Przypominam sobie pierwsze dni rosyjskiej pełnej inwazji na Ukrainę w lutym 2022 roku i towarzyszące mi poczucie kompletnej niemocy. Jestem historyczką sztuki, na co dzień pracuję w publicznej instytucji kultury. Jeśli chodzi o walkę o przetrwanie lub niesienie potrzebnej pomocy, czułam się wtedy najbardziej bezużyteczna na świecie. Jak pisała w tamtym czasie Asia Bazdyrieva, ukraińska historyczka sztuki i teoretyczka, dzieląc się na bieżąco relacjami z Ukrainy na swoim Instagramie: „Kto teraz potrzebuje historii sztuki? (Czy ja potrzebuję teraz historii sztuki?)”.
Na szczęście nasi ukraińscy przyjaciele wiedzieli dobrze, co mamy robić. Yulia Krivich, Taras Gembik, Maria Beburia już od jakiegoś czasu współpracowali z Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Drugiego dnia wojny spotkaliśmy się w MSN-ie, żeby przygotować banery na protest pod ambasadą Rosji. Bycie razem i malowanie haseł przeciw wojnie dodało wszystkim trochę otuchy. Przypomniałam sobie wtedy słowa artysty Jonasa Staala: „Wszelka sztuka to sztuka propagandy”. Jeśli tak, to baner w ręku był jakimś narzędziem, jakimś początkiem.
W kolejnych dniach zamiast zajmować się sztuką, robiliśmy kanapki i herbatę dla tysięcy osób wysiadających na Dworcu Centralnym w Warszawie. Taki przynajmniej był użytek z instytucji kultury w sytuacji zagrożenia – mieliśmy dużo przestrzeni, w której można było pomieścić ludzi, nie tylko obiekty. Sztuka reprezentacji została na chwilę zastąpiona przez realne społeczne działanie, szklanka ciepłego napoju znaczyła w tamtym momencie więcej niż najbardziej poruszające dzieło, najlepszy tekst kuratorski. W kontekście wojny więcej niż zwykle myślę o sztuce i jej instytucjach jako użytecznych, pragmatycznych narzędziach. Do czego mogą się przydać? Czy mają w magazynach jakieś asy, które mogą pomóc przetrwać?
Szybko banalny bon mot okazał się prawdą: nie samymi kanapkami człowiek żyje. Setkom osób, które właśnie przyjechały z Ukrainy, potrzebny był nie tylko ciepły posiłek, ale również sztuka i poezja. W drugim tygodniu wojny były wspólne recytowanie, patriotyczny śpiew, łzy. Tego typu sceny w mojej głowie łączyły się dotychczas tylko z odległymi, romantycznymi fantazmatami, naiwnymi opowieściami o walce o niepodległość. Dziwnie było znaleźć się nagle w ich środku.
Nie piszę tego, aby budować heroiczny obraz działań artystycznych w czasie wojny. Chcę raczej pomyśleć o sztuce jako praktycznym narzędziu, które nakarmi i ciało, i duszę; które naprawdę może się przydać w obliczu niewyobrażalnej przemocy, niewypowiadalnego strachu o siebie i bliskich, zniszczenia infrastruktury, środowiska kultury i tkanki społecznej.
Co robią artyści w czasie wojny?
O tym między innymi opowiada wystawa „Dear Future vol. 2” w Galerii Bielskiej BWA, dotycząca przede wszystkim niepewnej przyszłości w kontekście trwającej w Ukrainie wojny. Kuratorki Yulia Krivich i Anita Nemet zaprosiły do udziału osoby artystyczne, które w swoich pracach zwracają się ku przyszłości Ukrainy, zadając pytania o odbudowę i naprawę. Dla nich to, co ma nadejść jutro, zaczyna się tu i teraz. Wielkiej machinie wojennej przeciwstawiają małe, kolektywne działania podejmowane przez artystki i artystów na zgliszczach i gruzach:
Półtora roku po inwazji, po pierwszym szoku nastąpiła faza okrutnej „normalizacji” sytuacji wojennej. Pojawiły się pierwsze praktyki odbudowy i refleksje o przyszłości kraju, regionu i Europy.
Na wystawie w Galerii Bielskiej BWA piszemy „list do przyszłości”, prezentując wypowiedzi kolektywów twórczych, osób artystycznych, architektów oraz wolontariuszek z Ukrainy i Polski. Ich postawa i praktyki prezentują różne strategie długofalowej odbudowy i pomocy. Podejmują zagadnienia migracji, ekologii, praktyk dekolonialnych oraz kolektywnej opieki. Zastanawiamy się, jakie narzędzia są dostępne w „arsenale” artystycznym do tworzenia nowej przyszłości.
