Ochłapy dziejów

8 minut czytania

/ Literatura

Ochłapy dziejów

Zofia Król

Czyta się „Kierunek zwiedzania” z narastającym wrażeniem, że Marcin Wicha napisał tym razem nie książkę, ale budynek

Jeszcze 2 minuty czytania

Jak przystało na książkę Marcina Wichy, „Kierunek zwiedzania” organizuje typografia. Po pierwsze, ta najbardziej spektakularna na samej okładce: zanim krój pisma Tor Grotesk autorstwa Mariana Misiaka trafił na zaprojektowaną przez Przemka Dębowskiego okładkę tej książki, został zainspirowany historią i wyglądem elementów wagonu pociągowego EN57, najdłużej podobno produkowanego pojazdu szynowego na świecie, i znalazł się w designerskim albumie o historii tego zespołu trakcyjnego. Historia wagonu EN57, który zaczęto produkować we Wrocławiu w 1962 roku, nie ma oczywiście nic wspólnego z życiem Kazimierza Malewicza, zmarłego 27 lat wcześniej w Leningradzie. Lektura Marcina Wichy jednak sprawia, że czytelnik staje się niezwykle wrażliwy na wszelkie ochłapy ludzkich dziejów, i nijak nie mogłam pominąć w tym akapicie nieoczekiwanie połączonej z opisywanym przez Wichę życiem rosyjskiego awangardzisty sprawy charakterystycznych kanciastych wagonów, którymi wciąż, jak w latach 60., można podróżować na wakacje pod miasto.

Po drugie, w środku „książkę złożono krojem Paperback” – ale kluczowy tu jest nie tyle sam krój pisma, ile napięcie pomiędzy tekstem zapisanym kapitalikami a pozostałymi akapitami tej opowieści. Otóż kapitalikami zwraca się do nas narrator, przewodnik po wyobrażonej wystawie o życiu i twórczości artysty, który poza rutynowymi „PROSZĘ, PROSZĘ, PRZECHODZIMY DALEJ” czy „PAŃSTWO ZWRÓCĄ UWAGĘ” rzuca uwagi zjadliwie ironiczne („A JESZCZE NIE POWIEDZIAŁEM NAJWAŻNIEJSZEJ RZECZY: BYŁ POLAKIEM, BYŁ POLAKIEM”), ziejące czarnym humorem („TUTAJ WIDZIMY, JAK KAZIMIERZ PALI OJCA”), a nawet prowokująco zaczepne („PRZEPRASZAM ZA UWAGI O PAŃSTWA PRZODKACH, NA PEWNO BYLI WSPANIALI”). Prowadzeni przez niego, przechodzimy przez kolejne wyimaginowane sale, w których prezentuje się nam malarstwo Kazimierza Malewicza, fragmenty jego życiorysu, postaci drugoplanowe, a także odpowiednie odłamki historii i anegdot – jak ta o Kazimierzu głodomorze, który w pewnej podróży pociągowej, poczęstowany przez współpasażerów, trzykrotnie pożarł pieczoną kurę. I choć w książce nie ma rysunków ani obrazów, wszystkie elementy opowieści naszkicowane zostały wyłącznie tekstem, to dzięki tej odbywanej szlakiem kapitalików wędrówce i ze względu na rytm przechodzenia wciąż do kolejnych sal ekspozycji głównej oraz wystaw towarzyszących – czyta się „Kierunek zwiedzania” z narastającym wrażeniem, że Marcin Wicha napisał tym razem nie książkę, ale budynek.

Marcin Wicha, „Kierunek zwiedzania”. Karakter, 264 strony, w księgarniach od kwietnia 2021Marcin Wicha, „Kierunek zwiedzania”. Karakter, 264 strony, w księgarniach od kwietnia 2021O dodatkowy przestrzenny zawrót głowy przyprawia nieogarniony obszar Imperium Rosyjskiego, a później Związku Radzieckiego, po którym jesteśmy rzucani to w tę, to we w tę: od błot ukraińskich wsi rodzinnych po Piotrogród, Witebsk i z powrotem Leningrad, narrator przenosi nas z miejsca na miejsce mocą wszechwładnych kapitalików. „Wystawy towarzyszące” z kolei obejmują zdjęcia, boczne tory biografii, a nawet instagramy i wyświetlacze telefonów czytelniczek, z których jak się okaże, także wyzierają czarne kwadraty. Niezwykle pomysłowy sposób bycia tej książki – z narratorem jako przewodnikiem – nie sprowadza się tylko do przyciągającego uwagę wyrazistego konceptu. Zatrzymanie tematów, które pozostają tu na własnych miejscach, zamiast, jak to najczęściej rozumie się w literaturze, przechadzać się za sprawą autora przed oczyma wygodnie siedzących w fotelu czytających, a ruszenie z kolei symbolicznie z miejsc samych czytelników, by podążali zdyszani za narratorem w podróż po kolejnych wątkach, reorganizuje zasadę działania literatury. I umożliwia nielinearny układ tych fragmentów – skoro to my poruszamy się, choćby na niby, pomiędzy nimi, one mogą pozostać po swojemu rozsypane. Jak w samym świecie.

