O łódzkich „Modernizacjach”

Aleksandra Jach

Fascynacja ruchem, utrata kontroli, destrukcja, załamanie, ale nie definitywne, przygotowujące kolejne rewolucje – taką perspektywę doświadczenia nowoczesności prezentuje wystawa „Modernizacje 1918–1939” w MS2 w Łodzi

Jeszcze 2 minuty czytania

„Modernizacje 19181939. Czas przyszły dokonany”. Muzeum Sztuki w Łodzi, kurator: Andrzej Szczerski, 11 marca – 30 maja 2010

Wystawa i towarzysząca jej książka „Modernizacje. Sztuka i architektura w nowych państwach Europy Środkowo-Wschodniej 1918–1939”, wychodzą daleko poza wytarte schematy dotyczące PRL-owskich blokowisk czy socrealizmu. Tym razem proponuje się nam cofnięcie do początku XX wieku, w poszukiwaniu źródeł koncepcji „nowoczesnego człowieka”, który swoje życie postrzegał jako nieustanny ruch do przodu, a moment zatrzymania utożsamiał ze śmiercią. Tragedia rozwoju – hasło, które przyświeca koncepcji wystawy – wiele mówi o specyfice tamtych czasów: potrzebie stworzenia nowego człowieka i społeczeństwa, mówi także o utracie kontroli, a czasem samodestrukcji.

W 1918 roku kończy się I wojna światowa i moment ten staje się symbolem przełomu, wprowadzenia nowego porządku, który będzie trwał jeszcze przez następne dwadzieścia lat. Powstają nowe państwa, albo odradzają się te, które przez wiele lat były pod obcym panowaniem. Przemiany modernizacyjne w Europie Środkowej idą pełną parą. Wspiera je władza, która pragnie legitymizacji nowego ustroju i potwierdzenia swojego znaczenia na arenie międzynarodowej. Nowe rządy Polski, Czech, Węgier, Słowacji, Jugosławii głoszą etos postępu, ale muszą także skonfrontować się z tradycyjnym układem społecznym i uwzględniać zapotrzebowanie piewców nowych państw – czyli demokratycznych nacjonalistów.

Model standardowego domu mieszkalnego w Zilnie,
Miejska Galeria Sztuki w Zlinie, fot. Piotr Tomczyk

Na wystawie zaprezentowano projekty modernizacyjne państw Europy Środowej, których ambicją było dołączenie do kanonu zachodnioeuropejskiego, jednocześnie z zaznaczeniem własnej odrębności. Ci, którzy piszą o całkowitym odrzuceniu przeszłości przez modernizm, upraszczają problem i nie biorą pod uwagę procesów, w których splatało się pragnienie postępu z tradycją.

W narracji wystawy napięcie pomiędzy dążeniami progresywnymi a czerpaniem ze znanych i oswojonych kodów wyczuwalne jest w niektórych zestawieniach prac: przykładem unistyczna makieta niezrealizowanego projektu dworca w Gdyni autorstwa Władysława Strzemińskiego, która sąsiaduje z marynistycznym pejzażem – widokiem statku na wzburzonych falach, czy też kolorowych pejzaży przedstawiających fabryki z projektami mebli geometrycznych, nieco podobnych do rzeźb Katarzyny Kobro.

Kolekcja butów firmy Bata, Muzeum butów
w Zlinie, fot. Piotr Tomczyk
Kluczem do czytania „Modernizacji” jest geografia Europy Środkowej. Przechodzimy więc przez kolejne sale, w których umieszczone zostają prace pochodzące z krajów, które w międzywojniu uzyskały nowy kształt. Na początku konfrontujemy się z fototapetą: krakowski Rynek służący jako lotnisko, gąszcz wieżowców. Ta śmiała – nawet z naszej perspektywy – wizja nie została zrealizowana, co pokazuje ograniczenia w praktycznym działaniu projektantów-marzycieli tamtego czasu. Kolejna przestrzeń jest poświęcona jugosłowiańskiemu pismu „Zenit”, które w bezkompromisowy sposób propagowało prymat kultury bałkańskiej nad europejską oraz wiarę w przejęcie władzy przez barbarogeniusza. Czechy reprezentuje sławne miasto Zlin, gdzie ulokowało się  przedsiębiorstwo Baty, będące nie tylko miejscem produkującym i sprzedającym buty, ale także stanowiące rodzaj mikroświata zapewniającego pracownikom zakwaterowanie, wyżywienie, opiekę socjalną i edukację, która miała wykształcić nowych członków społeczeństwa przyszłości. Sukces Baty  – jednego z pierwszych nowoczesnych przedsiębiorców – zasadzał się na wierze w wartość pracy, samodoskonalenia i życia we wspólnocie. Podważa to ogólną tezę o laickości modernizmu, tworzącego relacje o charakterze parareligijnym.

W Polsce najbardziej spektakularnym i całościowym przykładem modernizacji jest oczywiście Gdynia i całe zaplecze ideologiczne, które zostało zbudowane w związku z odzyskaniem dostępu do morza. Ta wizytówka nowoczesnej Polski sportretowana została dzięki niesamowitym kolażom Jana Marii Brzeskiego, zdjęciom z prywatnego gdyńskiego archiwum, na których widzimy ludzi fotografujących się na tle tego najbardziej nowoczesnego ze wszystkich miast, oraz plakatów Ligi Morskiej, mówiących o ambicjach powiększenia polskiej strefy wpływów, choćby na poziomie turystycznym.

Plakaty ze zbiorów Węgierskiej Galerii Narodowej
oraz Węgierskiego Muzeum Narodowego, fot. Piotr
Tomczyk
Na wystawie możemy też oglądać węgierskie plakaty agitacyjne, tworzone przez najlepszych awangardowych artystów, a także obrazy poświęcone alegoriom ludzkości, rybakom czy budowniczym, o charakterze ekspresjonistycznym, czerpiącym inspirację z ikonografii chrześcijańskiej. Litwę i Estonię reprezentują zdjęcia tamtejszej modernistycznej architektury z Kowna i Tallina.

„Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu” – to tytuł bardzo ciekawej książki Marshalla Bermana, a zarazem cytat z „Manifestu komunistycznego” Marksa. To także metafora modernizacyjnych przemian – ułudy tworzenia idealnego świata, gdzie kreacja zawsze łączy się z niszczeniem, a dobro jest częścią zła, paradoksalność zaś nieredukowalna. Łódzka wystawa daje możliwość zrozumienia momentu historycznego, który w istotny sposób wpłynął na powojenną sztukę i architekturę, a przez to i na nasze otoczenie. Ono także rozpływa się na naszych oczach.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.