Aleja pazów
Jan Eustachy Wolski, „Ostatnie dziesięć dni P. Tilckenburry”, fot. Maciej Landsberg

22 minuty czytania

/ Sztuka

Aleja pazów

Rozmowa z Aleksandrą Wasilkowską

Czasami czuję się jak wiedźma, która patrząc przez szklaną kulę, projektuje architekturę podporządkowaną astrologii i kuratoruje wystawę na szponach – rozmowa o wystawie „Pazur” na Targowisku Bakalarska

Jeszcze 6 minut czytania

JOANNA WARSZA: Jednym z najbardziej popularnych hashtagów na Instagramie czy Pintereście, zmultiplikowanych jeszcze przez pandemię, jest #nailart czy #nails. Szał na pazury stał się masowy. Skąd pomysł na wystawę „PAZUR”?
ALEKSANDRA WASILKOWSKA:
 Od jakiegoś czasu pracuję jako architektka przy rewitalizacji jednego z najciekawszych warszawskich bazarów, czyli Targowiska Bakalarska, gdzie spotyka się ponad dwadzieścia grup etnicznych i narodowości – głównie Wietnamczycy, ale też Chińczycy, Nigeryjczycy, Kameruńczycy, Ormianie, Gruzini, Jamajczycy, Hindusi, Ukraińcy. Wielu z nich wcześniej pracowało na Jarmarku Europa na Stadionie Dziesięciolecia. Po jego likwidacji przenieśli się na Bakalarską. W tej chwili w Warszawie nie ma bardziej kosmopolitycznego miejsca. Miesza się tu tyle różnych kultur, że ta przestrzeń wydaje mi się w pewnym sensie spełnieniem wizji przyszłości Warszawy. Wykluwają się nowe hybrydyczne tożsamości i nowe kody zachowań. Odkryłam tu też niesamowity, stworzony zupełnie oddolnie przestrzenny artefakt, czyli legendarną „Aleję pazurów” będącą sercem warszawskiego Asian Town, która zainspirowała mnie do stworzenia tej wystawy. Okazało się, że obok mniej zamożnych mieszkańców paznokcie robi sobie tu pół warszawskiego światka artystycznego. Podczas nadzorów budowlanych w hali targowej, którą zaprojektowałam tuż obok, wciąż wpadałam na znajomych przychodzących na pho albo na pazy. Często mówili, że są tam, żeby odreagować dojmującą monokulturowość i monotonię Warszawy. Interesuje mnie też choreografia dłoni jako symbol ucieleśnienia procesu twórczego, samoorganizacji i współpracy. Ten motyw pojawia się często w mojej architekturze i scenografii, ale przyznam, że sama nie maluję paznokci i nailart interesuje mnie przede wszystkim jako masowe zjawisko kulturowe. Najważniejsze motywy w tej wystawie to nie historia malowania czy ozdabiania paznokci, ale zjawisko egalitarnej i masowej sztuki, jaką stał się nailart, która na Bakalarskiej splata się z historią oddolnej architektury.

Interesują cię zjawiska emergentne i połączenie planowania odgórnego z oddolnym. Jak to wygląda w Alei Pazurów?
Aleja Pazurów ze względu na swój charakter wydała mi się architekturą ready made wystawy. Od początku mojej praktyki zajmowałam się emergentnymi i kolektywnymi formami twórczości, zarówno w skali miasta, jak i w samej metodzie pracy. Interesują mnie inteligencja i zbiorowa podmiotowość oraz to, w jaki sposób z tysiąca pozornie chaotycznych i nieskoordynowanych działań mogą wyłonić się bardzo spójne, świadome formy i struktury, jak na przykład nieformalna architektura bazarów.
Dodatkowym impulsem dla tej wystawy był wykład Lwa Manovicha o sztuce algorytmicznej i kolektywnej inteligencji, towarzyszący kuratorowanej przez ciebie solowej wystawie Janka Simona w CSW w 2019 roku. Rozbawiło mnie, kiedy słynny teoretyk mediów przyznał, że ostatnio w internecie najbardziej interesuje go nailart jako emergentne zjawisko kulturowe – taki akademicki autorytet jak Manovich chce resztę swojego czasu badać w internecie chmury pazów i patterny manikiuru.
Do kolektywnej formy twórczości odwołuje się na wystawie praca Agnieszki Kurant, która pochodzi z Łodzi, a mieszka i pracuje w Nowym Jorku. Przygotowała paznokcie ze swoją hybrydalną czcionką Emergencja. Agnieszka stworzyła ją z typografem Radimem Peško, łącząc dwadzieścia sześć historycznych i współczesnych krojów pisma tak, że każda litera składa się z fragmentów liter różnych czcionek znanych w historii. Powstał w ten sposób typograficzny amalgamat, który jest sumą typograficznych genów i będzie dalej ewoluować poprzez wprowadzenie go na paznokcie do kultury masowej. Stając się obiektem sztuki użytkowej, wzór powielany w nieskończoność może zacząć żyć własnym życiem i z czasem wyewoluować w zupełnie inne, hybrydalne formy.

