ZOFIA ZALESKA: Właśnie ukazały się w pana tłumaczeniu „Opowiadania prawie wszystkie” Edgara Allana Poego. Kilkanaście lat temu za przekłady prozy tego pisarza dostał pan nagrodę „Literatury na Świecie”. Co przygotował pan tym razem?
SŁAWOMIR STUDNIARZ: Wybór 39 opowiadań, a wśród nich 10 nowych tekstów w moim przekładzie. Szykując ten tom, poprawiłem niektóre swoje wcześniejsze tłumaczenia, między innymi opowiadanie „Zagłada Domu Usherów”. To pierwsze opowiadanie Poego, które kiedykolwiek tłumaczyłem, i czułem, że po latach warto się jeszcze nad nim pochylić. Zmieniłem też zakończenie opowiadania „Maska Czerwonego Moru”, które teraz moim zdaniem jest lepsze. Przygotowując ten wybór, chciałem pokazać, jak ważne w tekstach prozatorskich Poego są uzgodnienia dźwiękowe. W pracy naukowej, między innymi w książce „Brzmienie i sens w wierszach Edgara Allana Poego”, zajmowałem się jego poezją od strony warstwy brzmieniowej. Gdy tłumaczyłem jego prozę kilkanaście lat temu, nie zwróciłem należytej uwagi na to, że także w opowiadaniach występują powtarzające się układy brzmieniowe. Najczęściej są to grupy spółgłosek, które pojawiają się w określonych słowach i zdaniach, niekiedy na przestrzeni kilku zdań. Proszę posłuchać, jak w oryginale brzmi początek opowiadania „Zagłada Domu Usherów”: During the whole of a dull, dark, and soundless day. Powtarzające się spółgłoski „d”, „l” i „r” nadają tej frazie melodię. Poezja, tak jak ją definiował Poe, to rytmiczne tworzenie piękna. Rytm i brzmienie słów były dla niego ważne także w prozie, starałem się oddać to w przekładzie.
Jednym z tekstów, które przełożył pan na potrzeby tego wyboru po raz pierwszy, jest opowiadanie „Psyche w opałach”. To opowiadanie z kluczem?
Tak, choć dziś mało kto będzie tak je odczytywał. Jego bohaterką jest Zenobia Psyche, postać wzorowana na Margaret Fuller, amerykańskiej dziennikarce związanej z ruchem feministycznym, a także z kręgiem transcendentalistów. Pisarz miał z członkami Klubu Transcendentalistów na pieńku – zwłaszcza z jego założycielem Ralphem Waldo Emersonem. Poe stworzył satyryczne opowiadanie zatytułowane „How to Write a Blackwood Article”, w którym wyśmiewa pozy transcendentalistów i podaje receptę na napisanie tekstu w charakterystycznym dla nich tonie – pełnym pseudofilozoficznego zadęcia, mistycyzmu, niezrozumiałych erudycyjnych popisów i licznych cytatów z greki czy francuskiego, które mają onieśmielać czytelnika. „Psyche w opałach” jest prześmiewczym opowiadaniem, które Poe skonstruował wedle tych reguł. Ale ten niezwykły, szalony tekst to dużo więcej niż tylko satyra, jest absurdalny i niepokojący, pełen wymyślnych gier słownych i zniekształconych cytatów, między innymi z Cervantesa. Jest też zapowiedzią tego, co pojawi się w literaturze w XX wieku – to surrealizm w wersji makabrycznej.
Edgar Allan Poe, „Opowiadania prawie wszystkie”. Przeł. Sławomir Studniarz, Marginesy, 500 stron, w księgarniach od kwietnia 2021Nie wiedziałam, że Poe pisał opowiadania satyryczne.
