Piekło z wygodami

Agnieszka Rahoza

„Mały, dzielny naród czeczeński” – mówimy, a myślimy o sobie. Reportaż Jonathana Littella z Groznego pokazuje, że jesteśmy sentymentalni jak pensjonarki

Jeszcze 2 minuty czytania


Jonathan Littell do sentymentalnych nie należy. Urodzony w 1967 roku pisarz dzieciństwo spędził we Francji, a studiował na amerykańskim uniwersytecie Yale. Zafascynowany literaturą francuską, tłumaczył na angielski dzieła de Sade’a, Blanchota i Quinarda. Jako przedstawiciel organizacji humanitarnej Action Contre la Faim, wielokrotnie przebywał w Czeczenii, Afganistanie, Bośni czy Rwandzie. Jego literacki debiut z 2006 roku, „Łaskawe”, wywołał kontrowersje i przyniósł autorowi prestiżową nagrodę Goncourtów.

Dominique Fernandez z „Le Nouvel Observateur” napisała o Łaskawych, że „na dziewięciuset stronach nie znajdziemy ani jednego zbędnego słowa. Jedynie fakty – ukazywane niezwykle dynamicznie, w całej ich nagości, przerywane suchymi, matematycznie precyzyjnymi rozważaniami. Wszystko to w służbie opowieści na tyle przerażającej, że wszelkie ornamenty stają się zbyteczne i niestosowne”.

Mimo że nowa książka Littella „Czeczenia. Rok III” to niewielki reportaż z dwutygodniowego pobytu w Czeczenii w 2009 roku, jej styl jest podobny. Nie epatuje przeżyciami i odczuciami. Język jest suchy i precyzyjny. Przypomina skrupulatną analizę. Opisane fakty i sytuacje są przedstawiane nie przez jedną, ale kilkanaście osób. I znów autor osiąga efekt podobny jak w „Łaskawych”. Nieliczne „ja” – byłem, pojechałem, spałem – są jak zawiasy, na których trzymają się drzwi książki. „Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się w tym mieście spać w domu bez ochrony, bez pancernych drzwi i żelaznych krat, mając za jedyną osłonę wątłe drewniane drzwi. Poczułem się raptem całkowicie bezbronny”. Każdą stronę czyta się z wypiekami na twarzy. Podglądamy zwyrodniały mechanizm powstawania klanowo-mafijnego państwa. I mamy wrażenie uczestnictwa w odkrywaniu rzeczywistości równie przerażającej, jak nazistowskie zbrodnie.

Jonathan Littell, „Czeczenia. Rok III”.
Przeł. Małgorzata Kozłowska. WL, Kraków, 180 stron,
w księgarniach od 14 lutego 2011
Na dźwięk samego słowa „Grozne” w naszych głowach pojawiają się obrazy zniszczenia. Twarde twarze nielicznych mieszkańców, patrzących podejrzliwie w obiektyw, mężczyźni z bronią gotową do strzału, zrozpaczone staruszki nad trupami bliskich. W tle wypalone ruiny. Po ostatnim pobycie w Czeczenii pisarz wrócił jednak z przekonaniem, że sytuacja się normalizuje. Mimo wielu trudności, kraj zaczyna odżywać. Grozne, w którym pisarz przebywał w latach dziewięćdziesiątych, teraz wydało się nieomal bezpieczne. Do szczętu zrujnowane lotnisko, domy i ulice na skutek polityki prezydenta Ramzana Kadyrowa stały się wielkim placem budowy. Drogi pokrywa nowy asfalt, ruiny zostały wyburzone, a nowe budynki – pomalowane na radosne kolory. Na głównym prospekcie ludzie przesiadują w kawiarniach. W jednej z nich Littell często umawia się ze swoimi rozmówcami, z których żaden nie ścisza głosu do konspiracyjnego szeptu. Tylko czasem – zaznacza  autor – rozmówca „mówi smutnym, szczerym głosem, jak ktoś, kto doskonale wie, że wpadł w pułapkę, ale nie może się do tego otwarcie przyznać. Trudno jednak wyczuć, na ile jest w tym autentyczny”. By zwodniczy nastrój nam się nie udzielił, Littell już we wstępie przyznaje się do błędu.

