ZOFIA ZALESKA: Myślisz, ze Tadeusz Peiper byłby zadowolony z wystawy „Papież awangardy” w Muzeum Narodowym w Warszawie?
CARLOS MARRODÁN CASAS: Ha! Nie wiem. Zależy który Tadeusz Peiper. Ten Tadeusz Peiper, który właśnie wrócił z Hiszpanii, współpracuje z polskimi awangardowymi pismami, a potem zakłada „Zwrotnicę”, czyli Peiper z lat 20., byłby z niej pewnie zadowolony. Co powiedziałby o wystawie starszy Tadeusz Peiper, tego nie jestem pewien. Kiedyś, dawno temu, gdy badałem związki Peipera z ultraizmem, czyli hiszpańską awangardą zrodzoną w latach I wojny światowej ubiegłego wieku, wydawało mi się, że na pewnym etapie życia poeta zacierał ślady swojej zagranicznej przeszłości, tak jakby nie chciał być łączony z twórcami z innych krajów.
Tymczasem wystawa pokazuje właśnie jego związki z awangardą europejską w pierwszych dekadach XX wieku. Ty pisałeś o nich już lata temu – w 1971 roku na polonistyce warszawskiej obroniłeś pracę magisterską pod tytułem: „Tadeusz Peiper a ultraizm hiszpański”. Skąd pomysł, aby zająć się tym tematem?
Chodził za mną od początku studiów. Profesorowie, widząc moje nazwisko, często zagadywali mnie, czy jestem Hiszpanem, a otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, pytali, czy wiem, że Tadeusz Peiper był w Hiszpanii. Pierwszą osobą, od której dowiedziałem się, że w latach 1915-1920 poeta mieszkał w Madrycie, był specjalista od epoki Oświecenia, profesor Zdzisław Libera. Na zadane przez niego pytanie odpowiedziałem wtedy zgodnie z prawdą, że nic o związkach Peipera z Hiszpanią nie wiem. Niedługo potem kupiłem sobie książkę Janusza Sławińskiego „Koncepcja języka poetyckiego Awangardy Krakowskiej” i tak połknąłem haczyk. Później trafiłem na seminarium do Artura Sandauera, dla którego polska awangarda, a w szczególności twórczość Juliana Przybosia, reprezentowała wszystko, co najlepsze w polskiej poezji. Sandauer przyjaźnił się z Przybosiem i był absolutnie zafascynowany jego wierszami.
Papież awangardy.
Tadeusz Peiper w Hiszpanii, Polsce, Europie
Kuratorzy: Piotr Rypson we współpracy z Moniką Poliwką i Juanem-Manuelem Bonetem, Muzeum Narodowe, Warszawa, do 6 września 2015.
Od 18 września do 6 listopada 2015 wystawa będzie prezentowana w Real Academia de Bellas Artes de San Fernando w Madrycie.
To Sandauer zachęcił cię, abyś zbadał hiszpański trop w biografii Peipera?
Być może. Sandauer miał swoją teorię na temat jego twórczości. Uważał, że autor manifestu „Miasto. Masa. Maszyna” nie był oryginalny w swojej koncepcji sztuki i wiele pomysłów przywiózł właśnie z europejskich podróży. Moja praca umocniła go w tym przekonaniu, choć gdy ją pisałem, wcale nie chciałem wykazać, że Peiper inspirował się ultraizmem. Nie byłbym wówczas zresztą w stanie takiej tezy udowodnić. Nie miałem dostępu do bibliotek madryckich i bazowałem na tym, co znalazłem w warszawskiej Bibliotece Uniwersyteckiej. Znałem o dziwo wydaną w 1965 roku w Hiszpanii książkę „Historia de las literaturas de Vanguardia” – wielką panoramę literatur awangardowych autorstwa krytyka, a wcześniej jednego z liderów ultraizmu, Guillerma de Torre. Czytałem też tom „El ultraísmo” Glorii Videli, który moja ciocia przysłała mi na moją prośbę z Hiszpanii. Z tych książek niewiele mogłem jednak się dowiedzieć na temat ewentualnych związków polskiej awangardy z ultraistami. Swoje wnioski opierałem na artykułach, które Peiper opublikował w polskiej prasie po powrocie z Madrytu. Szukałem w nich wzmianek o zagranicznych kontaktach, a potem porównywałem te informacje z tym, co poeta zawarł w późniejszych pismach. I zauważyłem, że stopniowo zacierał ślady. To był oczywiście powolny proces – po powrocie z Hiszpanii otwarcie powoływał się na znajomości z różnymi twórcami, a później nie tylko o nich nie wspominał, lecz także, przedrukowując swoje wczesne artykuły prasowe w książkach, usuwał wszelkie nazwiska, wzmianki i przypisy, które mogły łączyć go bezpośrednio z europejskimi środowiskami awangardowymi.
