PayPalem, kryptowalutą czy SMS-em, co oznacza, że wpłacać mogą nie tylko pełnoletni. Trudno ocenić, kto patostreamy ogląda. Duża część społeczności związana jest z serwisem Wykop. To tu pojawia się najwięcej informacji o patotwórcach, linki do transmisji i memy. RPO alarmuje, że w większości odbiorcami są młodzi ludzie i dzieci.


Patostreamerzy nie działają na dużą skalę, to raczej mętne obrzeża internetu. Po zamknięciu w ubiegłym roku kilku dużych kanałów, które miały niekiedy setki tysięcy subskrybentów, dziś w sieci działa kilkunastu twórców pato. Czasami na żywo ogląda ich kilkaset, a czasem kilka tysięcy osób. Często jednak patostreamy dostają drugie życie, kiedy najostrzejsze fragmenty transmisji trafiają na YouTube’a pod postacią szotów. Wrzucają je youtuberzy, którzy nagrywają wielogodzinne sesje i wycinają co „ciekawsze” kawałki. Krótkie patofilmiki to łatwy sposób na zdobycie setek tysięcy wyświetleń.

Nagie życia, naga przemoc

Patotwórcy nie są szczególnie mobilni, zazwyczaj siedzą przed komputerem i nagrywają kamerką internetową. Dynamika transmisji jest trochę jak życie – czekasz, aż coś się wydarzy. Kiedy nie dzieje się nic kontrowersyjnego, transmisje pogrążone są w bezczasie urozmaicanym niekiedy ogłoszeniem o wpłynięciu donejta. Siedzenie, picie, gadanie z widzami. Siedzenie, zadyma, spanie.

Poniedziałek, godzina 16. Relację Adama i Iwony z działki ogląda 200 osób. Kamerka skierowana jest na plastikowe meble ogrodowe. Na ekranie widać też mały podgląd gołębnika umieszczonego na dachu domku (pasją pary są gołębie). Przelewając trzy złote, można dostać piosenkę na życzenie, którą Adam puszcza z komputera. Pieniądze pójdą na „nowe meble do kuchni”.

Stream z działkiStream z działki

Piątek wieczór. Mahonek zazwyczaj urządza tzw. drunkstreamy, czyli transmituje na żywo, jak pije alkohol. Libacje łączy zazwyczaj z robieniem żartów, dzwoniąc pod przypadkowe numery telefonów wybrane z ogłoszeń. Tym razem jednak jest trzeźwy, bo, jak mówi, w Wielki Piątek nie pije. Ogląda go 6 tysięcy osób. W tym samym czasie na kanale Gurala trwa alkoruletka. Widzowie wpłacają donejty i obstawiają kolory. Za każde trafienie Gural wypije kieliszek wódki. Z okazji zbliżających się świąt wielkanocnych opowiada o religii. Mówi, że kiedyś chrześcijanie wierzyli w reinkarnację. Jedna z widzek pisze na czacie, że to bujda. Gural wyzywa ją od idiotek, każe czytać Biblię i poznać genezę chrześcijaństwa.

Pierwszy kanał Gurala YouTube zamknął w 2018 roku, a jego samego zatrzymała policja. Podczas jednej z relacji na oczach tysięcy widzów molestował seksualnie nastoletnie dziewczyny, z którymi łączył się przez platformy z wideoczatami. Podejrzenie przestępstwa na policję zgłosili m.in. użytkownicy Wykopu. W chwili zamknięcia kanał Gurala miał 250 tysięcy subskrybentów. „Ja sam sobie tego nie nagłośniłem. Ja sam sobie tego piekła nie dałem” – ze łzami w oczach tłumaczył się w jednym z filmików. Teraz próbuje wrócić w nowej odsłonie i z nowymi pomysłami na wieczorne posiadówy.

Reality

Interpretacje patostreamów zwykle sprowadzają się do stwierdzeń o „naturze ludzkiej” skłonnej do podglądactwa i odwiecznym pragnieniu gapienia się na przemoc. Warto jednak wyjść poza taką optykę (szczególnie kiedy w jednym zdaniu patostreamy kojarzone są z oglądaniem walk gladiatorów) i spojrzeć na patotreści we współczesnym kontekście technologii, biznesu i społecznej cyrkulacji obrazów. Tym bardziej jeśli patostreamy uchodzą za polski gatunek internetowy.

