Weltschmerz codzienny
fot. Nata Moszyńska

12 minut czytania

/ Muzyka

Weltschmerz codzienny

Jakub Knera

Można Wczasy potraktować jako deskę ratunku, a ich piosenki jako narzędzie do oswojenia śmiechem depresyjnej rzeczywistości

Jeszcze 3 minuty czytania

Pierwszego maja 2018 roku poszedłem na koncert do Kolonii Artystów. W tej klubo-kawiarnio-galerii położonej w Gdańsku-Wrzeszczu zazwyczaj grają zespoły eksperymentalne, które wpadają tu po drodze z i do Berlina. Tym razem na dywanie w różowym świetle zobaczyłem klawisze i gitarę. A dwójka muzyków wyglądała, jakby właśnie wróciła z grilla nad jeziorem: biały podkoszulek, dresy, koszulka z krótkim rękawkiem sportowej marki Kappa, czapka z daszkiem. Tak niepasującego do tego miejsca zespołu nie widziałem tu jeszcze nigdy.

Już pierwsze wersy piosenki „Smutne disco” były jak powrót do przeszłości – do miłosnych porażek, które przeżył chyba każdy: „Przyszedłem z nadzieją na coś więcej, a teraz tylko cierpię / I mam złamane serce, zostałem sam na parkiecie”. Synthpopowe piosenki z postpunkowym pulsem nadały koncertowi żywiołowy charakter. Towarzyszyły im teksty o imprezach do białego rana, lęku przed dorosłością i robotą, która nie daje spełnienia. Czy w Święto Pracy można było trafić lepiej?

Siemanizacja jako stan umysłu

Później Wczasy widziałem na żywo w nie mniej absurdalnych sytuacjach: na jednym z gdańskich boisk piłkarskich, gdy grali, stojąc w świetle bramki, albo na podwórku Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia, między kołem ratunkowym a papierową rzeźbą.  

Jakub Żwirełło i Bartłomiej Maczaluk poznali się pod koniec pierwszej dekady XXI wieku w Poznaniu. Pierwszy przyjechał tam z Olsztyna, przez Gdańsk, gdzie studiował dwa lata. Drugi studiował w Toruniu, pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego. Założyli nowy zespół, bo byli zmęczeni głośną gitarową muzyką, którą grali wcześniej. Żwirełło zaczynał w olsztyńskim shoegaze’owym Oslo Kill City, Maczaluk w indie-rockowym Szezlongu. Postanowili niezobowiązująco nagrywać w duecie piosenki po polsku.

 W 2017 roku ukazała się EP-ka Wczasów zatytułowana „1000 problemów”. Wtedy jeszcze duet szukał swojego języka muzycznego, grając trochę elektronicznie, trochę gitarowo, z żywym brzmieniem perkusji. Na debiutanckim albumie „Zawody” ich slackersko-nostalgiczny styl już się wykrystalizował. W synthpopowym brzmieniu i postpunkowym pulsie zaczęli przypominać Super Girl & Romantic Boys.

Gdyby pod koniec drugiej dekady XXI wieku powstał w Polsce film z gatunku coming of age o dorastaniu głównego bohatera w Polsce (choćby w stylu dzieł Łukasza Grzegorzka), któryś kawałek z Wczasów powinien się w jego soundtracku znaleźć. Bez wątpienia pasowałby. Piosenka „Jesteś najlepszy” pojawia się zresztą w tym roku na napisach końcowych w filmie „Sweat” Magnusa von Horna o samotności instagramowej influencerki.

„Zawody” to opowieść o stawaniu się dorosłym – kompromisach, rozczarowaniach i niesatysfakcjonującej pracy. Jest jednocześnie w tych dwóch chłopakach coś, co skraca dystans między nimi a publiką. Nawet swoją triumfalną trasę po wydaniu „Zawodów” nazwali „SIEMANIZACJA Tour” – ten swojski neologizm (zaczerpnięty od Grzegorza Kwiatkowskiego z zespołu Trupa Trupa) oddaje ducha koncertów Wczasów. To bardziej niezobowiązujące spotkania z publicznością, raczej domówka niż estradowe popisy (i może dlatego są to tak udane show). Nic dziwnego, że duet szybko zyskał wierną publikę – to być może najbardziej entuzjastyczny obecnie fanbase na polskiej scenie indie.

Lekkość i bezpretensjonalność unoszą się nad całym projektem Wczasy. Tak Maczaluk wyjaśnia genezę nazwy: „Wiązała się m.in. z tym, że odpoczywamy od hałasu i na luzie nagrywamy piosenki. Potem okazało się również, że każda kolejna trasa koncertowa to doskonałe wczasy, w trakcie których odpoczywamy od codziennej rutyny”. Wie, co mówi – pracuje w dziale marketingu w korporacji i jak sam przyznaje, nie czuje emocjonalnego związku ze swoją pracą. To olewczo-luzackie podejście doceniła też ostatnio lubiącą przekłuwać różne medialne balony redakcja satyrycznego portalu AszDziennik. Wytypowała ich, całkiem na serio, jako jednych z bohaterów 2021 roku.