Prześmiewczy ton tych tekstów i zawarte w nich aluzje są dla współczesnego czytelnika raczej nieczytelne, ale to w żadnym razie nie przeszkadza w lekturze. Poza „Psyche w opałach” takim opowiadaniem w tym wyborze jest też na przykład tekst „System doktora Pierza i profesora Smoły”, którego bohaterowie wzorowani są na postaciach z amerykańskiego życia publicznego. Podobnie w opowiadaniu „Król Mór” zawarte są odniesienia do współczesnej pisarzowi sceny politycznej. W latach 40. XIX wieku Poe napisał wiele utworów, które mimo stylistyki fantastycznej były dostrojone do sytuacji społeczno-politycznej w Stanach Zjednoczonych. To dekada, w której wzbierał amerykański nacjonalizm i rozbrzmiewały hasła o budowaniu tożsamości amerykańskiego narodu i umacnianiu narodowej dumy. W 1845 roku rozpoczyna się wojna z Meksykiem, Stany Zjednoczone zmieniają się w imperium, przestają być republiką – tworem, który ma bronić swobód obywatelskich i wolności – najeżdżają sąsiedni kraj i podbijają ogromną jego część. Poe był bardzo wyczulony na demagogię polityczną i fałszywą pychę narodową, ubolewał nad odrzuceniem wartości kultury europejskiej, które obserwował u jemu współczesnych. Sam tworzył sztukę uniwersalną, a w swych utworach nawiązywał do dzieł romantyzmu niemieckiego i innych europejskich twórców.
Ciekawi mnie odbiór jego twórczości przez rodaków. W swojej ojczyźnie Poe nie miał chyba nigdy tak wielu zagorzałych wielbicieli jak w Europie.
Ten podwójny odbiór jego twórczości to bardzo interesująca sprawa. Warto zacząć od tego, że istnieją dwa oblicza tego autora – Poe pisarz i Poe poeta, a recepcja jego prozy i wierszy jest zupełnie różna. On sam uważał się przede wszystkim za poetę. Swoją karierę literacką rozpoczął jako poeta – własnym nakładem wydał dwa tomiki poetyckie. Nie mógł oddać się tylko tworzeniu wierszy, pisaniem musiał zarabiać na utrzymanie – dlatego sięgnął po prozę gotycką. Jego najbardziej znane opowiadania, takie jak „Zabójstwo przy Rue Morgue”, „Przedwczesny pogrzeb” czy „Zagłada Domu Usherów”, powstały, ponieważ Poe wiedział, że te teksty uda mu się sprzedać wydawcom i prasie, że zaciekawią one czytelników. Dla Amerykanów Poe był i jest przede wszystkim kiepskim poetą. Przyczynił się do tego wspomniany już Emerson, który wiele lat po śmierci pisarza określił go mianem jingle man, czyli „brzękajły”, jak można by to swobodnie oddać – mając na myśli właśnie jego wiersze. Emerson twierdził, że w poezji autora „Kruka” brzmienie dominuje nad sensem, a w warstwie znaczeniowej jego utwory są ubogie i nieciekawe. Taki obraz Poego – autora marnych wierszy – utrwalił się w Stanach na dość długo. Nawet ci, którzy cenili jego twórczość, podkreślali przede wszystkim jego wkład w rozwój nowelistyki.
Jako poeta znalazł uznanie za oceanem.
Brzmieniem jego wierszy zachwycali się poeci w Wielkiej Brytanii. Alfred Tennyson twierdził, że liryka Poego dorównuje twórczości Heinricha Heinego, porównywał go z Katullusem, najbardziej melodyjnym z poetów łacińskich. Ernest Dowson, poeta, który tworzył na przełomie XIX i XX wieku, uważał pewien fragment z poematu Poego zatytułowanego „The City in the Sea” za najpiękniejszy wers w poezji anglojęzycznej, brzmi on tak: „The viol, the violet, and the vine”. W Rosji Poe był bardzo wysoko ceniony przez symbolistów. Jego utwór zatytułowany „The Bells”, przetłumaczony na język rosyjski przez Konstantina Balmonta, zainspirował Sergieja Rachmaninowa do skomponowania kantaty o tym samym tytule. We Francji Poe był postrzegany jako bóg poezji, wielbili go Charles Baudelaire, Paul Valéry i Stéphane Mallarmé.