Oghele Ugonoh, „Ghetto Until Proven Fashionable”, 2021; Alicja Konarska, „Brzoskwinie długowieczności”, 2021. Fot. Maciej Landsberg

Bazary i przestrzeń organizowana przez kupców tworzą też często nieformalne lokalne centra i alternatywę na czas kryzysu. Przedsiębiorczość migrantów świetnie opisał w swojej książce „Stealth of Nations. The Global Rise of the Informal Economy” Robert Neuritch, używając określenia débrouillards, czyli z francuskiego osoby zaradne i pomysłowe. To są mikroprzedsiębiorcy, którzy sami prowadzą swoje biznesy w oparciu o wspomniane cechy. Co ciekawe, nieformalna ekonomia i improwizowana gospodarka pomysłowości opierają się na małej sprzedaży i niskich przychodach, jednak łącznie produkują ogromne bogactwo. Antropolodzy i ekonomiści coraz częściej podkreślają olbrzymi wpływ nieformalnej gospodarki (informal economy) na gospodarkę światową. Wkład Targowiska na Bakalarskiej do budżetu stolicy jest imponujący, miesięcznie wszyscy drobni kupcy odprowadzają do budżetu podatki i czynsz z pięcioma zerami, z czego rocznie robi się wielomilionowa kwota równa budżetowi największych instytucji i muzeów w Warszawie.

To jest druga po „Bazaristanie” wystawa sztuki współczesnej, którą kuratorujesz na bazarze. Co takiego pociąga cię w bazarach i wychodzeniu sztuki poza instytucję
Bazarami zajmuję się od prawie dwudziestu lat i zrobiłam na ten temat kilka wystaw i artbooków. Uważam, że targowiska ze swoją egalitarnością, złożonością, wielokulturowością są bardzo ciekawym kontekstem dla sztuki i architektury, a w Polsce dodatkowo są żywym symbolem transformacji ustrojowej i jedynym miejscem, gdzie przecinają się ścieżki różnych klas społecznych i grup etnicznych. Mój pierwszy bazarowy projekt w pierwszych latach XXI wieku to było „Miasto symbiotyczne”, w którym proponowałam pozostawienie bazaru, hal KDT i szczęk wokół Pałacu Kultury na placu Defilad. Uważam, że byłby to bardzo prosty sposób na łączenie różnych baniek społecznych w centrum miasta i antidotum na postępujący euroremont i rozwarstwienie społeczne. Chodziło mi o włączenie dzikiego, postransformacyjnego dziedzictwa, z którego korzystają migranci i mniej uprzywilejowane klasy społeczne, w oficjalną kulturę i urbanistykę centrum miasta. Próbowałam nawet namówić Christiana Kereza (pierwszego architekta Muzeum Sztuki Nowoczesnej), żeby do muzeum wchodziło się przez istniejący bazar. Ten pomysł wydawał mi się z jednej strony futurystyczny, równościowy i przewrotny, a z drugiej bardzo pragmatyczny, bo przecież ilu nowych widzów zdobyłoby muzeum, mając siedzibę w środku bazaru. Oraz jak wspaniale bazar z jego nieformalną ekonomią mógłby zasilać bezpośrednio i nieustannie budżet instytucji publicznej. Ten pomysł napotkał straszny opór środowiska sztuki, ale dziś jest pokazywany na kilku wystawach badających awangardowe formaty galerii. W swojej praktyce architektonicznej pracuję dla prywatnych kolekcjonerów lub inwestorów, żeby równolegle móc pro bono projektować przestrzeń dla grup społecznych, których nie stać na architektkę i którzy nie mają czasu na oglądanie wystaw sztuki współczesnej. Interesują mnie mezalianse i hybrydy tożsamościowe jako swoisty klej społeczny, więc wykorzystuję swoją uprzywilejowaną sytuację na redystrybucję sztuki i architektury. Jest to kontrbalans do mojego zawodu, podporządkowanego rynkowi i zamówieniom publicznym. 