Carlos Marrodán Casas
Iberysta i tłumacz lieratury hiszpańskojęzycznej. Przekładał książki m.in. Mario Vargasa Llosy, Gabriela Garcíi Márqueza, Carlosa Ruiza Zafóna, Javiera Maríasa i Roberta Bolaño. W 2004 roku otrzymał Nagrodę Instytutu Cervantesa w Polsce za najlepszy przekład z języka hiszpańskiego za książkę „Jutro, w czas bitwy, o mnie myśl” Javiera Maríasa.
W 1951 przyjechał do Warszawy (gdzie mieszka do dzisiaj) wraz z rodzicami, którzy uciekli z Hiszpanii przed reżimem generała Franca. Studiował Polonistykę na UW i obronił pracę magisterską na temat związków Tadeusza Peipera z hiszpańską awangardą.
W zbiorze esejów zatytułowanym „Tędy” z 1930 roku Peiper pisał: „Moje idee, choć wiezione z zagranicy, nie były ideami zagranicy. Miałem je już dawno w sobie (…). Zagranica była dla mnie głównie świadectwem słuszności moich popędów”. Podkreślał tym samym, że to Peiper stworzył Peipera. Kurator wystawy Piotr Rypson pokazuje, że nie było to takie proste – nie ujmując koncepcjom Peipera oryginalności, wskazuje na ich światowe powiązania.
Bo te powiązania bez wątpienia istniały. Historia opowiedziana na wystawie nie musi wcale stać w sprzeczności z przywołaną przez ciebie wypowiedzią Peipera z tomu „Tędy” ani z ustaleniami, które poczyniłem w swojej dawnej pracy. Sto lat temu, gdy w Europie rodziły się ruchy awangardowe, każdy artysta chciał być przede wszystkim oryginalny, każdy pragnął być tym pierwszym – Braque spierał się z Picassem o to, kto wymyślił kubizm, chilijski poeta Vicente Huidobro kłócił się z francuskim poetą Pierre'em Reverdym o autorstwo terminu kreacjonizm, a w Polsce futuryści odpierali zarzuty o wtórność względem ruchu włoskiego. Bagatelizowanie madryckiego okresu, obecne w późniejszych wypowiedziach i tekstach Peipera, mogło więc wynikać z dręczącej wszystkich artystów – a twórców awangardowych w szczególności – obawy przed posądzeniem o uleganie wpływom. Wzajemne oskarżenia o plagiat i rywalizacja w tworzeniu kluczowych terminów i idei były w tej epoce na porządku dziennym. Ja starałem się pokazać, że z kompletnego przypadku, jakim było znalezienie się Tadeusza Peipera w Hiszpanii, wynikło dla polskiej kultury coś pięknego i ważnego. Ten temat zgłębiali później kolejni badacze, między innymi Stanisław Jaworski w swoich pracach poświęconych poecie i Beata Lentas w książce „Tadeusz Peiper w Hiszpanii”. Teraz zaś dostajemy kolejną porcję smakowitych informacji w postaci wystawy w Muzeum Narodowym.
Co Peiper przywiózł z Hiszpanii?
