W ogrodach przyszłości
Ogród na High Line, Nowy Jork / Wytwórnia

16 minut czytania

/ Ziemia

W ogrodach przyszłości

Paweł Sztarbowski

W czasach zmian klimatycznych, zagrożenia suszą, wymierania gatunków i zaniku bioróżnorodności nowe poradniki ogrodnicze pomagają myśleć o zieleni tak, by pomagać również planecie

Jeszcze 4 minuty czytania

Niewiele jest chyba bardziej oklepanych wierszy Wisławy Szymborskiej niż „Dzieci epoki”. Ale gdy choćby pobieżnie przejrzymy kłótnie pod materiałami dotyczącymi upraw ekologicznych czy przeczytamy niektóre nowe książki ogrodnicze, to nie znajdziemy lepszego podsumowania niż ten fragment: „Nawet idąc borem lasem / Stawiasz kroki polityczne / Na podłożu politycznym”.

Tak, nawet roślinomaniactwo i ogrodnictwo, mające przecież dawać spokój i wytchnienie od codzienności, nie są dziedzinami wolnymi od ostrych sporów politycznych. Ale nie idzie o to, że z trybun sejmowych przedstawiciele jakichś partii kruszą kopie na temat wyższości rodzimej kaliny koralowej nad wyszukanymi rododendronami czy urządzają awantury na temat częstotliwości przycinania trawnika. Choć oczywiście wspaniale byłoby takie sceny zobaczyć.

Zmiany klimatyczne sprawiają, że polityka musi wkroczyć nawet do przydomowego ogródka. Dlatego dobrze, że są takie książki jak „Tworzę ogród naturalny” Pieta Oudolfa i Henka Gerritsena, „Ogrody przyszłości” Pieta Oudolfa i Noela Kingsbury czy wreszcie niedawno wydany „Ogród Bellingham. Jak uprawiać ogród zgodnie z naturą” Katarzyny Bellingham. Wytyczają one szlaki dla współczesnych ogrodników, którym leży na sercu przyszłość planety, ale też zwyczajnie dają sporą porcję wiedzy.

Podejście do upraw promowane w tych książkach w najważniejszych punktach sprowadza się do dbania o bioróżnorodność, rezygnacji z nawozów sztucznych i dobierania roślin tak, by ograniczyć podlewanie do minimum, ale też – a może i przede wszystkim – do dbałości o glebę i żyjące w niej mikroorganizmy. Chodzi więc o jak najmniejszą ingerencję w uprawiane przez nas rośliny. Katarzyna Bellingham pisze trafnie, że przy takim podejściu „nie uważamy się za szefa swojego ogrodu, a raczej jesteśmy jego wspólnikiem”. Właśnie filozofia wspólnoty, współdzielenia, współdziałania i współbycia w miejsce egoizmu i dominacji wydaje się kluczowa w myśleniu o przyszłości naszej i innych istot.

Inne życie

Stefano Mancuso, włoski botanik z Uniwersytetu Florenckiego, w króciutkiej, choć działającej na wyobraźnię książce „Naród Roślin” stawia sprawę dość ostro i bez zbędnych ogródek – tylko rośliny mogą nas uratować od kompletnej katastrofy, jaką sami sobie jako gatunek ludzki gotujemy. To od nich zawsze zależało i nadal zależy życie na Ziemi, ale tego dostatecznie nie doceniamy i zbyt rzadko zdajemy sobie z tego sprawę. „Uważacie, że władza na Ziemi należy do supermocarstw, że wasze życie zależy od gospodarki Stanów Zjednoczonych, Chin albo Unii Europejskiej? Cóż, mylicie się. Naród Roślin to jedyne prawdziwe i trwałe mocarstwo na naszej planecie. Bez roślin nie mogłyby żyć zwierzęta; być może nie istniałoby w ogóle życie, albo też byłoby czymś zgoła innym. Dzięki fotosyntezie rośliny produkują cały wolny tlen obecny na planecie, a także całą energię chemiczną, wykorzystywaną przez inne istoty żywe” – pisze Mancuso, dodając, że „rośliny są jak silnik dla życia, kluczowa część; reszta to tylko karoseria”. Doceniając ich mądrość, włoski botanik proponuje rozpisaną na osiem artykułów Konstytucję Narodu Roślin, czyli zbiór praw, na mocy których można budować przyszłość pełną szacunku do planety i zamieszkujących ją istot.