Janek Simon, „Syntetyczni Polacy”, 2021. Fot. Maciej Landsberg

Jaka jest kulturowa historia pielęgnacji paznokci? 
Manikiur nie może być przypisany do jednej kultury, sztuka ta powstała jednocześnie w Chinach, Indiach, starożytnym Egipcie i Babilonie, gdzie paznokcie malowali i mężczyźni, i kobiety, a także ozdabiano w ten sposób mumie. Pierwsze prawdziwe lakiery powstały w Chinach 3000 lat p.n.e. Kobiety zanurzały paznokcie w mieszankach białka, żelatyny, wosku pszczelego i nektaru kwiatów, najczęściej różanego. Osoby z wyższych sfer nosiły paznokcie o długości 25 centymetrów, co miało pokazywać, że kobiety nie pracują rękami, a mężczyzn i wojowników chronić przed złą energią niczym amulet. W średniowiecznej Europie był zakaz ozdabiania ciała i paznokci, uważano to za coś grzesznego. Ozdobione paznokcie wróciły do łask dopiero w XIX wieku we Francji na dworze królewskim. Dodatkowo dekorowane kamieniami oznaczały wysoką pozycję społeczną. Dopiero od lat 30. zeszłego wieku manikiur wszedł do kultury masowej dzięki wynalezieniu lakieru dostępnego dla wszystkich.

Otwarcie wystawy „PAZUR” i główne wydarzenie odbyło się na Targowisku Bakalarska / Asian Town w sobotę 27 listopada i trwa do momentu wyczerpania prac pazów artystów. Skończyły się prace tipsy Janka Simona, Oghele Ugonoh, Jana Eustachego Wolskiego. Pozostałe prace są dostępne. Lokalizacja prac w pawilonach znajduje się na mapie oraz Instagramie. Targowisko i pawilony manikiuru są czynne siedem dni w tygodniu.

Dziś wyśrubowane tipsy i perełkowe paznokciowe kompozycje wciąż kojarzą się z kulturą masową, żeby nie powiedzieć niższą. Jak widzisz kwestię klasową nailartu? 
Popularność manikiuru nałożyła się w czasie z rozwojem przemysłu samochodowego. Pierwszy lakier do paznokci powstał na bazie lakieru samochodowego. Dzięki temu wynalazkowi manikiur stał się dostępny dla mas. Z kolei manikiur hybrydowy, bardzo trwały i odporny na uszkodzenia, umożliwił zdobienie paznokci osobom wykonującym ciężkie prace fizyczne. Coś, co tysiące lat temu było dostępne tylko dla warstw uprzywilejowanych, jak faraonowie, cesarzowe czy arystokracja, dziś może nosić każda osoba, niezależnie od klasy społecznej. Oczywiście, kolory lakierów mają ukryte kody, na przykład czerwieni używała Kleopatra i wciąż jest to kolor „dostojny”, preferowany przez klasę średnią. Despotyczna chińska cesarzowa Ci Xi nosiła monstrualnie długie pazy ze złotymi osłonami. Frencz albo manikiur japoński jest wybierany przez wyższe sfery, arystokracja albo armia amerykańska w ogóle nie pozwala na malowanie paznokci. Kolorowe paznokcie z diamencikami i naklejkami długo były uznawane za kicz noszony przez niższe klasy społeczne, ale ta granica została już dawno zatarta i wchłonięta przez popkulturę. Wystarczy spojrzeć na setki tysięcy stylistów paznokci w mediach społecznościowych. Jedna z gwiazd nailartu w sieci @nailsbymei jest niesamowitą influencerką pracującą dla gwiazd show-biznesu. Jej wzory kopiują nailartystki w Polsce i na całym świecie. Robi nieprawdopodobne formy pazów z włosów, kamieni, pereł, akrylu, w kształtach muszli, budynków, części ciała. Dziś wymyślne pazy stały się nieodzownym atrybutem wizerunku w mediach społecznościowych czy na scenie.