Przede wszystkim konkretną wizję współczesnej sztuki – kosmopolitycznej i wyzwolonej z przymusu wiernego odzwierciedlania rzeczywistości. Na gruncie literatury prezentował ją między innymi w 1922 roku w piśmie „Nowa Sztuka”, gdzie zamieścił pionierski artykuł „Nowa poezja hiszpańska”, uzupełniony własnymi przekładami wierszy awangardowych twórców hiszpańskich, w których poetyckie obrazy zbudowane z nieskrępowanych skojarzeń i metafor przywodziły na myśl płótna kubistów. Mówiąc w dużym skrócie, Peiper przywiózł do Krakowa to, czym oddychał w Madrycie, czyli nowoczesność. Pod względem obeznania w najnowszych koncepcjach artystycznych mogli się z nim wówczas w Polsce równać jedynie formiści – Leon Chwistek, Tytus Czyżewski czy Stanisław Ignacy Witkiewicz, którzy, podobnie jak on, interesowali się związkami sztuki i literatury, tworzyli teoretyczne zaplecze dla swojej twórczości i poszukiwali nowej formy dla młodej polskiej sztuki.
Co było takiego wyjątkowego w atmosferze Madrytu w latach I wojny światowej?
W Madrycie wówczas wrzało. W dużej mierze dlatego, że pojawiło się mnóstwo ciekawych osobowości, mieszkali i tworzyli tam wówczas między innymi Robert i Sonia Delaunay, Vicente Huidobro, Jorge Luis Borges i jego siostra Norah, ale też, jak pokazuje wystawa, całkiem liczna grupa polskich artystów. Madryt i Barcelona rozbrzmiewały wieloma językami z całego świata, to był szalenie twórczy okres, powstawały nowe pisma, otwierały się wystawy, zawiązywały nowe grupy artystyczne. Głośno było wciąż o pisarzach Generación del 98, czyli Pokolenia 1898, do którego należeli między innymi Miguel de Unamuno, Pío Baroja i Ramón María del Valle-Inclán, ale do debiutu szykowało się już wielu młodych poetów i pisarzy, którzy przez dekady kształtowali obraz literatury iberyjskiej. W Madrycie działał w tym czasie Ramón Gómez de la Serna – postać wybitna i bardzo ważna dla hiszpańskiej kultury, w Polsce zaś mało znana. Był inicjatorem słynnych tertulias – spotkań literackich w „Café y Botillería de Pombo”. Skupiał wokół siebie młodych ludzi, którzy przy kawiarnianych stolikach żywo debatowali o najnowszej sztuce, muzyce i literaturze. Tertulias odbywały się wokół różnych pisarzy i artystów, organizował je również Rafael Cansinos Assens, który był inicjatorem podobnych spotkań w „Café Colonial” i szybko został obwołany patronem rodzącej się awangardy. To właśnie podczas tych biesiad rodził się ultraizm – pierwsza i jedyna zdecydowana manifestacja awangardowego myślenia w Hiszpanii.
Współtwórca warszawskiej wystawy, hiszpański badacz tego okresu Juan Manuel Bonet, nazywa ultraizm „koktajlem izmów” – kubizmu, kreacjonizmu, futuryzmu, ekspresjonizmu, dadaizmu i unanimizmu.
To była właśnie taka wybuchowa mieszanka. Dwudziestoczteroletni Tadeusz Peiper znalazł się w samym środku tego zamieszania wskutek różnych przypadkowych zbiegów okoliczności. W momencie wybuchu I wojny światowej był w Paryżu, skąd, jako obywatel wrogiej monarchii austro-węgierskiej, został wysłany do obozu internowania w Bordeaux. Zwolniony po tym, jak Polska oficjalnie stała się sojusznikiem Francji, udał się do neutralnej Hiszpanii i w 1915 roku pojawił się w Madrycie. Z tej sposobności korzystało wówczas wielu artystów – w stolicy neutralnego państwa wolni od widma wojny mogli pozwolić sobie na swobodne kontakty towarzyskie i spokojną pracę. Peiper mieszkał w Madrycie pięć lat, ale informacje, jakie mamy o jego tamtejszym życiu są niestety bardzo skromne. Wiemy, że regularnie przesiadywał w Bibliotece Narodowej, a także w znanej bibliotece w Ateneo, która pełniła jednocześnie funkcję klubu intelektualnego.