Sławomir Studniarz
Ur. 1965, od 2003 roku pracuje jako adiunkt w Katedrze Filologii Angielskiej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, gdzie prowadzi wykłady z literatury amerykańskiej. W 2018 roku uzyskał stopień doktora habilitowanego na Uniwersytecie Łódzkim. Jest tłumaczem literatury anglojęzycznej, przełożył ponad 40 książek. W pracy naukowej zajmuje się relacją między brzmieniem a znaczeniem w poezji amerykańskiej oraz w wierszach Samuela Becketta. Innym obszarem jego zainteresowań badawczych jest twórczość Paula Austera. W ostatnich latach opublikował dwie książki: „The Time-Transcending Poetry of Edgar Allan Poe”, wydaną przez Mellen Press w 2016 roku, oraz „Narrative Framing in Contemporary American Novels”, wydaną przez Cambridge Scholars w 2017. W swoim dorobku ma także liczne artykuły w prestiżowych czasopismach naukowych, między innymi w „Edgar Allan Poe Review”, „The Journal of Beckett Studies”, „Revista de Estudios Norteamericanes”. W roku 2020 został wybrany na członka zarządu amerykańskiego towarzystwa naukowego Poe Studies Association.
Twórczość Poego zaistniała w Europie przede wszystkim dzięki przekładom Baudelaire’a, który przetłumaczył na francuski niemal wszystkie jego dzieła.
To prawda, Baudelaire w dużej mierze objawił autora „Studni i wahadła” Europejczykom. To niesamowite, że poświęcił tyle czasu na przekłady dzieł innego twórcy, czasu, który mógł przecież wykorzystać na tworzenie własnych utworów. Pierwsze polskie tłumaczenia utworów Poego były inspirowane przekładami Baudelaire’a. Analizowałem kiedyś ze studentami przekłady Bolesława Leśmiana – gdy przyjrzy się im uważnie, widać, że podstawą tłumaczenia raczej nie był tekst oryginalny, ale właśnie przekład francuski.
Do Poego przylgnęła też – zdaje się, że nie do końca słusznie – łatka alkoholika, narkomana i awanturnika.
Obraz Poego alkoholika, człowieka o wątpliwej reputacji, goniącego jedynie za zyskiem to w dużej mierze zasługa Rufusa Griswolda, niechętnego pisarzowi amerykańskiego dziennikarza, który mianował się samozwańczym opiekunem jego spuścizny i jest winien wielu przeinaczeń, a nawet fałszerstw. Poe publikował liczne recenzje i artykuły, które niekiedy przysparzały mu wrogów, bo były to najczęściej teksty bezlitosne i zjadliwe. Toczył wiele literackich wojen, między innymi z Henrym Wadsworthem Longfellowem, o którego twórczości miał niskie mniemanie, a który swego czasu uznawany był za jednego z najwybitniejszych amerykańskich poetów. Poe pod wpływem alkoholu zmieniał się w awanturnika i dodatkowo zrażał do siebie ludzi. Stąd ta jego wędrówka po Stanach, od redakcji do redakcji – z powodu tej skłonności do kieliszka, która nie pozwalała mu nigdzie osiąść na dłużej. Oskarżenia Poego o narkomanię są za to moim zdaniem bezpodstawne. Laudanum było wówczas popularnym i dostępnym specyfikiem i wszyscy się nim faszerowali. Kolejna sprawa, która przyczyniła się do jego wątpliwej reputacji, to ślub z trzynastoletnią kuzynką Virginią Clemm – to wydawało się niepokojące, nawet jak na realia XIX wieku. Wiadomo jednak, że Poe nie miał skłonności do młodziutkich dziewcząt, i wydaje się, że w tym wypadku chodziło rzeczywiście o prawdziwe i odwzajemnione uczucie. Tragiczna śmierć młodej Virginii, która zachorowała na gruźlicę, bardzo wstrząsnęła pisarzem, w jego twórczości są liczne obrazy młodo umierających kobiet. Poe nie miał łatwego charakteru, ale nie miał też łatwego życia. Jako dwulatek został osierocony przez matkę i porzucony przez ojca, potem stracił też przybraną matkę i został wydziedziczony przez ojczyma. Poczucie bólu i straty towarzyszyło mu całe życie, motyw pogrążenia w wiecznej żałobie i widmo prześladującej pamięci pojawiają się między innymi w poemacie „Kruk” z jego słynnym zawołaniem „Nevermore”. Sam Poe wyjaśnił, że złowieszczy ptak jest w tym utworze znakiem „Mournful and Never-ending Remembrance” – żałobnej i niekończącej się pamięci.
