Słusznie się pisze o „Innej duszy” jako najlepszej książce Łukasza Orbitowskiego, na zaproponowanym przez Tomasza Sekielskiego szkielecie z faktów jego warsztat pisarski rozwija się swobodniej, znaczy rytm kolejnych rozdziałów, co i raz to porzucając i podejmując na zmianę wątki i dialogi, zanurzając się z rozkoszą w opisach codziennych szczegółów, zagarnia łapczywie kolejne rewiry życia na Fordonie w Bydgoszczy lat 90. Nastolatek, sprawca dwóch okrutnych zbrodni bez przyczyny, Jacek, któremu Orbitowski nadał imię Jędrek, przyucza się na cukiernika, na pół roku przed zarżnięciem sąsiadki tworzy konkursowy tort, precyzyjnie skrojony z marcepanu w kształt gmachu sądu rejonowego. Jego przyjaciel, Krzysiek, nie ma swojego pierwowzoru, jest strukturalnie genialnym, choć całkowicie fikcyjnym, bohaterem, pierwszoosobowym narratorem powieści, niefrasobliwym chłopcem, który Jędrka nie zdradza, choć dobrze wie, że to on zadźgał ich trzeciego towarzysza, wkrótce po tym jak rozpłatał nożem trzy maleńkie kotki na podmiejskim pomoście. Choć nie musiał. Orbitowski podkreśla, że spośród kilkunastu zbrodni wybrał do swojej książki właśnie tę dlatego, że nie miała motywów. Jacek opowiadał w jednym z zeznań – a Jędrek narratorowi, Krzyśkowi – że w chwilach zabójstwa ujawniała się w nim po prostu „inna dusza”.
Łukasz Orbitowski, „Inna dusza”. Od Deski Do Deski, 432 strony, w księgarniach od maja 2015Na równi z Jędrkiem i Krzyśkiem bohaterami są tu ich ojcowie. Gdyby na najbardziej podstawowym poziomie szukać w „Innej duszy” odpowiedzi na pytanie, skąd bierze się zbrodniarz, jak tworzą się zachowania psychopatyczne, winą należałoby obarczyć ojców, bo mamusie tylko cichutko robią kanapki i umierają ze zmartwienia. Pierwszy z nich, zasadniczy, pozornie dbały i przezorny, niszczy syna samą intensywną obecnością w jego życiu, która nie pozostawia ani odrobiny wolności, ani chwili, ani myśli do samodzielnego wykorzystania. „Tak, tatuś”, „dziękuję, tatuś” – odzywki Jędrka z rozdziału na rozdział, z roku na rok, pozostają w coraz większej sprzeczności z tym, co się z nim dzieje naprawdę. „Tatko” narratora jest jeszcze gorszy: pijak, funkcjonujący na zmianę w agresji i syfie oraz poczuciu winy i złudzie odmiany – pijany tatko śmierdzi sikami i bije żonę, trzeźwy wygłasza życiowe prawdy i namiętnie czyta książki, przy czym, jak podkreśla jego syn, trzeźwy jest gorszy od pijanego. Stawiane na rozpadających się meblościankach książki o konkretnych tytułach to zresztą zauważalny motyw „Innej duszy”, tak jakby Orbitowski chciał odcisnąć na tym, w większości przecież jednak zmyślonym świecie, jakiś swój stempel, drobne autorskie ex libris. Przy czym książki nie występują tu wcale w pozytywnym świetle, nie pomagają, niczemu nie mogą zapobiec. Przeciwnie, ojciec młodocianego zbrodniarza wymusza wieczory wspólnego czytania, według sztywnego przepisu na idealną rodzinkę – „tatko” natomiast, największy wielbiciel książek, rzuca po pijanemu „Dniem szakala” i „Kluczem do Rebeki”. Największą intelektualistką jest druga ofiara zabójstwa, dziewczyna z sąsiedztwa, której rozmowa z chłopakiem „momentalnie schodzi na Sylvię Plath i Virginię Woolf”, pogłębiając tylko jeszcze Jędrkowe wyobcowanie.
