JOANNA HALSZKA SOKOŁOWSKA: Co Pani sądzi o futuryzmie?
MYSZ: O czym? O futuryzmie?
Tak...
(cisza)
Jestem lekko zszokowana takim pytaniem... Czy to specjalny temat tego wywiadu? Rozumiem, to może być atrakcja, że teraz gadam z okazji Wigilii... Ale tylko dla was, bo my sobie normalnie z dziewczynami plotkujemy. To nam wychodzi akurat. Bo się zasłyszy to i owo...
A co na przykład? Może pani opowie. Tak trochę nie wiedziałam, z czym do myszy...
Nie wiem, czy to jest dla was interesujące. Raczej nie ma nic wspólnego z fum... z fu...yyy...
Z futuryzmem? Nieważne...
Nie jestem znawcą w żadnej dziedzinie. Chociaż jak pani pyta, to zaczynam się nawet zastanawiać... Może coś o tym słyszałam… Ale ja jestem prosta, jestem z Polski. Mnie niewiele więcej obchodzi poza tym, co się dzieje tu wokół.
Co w takim razie dzieje się wokół?
No biegamy... Tak sobie... Czasem coś wpadnie... Skromnie, wie pani... Ale przede wszystkim liczy się to, żeby było wesoło. Jak się dziewczyny zejdą, to nawet wyskoczymy popatrzeć, jak się kotu właścicielki śni coś.
Śni?
No tak. To jest, wie pani, dla nas najlepsza rozrywka tutaj. Bo to mu się tak zawsze unosi.
Sen mu się unosi?
Bo my tu powszechnie się nabijamy, bo te koty niby tak wszystko pod kontrolą, pod kontrolą... A one nie mają pojęcia, że im się podczas snu wszystko wylewa, a do tego to wszystko widać!
Dla nas, lekko przepracowanych prostych myszy, to jest, widzi pani, ubaw po pachy. Bo to jest jeszcze dodatkowa jazda, że one sobie z tego nie zdają sprawy! Nawzajem sobie nie zdają sprawy! Jeden kot drugiemu nic nie mówi. I tutaj jeszcze nie mamy pewności, czy one tego u siebie nawzajem nie widzą, czy tak przed sobą ściemniają, z kurtuazji. U nich ta chęć kontroli to przecież jedna wielka hipokryzja. Zawsze udaje, że ma to gdzieś! O! A tak naprawdę? On na wszystkim się stara trzymać łapę. O! O proszę... A potem się kładzie waćpan. Dostojny! Psiakk... rew (kichniecie)... Oj, „nie wzywaj” – miałam nie wzywać jego imienia nadaremno... Przepraszam najmocniej.
(cisza)
Czyli koty, jak śpią i mają sny, to im się te sny jakoś unoszą i pani twierdzi, że to widzi?
My to widzimy. Nie ma w tym akurat nic dziwnego. Tak było na początku i przez wszystkie wieki. Myśmy sobie, odkąd pamiętam, z tego kino robiły. A to, czy się teraz do projekcji je popcorn, czy naturalne żyto, to kwestia ducha czasu. Zresztą teraz te naturalne znowu są trendy...
No dobrze, wrócę do kotów... Dość niezwykłą kwestią są te kocie projekcje, czy mogłaby pani więcej o tym opowiedzieć?
Hahah! To… to jest właśnie niezła jazda. Bo my sobie z dziewczynami siadamy i patrzymy, nie?... Czasem jest nudno, bo tam są wątki, które się powtarzają od lat... Są wątki zabaw, wątki analizy kociej karmy... Ogólnie dość mało erotyzmu... Ale to się ogląda, czysta rozrywka. Nie dość, że montaż to rollercoaster – coś pomiędzy Jarmuschem, który by się jeszcze zjarał i wyczekiwał na odpowiednie warunki przyrody, a czymś, co się nagle, bez żadnego powodu zaczyna dziać tak szybko, że aż można zawału dostać. Tam wskakują takie poszatkowane sceny, nie próbujemy już tego rozszyfrować. Lynch to przy tym pikuś (chwała jego wielkości)...
Czyli jakiego rodzaju są to treści? Historie? Obrazy? Jest w tym jakaś wiedza?
Te dłużyzny to jest tak, jakby jeden do jednego ktoś uwagę kocią przejął. Przy czym okazuje się, że taka uwaga jest wyzwaniem, bo kot jest mistrzem zen... Potrafi oddzielić emocje od swojego trzonu. Obserwator, hehe! I nawet jak raz była taka scena, że ten wariat stoi na środku drogi polnej, w słońcu – widzimy powoli wędrujący obraz, motyle, świeże jeżyny, zabawka z gumy, patyk... I nagle wyjeżdża prosto na nas wielki wóz. Rozpędzony merol, nie? Stówę jedzie polną drogą, następny wariat... I wtedy co się dzieje? Co robi typowy kot?
Ucieka? Zaczyna się ten poszatkowany montaż?