Brakuje jednoznacznych świadectw tego, że Peiper brał udział w kawiarnianym życiu artystycznym miasta. Twórcy wystawy przypuszczają jednak, że tak zapewne było, bo poeta należał do „polskiej kolonii artystycznej” w Madrycie i przyjaźnił się z grupą polskich malarzy – Józefem Pankiewiczem, Wacławem Zawadowskim i związanymi z ultraistami Władysławem Jahlem i Marianem Paszkiewiczem.
Zakłada się, że skoro Peiper przyjaźnił się z tymi artystami, to siłą rzeczy musiał uczestniczyć w spotkaniach, na których oni bywali, i poznać tam różnej maści przedstawicieli awangardy z całego świata. Być może tak było, na pewno wiemy jednak tylko to, że bywał w Ateneo, gdzie pisał artykuły do hiszpańskiej prasy, tłumaczył „Chłopów” na hiszpański (przez francuski) i prawdopodobnie pracował nad swoimi wierszami. Biblioteka w Ateneo była dla Tadeusza Peipera drugim domem. Poeta mówił o sobie, że jest gazetożercą – całe życie pożerał prasę. Być może to właśnie podczas prasówek w madryckiej bibliotece dowiadywał się, co w trawie piszczy, śledził bieżącą politykę i najnowsze prądy w sztuce. Zastanawiając się nad tym, jak hiszpańskie lata wpłynęły na późniejsze działania i twórczość Peipera, musimy pamiętać, że nie wiadomo, jak dobrze znał hiszpański. Czy swoje artykuły do prasy hiszpańskiej od razu pisał w tym języku? Czy ktoś mu je redagował? Czy na bieżąco czytał publikacje ultraistów i mógł swobodnie uczestniczyć w toczących się wokół dyskusjach? Drobne fragmenty tej układanki powoli się przed nami odsłaniają – między innymi dzięki informacjom znalezionym w archiwach Vicenta Huidobro czy Rafaela Cansinosa Assensa.
Ultraizm, jako ruch artystyczny, istniał formalnie zaledwie cztery lata – narodził się w „Café Colonial” w 1918 roku, a umarł w roku 1922 wraz z zamknięciem „Ultra”, oficjalnego pisma ruchu. Wystawa pokazuje, że mimo tak krótkiego trwania echa postulatów ultraistów jeszcze przez lata słychać było w Buenos Aires, Paryżu czy właśnie w Krakowie, gdzie działał Peiper.
Ultraiści byli ciekawą, krzykliwą gromadą, ale trwali krótko. Ruch ten nie wydał wielkich dzieł czy przedstawicieli, może poza Guillermo de Torre, który znany jest jednak bardziej jako krytyk niż poeta. Ultraizm w Hiszpanii ma oczywiście swoje monografie i szczegółowe omówienia, ale w świadomości powszechnej nie istnieje. Szybko został przyćmiony przez słynnych pisarzy i poetów, którzy zadebiutowali kilka lat po zamknięciu pisma „Ultra”, czyli twórców Generación del 27 – Pokolenia 1927. Należeli do niego między innymi Rafael Alberti, Pedro Salinas, Gerardo Diego czy Federico García Lorca, z tego kręgu wywodzili się też Salvador Dali i Luis Buñuel. Wracając jednak do tematu naszej rozmowy –choć ultraizm był iskrą na podobieństwo efemerycznej jednodniówki futurystycznej, z której w samej Hiszpanii nie za wiele wynikło, to z pobytu Peipera w Madrycie, a potem z jego działań w Polsce narodziło się coś bardzo istotnego.
Zagraniczne kontakty Peipera sprawiły, że w latach 20. Polska pełnoprawnie uczestniczyła w światowym obiegu idei awangardowych. Peiper jako pierwszy przekładał na język polski utwory Huidobra i Borgesa, jego własną twórczość ilustrowali Léger czy Juan Gris. W założonej przez niego „Zwrotnicy” publikowali między innymi Marinetti, Tzara, Malewicz, swoje pierwsze polskie artykuły ogłaszał tam Władysław Strzemiński.