Codzienność „Innej duszy” jest nasączona przedmiotami i wiadomościami z tamtego czasu – nawet gdyby pominąć same zbrodnie, byłaby to świetna powieść obyczajowa o latach 90., lepsza od wielu innych z ostatnich lat. Na dodatek, im bardziej czytelnik jest świadomy, że podstawę fabuły stanowią fakty – a wydawnictwo Od Deski Do Deski, także ze względów marketingowych, bardzo to podkreśla – tym bardziej może docenić poziom szczegółów, których nie mogło przecież być w żadnych sądowych zeznaniach ani doniesieniach prasowych, których sami bohaterowie, nawet gdyby na prośbę autora podjęli wysiłek, nie mogliby pamiętać. Nie tylko ze względu na upływ czasu, ale po prostu dlatego, że pamięć jest wybiórcza, nie rejestruje większości elementów, które przydają się do opisu. Orbitowski przemyślnie, jakby na złość wobec tej oczywistej niemożliwości, dodaje szeroki drugi plan – postaci i szczegóły, kolory, zapachy, niepowtarzalne układy i kadry. To właśnie koncentrująca rzeczywistość żmudna praca literatury tworzy tę książkę, a nie pozbawiona mięsistości sucha pamięć faktów. Przelatująca chmara ptaków, ręka trzymająca smycz, rytm ucierania żółtek, kolor dresowych spodni – pokusa pisarskiego zagęszczania ściegu jest być może o tyle silniejsza w przypadku powieści opartej na faktach, że odbywa się tak wyraźnie na przekór zacierającemu działaniu niepamięci i nieuwagi.
„Inna dusza” to zatem książka wyjątkowa nie dlatego, że pokazuje oblicze faktów poprzez literaturę, przeciwnie – to literaturę warto oglądać tu poprzez fakty. Widać dobrze, jak mrówczą pracą jest rzeźbienie ze słów tego, czego nie ma wcale w pamięci albo czego w niej nigdy nie było: zapachu zaszczanej klatki schodowej, linii kolejnego ciosu nożem zadanego puchatemu ślepemu stworzeniu, proporcji marcepanowych okien na torcie w kształcie sądu rejonowego. I tak, odwrotną drogą poprzez literaturę, także i tamta codzienność może zostać doceniona, choć tak niewiele z niej zostało czystych faktów.
Trzeba wspomnieć jeszcze o najważniejszej, rzucającej się w oczy charakterystyce języka powieści Orbitowskiego. Otóż całość – od 1995 aż do 2014 roku włącznie – opowiedziana jest w czasie ściśle teraźniejszym. Trudno pojąć konsekwencje takiego zabiegu, póki nie spędzi się pewnego czasu na lekturze. Każdy dialog i opis, każda zmiana tempa, każdy punkt kulminacyjny i każde zawieszenie – wszystko to wprowadzone jest wyłącznie za pomocą czasu teraźniejszego. Ten zabieg nieoczekiwanie, ale konsekwentnie wprowadza w rzeczywistość przedstawioną powieści niezwykłe napięcie. Zbrodnia wydarza się nie tylko w momencie ciosu, ale na długo przedtem, kiedy bohater czyta książkę, jedzie autobusem, patrzy przez dziurkę od klucza na klatkę schodową. I napięcie zostaje nałożone – znów – nie tyle na zbrodnię, co po prostu na rzeczywistość. Takie ukryte przeniesienie akcentu, wykorzystanie sensacyjnej intrygi do pokazania czegoś znacznie więcej ze świata, jest właściwe najlepszym powieściom kryminalnym i należy do stałego warsztatu choćby jednego z najlepszych współczesnych pisarzy brytyjskich, Iana McEwana.
Czas teraźniejszy, połączony z mową zależną obnażającą językowe schematy, świetnie się też sprawdza jako subtelnie prześmiewcza forma opowieści o rodzicach, ojcach, i w ogóle dorosłych, którzy pozorują świadomość i konsekwencję, nie wiedząc zarazem zupełnie nic o niczym, powtarzając utarte językowe schematy, jak liczmany, które mają od czegoś ocalić. Nie ocalą. Jędrek zarżnie bez skrupułów nie tylko kotki, lecz także dwoje swoich rówieśników. Jacek podobno w 2026 roku może ubiegać się o zwolnienie warunkowe. Co gorsza, kolejny ojciec gdzieś w czasie teraźniejszym „woła, że skończyło się babci sranie”. Matka zaś syna „pyta, czy wie, co zrobił jej sercu”. Nie będzie przesadą przypuszczenie, że siedzące w Jędrku, w Jacku, w jego „innej duszy” zło bierze się także z powtarzanych bezmyślnie słów o pustym znaczeniu.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).