Książka „Naród Roślin” postuluje inne spojrzenie na to królestwo, którego miejsce w różnorodnych łańcuchach zależności środowiskowych umieszczano zwykle na samym dole. Mancuso pisze: „Osobiście zawsze uważałem takie schematy, w których rośliny znajdują się na najniższym stopniu piramidy, za niezbyt sprawiedliwe, żeby nie powiedzieć błędne. Sądzę, że o wiele stosowniej byłoby na samej górze umieścić rośliny tworzące energię chemiczną, a nie tych, którzy ją zużywają”.

Na szczęście etyka solidarności i szacunku wobec wszelkich form życia, a także zwracanie uwagi na symbiozę i współzależność istot ludzkich i pozaludzkich coraz mocniej uświadamiają nam konieczność innego spojrzenia na naszą planetę i nasze życie na niej. Szczególnie czas pandemii COVID-19 uwrażliwił nas na świat roślin. W czasie zamknięcia w mieszkaniach ich uprawa dawała choć namiastkę kontaktu z naturą. Wiele osób uświadomiło sobie, jaką dawkę wytchnienia i spokoju daje nawet niewielki skrawek zieleni – choćby na balkonie czy na parapecie. Jakkolwiek kiczowato to zabrzmi – często powstawały w ten sposób więzi pomiędzy ludźmi a istotami tak radykalnie od nas różnymi jak rośliny. Te więzi przetrwały próbę czasu i pozostały z nami na dłużej.

Piet Oudolf, Henk Gerritsen, Noel Kingsbury, „Tworzę ogród naturalny”. Przeł. Violetta Dobosz, Wytwórnia, 288 stron, w księgarniach od marca 2022Piet Oudolf, Henk Gerritsen, Noel Kingsbury, „Tworzę ogród naturalny”

Sam jestem taką osobą i znam inne, które w czasie pandemii wkręciły się w uprawę roślin domowych i balkonowych, by potem tę pasję rozwijać, a czasem nawet przenieść ją na dzierżawiony ogródek działkowy lub niewielki teren pod miastem. Świat roślin, jeśli tylko włożymy odrobinę wysiłku w próbę ich zrozumienia, przyciąga do siebie i potrafi uzależnić. Bo wartości, które wnoszą one w nasze życie – piękno, spokój, równowaga – są przecież niezwykle uzależniające.

Natura ulepszona

Właśnie dla osób gotowych na poznawanie tego niesamowitego świata nowe poradniki ogrodnicze mogą być czymś fantastycznym – uczą nas one bowiem, jak w czasach zmian klimatycznych, zagrożenia suszą, wymierania gatunków i zaniku bioróżnorodności myśleć o zieleni nie tylko w kontekście zaspokojenia własnej przyjemności, ale również tak, by pomagać planecie. Oczywiście wszyscy jesteśmy łasi na piękno roślin, ich bujne kwitnienie czy niespotykany pokrój, wszyscy chcielibyśmy pozbyć się szkodników, a jednak (na szczęście!) coraz istotniejsze jest, jak przy tym wszystkim pozostać ogrodnikiem ekologicznie świadomym.