Kluczowy dla live streamingu był 2016 rok. Mimo że od kilku lat działały już takie platformy jak YouNow, Twitch czy Periscope, dopiero Facebook Live upowszechnił tę technologię na szeroką skalę w Stanach Zjednoczonych i Europie (inaczej jest na przykład w Chinach, gdzie streaming to prężna branża show-biznesu z setkami przeznaczonych do tego platform). Kiedy Facebook umożliwił swoim użytkownikom relacjonowanie na żywo, Mark Zuckerberg zachwalał tę funkcję jako nowy sposób komunikacji, która ma być osobista, emocjonalna, ale też surowa i z trzewi. Wtedy jeszcze trudno było przewidzieć, jakich „wnętrzności” możemy się spodziewać. Szybko okazało się, że live streaming to nie tylko sprawne narzędzie do komunikacji i dzielenia się informacjami, ale również do rozpowszechniania drastycznych obrazów, a może nawet stymulujące akty przemocy. Przykładem z ostatnich miesięcy jest transmitowany przez zamachowca atak na meczet w Nowej Zelandii, w którym zginęło 50 osób. Ani moderatorom, ani algorytmom Facebooka nie udało się zareagować na czas i usunąć relacji. W ciągu dwóch dni zanotowano 1,5 miliona prób udostępnienia nagrania, z czego 300 tysięcy było skutecznych.

Bystrzak TVBystrzak TV

Technologia, choć globalna, zawsze mutuje w lokalnym kontekście, odsłania miejscowe choroby i pozwala im się rozwijać. W przypadku patostreamów jedną z nich jest show-biznes nastawiony na eksploatację różnic społecznych. Wraz z rozwojem kapitalizmu polska popkultura trenuje nas do specyficznego obcowania z obrazami ubóstwa. Widać to najlepiej, kiedy przyjrzymy się kolejnym dokumentalnym formatom telewizyjnym i konwencji naiwnego realizmu. W latach 90. kwestią kosztów transformacji w telewizji zajęły się programy interwencyjne jak „Ekspres reporterów”. Na przełomie wieków, na fali zainteresowania obrazami „prawdziwej Polski”, coraz popularniejsze stawały się telenowele dokumentalne, które z problemów ludzi żyjących na marginesach społecznych czyniły cotygodniowe show. Telewizyjny realizm, jak junk food, jest tani i szybki w produkcji. Do tego dobrze się sprzedaje, na tyle dobrze, że następna dekada upłynęła pod znakiem paradokumentów – stylizowanych na dokumentalne serialowych produkcji, które fetyszyzują wrażenie autentyczności opartej na nieprofesjonalnej grze naturszczyków. Dziś właściwie już każda stacja ma swoje paradokumenty.

Dobrym przykładem jest serial „Chłopaki do wzięcia” – jak donoszą badania, obecnie najchętniej oglądany program w historii kanałów tematycznych w Polsce. Telenowelę od siedmiu lat można oglądać na antenie Polsat Play. Opowiada o samotnych mężczyznach z małych wiosek – kawalerach, którzy poszukują partnerek. Bohaterowie serialu są bezrobotni, często chorzy i nadużywają alkoholu. Obrazom ich matrymonialnych przygód towarzyszy ironiczny komentarz lektora, który bohaterów telenoweli infantylizuje. Jak przyznał niedawno dyrektor Polsat Play Radosław Sławiński, mężczyźni nie dostają pieniędzy za udział w serialu, bo „robią to dla czystej przyjemności”. Trudno chyba o bardziej dosłowny przykład na budowanie kapitału na ubóstwie innych. W tym kontekście patostreamerzy wykorzystują popyt na obrazy „odrażających, brudnych, złych” i jednocześnie się za nie rewanżują. Z tą różnicą, że pracują na własny rachunek. Internetowe zadymy są odpowiedzią na pragnienie hardkorowego reality w późnym kapitalizmie.

Patoinfluencerka

Chociaż sam patostreaming nie jest zjawiskiem masowym, to środowisko z nim związane szybko się profesjonalizuje. W ubiegłym roku powstała federacja FAME MMA, która zajmuje się organizacją walk freak fight. To inicjatywa youtubera o ksywce Boxdel i znanego z uczestnictwa w dziewięciu edycjach programu „Warsaw Shore” Wojciecha Goli. W pojedynkach w klatce biorą udział celebryci, influencerzy i patostreamerzy (w pierwszej edycji walczył m.in. Daniel Magical).