Czekając na poniedziałek

Wczasy, Zawody, Thin Man Records 2018Wczasy, Zawody”,
Thin Man Records 2018
Na „Zawodach” Wczasy świetnie uchwyciły obsesje i lęki swoich rówieśników. Wczasy w ogóle nie próbują pisać „hymnów pokolenia” ani nie szukają patosu. Są za to mistrzami autooskarżycielskich, szczerych do bólu zwierzeń, których depresyjność łagodzi wykorzystany w nich banał. W efekcie dostajemy coś w rodzaju oczyszczenia poprzez gorzki śmiech.

Słowo „zawody” ma, jak wiadomo, kilka synonimów: profesja, rozczarowanie, wyścig. Pakiet doświadczeń przeciętnego dwudziestokilkulatka w kraju coachów, influencerów i umów śmieciowych obejmuje wszystkie te znaczenia i o wszystkich duet rzeczywiście śpiewa.

Weźmy na przykład utwór „Dzisiaj jeszcze tańczę”. To muzyczny odpowiednik mema o niedzieli wieczór i popsutym humorze (zapisywanego w kanonicznej wersji z błędem ortograficznym) – anatomia weekendowego spleenu, gdy za wszelką cenę próbujesz przedłużyć euforię i odgonić myśli o zbliżającym się poniedziałku. Z kolei w utworze tytułowym z „Zawodów” Maczaluk usprawiedliwia się przed wyimaginowaną komisją – „nie każdy może być (tu następuje wyliczanka): żołnierzem, prawnikiem, lekarzem, inżynierem” („nie każdy może zaprojektować kanalizację / systemy odprowadzania wody z gównem z bloków” – uściśla podmiot liryczny). „Nie każdy może być najlepszy, ktoś zawsze musi być ostatni” – brzmi puenta. Tego typu przekaz świetnie zgrał się z popularnością projektów w rodzaju „Magazynu Porażka”, „Make Life Harder” czy „Vogule Poland”, tak jakby Wczasy były częścią wielkiej oddolnej ofensywy przeciwko religii sukcesu.

bromantyzm, Poznań, fot. Nata MoszczyńskaWczasy – bromans na krawędzi, Poznań 2021, fot. Nata Moszyńska

Magiczne VHS-y

Wczasy szybko wyprzedały cały nakład debiutanckiego albumu, a wyświetlenia ich wideoklipów można liczyć w setkach tysięcy. Teledyski stały się nieodłącznym elementem wizerunku duetu. Na początku nie był on doprecyzowany. Wideo do „Prince i Bowie”, dosyć sztywne i statyczne, pokazywało muzyków z makijażem na psychodelicznym tle. „Jesteś najlepszy” to montaż przypadkowych kadrów z Paryża, utrzymanych w estetyce filmowej czołówki kina francuskiej fali albo polskiego kina moralnego niepokoju.


Później znakiem rozpoznawczym Wczasów stały się klipy nagrywane kamerą VHS, charakteryzujące się typową dla tej technologii aurą, kojarzącą się nierozerwalnie z amatorską twórczością wideo lat 90. To poligon doświadczalny Jakuba Żwirełło, klawiszowca zespołu, odpowiedzialnego za reżyserię i montaż. Zaczynał on od filmów nagrywanych w szkole przed lekcjami, potem, jeżdżąc na deskorolce w skateparku, rejestrował ze znajomymi tzw. przejazdy, co uwrażliwiło go na dynamiczny montaż.

„Jako dziecko lubiłem chodzić do wypożyczalni kaset niedaleko mojego domu i w jakimś sensie filmy z VHS-ów z tym ciepłym brudem były dla mnie magiczne. Jakoś mnie ukształtowały, więc po czasie naturalnie zacząłem nagrywać na starej kamerze. Filmy HD wydawały mi się dość zimne i za ostre. Może chodzi o niedoskonałość, może o humor, a może po prostu o wygląd i jakąś nostalgię w tych pracach. Samo robienie teledysków to przede wszystkim dobra zabawa i tego staram się trzymać” – mówi Żwirełło, który kształci się w Pracowni Filmu Eksperymentalnego na Wydziale Intermediów poznańskiej Akademii Sztuk Pięknych.