Co więc znajduje się w ich artystycznym arsenale? Jedną z praktyk przywoływanych na wystawie jest działalność Livyj Bereh (Lewy Brzeg), kolektywu założonego przez trójkę wolontariuszy z Kijowa: artystę multimedialnego, budowniczego i florystkę. Swoje wysiłki kierują do tych, którzy nie mieli siły ani środków, żeby uciekać przed wojną. „Starych drzew się nie przesadza”, powiedziała im 80-letnia mieszkanka jednej z podkijowskich miejscowości. Livyj Bereh wykorzystują swoje różnorodne umiejętności – artystyczne, konstrukcyjne, komunikacyjne – by przeprowadzać naprawy zbombardowanych domów, w których wciąż mieszkają ludzie. Kierując się zasadą, że „dom zaczyna się od dachu”, opracowali własną metodę odbudowy zniszczonych pokryć dachowych – koszt jednej naprawy to zaledwie 2000 euro. Korzystają z prostego i taniego materiału – ciemnoszarej blachy falistej, która dobrze łączy się z tradycyjną drewnianą architekturą i wtapia się w wiejski krajobraz. Ma gwarancję na 25 lat – dla uszkodzonego domu jest pierwszym krokiem ku przyszłości.
Członkowie kolektywu Livyj Bereh nie tylko organizują zbiórki funduszy na odbudowę zbombardowanych dachów w okolicach Charkowa i Czernichowa, ale również sami wykonują prace naprawcze. Do robót zatrudniają miejscowych pracowników, nawiązują relacje z lokalnymi społecznościami. W trakcie swojej działalności kolektyw zaczął zbierać artefakty związane z miejscami, którym udzielił pomocy, i tworzyć z nich symboliczną kolekcję. Na wystawie „Dear Future” można oglądać zdjęcia naprawionych dachów, przypominające konceptualne serie fotograficzne z lat 60., oraz filmy dokumentujące rozmowy z mieszkańcami zniszczonych domów. Każda prezentacja praktyki Livyj Bereh to okazja, by zebrać pieniądze na dalsze działania – zasada jest prosta: jedna wystawa, jeden dach.
Członkowie kolektywu nie martwią się, że nowo zamontowane przez nich dachy zostaną ponownie zbombardowane: „Nie o to w tym wszystkim chodzi. Dajemy ludziom nadzieję i poczucie, że ktoś się o nich troszczy. Dzwonią do swoich synów na pierwszej linii frontu i mówią: «Dach nie przecieka». To daje nam energię”.
Kiedy Livyj Bereh naprawia dachy, fundacja Brda wstawia nowe okna w miejsce tych rozbitych przez wybuchy. Fundacja w ramach projektu Okno przyjmuje i poddaje renowacji zużyte okna, a następnie wysyła je do potrzebujących: „Zbieramy okna, po prostu. Konsekwencją ataków rakietowych na ukraińskie budynki są przede wszystkim wybite szyby i zniszczone okna. To oznacza brak izolacji termicznej, kiedy temperatury nieuchronnie spadają. To oznacza moknące od deszczu pomieszczenia i ich zawartość, którą uchodźcy i uchodźczynie zostawili za sobą lub zabrali, uciekając ze wschodu na zachód Ukrainy”.
Jeszcze przed rosyjską inwazją w lutym 2022 roku Ukraina w dużym stopniu musiała polegać na imporcie szkła z Rosji i Białorusi. Po wybuchu wojny te połączenia handlowe zostały zerwane, a dziś prawie całe ukraińskie szkło jest importowane z droższych rynków europejskich. Wielu osób nie stać na wymianę okien, używają więc wszelkich dostępnych materiałów do przesłonięcia wybitych szyb. Sklejka może zakryć dziurę w ścianie, ale pozostawia wnętrza w zupełnej ciemności. A szeroko używane skrawki tkanin lub plastikowej folii wpuszczają światło słoneczne, jednak nie izolują szybko wychładzających się wnętrz mieszkań.
Zofia Jaworowska, kierująca działaniami fundacji Brda z Warszawy, zapytała grupy humanitarne w Ukrainie w 2022 roku, czego najbardziej potrzebują. „Wszyscy jednogłośnie odpowiedzieli: Potrzebujemy okien. To najdroższy i najmniej dostępny materiał budowlany”. Od tamtej pory fundacja zebrała setki okien i tysiące złotych na ich transport z Polski do Ukrainy. Na wystawie „Dear Future” można nie tylko obejrzeć instalacje z okiennych ram i szyb, lecz również dorzucić się do zbiórki z własnym oknem lub kilkoma złotymi.