Na świecie działała wówczas swoista międzynarodówka twórców awangardowych, co chwila pojawiały się nowe koncepcje i manifesty, rodziły się nowe ruchy, jeśli ktoś nie podtrzymywał szerokich kontaktów, to szybko wypadał z gry. Redaktor „Zwrotnicy” był tego wszystkiego świadomy i dzięki niemu Kraków zaistniał na awangardowej mapie Europy. Nie zapominajmy jednak, że Pepier poza tym, że tworzył podwaliny nowoczesnej teorii sztuki w Polsce, był także poetą i pisarzem. Warto wyraźnie powiedzieć, że jego poezja w niczym nie przypominała dokonań ultraistów czy jakichkolwiek innych hiszpańskich poetów awangardowych. On sam traktował własny dorobek całościowo, nie lubił dzielić dokonań na teoretyczne i twórcze. Stosując taki podział, da się jednak łatwo zauważyć, że w swojej poezji był całkowicie oryginalny. W latach 20. przewodził Awangardzie Krakowskiej, ale był też twórczym ojcem młodych poetów, którzy debiutowali niedługo przed jego śmiercią w zupełnie innej Polsce lat 60. Mimo swoich zasług pozostał jednak ojcem nieco zapomnianym i niedocenianym. W przetłumaczonej przeze mnie powieści Vargasa Llosy zatytułowanej „Pantaleon i Wizytantki” znajduje się takie motto ze „Szkoły uczuć” Flauberta: „Są ludzie, których jedynym zadaniem jest służyć innym za pośredników; przechodzi się po nich jak po mostach i idzie się dalej”. Być może Peiper był właśnie trochę taką postacią, bez wątpienia wielu polskich twórców ma u niego dług. Dotyczy to na pewno poetów z grupy znanej jako Orientacja Poetycka Hybrydy, a także Nowofalowców. Wystawa pokazuje jednak, że nie tylko.
Podczas otwarcia ekspozycji w Muzeum Narodowym Piotr Rypson podkreślał, że jednym z jej głównych celów jest ukazanie pierwszorzędnej roli Peipera w tworzeniu i rozwoju polskiej awangardy. Jego zasługi trzeba dziś przypominać i potwierdzać?
Awangarda Krakowska to zjawisko w Polsce unikalne między innymi właśnie dzięki powiązaniom jej lidera z awangardami międzynarodowymi. Niestety w powszechnej pamięci kultura dwudziestolecia międzywojennego to przede wszystkim Skamandryci i krąg „Wiadomości Literackich”. To oczywiście nic specjalnie zaskakującego – awangardowe propozycje zwykle trudniej przebijają się do masowej świadomości, awangarda potrzebuje życzliwych, oddanych krytyków, którzy ją ludziom wyjaśnią. Wiedza o tamtych czasach kształtuje się w szkole, a w programach dominuje twórczość Skamandrytów. Ta wystawa jest ważna, bo przypomina, jak wiele nasze kultury – polska i hiszpańska – zawdzięczają ugrupowaniom awangardowym. Pokazuje też, że Awangarda Krakowska była ruchem znacznie silniejszym i płodniejszym, niż jej odpowiednik z półwyspu Iberyjskiego – ultraizm. Oczywiście mówiąc to, mam na myśli literaturę, a nie sztukę hiszpańską, w której słynnych przedstawicieli awangardy nie brakowało. Nie da się ułożyć antologii polskiej poezji XX wieku bez pokaźnej reprezentacji twórców awangardowych, nie sposób też pisać wierszy, nie pamiętając o eksperymentach językowych Brunona Jasieńskiego, Aleksandra Wata, Stanisława Ignacego Witkiewicza, Tadeusza Peipera czy Juliana Przybosia.
Redaktor „Zwrotnicy” to postać obrosła wieloma legendami, dlatego muszę spytać cię jeszcze o sprawę skradzionej walizki. Poeta wielokrotnie opowiadał, że podczas powrotu z Hiszpanii do Polski stracił cały swój twórczy dorobek wraz z ukradzioną na wiedeńskim dworcu walizką. W katalogu wystawy Beata Lentas pisze, że publikacje Peipera przechowane przez hiszpańskie dzienniki i czasopisma można czytać właśnie jako ów skradziony początek jego twórczości. Wystawa pozwala nam sobie wyobrazić, co mogło znajdować się w legendarnej walizce?