Honorarium Poego za poemat pod tytułem „Kruk” wyniosło zaledwie dziewięć dolarów. Chyba niewiele osób zdaje sobie sprawę, że autor słynnych opowiadań całe życie był wiecznie spłukanym freelancerem.
Wiecznie spłukanym tak, ale freelancerem nie do końca, bo jednak okresowo zatrudniał się w kolejnych redakcjach. Nigdzie nie zagrzał miejsca, ale tam, gdzie pracował, wnosił zawsze dużo dobrego, poprawiał poziom dziennikarstwa. Jego wędrówka za pracą wiodła z południa, z Richmond, gdzie zaczynał, pracując w „Southern Literary Messanger”, i gdzie opublikował w odcinkach swoją jedyną powieść „Przygody Artura Gordona Pyma”, na północ, przez Filadelfię, Baltimore i na koniec do Nowego Jorku. W pewnej chwili Poe planował założenie własnego pisma zatytułowanego „The Stylus”, ale nie zdołał zebrać odpowiedniej liczby chętnych do subskrypcji i pomysł upadł. Żył w czasie, gdy tworzyły się i rosły w siłę nowoczesne media, doskonale rozumiał, czym jest dziennikarstwo, i miał świadomość potęgi prasy.
Kilka razy wykorzystywał łatwowierność czytelników, którzy przyjmowali za prawdę wszystko, co opisywały gazety.
Tak, napisał i wydrukował w prasie kilka literackich kawałów i mistyfikacji, na przykład opowiadanie zatytułowane „Balonowa bujda”. Opisywał w nim pierwszą podróż przez Atlantyk w balonie i zrobił to w taki sposób, że czytelnicy wierzyli, że jest to relacja z prawdziwych wydarzeń. Tekstem pisarza obliczonym na zmylenie czytelników był też zawarty w wyborze opowiadań utwór pod tytułem „Prawdziwy opis przypadku p. Valdemara”. Opisuje on eksperyment z użyciem hipnozy, a jego narratorem jest lekarz, co ma uwiarygodnić całą opowieść. Historia jest makabryczna, nawet jak na Poego – umierający człowiek zostaje wprowadzony w stan hipnozy i pozostaje w stanie zawieszenia między życiem a śmiercią przez kilka miesięcy. Z chwilą, gdy sugestia hipnotyczna przestaje działać, jego ciało rozpada się w okamgnieniu, w kilka sekund Valdemar zamienia się w kałużę cuchnącej mazi. Poe lubił takie mistyfikacje. Był człowiekiem o wielkiej inteligencji i wyobraźni, jego niejednoznaczną osobowość obrazują dwie stworzone przez niego postacie – obdarzony chłodnym, analitycznym umysłem detektyw August Dupin oraz przewrażliwiony artysta, żyjący samotnie w świecie własnych rojeń Rodrick Usher. Pisarz łączył upodobanie do racjonalnej analizy i dedukcji, do wszelkich gier, kalamburów i szyfrów, ze skłonnością do mistycyzmu, tajemnic i poezji.
We wstępie do antologii tekstów „Opowieści niesamowite z języka angielskiego” Maciej Płaza nazywa Poego „najczarniejszym z amerykańskich romantyków”, zestawia jego twórczość z pisarstwem Melville’a i Hawthorne’a i stwierdza, że dzieła Poego są najbardziej przesycone ciemnością i grozą. Przygotowany przez pana wybór opowiadań pokazuje, że jest to także autor obdarzony sporym poczuciem humoru.