Ogrody właściwie od swoich początków kojarzą się z ujarzmianiem natury. Na tym polegała ich rola – na tworzeniu namiastki dzikości i egzotyki w ściśle określonych i wyznaczonych przez człowieka ramach. Ich rolą było też podkreślanie statusu właścicieli, stawały się rodzajem trofeum obsadzonego niespotykanymi i pożądanymi gatunkami. To człowiek miał być panem małego kawałka pozorowanej dzikości, niezależnie od tego, czy ogród miał być całkowicie na usługach geometrycznego ładu i wręcz narzucać się ze swoją sztucznością, czy też sprawiać pozór czegoś nie do końca okiełznanego, ale jednak zakomponowanego i po prostu miłego dla oka, jak bezpieczna dawka natury, która nie przeraża.

W ostatnich latach szczególną uwagę zwracają właśnie zrównoważone projekty i style ogrodowe, jak choćby angielski styl arts and crafts, którego podstawą jest poszukiwanie odpowiednich proporcji między porządkiem a pozornym nieładem. Naturalność i wrażenie bezpośredniego obcowania z przyrodą stały się czymś pożądanym w ogrodach, stąd pewnie ogromna popularność traw ozdobnych i wieloletnich bylin. To jednak – nie miejmy tu złudzeń – nie oznacza całkowitej dzikości.

Nigel Dunnett, brytyjski projektant ogrodów naturalistycznych, który proponuje nasadzenia złożone z rodzimych roślin przypominające przypadkowo wysiane pejzaże, ukuł termin „ulepszonej natury”. Nawet przy jego podejściu ogród zawsze pozostaje pewną sztucznie zaplanowaną kompozycją, której sekretem jest jak najlepsze ukrycie tej sztuczności i zbliżenie się do obrazu dzikiej przyrody.

Holenderski projektant ogrodów Piet Oudolf – w ostatnich latach największa gwiazda i niedościgniony wzór w tej dziedzinie – zauważa, że nie ma nic złego w takim podejściu. Być może wręcz taka potrzeba natury w lekko poprawionej wersji jest właśnie czynnikiem, który uwrażliwia nas na świat roślin. Pisze on: „Kompozycje roślinne muszą dawać ludziom przyjemność – (…) człowiek to także część ekosystemu. Ktoś kiedyś zauważył, że aby środowisko naturalne było przez ludzkość cenione, musi się podobać; funkcjonalne nasadzenia spełniające kryteria równowagi ekologicznej i bioróżnorodności, ale niedające satysfakcji człowiekowi są w dłuższej perspektywie skazane na niebyt, bo nikt się nie przejmie i nie stanie w ich obronie, gdy zaczną padać ofiarą innych mieszkańców naszej zatłoczonej planety albo zwyczajnego zaniedbania”.

W studiach kulturowych mówi się nawet o „ślepocie na rośliny”, czyli o zjawisku polegającym na tym, że nie zauważamy świata roślin, traktujemy go jako tło na tyle odległe, że w ogóle dla naszego wzroku nieobecne. Szczególnie w miastach potrzeba wielu wysiłków, również edukacyjnych, żeby świat przyrody był dostrzeżony i doceniony. Jak zauważa włoski filozof Emanuele Coccia w pięknej książce „The Life of Plants”, rośliny poprzez swoją radykalną odmienność od zoocentrycznego świata zawsze znajdowały się na marginesach zainteresowań humanistyki czy kultury, były co najwyżej ozdobnym ornamentem. Ich obecność jest kompletnie zaniedbana, a przecież możemy się od nich wiele nauczyć, szczególnie jeśli chodzi o rozpoznanie naszego otoczenia i tworzenie z nim wspólnoty.