Walizka Peipera jest pięknym mitem. Wcześniej, gdy pytałaś, dlaczego lata temu zająłem się Peiperem, wspominałem, że w dużej mierze zainteresowałem się nim przez nagabywania moich profesorów. Na studiach równie często, co pytanie: „Czy wie pan, że Tadeusz Peiper był w Hiszpanii?” padało też: „A słyszałeś o walizce Tadeusza Peipera?”. To drugie pytanie zadawali mi już nie profesorowie, a moi koledzy ze studiów. Wynika z tego, że na polonistyce Peiperowska legenda była pod koniec lat 60. ubiegłego wieku żywa. Mówiąc jednak poważnie, historia z kradzieżą walizki jest straszna. Wyobraź sobie, że wracasz po latach do kraju i tracisz po drodze wszystko, co do tej pory stworzyłaś. Peiper wspominał, że to wydarzenie doprowadziło go do załamania nerwowego i depresji, w co bez problemu mogę uwierzyć. Być może przyczyniło się także do pojawienia się choroby psychicznej, na którą w późniejszych latach cierpiał. Z drugiej strony nie wiadomo jednak, czy Peiper sam tej historii ze skradzionym początkiem nie wymyślił, aby usprawiedliwić swój spóźniony debiut poetycki z 1924 roku. Jeśli rzeczywiście pisał wiersze już w Hiszpanii, to czemu ich nie wydawał? Do 1918 roku, w trakcie trwania wojny, nie bardzo miał oczywiście gdzie publikować po polsku, ale później mógł już to zrobić, nie wrócił przecież do kraju od razu po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.
Z całą pewnością można za to powiedzieć jedno – poezja Tadeusza Peipera od początku była bardzo dojrzała. Można jej nie lubić, nie rozumieć, nie doceniać, ale nie sposób zarzucić jej młodzieńczej naiwności. Od debiutu, czyli tomików „A” i „Żywe linie”, widać w niej ogromną świadomość poetyckiej roboty. Spośród wielu zagadek wokół biografii twórcy „Zwrotnicy” mnie najbardziej interesują sprawy związane z literacką edukacją Peipera – na ile był rzeczywiście oczytany w hiszpańskiej poezji, co czytał w Ateneo, jakie były jego literackie fascynacje? Tego niestety chyba już nigdy się nie dowiemy, bo nie zachowały się fiszki z listami książek, które Peiper wypożyczał z madryckich blibliotek.
Na jesieni wystawa z Warszawy pojedzie do Hiszpanii i będzie pokazywana w Madrycie. Myślisz, że ekspozycja poświęcona polskiemu twórcy wzbudzi ciekawość?
Tak, jak najbardziej. Podejrzewam nawet, że będzie tam miała dużo większy oddźwięk niż w Polsce. W Hiszpanii tylko garstka ludzi wie, że lata I wojny światowej były złotymi czasami dla tamtejszej kultury, na którą wpływali twórcy z całego świata, między innymi z Polski. Postacie, które są na niej przy okazji historii Peipera prezentowane – Ramón Gómez de la Serna, Cansinos Assens, Sonia Delaunay – zaczynają znowu budzić zainteresowanie. Być może hiszpańscy badacze zaczną dokładniej zgłębiać archiwa Assensa i znajdzie się tam jeszcze jakiś ślad Tadeusza Peipera lub innych artystów z „polskiej kolonii”. Mnie ta wystawa cieszy, bo pokazuje nieznane kierunki inspiracji polskich twórców. Mówiąc o powiązaniach polskiej awangardy, wskazuje się zwykle Francję, Włochy czy Rosję, a tu tymczasem okazuje się, że był taki okres w naszej dwudziestowiecznej historii, w którym to wydarzenia w Madrycie i Barcelonie współkształtowały polską kulturę.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).