„Po powrocie z Czeczenii rozmawiałem z wieloma osobami w Europie i w Moskwie. W czerwcu napisałem pierwszą wersję reportażu, utrzymaną w tonie dosyć optymistycznym. Morderstwo współpracownicy «Memoriału», Natalii Estemirowej 15 lipca 2009 roku i seria kolejnych zabójstw wpłynęły na zasadniczą zmianę moich ocen. (...) Bardziej zawierzyłem własnym odczuciom niż im”. Śmierć działaczki „Memoriału” (stowarzyszenia zajmującego się monitorowaniem przestrzegania praw człowieka w krajach b. ZSRR) wyposażyła Littella – i nas, jego czytelników – w dystans do wizji normalizacji.

Na kolejnych stronach pisarz odsłania brutalne oblicze nowej państwowości. Nawet jeśli Ramzan Kadyrow jest marionetkowym prezydentem, jak nazywają go bojownicy z Emiratu Kaukaskiego, to w Czeczenii jest osobą wszechwładną. Namaszczając go na przywódcę, Putin dał mu wolna rękę w polityce  wewnętrznej.

Zafascynowana książką Littella, wchodzę na strony internetowe Kadyrowa. Ze zdjęć w wirtualną przestrzeń spogląda prostacka twarz młodego, brodatego mężczyzny. Na jednym z prywatnych zdjęć Kadyrow siedzi rozparty na kanapie w beżowych dresach i pasiastej podkoszulce, z makatą w tle. Niewinny obrazek. Mógłby powstać na przedmieściach każdego zachodniego państwa.

Pisarz opisuje Kadyrowa sucho. To bandyta. Morderca z krwią na rękach, o którym nawet zwolennicy mówią, że osobiście torturował ludzi w jednej ze swoich licznych katowni. Nieokrzesany, nieobliczalny, pyszny, groźny. Jak każdy mafijny szef podporządkuje sobie ludzi strachem i przekupstwem. W kraju kwitnie korupcja, a mordowanie nie jest przypadkowe. Ludzie giną bez śladu a ich zmasakrowane zwłoki – jak w przypadku Natalii Estemirowej – są odnajdywane w jakimś rowie. Na przestrogę.

Ludzie umieją czytać takie przesłania. Poza tym mają niewielki wybór: pójście do lasu, do równie okrutnych bojowników, albo podporządkowanie się. Wybór jest trudny, szczególnie jeśli 45 procent ludności to bezrobotni, a dotacje z Rosji stanowią około 90 procent budżetu państwa, którym zarządza sam Kadyrow. Jeden z pracowników Memoriału, Aleksander Czerkasow, powiedział Litellowi: „Piekło zrobiło się wygodne, lecz wciąż jest piekłem”.

Jak typowy zachodni czytelnik, chciałabym widzieć w Kadyrowie Makbeta. Zbrodniarza, który sięga po trupach po władzę i zbrodnią ją utrzymuje, który, mimo wszystko, nie może uciec przed sprawiedliwością. Littell nie popełnia takiego błędu. Jest jak Kasandra. Choć wiemy, że to piekło kiedyś się skończy, opisany przez niego skrupulatnie mechanizm musi się powtórzyć. Po piekle Kadyrowa nastąpi kolejny krąg. Z pozorami tradycji, moralności, z odbudowanymi domami, otwartymi uniwersytetami. Krew trupów będzie wsiąkała bez śladu w ziemię.

Czy może nas uspokoić fakt, że dzieje się to na obrzeżach naszego bezpiecznego świata? Że to wewnętrzna sprawa Rosji? W czasie pierwszej wojny czeczeńskiej Kowaliow przestrzegał: sprawy Rosji są sprawami globalnymi. Przynajmniej nie bądźmy sentymentalni.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.