Niezawodne rośliny

Piet Oudolf, Noel Kingsbury, „Ogrody przyszłości. Czas na zmianę”. Przeł. Violetta Dobosz, Wytwórnia, 288 stron, w księgarniach od kwietnia 2024Piet Oudolf, Noel Kingsbury, „Ogrody przyszłości. Czas na zmianę”. Przeł. Violetta Dobosz, Wytwórnia, 288 stron, w księgarniach od kwietnia 2024Piet Oudolf potrafi spożytkować medialnie swój sukces i promuje ideę ogrodów naturalnych na wielu polach. Jest współautorem kilku książek i wspaniale ilustrowanych albumów, bohaterem kilku filmów dokumentalnych pokazujących jego dorobek i sposób myślenia. To on stworzył modę na wykorzystanie wieloletnich bylin i traw zamiast jednorocznych nasadzeń. Od lat 80. XX wieku wraz z żoną Anją prowadzi szkółkę i własny eksperymentalny ogród w Hummelo w Holandii, gdzie oboje poszukują niezawodnych roślin, które nie wymagają dużej pielęgnacji i co ważne – podlewania, a jednocześnie zachowują dobry pokrój i wygląd niemal przez cały rok.

Na projektowanych przez niego rabatach często można spotkać wiele roślin miododajnych, takich jak jeżówki, perowskie, sadźce, dzielżany, werbeny, rozchodniki, rudbekie, przywrotniki, szałwie, tawułki czy kocimiętki, które układają się w barwne plamy. Bo jak często powtarza – dobrze dobrane rośliny mogą wprawiać w zachwyt i tworzyć piękną atmosferę również po przekwitnięciu. W ten sposób potrafią przetrwać zimę, przycina się je wczesną wiosną, by na nowo mogły się zazieleniać i rozpoczynać kolejny cykl wzrostu i kwitnienia.

Ogród w Serpentine Gallery, Londyn / WytwórniaOgród w Serpentine Gallery, Londyn / Wytwórnia

Projektowane przez Oudolfa wielkoobszarowe projekty parków i zieleni miejskiej ze słynnymi wielopiętrowymi rabatami bylinowymi uznawane są wręcz za dzieła sztuki. Potwierdzeniem tego były realizowane przez niego wystawy skomponowane z roślin jednorocznych, m.in. podczas Biennale w Wenecji w 2010 roku, gdzie zachwycała kompozycja złożona z jęczmienia grzywiastego w połączeniu z cudnie kwitnącymi daliami, czy w Serpentine Gallery w Londynie, gdzie na dziedzińcu posadzono pokazową letnią rabatę złożoną z gęstej mieszanki różnorodnych traw i bylin. Niezwykłym wydarzeniem była też zorganizowana w 2014 roku w Somerset wystawa jego wielobarwnych, kredkowych rysunków z projektami ogrodów i planami nasadzeń, które swoją ornamentyką i niezwykłymi kolorami kojarzyć się mogą z obrazami Klimta.

On sam jednak denerwuje się, gdy jego kompozycje porównywane są do obrazów, i podkreśla, że każdy ogród to ciągle zmieniający się i dynamiczny proces. Najbardziej znane projekty Oudolfa to High Line w Nowym Jorku – ogród, który powstał w 2006 roku na terenie dawnej linii kolejowej biegnącej przez 22 przecznice nad Manhattanem; Lurie Garden w Millennium Park w Chicago; Vitra Campus w Niemczech czy Queen Elisabeth Olympic Park w Londynie. Każdy z nich jest zupełnie inny, ale też we wszystkich dostrzeżemy niepodrabialny styl tego ogrodnika, szkółkarza i artysty, dla którego tworzywem stały się właśnie rośliny.

Królowa

Katarzyna Bellingham, „Ogrody Bellingham”. Wytwórnia, 288 stron, w księgarniach od marca 2024Katarzyna Bellingham, „Ogrody Bellingham”. Wytwórnia, 288 stron, w księgarniach od marca 2024Na rodzimym polu działa natomiast Katarzyna Bellingham, autorka przewodnika „Ogród Bellingham. Jak uprawiać ogród w zgodzie z naturą”. Maniakom roślin i ogrodnictwa nie trzeba jej przedstawiać. Nie ukrywam, że sam traktuję ją jako królową polskich ogrodów ekologicznych. I to nie tylko dlatego, że mieszkając w Wielkiej Brytanii, miała okazję przez jakiś czas pracować w ogrodach królewskich ówczesnego księcia, a obecnie króla Karola III (swoją drogą też wielkiego admiratora i promotora działań ekologicznych). Ta wspaniała ogrodniczka i projektantka, popularyzatorka upraw zgodnych z naturą dzieli się swoją filozofią życiową na wielu polach, a książka jest pewnego rodzaju ukoronowaniem jej dotychczasowej działalności.

