Goran Injac napisał Wstęp do książki „Postpolityczność. Antologia nowego dramatu serbskiego”. Z niego można się wszystkiego dowiedzieć, jak było i jak będzie. Są cytaty, analiza sytuacji i postsytuacji, aparat metodologiczny, szczególne podziękowania, przestrzeń wspólnoty, scena terroru, feminizm, pulp fiction. Każdy, kto chce poczytać z sensem, niech czyta wstęp, a potem teksty. Kto chce sobie poczytać coś innego, mojego i bez aparatu, ten ma tekst poniżej.
Dramat 1: Ugljesa Sajtinac „Huddersfield”
- Co ja powiedziałem? Jakie pierwsze słowa powiedziałem jako Ojciec w tym dramacie? Powiedziałem „idź w pizdu”. Powiedziałem „idź w pizdu, całe 30 lat mnie już wkurwiasz”. To są ją pierwsze słowa, jakie powiedziałem w „Antologii dramatu serbskiego”. Pierwsze słowa, jakie usłyszą ode mnie Polacy. O co tu chodzi? Że ja jestem chamem i alkoholikiem? No bo ci, co dalej będą czytać dalej dowiedzą się, że jestem alkoholikiem. Że przepiłem pół mieszkania, i że to jest oczywiście metafora. Przepijam nie tylko mieszkanie, ale i całą Serbię. Więc jaki obraz się z tego wyłania? Z tego dramatu? Mój syn siedzi i pierdzi w stołek, filozofuje. Ja przepijam Serbię. Na kolejnej stronie wyrywam drzwi z futryny. To są drzwi do ubikacji. Wychodzę z nimi na ulicę i je sprzedaję. Każdy cudzoziemiec będzie teraz widział, jak ja sram. Na oczach całego świata. Tak wygląda Serbia. Czy o to tu chodzi? Czy przesadzam? Może jako alkoholik mam dziury w mózgu? Mam dziury? Czy nie? Nie wiem. Mam pytanie. Czy ja nie mógłbym być inny? Albo: czy nie można by pisać o kimś innym, w sytuacji gdy ja nie mogę być inny, bo już za późno dla mnie/na mnie, na AA za późno, na wszystko za późno. Boli mnie serce. Czy ja nie mógłbym żyć inaczej w tym dramacie? Lepiej. A reszta nas? Postaci? Wszyscy z defektami. To jest znowu metafora. Ale może niech tak będzie. Może niech będzie. Może spadliśmy na dno i gorzej być nie może. Każdy pomyśli, że Serbia jest krajem popaprańców – z powodu tej wojny, co tam była. Pieprzących się jak norki nastolatek. Różnych poprzetrącańców. Poetów. Wariatów. Może jak się od tego zacznie, to dalej już jakoś pójdzie. Powiem wam tak: bo to jest wartka historia, ten dramat. Wartka i konkretna. I ja nawet – tak jak patrzę na siebie – to ja jestem wyrazisty w tym dramacie. No, nietuzinkowy. I jestem, przede wszystkim. Obejrzałbym sam siebie, gdybym, oczywiście, nie chlał. Obejrzałbym sam siebie w teatrze. Jako metaforę. Wypiję. Co tam będziemy pieprzyć.
Dramat 2: Milena Markovic „Świetlisty las”
„Postpolityczność. Antologia nowego
dramatu serbskiego”, red. Goran Injac
Panga Pank, Kraków, 317 stron,
w księgarniach od listopada 2011Dziewczyny: - A my w tej sztuce śpiewamy piosenki, ale zanim je zaśpiewamy, to przeczytamy jakie są didaskalia, i sami sobie pomyślcie, czy wam się podoba taki opis – że osoby są takie, takie, takie, a na samym końcu Osobą jest Przedsiębiorca i jego robotnicy, którzy dwukropek „wycinają las, a potem się rozchorują, oślepną, nie będą mogli chodzić do łóżka ze swoimi żonami, dzieci naplują im w twarz, gdy zaczną się starzeć, jeśli w ogóle dożyją starości, ale tego już nie ma w tej opowieści”. Co do piosenek: to są uwodzicielskie piosenki, które śpiewa szansonistka w barze do gości. My mamy swoje piosenki, a ona swoje. Jej piosenka jest o tym, że jest szansonistką w barze i śpiewa, ma przeciętny głos i figurę, a dalej idzie tak:
Gdy widzę, że typ leci na mój tyłek, wypinam go nad jego talerzem
Gdy widzę, że typ leci na cycki, kołyszę nimi nad jego talerzem
Gdy widzę, że typ leci na dziwki, rzucam mu spojrzenie spod rzęs
Gdy widzę, że chodzi mu o duszę, zaglądam mu w oczy o tak
Nie ma faceta, któremu nie dałabym poczuć, że jest facetem
Zawsze znajdę coś, co cię omami
Wyjdziesz stąd z pustymi rękami
- Ona tak śpiewa, a my tak:
Skąd jestem czy to ważne
I czym jestem, barachło
Tańczę
Tańczę na rurze
Nie jestem w swojej skórze
Jest dużo piosenek w tym przedziwnym dramacie. My, dziewczyny, uważamy, że niekoniecznie wszyscy się zorientują, dlaczego je śpiewamy – ale tzw. inteligentny widz – tak. Podoba nam się takie wyzwanie dla inteligentnego widza. Nie trzeba iść na łatwiznę. Przede wszystkim należy odmienić nieprawdziwy obraz Serbii jako kraju ludzi z defektem. Prawda jest taka, że życie nasze i my w tym życiu jesteśmy jak niedopasowane kapsle do butelek. Nie pasujemy do tego, co można zobaczyć na wysprzątanym Krakowskim Przedmieściu. Nawet biorąc pod uwagę wysoki poziom bezrobocia. My śpiewamy Bałkany. O nich śpiewamy nasze niewolnicze pieśni i to chyba tyle, bo musimy iść do roboty.