Dlatego nie zgadzam się ze stwierdzeniem Macieja Płazy, że twórczość Poego jest wyjątkowo przesycona ciemnością. Stworzył również wiele dzieł w bardzo szerokim rozumieniu humorystycznych, są wśród nich teksty przepełnione makabrycznym czarnym humorem, ocierające się o absurd, groteskowe, oparte na zabawnych narracyjnych pomysłach. Na przykład niesamowite opowiadanie „Człowiek, który się zużył”, Poe opisuje w nim historię bohatera wojennego, który okazuje się tworem skonstruowanym z protez – na końcu kładzie się do snu i zaczyna zdejmować wszystkie protezy, łącznie ze szczęką, co sprawia, że ten wielki bohater zaczyna mówić piskliwym głosikiem. Istnieje wiele tekstów, które dowodzą, że Poe miał poczucie humoru. Bardzo zabawne są na przykład gry słowne i dialogi, pojawiające się głównie za sprawą czarnoskórego wyzwoleńca o imieniu Jupiter w opowiadaniu pod tytułem „Złoty żuk”. Niestety nie widać tego w pierwszym tłumaczeniu tego opowiadania autorstwa Stanisława Wyrzykowskiego.
Poe stał się prekursorem tajemnicy i grozy, surrealizmu, opowieści przygodowych czy detektywistycznych tworzonych przez Arthura Conan Doyle’a. Wyjątkowo chętnie wchłonęła go też popkultura.
Tak, Poe pojawia się gościnnie w kreskówkach – u Simpsonów, w „Miasteczku South Park”, jest bohaterem wielu dowcipów rysunkowych, między innymi „New York Timesa”. Poświęcono mu niezliczoną ilość stron fanowskich na Facebooku i w internecie.
W Baltimore istnieje drużyna futbolu amerykańskiego Baltimore Ravens, nazwa została wybrana przez mieszkańców miasta w głosowaniu i nawiązuje oczywiście do słynnego utworu Poego. Pisarz znalazł się też na okładce płyty Beatlesów „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band”, stoi w górnym rzędzie.
Zdaje się, że zaraz obok Marilyn Monroe i Alberta Einsteina. Twarz Poego ze słynnego dagerotypu – z opuchniętymi oczami, wąsem i smutnym spojrzeniem – stała się ikoną popkultury. Ktoś nawet ją ożywił – pisarz zyskał mimikę, uśmiecha się i kręci głową. A jeśli chodzi o Baltimore, to jest to miejsce pochówku Poego, tam też mieści się jego muzeum i mieszkańcy miasta uważają go za swojego pisarza.
Poe w jakiś sposób przystaje do współczesności. Jego sztuka była w swoim czasie nowatorska i do dziś się nie zestarzała, pozostaje atrakcyjna, być może szczególnie dla naszej postmodernistycznej i ponowoczesnej epoki. Co ważne, nie jest to twórczość elitarna i hermetyczna. Poe zarabiał pisaniem na życie, w jednym z listów stwierdzał, że pisarz przede wszystkim musi być czytany, a jeśli czytelnik sięgnie po jego książkę, szukając sensacji czy dreszczyku emocji – to nic nie szkodzi, należy zawsze zaserwować mu coś ciekawego. Poe potrafił stworzyć dzieła, które trafiają do szerokiego kręgu odbiorców, ale zaspokajają również wyrafinowany gust.
Opowiadania Poego najczęściej czytamy w wieku nastoletnim, z dość niewiadomych przyczyn zadomowił się na półce z napisem „twórczość dla młodzieży”.
Henry James, a potem T.S. Eliot twierdzili, że fascynacja twórczością Poego to oznaka niedojrzałości umysłu i że się z niej wyrasta. Eliot dowodził, że pisarz był geniuszem o umyśle nastolatka – to teza nie do obrony, gdy znamy twórczość i życie autora „Przedwczesnego pogrzebu”. Twórczość Poego na pewno nie składa się z utworów, które można czytać dzieciom na dobranoc. Ja sam odkryłem ją jakoś pod koniec szkoły podstawowej i przerodziło się to w fascynację na całe życie. Z Poego się nie wyrasta, zmienia się tylko perspektywę, dostrzega kolejne piętra jego kunsztownej i przemyślanej twórczości.
Podobno największą trudność sprawiło panu tłumaczenie opowiadania „Tajemnica Marie Rogêt”, dlaczego?