Czy artyści wizualni zajmują się nailartem? 
W Polsce w sztukach wizualnych pazami zajmuje się Katarzyna Przezwańska, która założyła kółko manikiurowe. Paznokcie są też częstym motywem w malarstwie Jana Eustachego Wolskiego, Karoliny Jabłońskiej czy Tomasza Kowalskiego. Na naszej wystawie interesuje mnie przede wszystkim testowanie paznokci jako formatu wystawy w konkretnym kontekście bazaru i Alei Pazurów jako architektury wystawy ready made. Zależało mi na tym, żeby zaproszeni artyści mieli różne korzenie i mieli za sobą doświadczenie migracji. Kryterium wielokulturowości było dla mnie najważniejsze. Zaprosiłam więc do współpracy m.in. polsko-chińską artystkę Alicję Konarską i jej partnera, polsko-ormiańskiego malarza Armana Galstyana. Oboje przygotowali projekty paznokci związane z ich praktyką artystyczną i życiem rodzinnym, zadedykowali je swojemu synkowi Pablo, który urodził się w Polsce, ale wychowuje w bogactwie kilku kultur.

Aleksandra Wasilkowska

architektka, prowadzi pracownię architektoniczną w Warszawie, jest autorką cyklu książek „Architektura cienia”. Działa na pograniczu sztuki i architektury. Buduje bazary, szalety miejskie, prywatne wille, ogrody i scenografie, a ostatnio szkoły oraz urbanistyczne projekty dzielnic. Wspólnie z Agnieszką Kurant w 2010 roku reprezentowała Polskę na Biennale Architektury w Wenecji.

Często wzory na paznokciach pochodzą z kultur afroamerykańskich, Karaibów czy rapu. Jednak do mainstreamu weszły, dopiero kiedy zaczęli je nosić styliści (najczęściej biali). Podczas gdy to czarna kultura wskrzesiła modę na manikiur po drugiej wojnie światowej, a wietnamska ją zdemokratyzowała. Jak widzisz, kwestie zawłaszczania znaczeń oraz migracji kulturowej w sztuce paznokci, ale także w projekcie „PAZUR”?
Bardzo ciekawie opowiada o tym praca Oghele Ugonoh pt. „Ghetto Until Proven Fashionable”. Ogi jest niesamowicie charyzmatyczną artystką i aktywistką, pochodzącą z rodziny o nigeryjskich korzeniach. Jest też współautorką akcji „Don’t Call Me Murzyn”. Jej praca na wystawie dotyczy roli paznokci w kulturze afroamerykańskiej. Odnosi się m.in. do wizerunku Flo Jo, czyli słynnej amerykańskiej sprinterki Florence Griffith-Joyner, która wygrała olimpiadę w 1988 roku. Do tej pory nikt nie pobił jej rekordu w biegu na 100 i 200 metrów. Kiedy wygrała igrzyska, komentatorzy więcej uwagi poświęcali jej żarówiastym długim paznokciom niż niesamowitym wynikom. Nie bojąc się krytyki i oskarżeń o zły gust, Flo Jo nosiła swoje tipsy z dumą niczym sztandar. Tego typu stylizacja wywodząca się ze środowisk różnorodnych etnicznie, kiedyś określana jako „ghetto”, dziś jest zawłaszczona przez białe kobiety i tworzy modę. Ogi mówi o tym, w jaki sposób pewien styl staje się modny, dopiero w momencie kiedy zostaje „założony” przez białą kobietę, a mówiąc wprost – ukradziony przez popkulturę i przemysł kosmetyczno-paznokciowy. 

Agnieszka Kurant, „Emergencja”, 2021; Dominika Olszowy, „Beton i śnieg”, 2021; Grzegorz Piątek, „Ptaki”, 2021. Fot. Maciej Landsberg

Diaspora wietnamska w USA, a od lat 70. też w Europie, zdemokratyzowała sztukę pielęgnacji i kolorowania paznokci, otwierając salony i kioski szybkiego i taniego manikiuru. Dziś mniejszość wietnamska trzyma w ryzach biznes paznokciowy w USA, ale powoli i w Warszawie. Jaka jest historia sukcesu wietnamskiego manikiuru? 
Uchodźcy, a przede wszystkim uchodźczynie z południowego Wietnamu, przebywające w 1975 roku w obozie pod Sacramento w Kalifornii zafascynowały się paznokciami aktorki Tippi Hedren znanej z roli w „Ptakach” Hitchcocka. Ta w odpowiedzi wysłała do nich sztab specjalistów od wizerunku i wykształciła przyszłe kosmetyczki, manikiurzystki i pedikiurzystki. Dzięki temu uchodźcy zyskali fach i kilka lat później te same uchodźczynie otworzyły własne salony z konkurencyjnymi cenami. Dziś do 80% manikiurzystów i właścicieli salonów w Kalifornii to osoby pochodzenia wietnamskiego. Stały się twarzami biznesu w skali globalnej, a w Europie działają dzieci i wnuki wietnamskich manikiurzystek wyszkolonych przez Tippi Hedren. Niedawno ukazała się po polsku świetna książka amerykańskiego pisarza wietnamskiego pochodzenia Oceana Vuonga „Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę”, który opisuje kondycję i warunki tej pracy z perspektywy geja i syna manikiurzystki, uchodźczyni z Wietnamu. Do tego wydarzenia odwołuje się też praca pt. „Ptaki” pisarza i krytyka architektury Grzegorza Piątka, który złożył hołd dla Tippi Hedren. Grzegorz połączył motyw Hedren, czyli bohaterki „Ptaków”, z problematyką migracyjną. Kiedy na filmowe miasteczko spada ptasia plaga, to tę bohaterkę obwinia się o ściągnięcie katastrofy – dlatego że jest obca, inna.

