Quest jako forma egzystencji

Agata Firlej

U Andruchowycza nie chodzi o żaden postmodernizm. Intertekstualne skojarzenia służą pokazaniu powiązań kultury ukraińskiej z zachodnioeuropejską

Quest jako forma egzystencji

Jeszcze 2 minuty czytania

Quest jako forma egzystencji

O okolicznościach powstania „Radia Noc” Jurij Andruchowycz opowiada dwie historie, polską i rumuńską. W 2005 roku w Warszawie zapytano pisarza, czym zająłby się, gdyby stracił wenę. Rozmowa odbywała się w studenckim radiu, a odpowiedź Andruchowycza jakoś pasowała do okoliczności: wyznał, że chciałby prowadzić nocną audycję radiową o nazwie „Smutek” (po ukraińsku „Smutok”, co zostało przez rozmówcę zrozumiane jako „Smooth Talk”), w której gawędziłby przyciszonym głosem i puszczał swoją ulubioną muzykę. Parę lat później w Rumunii pytanie z pierwszego rzędu było bardziej konkretne i dotyczyło efektownej frazy, która mogłaby otwierać powieść. Zgodnie z intencją pytającego zdanie to miało być prezentem od Andruchowycza dla niego, adepta pisarstwa. „Jeżeli Bóg jest naszym ojcem, to diabeł nieodłącznym przyjacielem” – odpowiedział ukraiński autor, ale konceptu tak łatwo nie oddał: „A teraz zobaczymy, który z nas jako pierwszy dopisze swoją historię”. Pytający nie zdążył.

„Radio Noc” miało nocno-radiową premierę w Ukrainie pod koniec pandemicznego 2020 roku, rozpoczyna się od zdania o Bogu i diable i opowiada o człowieku, który prowadzi nocną audycję radiową. Ale napisać coś takiego o tej powieści to właściwie nic nie napisać. Już samo prześledzenie wątków intertekstualnych zapełniłoby kilka stron. Należałoby wymienić między innymi Edgara Alana Poe, Tomasza Manna, Eugene’a Ionesco, Dantego, Szekspira, Roberta Walsera, Goethego, do tego Davida Bowiego, różne mitologie i Biblię. A główny bohater nazywa się Josyp Rotski. Skojarzenie obecnego w powieści narratora-biografa jest natychmiastowe i oczywiście intertekstualne: Roth i Brodski, świadkowie upadających imperiów. „Pretensjonalna hybryda” – kwituje biograf, typowy przedstawiciel kultury zachodnioeuropejskiej (nazwijmy go w skrócie TPKZ). A tak między nami: niezbyt rozgarnięta figura z tego biografa, więc nie można mu w pełni zaufać.

Jurij Andruchowycz, „Radio Noc”. Przeł. Jerzy Czech, Czytelnik, 488 stron, w księgarniach od marca 2023Jurij Andruchowycz, „Radio Noc”. Przeł. Jerzy Czech, Czytelnik, 488 stron, w księgarniach od marca 2023Wszystkie te nawiązania skłoniłyby niejedną i niejednego TPKZ do umieszczenia „Radia Noc” w wygodnej szufladce „postmodernizm”, opatrzonej dość już sfatygowaną etykietą „miniony”. I z głowy. Tylko że u Andruchowycza nie chodzi o żaden postmodernizm. Intertekstualne skojarzenia służą pokazaniu – i siłą rzeczy: współtworzeniu – powiązań kultury ukraińskiej z zachodnioeuropejską, na czym zyskuje również ta ostatnia. To szczególnie ważne w obecnym wojennym czasie, ale i w kontekście Euromajdanu, który w „Radiu Noc” odgrywa istotną rolę, bo powieść jest między innymi anatomią środkowoeuropejskich rewolucji, politycznych i kulturalnych. Andruchowycz od lat wiąże w swoich utworach ukraińskość z europejskością, nie rozmywając pierwszej i nie mając naiwnych wyobrażeń co do drugiej. „Dwanaście kręgów” z 2003 roku zadedykował Sołomii Pawłyczko, literaturoznawczyni, która w swoich badaniach nad modernizmem fenomenalnie pokazywała spójność pomiędzy ukraińską a zachodnią koncepcją nowoczesności. Europejskie perspektywy Ukrainy należały zresztą do najważniejszych tematów dla wielu generacji intelektualistek i intelektualistów z tego kraju i od czasu do czasu słono się za takie ekscesy płaciło. I wciąż płaci.

