Ukraiński teatr w areszcie
fot. Rutenien Ruthenia / Flickr CC

Ukraiński teatr w areszcie

Majdan zamienił się w papierek lakmusowy. Jesteś związany z Majdanem? A może jest ci z nim nie po drodze, bo tu zbiera się tylko bydło? – relacje reżyserów, kuratorów i krytyków z ostatnich dni na Ukrainie

Jeszcze 4 minuty czytania

Andrey May, reżyser teatralny, kurator festiwalu „Dokument” i „Tydzień sztuki współczesnej”, pracuje m.in. w Kijowie i Chersoniu:

Byłem dzisiaj na rozprawie.
Sądzili studenta Akademii Teatru, Kina i TV, Saszę Szkrabaka – przyszłego reżysera filmowego, już dziś wiem, że ciekawego. Śledczy i oskarżyciel byli bardzo młodymi chłopakami. Z początku trudno było mi zrozumieć, kim są. Czyżby to syn prosto ze szkoły przyszedł do swojego ojca do sądu? Jednemu z nich udzielono głosu, zaczął czytać. Okazało się, że to śledczy. Potem odezwał się drugi chłopak, prokurator-oskarżyciel. Bardzo cicho i tkliwie wygłosił oskarżenie o „organizowanie nielegalnych masowych zgromadzeń”, kara więzienia od 8 do 15 lat. Następnie wystąpił adwokat, odpierający wszystkie zarzuty, z propozycją „zwolnienia za poręczeniem”.
Kilka momentów ciszy.
Cicha rozmowa oskarżonego z mamą, podczas gdy sąd naradzał się w sąsiednim pomieszczeniu. 
I cicho wyskandowana decyzja sądu o zatrzymaniu pod strażą na czas śledztwa.
Ani jednego dowodu, ani jednego świadka, nic oprócz faktu zatrzymania udokumentowanego w raporcie.
Dzieci sądzą dzieci. 

***

Iryna Chuzhynova
, teatrolożka, współzałożycielka i szefowa niezależnej organizacji Platforma Teatralna:

20 stycznia o 17.30  w okolicy placu Kontraktowego (to nie Majdan) zostało zatrzymanych sześciu studentów kijowskiej Państwowej Akademii Teatru, Kina i Telewizji im. Karpenki-Karego oraz jej absolwent, pracownik Kijowskiego Akademickiego Teatru Młodego Widza na Lipkach, którzy byli w drodze do akademika. Studenci nie okazywali sprzeciwu, ale mimo to podczas zatrzymania zostali brutalnie pobici (jeden z nich ma złamany obojczyk i wstrząśnienie mózgu) oraz odstawieni do aresztu.

Pomijam 21 stycznia — dzień, kiedy wszyscy próbowali ustalić, co się właściwie stało, gdzie ich trzymają i przede wszystkim – gdzie odbędą się pierwsze sądowe przesłuchania i wstępne czynności śledcze. Nieudostępnianie takich informacji to styl naszego systemu prawnego. 22 stycznia dowiedzieliśmy się, że siedmiu zatrzymanych rozwieziono po trzech okręgowych sądach w Kijowie – nie podano konkretnych lokalizacji, żeby uniemożliwić nam pomoc. Poradziliśmy sobie bez tego. Studenci co najmniej trzech uczelni: Kijowskiego Uniwersytetu im. Szewczenki, Akademii Mohylańskiej w Kijowie i Państwowej Akademii Karpenki-Karego szybko porozjeżdżali się po różnych dzielnicach i trafili do odpowiednich sądów. Cztery godziny na mrozie czekali na początek rozpraw. Na salę wpuszczano tylko 4–5 osób z grup wsparcia; ja weszłam na rozprawę Andrieja Iwaniuka.

fot. Sasha Maksymenko

Rozprawa była krótka i bardzo formalna. W czasie krótkiej technicznej przerwy Andriej zdążył opowiedzieć, że na początku śledczy ich uspokajał: „Nie martwcie się, trochę was potrzymamy i wypuścimy”, ale wkrótce ten sam śledczy dał do zrozumienia, że przyszedł rozkaz „z góry”, a wobec zatrzymanych wysunięte zostaną zarzuty kryminalne według artykułu 294, punkt 2 (organizacja masowych zamieszek) z karą od 8 do 15 lat więzienia. I teraz uwaga! Studentów zatrzymano 20 stycznia, a prawo, zgodnie z którym chcą ich uwięzić, nabrało mocy 21 stycznia.