Uwolniona od wymogów spójności, opowieść może teraz skakać swobodnie z wątku na wątek, w dodatku przybliżając i oddalając perspektywę zależnie od narratorskiego widzimisię. I w „Kierunku zwiedzania” te skoki bywają zupełnie szaleńcze, zwłaszcza kiedy następuje nagłe przybliżenie pozornie mało znaczącego szczegółu. Oto umiera ojciec Kazimierza. W centrum narratorskiej lupy znajdzie się włochaty wzór na wytartym obiciu kanapy, ostatni uchwycony przez oko umierającego kadr. Oto Malewicz poznaje pierwszą żonę. Scenę seksu, najlepiej chyba napisaną ze wszystkich, jakie zdarzyło mi się czytać, operator mistrzowsko złapie w zasapanych drobiazgach: szlufkach, piegach, drapnięciach. „Wyliczone do milimetra chybienia, przejazdy, przeloty, zwody” – i korowód przyśpieszających coraz bardziej rzeczowników wpada w czasownikowy finał: „Wszak rzecz następuje. Wszak rzecz się toczy. (…) Już. Już. Już. Świst. I tyle. I już”. Takich zabaw słowami znajdziemy zresztą w „Kierunku zwiedzania” znacznie więcej, jak choćby instalację z przecinków wydobytych z tekstu Malewicza przez pracowników naszego wyimaginowanego muzeum. Wiele sal wystawowych i 200 stron po śmierci ojca konfrontowani jesteśmy znów ze szczegółowym kadrem, na który spogląda oko starego człowieka – tym razem to sam Kazimierz, w 1930 roku zwolniony po kilkumiesięcznym pobycie w więzieniu, obserwuje odrapaną skorupę szarej farby na klatce schodowej, bo nikogo nie ma w domu, a on nie wziął kluczy. Czułość do szczegółów przekłada się też tu na postaci drugoplanowe, które zwykle przemykają tylko po marginesach biografii. Nasz przewodnik wydobywa je z mroku w najmniej oczekiwanych momentach, jak wtedy, gdy przytacza opowiadaną przez Kazimierza anegdotę o tym, jak to żona zachowała część stłuczonej skorupy filiżanki, by czerpać nią kaszę. „Robi się smutno na myśl o kobiecie, którą wskrzeszono tylko na chwilę, by mogła pojawić się w tym wywodzie. O jej zniszczonych płucach, krótkim oddechu, kaszlu, połamanej filiżance. Nie chciała wyrzucić skorup, a teraz już nie żyje”.

Czyżby Wicha nie napisał wcale książki o Malewiczu, ale na kanwie jego życia urządził sobie i czytelniczkom festiwal literackiej przyjemności ze szczegółu? Stanowczy znak dystansu do tradycyjnie pojmowanej biografii autor stawia na wszelki wypadek już na samym początku książki, podważając najprostszy fakt, jakim zwykle zaczynają się biografie: datę urodzenia swojego bohatera. Mimo to „Kierunek zwiedzania” być może znacznie bardziej i pełniej dotyczy życia i twórczości Malewicza, niż mogłaby go dotyczyć jakakolwiek biografia. Pod tym względem przypomina nieco powieść „Lincoln w Bardo” George’a Saundersa, która ukazała się w 2017 roku (w Polsce w 2018 w przekładzie Michała Kłobukowskiego). Choć Saunders buduje opowieść, w której występuje monumentalny chór zjaw, a życie pozagrobowe przenika się z ziemskim, wciąż powraca do sztywnych faktów z życia Lincolna – a przede wszystkim do epizodu śmierci jego synka, Williego – przytaczając między innymi rozmaite pamiętniki z tamtego czasu. Odbite od samych faktów wyobrażenia i zmyślenia dotyczące biografii Lincolna – i biografii Malewicza – pozwalają zadać pytania, wobec których tradycyjna biografia pozostaje niema. Jak można zmienić bieg historii, jeśli rozmawia się ze zmarłymi? (Lincoln) Czy da się „oszukać śmierć”, rozpadając się „na koła, prostokąty i trójkąty”? (Malewicz) „Co z nami będzie? Nic szczególnego, naprawdę, nic szczególnego”, powtarza Wicha. Gatunek literackiej biografii przekształca się w wersji Saundersa i Wichy w szaleńczą i w swobodnym traktowaniu faktów nieco bezczelną próbę zrozumienia tego, co najważniejsze: jak to możliwe, że życie jest, a potem już go nie ma?