Dramat 3: Filip Vujosevic „Halflife”
- Nazywam się Milenica i cieszę się z tego, że żyję, że mam 14 lat, że występuję w tym dramacie i że przekroczyłam granice Serbii mimo młodego wieku. Martwi mnie to, że mam ograniczony zasób słów. Bez przerwy powtarzam mega. Wszystko jest mega. Albo zajebiście. Moja siostra spiknęła się z jednym gościem. On i inni tacy grają w gry. Salon gier jest mega. Gry są mega. Idziemy w miasto. Będę robiła wszystko, żeby pozostać dziewicą, ale na kolejnych stronach zrobią mi dużo różnych krzywd. Nie umiem na siebie spojrzeć z boku oprócz jednego razu. Po tych wszystkich krzywdach, na samym końcu, spojrzę na siebie z dystansu i nagle wyjdę poza zestaw słów mega i powiem coś na temat doświadczeń, przez które przeszłam. Powiem, że jestem innym człowiekiem, doświadczonym. Może to nie zabrzmiało zbyt mega w stosunku do autora. W sumie ta jego historia jest bardzo odpowiednia dla takich ludzi jak ja. Więcej nic nie powiem, bo mój zasób słów nie pozwala mi. Dziękuję za podróż zagraniczną i gdy będę starsza, to na pewno będę miała więcej słów. Pozdrawiam, Milenica.
Dramat 4: Maja Pelevic „Skórka pomarańczowa”
- Dramat, w którym występuję, nie należy traktować jako poradnika chodzenia po klubach, ale jest tam kilka dobrych ripost – szczególnie dla tych z nas, dziewczyny, które mają spóźniony refleks. Historia ta nie jest też krzepiącą historią dojrzewania do macierzyństwa. Na pewno ktoś w niej zachodzi w ciążę. Kobieta. Młoda. Z niedobrym lekarzem. Nie z mężem. Na pewno jest to historia dla nas, dziewczyny, i dla was, chłopaki. Jestem w niej ja, która widzi siebie w wielu lustrach: w lustrze kaca, w lustrze komputera, w lustrze ciąży, w lustrze cyberseksu – włączonej kamery, zwróconej na niego, gdy się onanizuje, w lustrze małżeństwa, macierzyństwa i feminizmu. Podoba wam się ta historia? Tak potencjalnie? Wolałabym, żeby tak. Bo się zabiję mimo poczucia humoru.
Dramat 5: Biljana Srbljanovic „Barbelo, o psach i dzieciach”
- Jako autorka rozszczepiłam się w tym dramacie na wiele postaci i zapewniam, nikt z was nie będzie w stanie powiedzieć nic ponad och i ach podążając za moimi rozszczepieniami. Tak przewiduję. Wszystkie te postaci wygenerowały się w mojej wyobraźni, jakbym była nie człowiekiem, lecz wielomaciczną humanoidalną kreatywnicą, dającą życie giganto-matką, czerpiącą ze źródła niekończącej się kreatywności. Tak uważam. Wszystkie moje postaci pogrążają się i toną w świecie, który staje się na scenie i jest gęsty oraz przerażająco prawdziwy, choć nierealny. Bolesny, zachwycający, odrażający, niepojęty. Wszędzie i nigdzie, w Serbii, w udręce, we śnie, w letargu, w cierpieniu. Nie wydaje wam się bezwstydne, że tak wprost mówię o tym, co wypłynęło z mojego wielomacicznego brzucha? Niestety, taka jest prawda. Czy wam się podoba, czy nie, ja płynę razem z nimi. Dokąd dopłynę? Czy któregoś dnia nie obudzę się na brzegu rzeki, pod troskliwą opieką pielęgniarek, które będą mówiły do mnie „pani Biljano, te czterdzieści cztery pigułki po porannej kawie poprawią pani nastrój i nie będzie pani usiłowała już więcej pozbawić się życia wydłubując po kawałku swoje serce łyżeczką”. Może tak będzie, a może zamieszkam w chatce na Grenlandii i będę opowiadać swoje historie kamyczkom i foczkom i dla nich się rozszczepiać. A może zakopię wszystkie swoje macice i one przebiją się przez Ziemię i wybiją w Nowej Zelandii pod postacią owoców, które zje przechodząca maoryska w ciąży mnogiej, a po 20 latach niepojęty wysyp maoryskich talentów zaskoczy świat. Kiaora.
Dramat 6: Milena Z. Bogavac „Balerina/Gamma Cas”
- A ja jestem taką postacią, która odkryła pewnego dnia, że jej nie ma. Za to w mojej głowie żyją (zupełnie niezależnie ode mnie) miasta, ludzie, byty. Ja tylko podłączam specjalny czytnik do dziury, którą mam w karku (taką samą dziurę miał Neo) i zrzucam te byty na twardy dysk, a stamtąd na drukarkę. Byt za bytem i już tworzy się poetycka propozycja choreodramy. Dla koneserów intymnych map świata i instalacji dźwiękowych.