Na tę pierwszą niezgodność wskazał adwokat Andrieja Iwaniuka. Druga ciekawostka: sąd nie miał żadnych rzeczowych dowodów na zorganizowanie przez zatrzymanych „nielegalnych masowych zgromadzeń”, oprócz pomarańczowych hełmów budowlanych, jakie nosi dziś co drugi mieszkaniec Kijowa i które, oczywiście, mieli też na głowach zatrzymani. To jednak nie wszystko, bo w trakcie rozprawy – i tu już wkraczamy w rejony powieści fantastycznej – ujawniono „zeznanie świadka”, który miał widzieć aresztowanych o godzinie 17.20 na ulicy Hruszewskiego, tymczasem zatrzymano ich o 17.30 tak daleko od tej ulicy, że tej odległości w dziesięć minut nie da się ani przejść, ani przebiec, ani przejechać, może przelecieć. Tak właśnie w tej chwili na Ukrainie prowadzi się dochodzenia. Analogiczne „dowody” i „zeznania” znamy z archiwów sądowych z lat 30. ubiegłego wieku.

fot. Jordi Bernabeu / Flickr CC

Pomimo tych wszystkich faktów i niezgodności, pomimo pięciu pism poręczających (trzech od parlamentarzystów i dwóch od znanych twórców uhonorowanych tytułem „państwowy artysta Ukrainy”), nie zwracając uwagi na wspaniałe rekomendacje z uczelni i pracy, sędzia ogłosił decyzję sądu o zatrzymaniu Iwaniuka w areszcie do 18 lutego, podczas gdy prowadzący śledztwo będzie dalej fantazjował i układał protokoły zgodnie z logiką snu. Andriej Iwaniuk ogłosił suchą głodówkę (a więc bez wody!). Mam nadzieję, że mamie i przyjaciołom uda się go od tego odwieść, bo system prawdopodobnie tylko by odetchnął z ulgą w przypadku jego przedwczesnej śmierci. W końcu nie traci u nas aktualności powiedzonko z czasów stalinowskich: nie ma człowieka – nie ma problemu.

W tej chwili z siedmiu zatrzymanych dwaj otrzymali wyrok zapobiegawczy – muszą pozostać  w areszcie, reszta czekać będzie na dalsze postępowanie w areszcie domowym. 23 stycznia okazało się, że sędzina, która zadecydowała o areszcie domowym, została zmuszona do rezygnacji z pracy. Szykowane jest podanie o apelacje.

W to, że Andriej i wszyscy studenci wrócą do domu w najbliższym czasie – nie wątpię ani chwili. Kilka minut temu (w nocy z 23 na 24 stycznia) ogłoszono, że wszyscy „więźniowie z ulicy Hruszewskiego” zostaną zwolnieni; podobno opozycja dogadała się w tej sprawie z prezydentem (umowy zostały potem zerwane – przyp. red.). Jeśli nie zostaną zwolnieni – będziemy ich wyzwalać choćby siłą, nie mamy nic do stracenia.