Jak paznokcie mają się do kwestii płci? Kolor na paznokciach może być też przecież kodem kultury queer. 
W Babilonii 3200 lat p.n.e. wojownicy przed rozpoczęciem bitwy malowali paznokcie na czarno lub zielono barwnikiem sporządzonym z proszku antymonowego. Jako symbol płodności i zdrowia pojawiają się w micie o Erosie, który robi manikiur swojej matce Afrodycie i rozrzuca obcięte paznokcie matki po świecie, miejscach dotkniętych plagą i chorobami. Stąd z greckiego όνυξ wywodzi się nazwa minerału onyksu i oznacza „pazur”, ponieważ wierzono, że ma dobry spirytualny wpływ na skórę i paznokcie. W Europie modę na wypielęgnowane paznokcie zapoczątkował w XIX wieku francuski król Ludwik Filip I. Używał do tego zamszu i patyczków z drzewa pomarańczowego. Manikiur i pedikiur dla arystokracji wykonywali wtedy „artyści dłoni”. Pierwszy salon manikiuru powstał pod koniec XIX wieku i miał protofeministyczne źródło. Został założony przez dziennikarkę Harriet Hubbard Ayer, która w ten sposób chciała walczyć z męską dominacją w biznesie. W latach 90. męski manikiur wprowadził do mody Kurt Cobain, który często nosił na scenie pogniecioną piżamę i zdarte czerwone paznokcie. Oczywiście ten antykonsumpcyjny styl został szybko wchłonięty przez mainstream i powielany przez duże domy mody. Estetyka lat 90. powraca teraz razem z rapem i modą Y2K na sportowe ciuchy. Kid Sister zrobiła cały teledysk „Pro Nails”, w którym wystąpił Kanye West. Nieodłącznym elementem stylu młodych raperek, m.in. Young Leosi i Olivki Brazil, są kolorowe długie pazy, ale noszą je też raperzy razem z biżuterią zębów. Długie kolorowe szpony mają nie tylko influencerki czy tancerki erotyczne, ale też intelektualistki i feministki jako odniesienie do wiedźmowej, ezoterycznej formy albo właśnie świadome zawłaszczenie estetyki wygenerowanej na przykład przez przemysł erotyczny. Zdobienie paznokci przestaje być przyporządkowane do konkretnej płci czy klasy społecznej.