Trzecią i najpopularniejszą galę FAME MMA w łódzkiej Atlas Arenie oglądało 10 tysięcy osób, a dostęp do transmisji, jak podają organizatorzy, wykupiło 180 tysięcy użytkowników (koszt to 19,90 zł). Dużą oglądalność tej edycji zapewniła walka Moniki „Esmeraldy” Godlewskiej (z piosenkarskiego duetu Sióstr Godlewskich) i Marty Linkiewicz, na Instagramie znanej jako Linkimaster. Linkiewicz ma 22 lata, 840 tysięcy obserwujących i mówi o sobie, że jest patoinfluencerką. Zrobiło się o niej głośno w 2015 roku, kiedy wrzuciła do sieci filmy wideo, na których chwaliła się, że w autokarze uprawiała seks oralny i grupowy z raperami amerykańskiego zespołu Rae Sremmurd. „Jestem z siebie dumna” – mówiła na snapie Linki i z nikomu nieznanej dziewczyny stała się gwiazdą internetu. Jej popularność napędziły mizoginiczne wyobrażenia o tym, co może, a czego nie powinna robić kobieta. Wielu bowiem nie mogło pogodzić się z faktem, że Linkiewicz bez cienia wstydu i pruderii opowiada o seksie i traktuje go jak sport.

 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 

Post udostępniony przez Marta Linkiewicz (@linkimaster)

Jeśli życie choć trochę wygląda jak na Instagramie, to melanż Linkimaster nigdy się nie kończy. Linki wrzuca selfie, na których pozuje z butelkami alkoholu, fotki nowych paznokci we wzór zebry, zdjęcia stylizacji w panterkę, różowych długich włosów i mocnych makijaży z powiększonymi ustami. Jej posty mają setki tysięcy polubień i dziesiątki tysięcy komentarzy. Te ostatnie rozkładają się po równo: jedni nazywają ją królową, drudzy piszą, że to, co robi, jest żenujące i nie przystoi dziewczynie.

Serwisy plotkarskie donoszą o jej kolejnych tatuażach i imprezach, na których się pojawiła. Linki ma parcie na szkło i nie udaje, że jest inaczej. Świadomie monetyzuje swoją popularność zbudowaną na olewaniu wszelkiego tabu. W rzeczywistości, w której liczy się fejm i rządzi zasada umiejętnego sprzedawania wizerunku, Linkiewicz czuje się jak ryba w wodzie. Jest bardzo pewna siebie i agresywna. Trudno ją polubić, ale nie wygląda na to, żeby jakkolwiek się tym przejmowała. Jest jak wyszczekana koleżanka z gimnazjum – trochę się jej boisz, trochę jej zazdrościsz.

MahonekMahonek

Kiedy kilka lat temu Agata Bielik-Robson narzekała na „ludzkie safari”, jakie zobaczyła w „Warsaw Shore” na MTV, oberwało się przede wszystkim polskiemu Nowemu Ludowi. Według filozofki współczesny proletariat pokazywany w zachodnich „Shores”, jak ten z Cardiff czy Newcastle, różni się od rodzimego płciowymi scenariuszami. „Choć więc może sprawa nie jest do końca godna feministycznej pochwały, to jednak w anglosaskich ekipach panuje równouprawnienie – i to nie jakieś tam tylko prawnie zagwarantowane, ale głęboko uwewnętrznione i na każdym kroku bez skrępowania okazywane. «Chcę, to biorę» jest tam zasadą genderowo równo rozdzieloną, a nie tradycyjnym przywilejem samca – co niestety wychodzi na jaw aż za dobrze w edycji warszawskiej” – pisała Bielik-Robson zawiedziona „Ekipą z Warszawy”. Być może to właśnie Linkiewicz jest zwiastunem seksualnej emancypacji. W świecie patologicznego mroku i patriarchalnej przemocy Linkimaster wymyka się służebnej roli ofiary. Jej show jest jak patoxploitation, wulgarna zemsta za mieszczańskie i seksistowskie stereotypy o karynach, tipsiarach i blacharach.

Niektórzy twierdzą, że prawdziwe dymy robi tylko Daniel Magical. Żaden z patostreamerów nie ma takich pomysłów jak on. Kociołki, seanse spirytystyczne, palenie peruki, awantury z Wykopem, rozwalanie komputera, remont, najazdy policji, transmisje spania. Widzowie spekulują, czy Magical złamie kiedyś zakaz streamowania. A on daje im nadzieję. Kilka dni temu wrzucił na Instagrama zdjęcie swojej matki, która pozuje, trzymając na kolanach monitor, a w ręku nowego smartfona. Dostała również kamerę i mikrofon, które będą zainstalowane w kuchni. Magical napisał: „No to Pani Gosia chyba już w kuchni zamieszka :D (…) Będzie mogła z wami rozmawiać i dymić pozdrawiamy”.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).