Światło LED w tunelu
fot. Tomasz Forsberg

7 minut czytania

/ Muzyka

Światło LED w tunelu

Jakub Knera

U Marty Forsberg kompozycje tlą się zaledwie i niemal zastygają. Przełamanie następuje czasem dopiero w piętnastej minucie utworu. Idealne ćwiczenie z uważności

Jeszcze 2 minuty czytania

W tekście „Kilka obserwacji dźwiękowych” zamieszczonym w antologii „Kultura dźwięku” pod redakcją Christophera Coxa i Daniela Warnera legendarna amerykańska kompozytorka Pauline Oliveros opisuje swoje doświadczenie uważnego słuchania:

Jestem już zmęczona pisaniem tego artykułu, ale nie okazją, którą mi daje, bym słuchała i zapamiętywała. Moje krzesło zaczyna skrzypieć, w miarę jak rośnie moje zniecierpliwienie. (…) Chciałabym je podgłośnić. Chciałabym podgłośnić pająka snującego swoją sieć (…). Słyszę kapanie z kranu i tykanie mojego zegara z kukułką. Łączą się ze sobą, do tego dochodzi lodówka. Samoloty z lotniska Palomar wpadają przez komin.

Wydaje się, że przeciągający się lockdown był wyjątkową okazją do głębszego zasłuchania się w muzykę, zwłaszcza taką, która rozciąga czas jak gumę. Być może więc nieprzypadkowo ubiegłe 12 miesięcy przyniosły aż trzy nowe wydawnictwa Marty Forsberg, szwedzkiej artystki o polskich korzeniach, przedstawicielki nowego pokolenia wykształconych na północy kompozytorek, m.in. kojarzonych z nową muzyką organową.

Forsberg wychowała się w Härnösand, mieście w środkowej Szwecji, i jest produktem tamtejszej edukacji muzycznej – każde szwedzkie dziecko musi grać na jakimś instrumencie przynajmniej przez rok. Forsberg sięgnęła po skrzypce, najpierw w szkolnej orkiestrze, potem lokalnych kapelach. W 2010 roku po przeprowadzce do Sztokholmu szybko odnalazła się na tamtejszej scenie improwizowanej, na nowo odkrywając swój pierwszy instrument.

Kolejne lata przyniosły wizytę w słynnym Electronic Music Studio w Sztokholmie, co roku odwiedzanym przez najciekawszych muzyków z całego świata, ale też studia kompozycji elektroakustycznej na Królewskiej Akademii Muzycznej w Sztokholmie. Na uczelni razem z Ellen Arkbro i Kali Malone zawiązała artrockowy i audiowizualny projekt Hästköttskandalen, udokumentowany płytą „Spacegirls” z 2015 roku. Potem wszystkie skręciły w stronę minimalizmu i mikrotonalności – co zarysowała wydana rok później „XKatedral Volume II”, gdzie każda indywidualnie skomponowała utwory na barokowe organy, trio smyczkowe i disklaviar – rodzaj akustycznego fortepianu z elektronicznymi sensorami. Koleżanki z roku Forsberg rozwinęły te inspiracje w kolejnych latach: Arkbro na „For Organ and Brass”, Malone na „The Sacrificial Code”. Od tego momentu raczej komponowała dla innych (Serenus Zeitblom Oktett, Passepartout Duo), a sama realizowała się, tworząc instalacje dźwiękowe lub grając zazwyczaj solo. Pełnię potencjału pokazała zaś dopiero w ostatnich miesiącach.