fot. Mstyslav Chernov, wikimedia commons CC

W całej tej sytuacji i szerzej, w kontekście tego, co teraz się dzieje na Ukrainie, zdumiewa mnie stanowisko państwowych teatrów w Kijowie. W prywatnych rozmowach wszyscy, jak jeden mąż, narzekają i psioczą na nasze władze, które doprowadziły ukraińską kulturę na skraj nędzy. Wszyscy wiedzą, że dzisiejszy ukraiński teatr to żebractwo – bieda i wieczne poszukiwanie pieniędzy. To poniżenie i nadskakiwanie urzędnikom, wieczne pochylanie głowy. Wydawało się, że nic gorszego być nie może – kręgosłup lada chwila nie wytrzyma i pęknie. Tymczasem pojawia się tak wspaniała możliwość wyrażenia swojego obywatelskiego stanowiska wraz z myślącymi i czującymi ludźmi na Majdanie. Jednak strach paraliżuje wszystkich. Bo co, jak będzie jeszcze gorzej? Jak jeszcze zmniejszą budżet? Jakoś nikogo nie przeraża perspektywa życia i tworzenia w totalitarnym państwie. Może dlatego, że nasze teatry już od dawna z zapałem i namiętnie zajmują się samocenzurowaniem? Już od dawna żyją w zgodzie z zasadami państwa totalitarnego. Żadnego słowa ze sceny o polityce, żadnej krytycznej uwagi pod adresem społeczeństwa, ani mru-mru o korupcji i kryminalnej władzy. Przepraszam, jeśli to myśl okrutna, ale za fakt, że dziś na Ukrainie mamy zabitych i aresztowanych, odpowiedzialne są także ukraińskie teatry.

Sztuka to jeden z najlepszych mechanizmów przekształcania negatywnej energii sprzeciwu w konstruktywną siłę. U nas ten mechanizm już od wielu lat wprzęgnięty jest wyłącznie w przemysł rozrywki. Nasz teatr robi, co może, żeby tylko u człowieka, który przyszedł na spektakl, nie daj boże nie przestał pracować żołądek i nie zaczął raptem pracować mózg. Ukraińska elita (pisarze, uczeni, artyści wizualni) od dawna nie chodzą do ukraińskiego teatru. A dziś to właśnie oni, my wszyscy jesteśmy na Majdanie! Tymczasem w kijowskich teatrach nawet teraz wciąż gra się komedie i tylko komedie, konkurując w tym z sądami i gabinetami władz. Chociaż w tych ostatnich gatunek ma się o niebo lepiej.

Euromajdan w Kijowie / fot. Rutenien Ruthenia / Flickr CC

***
Anton Romanow, reżyser teatralny, pracuje w Kijowie, Charkowie, Siewierodoniecku i Symferopolu:

Deputowani Partii Regionów zaproponowali nam wczoraj (jednemu z teatrów w Symferopolu) budynek pod teatr, oficjalny status i etaty. Teatr chcieli nazwać „Teatrem Satyry”. W zamian mieliśmy robić spektakle o tym, jacy to deputowani są na medal, jaki „Berkut zuch” i jacy na Majdanie stoją ekstremiści. Odmówiliśmy. Odwiedziła nas milicja, powołująca się na skargi na zakłócanie ciszy nocnej.
Spektakle się odbywają. Ale nie gramy teraz komedii. Staramy się nawiązywać do tego, co się dzieje. Niestety, nie możemy nie grać spektakli, bo nie uzbieramy pieniędzy na wynajem pomieszczenia. Gdybyśmy mogli nie pracować, wielu z nas byłoby już w Kijowie. Bardzo trudno jest obserwować rozwój sytuacji w kraju i nie móc pomóc. Ja chodzę na protesty w Symferopolu, ale nie są tak znaczące i ważne jak w Kijowie. Przychodzi nas tam może z 300 osób. A w antymajdanach bierze udział około stu tituszków [chuligani-dresiarze na usługach władz – przyp. red.]. Tych samych, którzy jesienią zeszłego roku napadali i bili aktorów naszego teatru, kiedy pokazywaliśmy filmy o prezydencji Janukowicza czy o Pussy Riot. Doniesienia, które w ich sprawie składaliśmy wtedy na milicji – zniknęły. I mimo że rozpoznaliśmy twarze napastników, milicja ich nie szukała. Już wtedy zrozumieliśmy, że milicja NIE jest z ludźmi.

Wolałbym nie podawać nazwy teatru: Zabrali nam pomieszczenie po Pomarańczowej Rewolucji. I obawiam się, że teraz może się zdarzyć to samo.

