„I naraz myśl – pisać wspomnienia, poprzez to dotrzeć do warstwy głębszej istniejącej w sobie. Czy jest sens pisać wspomnienia?” Czy do owej warstwy głębszej nie dociera Czapski za pomocą obrazów? Skąd pojawia się potrzeba słów? I – jak czytać wspomnienia malarza? Przy lekturze „Wyrwanych stron” myśl o dwóch mediach przekazu – piórze i pędzlu – nie opuszcza czytellnika ani na chwilę. Zdaje sobie sprawę z owej podwójności także i sam Czapski.
Józef Czapski, „Wyrwane strony”.
Zeszyty Literackie, 310 stron,
w księgarniach od maja 2010„Duża praca nad płótnem. Jest po dwunastej. Nie będę już chyba pisał, ale zaczynam czuć we mnie nową p o t r z e b ę, właśnie to pisanie, to myślenie z samego dna mego życia codziennego, związane z samą podszewką, ale jakby odklejone od obcowań dnia, od tłumu, mnie karmi i odradza, użyźnia na dzień przyszły”. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że „dno życia codziennego” to prywatne zapiski i zwierzenia malarza. Jerzy Giedroyć, czytelnik i redaktor tych spośród „wyrwanych stron”, które trafiły na łamy „Kultury”, krytykował zresztą podobno fragmenty zbyt osobiste.
„Naraz odruchowo zaczynam pisać, nie mając nic konkretnego do powiedzenia, to staje się moją druga naturą, deską ratunku, jakąś formą modlitwy”. Modlitwy? Bardzo wiele w tych zapiskach rozmyślań o religii, cierpieniu, Bogu. Ale zupełnie nie na tym – albo nie tylko na tym – polega ich modlitewność. Raczej na powadze podziału dnia na pracę i odpoczynek, malowanie i pisanie, samotność i rzadkie chwile bycia z ludźmi. Na pewnym ascetycznym nastroju namysłu i dbałości o – przede wszystkim – dobre warunki (wewnętrzne) do pracy.
Ważną bohaterką „Wyrwanych stron” staje się Simone Weil, pojawia się tak często, że jest oznaczana przez autora po prostu lakonicznie S.W. To jej Czapski zawdzięcza często inspirację do myślenia. Także na zasadzie sprzeciwu. Buntuje się na przykład przeciwko używanej przez nią kategorii médiocrité, mierności. „Ludzie nie dzielą się na médiocre i nie médiocre, przejście z médiocrité na wymiar inny, wyższy (i na odwrót) odbywa się w każdym człowieku inaczej, na miarę, na którą jest zdolny, miarę jego bólu, jego uczulenia, na miarę Łaski, która na niego spływa”. Delikatność tych słów, ich ostrożna rozwaga – to cechy stylu wszystkich zapisywanych przez Czapskiego „stron”. Także ewentualne względy estetyczne, czy stylistyczne ustąpić tu muszą bezwzględnemu priorytetowi treści.
Bez wątpienia jednak najszerszym tematem „Wyrwanych stron” jest malarstwo. A co za tym idzie – samo patrzenie, widzenie, dostrzeganie rzeczy i ludzi. Źródłem szczęścia bywają dwa jabłka leżące na stole, szpara pod białymi drzwiami, twarz robociarza w refleksach czerwieni oświetlonego tramwaju. Malarstwo – jak u Miłosza bywało z poezją – jest wobec piękności i różnorodności świata bezradne. „Ubóstwo Picassa i wprost prostactwo kolorystyki Légera w porównaniu do gry kolorów dwóch ławek obitych fałszywą ceratą”. Już na pierwszej stronie, jaką czytamy, pochodzącej z 30 stycznia 1963 roku, Józef Czapski opowiada o tym, jak usiłuje namalować kaloryfer, olśniony „bezgranicznym bogactwem form, kolorów, walorów” i ubóstwem środków wyrazu. „Po jakiemuś przestaję istnieć” – zapisuje. Być może malarz, który rozpływa się w przedmiotach potrzebuje pisania, aby zachować tożsamość? Po pracy pędzlem, który roztapia go w obiektywności świata, potrzebuje subiektywności pióra?
Być może jednak należy powstrzymać się od sądu „o czym” są zapiski Czapskiego. Bowiem „wystarczy dotknąć w sobie jakiegoś punktu ważkiego (...), i zaraz każda książka, po którą sięgasz, zdaje ci się, że porusza tę samą dziedzinę problemów, i daje ci jeszcze i jeszcze cytaty, strzałki ku d a l e j”. Żeby czytać Czapskiego, nie trzeba jego pisania kategoryzować. Jedno jest pewne – „wyrwane strony” pisane są w nastroju niezwykłej powagi wobec życia.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).