Marta Forsberg, New Love Music, Warm Winters Ltd. 2020Marta Forsberg, New Love Music”,
Warm Winters Ltd. 2020
„New Love Music” wydana przez słowacką wytwórnię Warm Winters Ltd. to trzyczęściowa kompozycja, która łączy oszczędnie dozowane brzmienie cytry, odhumanizowane brzmienie sinusoid i chór. Pierwotnie była prezentowana jako instalacja na elektronikę i światła LED, które Szwedka często wykorzystuje w swojej twórczości. Widać to na nagraniu z festiwalu Super Deluxe z 2018 roku. Pociągnięcia na cytrze są tu punktem wyjścia, wybrzmiewają na tle ciszy i budują przestrzeń. Na wideo Forsberg gra je w ciemności z laptopa jako sample – w pewnym momencie LED-y budują świetlny szkielet, który unaocznia rozmiary pomieszczenia. Podobnie dzieje się z muzyką – minimalistyczne brzmienie akustycznego instrumentu tworzy swobodną strukturę, którą w pewnym momencie uzupełniają trochę odhumanizowane sinusoidy w drugim planie. Kompozycja pęcznieje, od prostych fraz po coraz bardziej złożone elementy, co uwypuklają kolejne części: „New” jedynie z cytrą, „Love” z cytrą i sinusoidami, „Music”, w której do dwóch poprzednich dołącza chór. W finale rezonans gęstnieje, a głosy, wcześniej dozowane oszczędnie, narastają w formie delikatnego crescendo, emocjonalnie wieńcząc suitę. Muzyce wydanej na kasecie towarzyszy… instrukcja obsługi – jak do utworu samemu zapalać Marta Forsberg, Pieces from Anne's Lullaby, Superpang 2021Marta Forsberg, Pieces from Anne’s Lullaby”,
Superpang 2021
i gasić światła. W ten sposób warunki wykonania na żywo można próbować odtworzyć w domu.

Więcej ludzkiego pierwiastka jest na „Pieces from Anne’s Lullaby”, wydanej przez wytwórnię Superpang z Włoch. Label istnieje od czerwca i zaprasza artystów ze sceny awangardowej do prezentacji utworów na pograniczu awangardy i sound-artu w formie kilkunastu minut. Tu również punktem wyjścia jest instalacja, tym razem autorstwa Anne Glassner z 2019 roku. Forsberg udźwiękowiła ją – jej wersja trwa 90 minut, czyli tyle, ile jeden cykl ludzkiego snu. Materiał na wydawnictwie został okrojony do kwadransa. Skomponowany na syntezatorze OP-1 utwór bazuje na szwedzkiej kołysanceTrollmors Vaggsång”, powtarzanej za sprawą abstrakcyjnych i zniekształcanych wokaliz. Swoim pulsem przypomina oddech podczas snu, liryczne chrapanie, zawodzenie, a może nawet nocne gadanie do samego siebie. Zniekształcone głosy świetnie słychać w „remembering and dreaming” – najpierw są kojące, potem surrealistyczne, w końcu ulegają minimalnym deformacjom. W utworze Forsberg spotyka się to, co ludzkie, i to, co nieludzkie, prawdziwe i wyśnione. W „a dream I would forget / dancing in Marta Forsberg, „Tkać”, thanatosis 2021Marta Forsberg, „Tkać”,
thanatosis 2021
a dream” kompozytorka zapuszcza się w rejony, które eksplorują Tyondai Braxton czy Lyra Pramuk. Wokalizy mnożą się, tworząc wielogłosową epopeję – pętle powstają na bazie sylab lub strzępków słów. Zabawa barwami i sprężystością wokaliz owocuje wyobrażoną rozmową zjaw.

Forsberg, tworząc długie konceptualne suity, zachęca nas do śledzenia ledwie wyczuwalnych zmian. Na wydanym pod koniec marca albumie „TKAĆ” dochodzi w swojej metodzie do skrajności – muzyka zostaje poddana niemal całkowitej redukcji. Ziarnisty dron przyciąga fakturą i gęstością brzmienia. Jest w tym jednak coś więcej – to, co pierwotnie wydaje się misternie ułożonymi puzzlami, artystka potrafi przeformatować w kompozycje pełne emocjonalności i liryzmu. „LED AND LOVE SOUNDS” brzmi gęsto – momentami trudno pozbyć się wrażenia, że czas się zatrzymał. Dwudziestominutowa suita tli się skromnie, dźwięk drąży przestrzeń i hipnotyzuje. W połowie ten dronowy masaż jest wzmacniany sinusoidalnymi falami, muzyka wwierca się w ucho, rezonuje. Wpadamy w muzyczny letarg.

Warto w tym momencie wrócić do „głębokiego słuchania” Pauline Oliveros. W tle „LED AND LOVE SOUNDS” słychać przestrzeń, w której wykonywany był utwór Forsberg, poruszających się ludzi. Powidoki galeryjno-koncertowego życia. Wszystko dłuży się niemiłosiernie, kompozycja niemal zastyga. Przełamanie następuje w piętnastej minucie i trwa kolejne kilkaset sekund – operując kontrolerami syntezatora, Forsberg na chwilę wprowadza mikrozmiany, molowe interwencje, które w tym letargu i apatii są światłem w tunelu. Jak migoczący w ciemnej przestrzeni galerii LED.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)