Oprócz albo zamiast poszukiwania nawiązań w „Radiu Noc” można też podążać tropem kryminalno-romantycznego i polityczno-metafizycznego questu głównego bohatera. Albo kryminalno-politycznego i romantyczno-metafizycznego, bo tak też będzie właściwie. Akcja toczy się wartko w bliżej nieokreślonym środkowoeuropejskim kraju, ale też w Szwajcarii, w Grecji i różnych innych miejscach schronienia głównego bohatera, którego sposobem życia na ogół jest ucieczka. Rozgrywa się współcześnie, ale i „za jakiś czas”, kiedy Grenlandia, zgodnie z nazwą, jest zielona, a nazwiskiem Grety Thunberg mianuje się ulice. Wszystko to brzmi dystopicznie, ale uwaga: jest też wycieczka (czyli ucieczka) do XV wieku. I znów nie chodzi o postmodernizm, tylko, jak zwykle u Andruchowycza, o pokazanie uniwersalności ludzkich zachowań i społecznych mechanizmów.

Kim jest Josyp Rotski, częściowo posklejany z wyobrażeń TPKZ i raczej słabo wpisujący się w oczekiwania czytelnika realisty? Poznajemy go jako utalentowanego klawiszowca, który w kominiarce na głowie przygrywa na barykadach pewnej rewolucji przypominającej Euromajdan i uważa, że dopóki gra, rewolucja nie upadnie. Ta jednak zostaje ostatecznie zduszona, reżim zaczyna ścigać jej bohaterów, a Rotski zamienia się w archetypicznego – bo pokonującego przestrzeń i czas – uciekiniera, tułacza, uchodźcę.

Gdzieś po drodze Rotski niespodziewanie spotyka miłość. Niespodziewanie dla samego siebie, bo jako dawny aktor porno, starzejący się cynik i „naturalny poligamista” uważa się za niezdolnego do takiego uczucia. Długo nie może w tę miłość uwierzyć, kwestionuje ją na każdym kroku i poddaje srogim próbom autoironii. A w końcu jest gotów odrzucić kochankę, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Cała ta opowieść o miłości stanowi kolejne wyzwanie dla TPKZ, zwłaszcza w epoce #metoo i rozprawiania się z patriarchatem. Rotski nie nadaje się na wzorzec osobowy: niewybrednie komentuje damskie walory cielesne, gustuje w dziewczynach o pokolenie młodszych, którym „objaśnia świat”, i chyba nie bardzo wnika w ich możliwości intelektualne. A jednak i jemu, choć na to „nie zasługuje”, w końcu zdarza się uczciwie i w pełni pokochać.

W każdym razie kiedy Rotski grać już nie może, zaczyna nadawać nocną audycję radiową, gawędząc przyciszonym głosem i prezentując swoje muzyczne antologie. Jedną z nich Andruchowycz udostępnia czytelnikom poprzez kod QR odsyłający do playlisty na YouTubie. Bo „Radio Noc” jest też powieścią muzyczną, i to najbardziej wielowymiarową i finezyjną z dotychczasowych powieści tego autora. Rejestry stylistyczne – kongenialnie oddane przez tłumacza, Jerzego Czecha – obejmują, jak w muzyce, pełną skalę, od języka kolokwialnego po poetycki, włącznie z żartobliwymi neologizmami i eksperymentami retorycznymi.

W ciągu dwóch lat, jakie upłynęły pomiędzy ukraińskim a polskim wydaniem „Radia”, wojna z Rosją rozlała się z Donbasu na cały kraj i zaangażowała świat, a miliony ludzi z dnia na dzień stały się uchodźcami. Narracja Andruchowycza, co w tym kontekście szczególnie dobrze widać, także jest w ruchu, w przepływie znaczeń, co sprawia, że nie tylko nie dezaktualizuje się, ale przeciwnie: pozwala pełniej pojąć to, co się wydarza.