Humor, niedoskonałość, element kiczu – to wszystko składa się również na muzykę Wczasów, dlatego stylistycznie obraz jest tak bardzo z nią spójny. Żwirełło stał się szybko nadwornym realizatorem klipów wielu zespołów z polskiej sceny, odwołujących się do brzmień retro i nostalgii. W portfolio ma teledyski dla Enchanted Hunters, Shyness!, Muzyki Końca Lata, Eurodanka, Króla czy zaprzyjaźnionego zespołu Rat Kru.


Dmuchany basen

Duetem, który z takim powodzeniem grał na festiwalach, koncertował i cieszył się dużą liczbą wyświetleń w sieci, nie zainteresowała się do tej pory żadna duża wytwórnia. Nie pomogło to, że „Dzisiaj jeszcze tańczę” można było słyszeć w ramówce TVN ani to, że piosenkę grano też w radiowej Trójce. Żwirełło przywołuje w żartach rozmowy z wytwórniami przed wydaniem drugiego albumu: „Wiesz, to wygląda tak: najpierw obiecują cztery wille i 20 ferrari. Potem mówią, że jednak będzie trochę mniej: dostaniecie rower Wigry 3, który musicie sobie zespawać, i wypalarkę płyt CD-R, a ksero możecie zrobić u nas w firmie w promocyjnej cenie 5 groszy za stronę A4”.

Drugą płytę „To wszystko kiedyś minie” wydali więc własnym sumptem, wsparci dystrybucyjnie przez Asfalt Records – poważnego gracza w hiphopowej odnodze branży wydawniczej.

Wczasy, To wszystko kiedyś minie, wyd. własne 2021Wczasy, To wszystko kiedyś minie”,
wyd. własne 2021
Album jest bardziej zróżnicowany niż debiut i produkcyjnie znacznie lepiej dopracowany. Zespół wspierał w tym Piotr Maciejewski z zespołu Muchy i projektu Drivealone. Jednocześnie nie ma tu niepotrzebnej instrumentalnej ekwilibrystyki. Proste melodie zostawiają miejsce na tekst, który jest największym atutem Wczasów.

Na „To wszystko kiedyś minie” Wczasy nadal idą fatalistyczno-ironiczną drogą, obraną na debiucie. Wciąż zanurzają się tu w osobiste i intymne doświadczenia. Historie rozstania mieszają się z opisami polskiego hygge: zamiast safari w Afryce i wypraw katamaranem dmuchany basen na działce.

Przez płytę przewijają się znajomi ze sceny alternatywnej: w „Pogodzie” słyszymy Gosię Zielińską z Rycerzyków, w „Innym Świecie” refren śpiewa Iwona Skwarek, bajkowymi chórkami w „Tak pięknie” duet wspomagają Małgorzata Penkalla i Magdalena Gajdzica z Enchanted Hunters, a Eurodanek podrasował dyskotekowy „Trans”.


Poznański duet już wcześniej ironizował na temat różnych aspektów polskiej rzeczywistości, jak chociażby w kpiącej z krajowego show-biznesu piosence „Ryszard”. („Wolałbym mieć 6 hitów numer jeden / Nie musieć już nigdy pracować, być jak Jacek Cygan / Albo jak Ryszard Rynkowski w pociągu pełnym złota / Być u szczytu kariery, codziennie dostawać róże / Mieszkać w dworku szlacheckim w prezencie od ZAiKS-u”).

Utwór „Polska (serce rośnie)” jest już jednak coming outem – wchodzi w bezpośredni dialog z dość parszywymi nastrojami społecznymi. To pasywno-agresywna wyliczanka w manierze Adasia Miauczyńskiego. Jest „blok w pięknych kolorach”, „tłum życzliwych przechodniów”, na wakacjach „czyste rzeki i jeziora” i oczywiście litry jadu wylane na sytuację ekonomiczną („Kupuję to, co chcę, bo na wszystko mnie stać / Coraz lepiej zarabiam, a pieniądze mam zawsze na czas”). W skrócie: „To Polska! Takich imprez nie zna świat! Wzruszający disco-folklor”.


Krajobraz z „Polski” Wczasów bliski jest postapo „Polsce” Kazika Staszewskiego czy tekstom Grzegorza Ciechowskiego w rodzaju „Kombinatu” lub „Będzie plan”. Tyle że rockowy sznyt i nowofalowy mrok, w który Kult i Republika ubierali swoją treść, Wczasy zastąpiły bitami, błyskiem klawiszy i ironizującymi tekstami.

Można więc Wczasy potraktować jako deskę ratunku. Ich piosenki pozwalają okiełznać codzienny Weltschmerz, są narzędziem do oswojenia śmiechem depresyjnej rzeczywistości. Muzycy poruszają w nich wszystkie czułe dla millennialsów struny – lęk przed pracą, która jest zesłaniem, i przed porażką w niekończącym się wyścigu o dobra materialne, symboliczne i emocjonalne. Równocześnie zachęcają do tańca, jakby miało nie być poniedziałku. 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)