W czasie wojny mieszają się różne rejestry – bycie artystą, fotografem przeplata się z dokumentowaniem wojny i zbrodni wojennych. Jak w przypadku Kostiantyna Polishchuka, antropologa i fotografa, który poszedł walczyć na front. W wywiadzie z Kateryną Iakovlenko przyznaje, że wojna zmieniła jego spojrzenie na fotografię: „Od samego początku wojna dotyczyła słabych obrazów. (...) najlepszy aparat to ten, który masz w kieszeni. Telefon zastąpił wszystko. To właśnie te niskiej jakości zdjęcia są dla mnie prawdziwym odzwierciedleniem tej wojny. Wszystkie są robione szybko, z kiepską ekspozycją, ponieważ ciągle biegniesz, wszystko się trzęsie, nawet jeśli nie jest to sytuacja bojowa, musisz szybko reagować na okoliczności”.
Wojnę dokumentuje również fotograf Nazar Furyk, którego obrazy wojny są obecne na wystawie „Dear Future”. Jeszcze w 2018 roku mówił: „Teraz staram się uświadomić sobie i uchwycić te momenty, które otaczają nas i wpływają na nas poza wojną, w spokojnych i cichych miejscach. Nadal nie do końca wiem, co chcę pokazać i opowiedzieć poprzez moje fotografie, ale wpływ wojny w Ukrainie jest nadal widoczny nawet w spokojnych miejscach”. Faktycznie, jego zdjęcia chwytają momenty pomiędzy, chwile względnego spokoju, w których jednak napięcie sięga zenitu: na jednym z nich kadr jest przedzielony jakby na pół. W górnej części trwa wiosenny dzień w Kijowie, w ogrodzie botanicznym wśród drzew obsypanych kwiatami spacerują mieszkańcy. W dolnej części znajduje się ukryty za pagórkiem schron z blaszanym dachem, wzmocniony workami – miejsce schronienia, które może przydać się w każdej chwili, kiedy słoneczny dzień zostanie przerwany wyciem syreny alarmowej. Na kolejnym zdjęciu gołąb zrywa się do lotu na tle zgliszcz zbombardowanego bloku – raczej zwiastun zniszczenia niż symbol pokoju.
Wojnę dokumentują nie tylko fotografowie, ale również filmowcy. Grupa Freefilmers z Mariupola łączy swoją działalność filmową z oddolnym aktywizmem – prowadzą zbiórki żywności, sprzętu medycznego, wojskowego oraz dokumentują wojenną rzeczywistość. Ich aktualne projekty to między innymi zbiórka funduszy na wsparcie artystów w Ukrainie, którzy ucierpieli podczas wojny, organizowanie filmowych pokazów solidarnościowych, tworzenie antywojennego archiwum multimedialnego. Ich przewodnim hasłem jest „pomoc wzajemna”.
Członkowie kolektywu uważają swoją twórczość za praktykę polityczną, w której treść jest ważniejsza niż techniczne aspekty filmowe. Przed rozpoczęciem inwazji Freefilmers funkcjonowało jako sieć i platforma dla niezależnych twórców, wspierająca eksperymentalne i oddolne praktyki filmowe. Współtworzone przez kolektyw obrazy skupiają się na miejskiej kulturze, portretują aktywistów i ruchy społeczne, surowo dokumentują codzienność wschodniej Ukrainy. Dziś okazuje się, że często pokazują miejsca, których już nie ma lub które we wspólnej świadomości nigdy nie były do końca istniejącymi miejscami – senne obrzeża Mariupola pewnego letniego dnia, postindustrialne przedmieścia, peryferyjne krajobrazy. Na swoim Instagramie w listopadzie 2023 roku Freefilmers napisali: „Wierzymy, że obecnie w warsztatach i garażach całej Ukrainy powstają prawdziwe dzieła sztuki, które mogą inspirować do przetrwania i ocalać życia”.