Ulica Hruszewskiego / fot. Amakuha, wikimedia commons CC

***

Oksana Dudko, szefowa lwowskiej organizacji Art Workshop Drabyna, inicjatorka i kuratorka festiwalu Drama.UA:
 
W obliczu tego, co się teraz u nas dzieje, wszystko, czym zajmuje sie na co dzień zespół „Drabyny” i ja osobiście traci znaczenie. Jakiekolwiek próby przeprowadzania kulturowych i edukacyjnych przemian na Ukrainie są niemożliwe w sytuacji, kiedy totalnie ignoruje się prawa człowieka i podstawowe wartości. Śmierć i znęcanie się władzy nad Ukraińcami wywołują w każdym z nas nie współczucie, ale niewiarygodny ból. Dlatego teraz żaden mieszkaniec tego kraju, nie zważając na represje władzy, stanowisko i reakcję Europy i świata, nie zatrzyma się w walce o prawo do bycia człowiekiem wolnym i godnym. Każdy z nas ma w głowie i w sercu własny Majdan. Media tradycyjne i społecznościowe skupiają się na zaledwie kilku kilometrach kwadratowych, które są epicentrum zdarzeń. Poza kadrem natomiast pozostają głębokie transformacje i praca całego ukraińskiego społeczeństwa. Bezustannie, w domu i w pracy, w autobusach, tramwajach i w rozmowach z przyjaciółmi, w snach i w codziennej rutynie nosimy ze sobą nasz wewnętrzny Majdan. Ten Majdan sprawia, że stajemy się indywidualnościami i zarazem częściami wspólnoty. Jestem dumna z tego, kim są ludzie, obok których żyję. 

fot. senSATZionell / Flickr CC

***

Nadia Sokolenko, teatrolożka:

Cierpliwość się skończyła. Jestem pewna, że w przypadku Euromajdanu ukraińscy ludzie teatru w niczym nie różnią się od reszty mieszkańców Ukrainy. Istnieją, nazwijmy ich, „apologeci” reżimu i są ci, którzy trzymają się z boku, niby broniąc neutralności, bo prawdziwa sztuka przewyższa politykę, musimy robić swoje, życie trwa dalej, ostatecznie tyle już wycierpieliśmy – pocierpimy jeszcze trochę. Są też ci na barykadach, na Majdanie. Chciałoby się, żeby wśród naszych ludzi teatru właśnie ci ostatni byli większością. Niestety. Mam przynajmniej pewność, że ci spośród nich, którzy są na Majdanie – to ci najlepsi. To ci, którzy przezwyciężyli strach hodowany w nas tyle lat, którzy gotowi są, razem z ukraińskim społeczeństwem, a nie poza nim – tworzyć przyszłość, którzy uświadomili sobie, że jako artyści – są za kształt tego społeczeństwa odpowiedzialni. Nie chodzą na Majdan, żeby się „pokazać” czy wypromować. W okolicznościach, kiedy wprowadzane są drakońskie prawa, kiedy urządza się polowania na ludzi, być czy nie być na Majdanie jest sprawą osobistego wyboru, osobistej odpowiedzialności i odwagi.