Na YouTubie prowadzi popularny kanał, w którym prezentuje swoją pracę i oprowadza po słynnych ogrodach angielskich, a w podkaście „Naturalnie o ogrodach”, który współtworzy z Jackiem Naliwajkiem, doradza, jak żyć zgodnie z naturą, jak tworzyć nasadzenia, które pozwalają przetrwać suszę, jak dbać o rośliny wieloletnie na balkonach, jakie prace wykonywać w kolejnych miesiącach roku, jak tworzyć ekologiczny sad czy jagodnik. Trzeba do tego dodać autorski program „Grunt to ogród” na Canal Domo+, artykuły pisane do polskiej edycji „Gardener’s World” czy wreszcie nieustanną pracę nad Ekologicznym Ogrodem Pokazowym w Zgorzałem na Kaszubach, który w sezonie jest otwarty dla zwiedzających. Co tu dużo mówić – powinniśmy traktować Katarzynę Bellingham jak nasz narodowy skarb.

Ogród Bellingham, fot. Marta Potulska / Wytwórnia„Ogród Bellingham”, fot. Marta Potulska / Wytwórnia

Siłą jej książki jest przede wszystkim wyczuwalna na każdej stronie praktyka. Nie ma tu teoretyzowania, jest raczej dzielenie się własnymi wieloletnimi doświadczeniami. Fascynujące są choćby fragmenty o tym, od czego należy zaczynać pracę nad każdym ogrodem, czyli o glebie (tak, gleba i jej jakość mogą być rozbudzającym wyobraźnię zagadnieniem!).

Autorka jest orędowniczką metody no dig, która wzięła się z obserwowania naturalnych procesów rozkładu w przyrodzie i polega na tym, by nie przekopywać gleby, ale ściółkować ją corocznie naturalnym kompostem i przerobionymi zrębkami pozyskanymi z gałęzi i odpadów drzewnych. Można też przeczytać o tworzeniu żywopłotów, które chronią przed wiatrem, naturalnych nawozach i sposobach walki ze szkodnikami czy nasadzeniach sprzyjających zapylaczom i motylom. No i oczywiście o roślinach! Bo to przede wszystkim różnorodne gatunki roślin, a szczególnie bylin, i pomysły na kompozycje rabat są głównymi bohaterkami wspominanych tu książek.

*

Piękne zdjęcia, które pokazują, jak tworzyć naturalne kompozycje, sprawiają oczywiście, że każdy chciałby mieć u siebie coś podobnego. I to jest chyba największe niebezpieczeństwo tych książek – ogrodnicze pasje Pieta Oudolfa czy Katarzyny Bellingham są tak zaraźliwe, że po ich przeczytaniu czytelnik chce mieć to wszystko. Przynajmniej ja tak mam. Pojawia się marzenie, żeby nawet na najmniejszym balkonie czy parapecie podejmować te wszystkie ambitne próby tworzenia ogrodu, warzywnika, jagodnika czy nawet sadu z karłowymi odmianami drzewek owocowych.

Nie zawsze wszystko się udaje. Ale uwierzcie mi, nie ma nic przyjemniejszego niż ten swój własny, osobiście wychuchany i wypielęgnowany kawałek zieleni, stworzony na podstawie wiedzy zdobytej od ludzi, którzy praktykują ekologiczne ogrodnictwo. Kiedy to wszystko zaczyna się zazieleniać i kwitnąć, to naprawdę wierzę w słowa Stefano Mancuso, że tylko rośliny mogą uratować nas i naszą przyszłość. A wczesna wiosna jest idealnym czasem na rozpoczęcie tej przygody.