Nie!!! Proszę pani! Tak było od lat, to się powtarza w każdym prawie filmie, to jest istny topos kociej kinematografii!!! Wtedy kot otwiera oczy jeszcze szerzej (na ekranie efekt panoramy) i siedzi, gdzie siedział. Nieruchomieje jeszcze bardziej, niż był nieruchomy! Bo co one maja w tych głowach? Co one tam maja? One maja zeny. Obserwatorów. Mają wielką wiarę w niu ejdże i mistrzów z kosmosu! Ma pani całkowitą racje, tak: wtedy zaczyna się sieczka. Ale nie dlatego, że kot zaczyna uciekać, tylko dlatego, że kot zaczyna odbierać przekazy. W obliczu im większego zagrożenia stanie w bezruchu, tym większego dozna objawienia.
Przekazy...?
Hahhah! To jest akurat ciekawe, jeśli nigdy pani tego nie słyszała. My ciągniemy z tego łacha, bo w tym wychodzi cały ten ich napuszony egoizm. No, może nasza ironia wobec czyjejś religijności jest kwestią sporną, wstydliwą, może równie egoistyczną – nie wiem. Ale to, co one mają w tych swoich fanatycznych głowach, to się pod krzyż nadaje. Otóż koty uważają się za rasę wyjątkową. Jedyną w swoim rodzaju! I mają ku temu swoje powody (śmiech). Powody! Te „powody” to są właśnie wątki, które, jak sądzę, sięgają początków świata.
Te wątki, które na początku uznała pani za nudne?
Te, które pojawiają się w każdym filmie, którym my już po prostu trochę... Rzygamy... Bo wiadomo, że lepsze są te klasyczno-komiczne akcje ze spadaniem ze stołów i podskoki pod żyrandol z miejsca. To każdy lubi, pani rozumie... Tego jest mnóstwo nawet na youtubie; na tym spędza się godziny…
Tak, koty na okrągłych automatycznych odkurzaczach. Widziałam jednego w przebraniu rekina... Proszę jednak powiedzieć cos więcej o wątkach mistycznych, na czym to polega?
Koty dostają przekazy od swoich bogów, czyli od kosmicznych białych kotów, które lądują na polskich podwórkach w automatach do gier.
Tak myślą?
Tak myślą, bo jest to prawda dość powszechnie znana... Są ich całe zastępy. Sa wypełnione kocią radością i zasilają nią wszechświat. Mają łączność z każdym z kotów. Jeśli ten odpowiednio długo medytuje. Każdy w końcu zaczyna dostawać przekazy. Musi przy tym charakterystycznie mrużyć oczy, żeby uruchomić trzecie oko. Te mało wprawione często wystawia się do słońca. No i wtedy leci... Kosmiczna biblia... W tym się już ledwo można połapać, przy tym „Moda na sukces” to jak kod zerojedynkowy...
Ale dlaczego nazywa to pani przekazem, tam jest jakaś wiedza?
Generalnie to można sprowadzić do wskazówek, co zrobić, żeby się zrelaksować... Bo one twierdzą, że tak wygląda przyszłość. Kocia elita! Wszyscy będziemy delikatni, będziemy na wspólnej wyspie jeść owoce! Taak. Bo one tam wszystkie przeszły już na suchą karmę wegańską... Taka pozytywna papka, tylko osadzona w przestrzeni kosmicznej... Często w tym można zobaczyć typowe zajęcia jogi, masaże, sporty wodne. A nie, przepraszam, wodnych akurat nie.
Czyli te treści dotyczą głównie kotów?
Są też wątki konkretnie przyszłościowe... Raz to się pojawiło. Jakiś rok temu u Nuki – burej kotki, tu obok. Wtedy akurat byłam pod wrażeniem. Żałowałyśmy, że okularów 3D nie sprzedawali przy wejściu. Nie było wejścia. Rozsiadłyśmy się wtedy z dziewczynami, bo były zwiastuny, że będzie grubo. Prawda... Najpierw reklamy... Ikea, elegancko... Ha! Myszy z Ikei! Wszystkie te pluszowe białe kukły celebrities. Przecież widać, że to nie są prawdziwe, polskie myszy.
No. I się zaczęło. Przestrzeń kosmiczna. Wizja wybuchającej Ziemi, pełno światła... Potem jakby Jezus Chrystus sprzed lat i mnóstwo ludzi, którzy za nim idą. Cała ludzkość w jakimś takim dziwnym przekroju czasowym. Od razu mysz pokornieje...
I to trafia do kotów?
Taak... I to wszystko pewnie prawda. Co poradzić? Jedyne, co nas w tym wkurza, to ten koci ego trip, że niby lepsza rasa, bo mają braci w kosmosie... No... Ale co ja mogę? Mogę to najwyżej opisać, nie wiem, napić się ze znajomym i obśmiać. I tak wiem, że – choć tych ich kosmicznych kotów jest dużo – to Pies jest tylko jeden.