Jak wygląda etyka pracy w salonie kosmetycznym czy budce manikiurowej przy Bakalarskiej? 
Alejka Pazurów to ponad dwadzieścia salonów piękności. W każdym pawilonie pracuje kilka osób, ale rotacja jest bardzo duża. Salon manikiuru to często pierwszy przystanek, prowizoryczna szkoła, w której migranci uczą się fachu, zanim nauczą się dobrze języka, żeby później założyć własne mikrobiznesy w innych dzielnicach lub miastach. Na bazarze często słyszę historie o poprzednich pracach manikiurzystów. Nierzadko są to osoby z wyższym wykształceniem, które wcześniej pracowały jako nauczyciele albo są jeszcze studentami. Kiedyś dość blisko współpracowałam z archeolożką, która miała tam swój stragan, mówiła, że nie mogła utrzymać rodziny z pensji na uniwersytecie. Na bazarze warunki BHP są na pewno dużo bardziej surowe niż w budynkach finansowanych z pieniędzy publicznych. Pawilony, ich urządzenie i utrzymanie jest finansowane przez same manikiurzystki i manikiurzystów, stąd architektura jest tania, wentylacja słaba, czuć w powietrzu aceton, pomieszczenia są niedogrzane, a wnętrza raczej w stylu „zrób-to-sam”. Trudno wymagać na bazarze wyższego standardu, skoro ceny usług i towarów mają być niskie. Często pawilony beauty to nie tylko przestrzenie pracy, ale też miejsca, w których wychowują się dzieci. Na bazarze jest ich mnóstwo. Mimo trudnych warunków słyszę od kupców i manikiurzystów, że wolą pracę tu niż na etacie, bo czują, że sami o sobie stanowią, że jest to bardziej godna dla nich praca i miejsce niż instytucje, które mają niekiedy ksenofobiczne nastawienie wobec cudzoziemców. To widać też na polu sztuki i tego, jak rzadko cudzoziemscy artyści mieszkający w Polsce są zapraszani na wystawy. Grupa ZA*ZIN, której współzałożycielką jest biorąca udział w projekcie Yulia Krivich, czy Janek Simon zajmują się tymi mechanizmami i strukturalnym wykluczeniem. Praca Janka „Syntetyczni Polacy” na pazury mówi o tym, jak przemocowa jest próba zdefiniowania Polaków w sztywnych kategoriach typu biali, heteroseksualni, katolicy. Użył algorytmów i sieci neuronowych typu GAN do wygenerowania portretów „idealnych” obywateli naszego kraju. Po raz pierwszy ta praca była pokazywana na jego solowej wystawie w CSW, a teraz trafiła na paznokcie na Bakalarskiej, do miejsca, które dla artysty jest żywym dowodem, że w jednym miejscu mogą harmonijnie współżyć ze sobą różne grupy etniczne.

Ngo Van Tuong i Joanna Warsza, „Pod paznokciami. Salon Rozmów”, 2021; Jan Eustachy Wolski, „Ostatnie dziesięć dni P. Tilckenburry”, 2021; Post-Noviki, „Dzikie węże”, 2021. Fot. Maciej Landsberg

Co manikiurzyści i manikiurzystki przy Bakalarskiej myślą o twoim projekcie? 
Niektórzy liczą na reklamę Alei Pazurów i dodatkowych klientów, co w czasach pandemii na pewno będzie pomocne. Inni są nieufni, szczególnie ci, z którymi nie mogę się porozumieć w żadnym ze znanych mi języków. Wtedy czuję się jak w wieży Babel albo „koszmarze partycypacji”. Na pewno nie chcę nikogo namawiać na nieodpłatną pracę. W tym projekcie układ jest czysty. Artyści otrzymali honoraria za przygotowanie swoich prac i tipsów. Manikiurzyści dostali prototypy i w ramach swojej standardowej, odpłatnej usługi przyklejają tipsy lub malują paznokcie według wzoru artysty i biorą za to pieniądze. Nikt nie pracuje za darmo, ani artyści, ani manikiurzyści. Podczas wernisażu największym hitem okazały się prace Simona, Ugonoh, Piątka i Slavs and Tatars, więc siłą rzeczy te salony zarobiły najwięcej i ich właściciele są najbardziej zadowoleni. Oczywiście moim celem jest coś więcej niż obopólny zysk, ale uważam, że tworzenie sztuki nie może odbywać się kosztem lokalnej społeczności. Bardzo podoba mi się praca i strategia ekonomiczna holenderskiego artysty Renzo Martensa w Kongo, który używa swojej pozycji w art worldzie, żeby umożliwić lokalnej społeczności zarabianie pieniędzy, za które mogą odkupić ziemię od kolonizatorów. Tu, na Bakalarskiej, po zakończeniu mojej pracy jako architektki chciałam poszerzyć mój wkład w rozwój tego miejsca i pokazać Aleję Pazurów i Asian Town szerszej publiczności, co być może przysporzy im nowych klientów.

Podobno na Bakalarskiej ważne są cyfry i wróżby. Czy ta wiedza też jest wykorzystywana w sztuce pielęgnacji paznokci? 
Tego nie wiem. Ale na pewno warto zwrócić uwagę na to, jaki masz numer telefonu. Jeśli chcesz zaprzyjaźnić się albo robić biznes z Azjatami, na pewno nie możesz mieć numeru zakończonego dwójką ani czwórką, bo wtedy nikt do ciebie nie zadzwoni. Te cyfry symbolizują śmierć i emitują złą energię. Projektując pawilony, stragany i halę targową na Bakalarskiej, zostałam poproszona przez Wietnamczyków, żeby wszystkie wymiary budynków były zakończone dziewiątką, ósemką lub trójką. Czasami czuję się jak wiedźma, która patrząc przez szklaną kulę, projektuje architekturę podporządkowaną astrologii i kuratoruje wystawę na szponach.