fot. tandalov.com, Flickr CC

Majdan zamienił się w papierek lakmusowy. Jesteś związany z Majdanem? A może jest ci z nim nie po drodze, bo tu zbiera się tylko bydło? A ty sam – kim jesteś? Tak czy inaczej, Majdan zdziera zasłonę, która długo spowijała nasze społeczeństwo: ujawnia jego wady, jego choroby i problemy. Również w świecie teatralnym. Jak można grać komedie, kiedy takie rzeczy dzieją się na ulicach? Jak można stać z boku, kiedy decyduje się również twoja przyszłość? Nie rozumiem tego. Tak jak nie rozumiem tych, którzy w grudniu minionego roku osądzali aktorów teatru w Czerkasach – za to, że przerwali przedstawienie, żeby powiedzieć, że nie dostają pensji i że już od bardzo dawna nie mają po prostu za co żyć. Wiele miejskich i wojewódzkich teatrów jest w podobnej sytuacji – i milczą, znoszą to bez protestu. Majdan wydobył również problemy ukraińskiego teatru: obnażył jego całkowitą niewrażliwość na społeczne wstrząsy. Nie potrafię oglądać przedstawień o niczym, albo o czymś ogólnym, kiedy takie rzeczy dzieją się za oknami. Młodzi dramaturdzy zbierają na Majdanie świadectwa, zamierzają stworzyć spektakl dokumentalny, ale zanim spiszą wywiady, Majdan – mam nadzieję – wygra i wszystko to stanie się historią. Póki co, teatr „Lustro” („Dzerkalo” – jest u nas taki teatr, bez siedziby, jeden z niewielu, które ostały się z ruchu studenckiego końca lat 80.) w swoich przedstawieniach według klasycznych ukraińskich dramatów cytuje wiadomości z Majdanu.
fot. spoilt.exile / Flickr CCA studentów największej na Ukrainie szkoły teatralnej, Akademii Teatru, Kina i Telewizji im. Karpenki-Karego oraz innych studentów i niestudentów po prostu, ot tak, złapali, wrzucili do samochodu, zasądzili dla nich areszt domowy i więzienie aż do procesu – bez dowodów, żeby tylko zastraszyć innych.
Mam ogromną nadzieję, że wygramy, że ten czas niesprawiedliwości się skończy, że Ukraina stanie się obywatelskim społeczeństwem, a politycy będą tego społeczeństwa godni i będą pamiętać, że służą ludziom, nie na odwrót. Podobnie – artyści.
Tak naprawdę Majdan nie jest taki znowu wielki. Ulica Hruszewskiego to tylko kilkaset metrów. Wystarczy trochę się stamtąd oddalić, by zobaczyć, że w Kijowie dalej trwa zwyczajne życie, nie płoną opony, nie wybuchają granaty, nie napycha się toreb śniegiem, żeby wzmacniać barykady i nie wydłubuje się kamieni z bruku (co swoją drogą trzeba było zrobić już dawno, bo to słabej jakości bruk, zrobiony w fabryce syna Omelczenki, kiedy ten jeszcze był burmistrzem – śliski w czasie deszczu i marznących śniegów, nadaje się tylko do wydłubywania). Jeśli wiesz o wszystkich okrucieństwach i bezprawiach – zastrzelonych aktywistach, pobitych i wywiezionych za miasto, rozbieranych i upokarzanych dla śmiechu, jeśli słyszysz o chłopaku zgwałconym nożem – rozumiesz, że dopóki nie wygramy, to spokojne życie po prostu nie może istnieć.  

***
Viktor Sobiianskyi, badacz teatralny, krytyk, kurator, współzałożyciel i wiceszef niezależnej organizacji Platforma Teatralna:

Sytuacja w Kijowie jest teraz bardzo bolesna. Ekstremalne wydarzenia ostatnich dni zdecydowanie i bez litości odsłoniły naturę każdego z nas: tych, którzy wychodzą protestować na Majdan lub pod sale sądowe i tych, którzy zostają z oburzeniem w swoim niechby nawet „żałobnym”, ale wciąż wirtualnym, ciepłym świecie. 19 i 20 stycznia ujawnili się odważni Ukraińcy, Ukraińcy gotowi sprzedać swoją przyszłość za 200 hrywien, a wreszcie ci, co uparcie chcą pozostać homo sovieticus. Powiem otwarcie: skali takiego okrucieństwa, bezprawia i cynizmu nie spodziewałem się nawet po naszej władzy. I, oczywiście, kilka ostatnich dni absolutnie obnażyło nieporadność naszych pseudopolityków i ostrożność europejskich dyplomatów. Co w tej sytuacji mogą zrobić artyści? Przede wszystkim ujawnić swoje stanowisko, ponieważ ich słowa, a szczególnie uczynki, w takim momencie mają wyjątkową wagę. Najbardziej bolesne – to udawać, że nic się nie stało, co właśnie robi połowa mojego kraju.


materiały zebrała: Joanna Wichowska

przekład z ukraińskiego i rosyjskiego: Joanna Wichowska
współpraca przy przekładzie: Mariana Sadovska, Serhij Petryczenko