Wesprzyj organizacje wymienione w tekście
https://livyj-bereh.org
https://fundacjabrda.org/
http://www.freefilmers.org/
Jeszcze raz przypominam sobie poczucie beznadziei z początku 2022 roku, moje i otaczających mnie osób. Asia Bazdyrieva w marcu 2022 roku napisała: „To był najgorszy tydzień mojego życia. *do tej pory”. Od tamtego czasu minęło ponad 100 takich tygodni. To było jeszcze przed Buczą, Mariupolem, Kachovką. Ile było tygodni gorszych od tego pierwszego? Pisząc o wystawie „Dear Future” i pokazanych na niej praktykach artystycznych, odczuwam wbrew wszystkiemu małą ulgę: każda cegła, blachodachówka, rama okienna wstawiona na swoje miejsce daje nadzieję, że będą jednak lepsze tygodnie i jest jakaś przyszłość, że ściany dalej będą tu stały, kolejnego i jeszcze kolejnego dnia, i ktoś będzie mieszkał pod tym dachem, ktoś będzie wyglądał z nowo wstawionego okna. Myślenie o przyszłości nadal wydaje się jednocześnie niemożliwością i koniecznością.
Czy można myśleć o przyszłości?
W sobotę 24 lutego przypada druga rocznica wybuchu trwającej w Ukrainie pełnoskalowej wojny. Chyba nikt się nie spodziewał, że ten koszmar będzie trwał tak długo. Piszę tekst o sztuce, o wystawie w Bielsku-Białej, ale wciąż myślę o czymś innym. Myślę o Słowiansku i jego lokalnym muzeum, którego dyrektorka przyjechała na konferencję, którą współorganizowałam w Warszawie w październiku 2023 roku. Opowiadała, jak jej zespół muzealny po kryjomu kopał masowe mogiły w lesie dla ukraińskich i rosyjskich żołnierzy oraz zamordowanych mieszkańców – żeby ciała nie gniły na ulicach. Myślę o regionalnym muzeum miasta Kupiansk, którego dyrektorka Iryna Osadcha przewoziła lokalne zbiory w bezpieczne miejsce – i zginęła we własnym samochodzie, namierzonym przez rosyjskiego drona.
„Dear Future vol. 2”,
Galeria Bielska BWA (Willa Sixta),
24 listopada 2023 – 24 lutego 2024.
Osoby artystyczne: Danylo Halkin, Maria Matiashova, Nazar Furyk, Fundacja BRDA, fantastic little splash, Marta Romankiv, Pamela Bożek, Małgorzata Mycek, Alicja Czyczel, Livyj Bereh, Weronika Zalewska, Anna Sydorenko Kuratorki: Yulia Krivich, Anita Nemet
Czy jakakolwiek sztuka byłaby w stanie uleczyć ludzi po takich doświadczeniach? Te rany wymagają opatrzenia i chcę wierzyć, że sztuka może być nie najgorszym plastrem. Vasyl Cherepanyn, współzałożyciel kijowskiego kolektywu VCRC (Visual Culture Research Center), widzi jeszcze poważniejszą rolę dla ukraińskiej sztuki: wierzy, że sztuka ma szansę stać się polityczną agorą, gdzie pracownicy kultury, artyści i akademicy mogliby współtworzyć i dyskutować idee społeczno-politycznej zmiany. Jego zdaniem artyści mają misję przekształcenia apolitycznego, sprofesjonalizowanego pola w miejsce do zadawania niewygodnych pytań oraz tworzenia przestrzeni dla utopijnych scenariuszy społecznych i politycznych: „Bycie artystą lub pracownikiem kultury w Ukrainie to nie tyle profesja, ile raczej misja. Oznacza to, że zajmujesz stanowisko polityczne i jesteś w terenie. Możesz nie mieć władzy politycznej, ale twoją misją jest wymyślenie i przekazanie czegoś w celu zmiany niesprawiedliwej sytuacji”.
Patrząc na praktyki artystów aktywistów zaprezentowane na wystawie „Dear Future”, rzeczywiście widzę realne, polityczne zaangażowanie, widzę twórców działających w prawdziwym terenie, rozwożących żywność, materiały medyczne, wodę, karmę dla zwierząt, organizujących transport ludzi, dokumentujących zbrodnie, produkujących obrazy wojny dla zachodnich oczu, które mimo wszystko wciąż wydają się nie dowierzać. W ich działaniach widzę przyszłość, której nie będzie bez idei żyjących w ludzkiej wyobraźni już teraz. Według Yulii Krivich przyszłość zaczyna się tu i teraz – od oddolnych działań, wzajemnej pomocy, każdego nowego dachu i każdego wstawionego okna. Od każdego słonecznika, który wyrośnie na pooranej minami ziemi. Wystaw takich jak „Dear Future” nie ocenia się pod względem jakości estetycznych ani wartości artystycznych, chociaż przyznaję, że jest to bardzo dobra wystawa. „Dear Future” i inne ukraińskie działania artystyczne dają pewność, że Ukraina i Ukraińcy są i że jutro też coś będzie – a to coś oznacza przetrwanie.