To prawda, sięgnąłem po nie niechętnie, a wcześniej przez lata pracę nad nim odkładałem. To dla tłumacza bardzo niewdzięczny tekst – prawie nic się w nim nie dzieje, a jednocześnie jest niezwykle gęsty i skomplikowany. Ten utwór, wraz z opowiadaniami „Morderstwo przy Rue Morgue” i „Skradziony list”, składa się na cykl, którego bohaterem jest Dupin. W tym opowiadaniu detektyw rozwiązuje zagadkową śmierć młodej modystki Marii Rogêt, analizując artykuły prasowe na temat zbrodni. Poe przywołuje obszerne fragmenty artykułów prasowych, do niektórych wraca kilkukrotnie, czyniąc je podstawą dociekań detektywa. Poznajemy więc relacje z wielu różnych perspektyw. W trakcie pracy nad przekładem wykryłem dwie nieścisłości – Poe tyle razy opisywał niektóre szczegóły zbrodni, że w pewnym momencie się pomylił.
Poprawiał pan?
Tak, poprawiłem, żeby wywód Dupina się zgadzał. Poprawiłem też liczbę symboli w kryptogramie w opowiadaniu pod tytułem „Złoty żuk”. Pracowicie, jak to tłumacz, policzyłem tworzące go znaczki i okazało się, że ich liczba nie zgadza się z tym, co mówi narrator. Ale wracając do „Tajemnicy Marie Rogêt” – historia o zabójstwie dziewczyny jest tu pretekstem do przedstawienia tez filozoficznych, do wygłoszenia wykładu na temat roli, jaką w dochodzeniu do prawdy odgrywa przypadek, i do przeprowadzenia analizy działania ludzkiego umysłu. To tylko na pierwszy rzut oka opowiadanie detektywistyczne, a tak naprawdę złożona piętrowa konstrukcja. Bałem się, aby w przekładzie niczego nie spłycić i nie przeinaczyć.
Raymond Queneau twierdził, że „Tajemnica Marie Rogêt” to najmniej udane opowiadanie spośród tych, w których występuje Dupin. Być może nie jest to po prostu najlepsze opowiadanie Poego?
Nie wiem, czy jest nieudane, na pewno jest bardzo skomplikowane w warstwie formalnej i znaczeniowej. To chyba jedna z najtrudniejszych rzeczy, które Poe napisał. Może to my nie potrafimy podążyć za wartkim umysłem pisarza? Poe wykorzystuje tu prawdziwą zbrodnię, która wydarzyła się w Nowym Jorku, w jego opowiadaniu rzecz dzieje się w Paryżu, ale szczegóły wydarzeń pisarz zaczerpnął z amerykańskiej prasy. Ten tekst kryje wiele zagadek i doczekał się różnych interpretacji, między innymi feministycznej, która mówi, że Marie do gospody, w której widziano ją żywą po raz ostatni, przyjechała, aby dokonać aborcji. Tekst pozwala na takie interpretacje, bo zawiera wiele niedopowiedzeń, miejscami wydaje się niespójny. Czy w tym przypadku Poe przekombinował i stracił kontrolę nad swoim dziełem, nie zapanował nad ogromem materiału? Nie wiem, na pewno warto czytać ten tekst uważnie, co jako tłumacz starałem się zrobić.
Mówimy tu o opowiadaniu, które sprawiło mi trudność, ale częściej praca nad tekstami Poego sprawia mi wielką przyjemność. Poe mnie wciąga i zmusza mój umysł do pracy na najwyższych obrotach. Jego utworów nie sposób tłumaczyć z dystansem. Mam do niego stosunek osobisty, dlatego chętnie podjąłem się przygotowania nowego wyboru opowiadań. To były moje Himalaje, na które chciałem się wspiąć. Trudy wspinaczki wynagradza widok, jaki roztacza się na końcu drogi.
Cykl tekstów wokół tłumaczeń i tłumaczy publikowany jest we współpracy z Instytutem Kultury Miejskiej w Gdańsku – organizatorem Gdańskich Spotkań Literackich „Odnalezione w tłumaczeniu” oraz festiwalu Europejski Poeta Wolności.