Ze znajomym na imprezie dywagujemy nad trójmiejską sceną muzyczną. On od kilkunastu lat siedzi w scenie punk i hardcore, a do tego jako tour manager od dekady wozi zespoły na trasy koncertowe po całej Europie. Ja nieprzerwanie szukam nowości w muzyce, zwłaszcza nadmorską scenę przeczesując pod włos stereotypom, że stąd wywodzi się tylko yass, Tymon Tymański i Leszek Możdżer. Spekulujemy nad nieszczęsnym rokiem 2020 i tym, co dzieje się tu najciekawszego: Nagrobki nagrywają płytę, pandemia pokrzyżowała plany koncertowe Lonker See, którzy dobrze zaczęli rok, a kwitnąca scena jazzowa z powodu ograniczeń też w pełni rozwinąć się nie może. Znajomy, gdynianin, rzuca niespodziewanie: Undadasea! Hip-hopu po nim się nie spodziewałem.
Jesienią w Polsce w tym gatunku wydarzyło się sporo: podwójny album „Jarmark/Europa” Taco Hemingwaya, międzypokoleniowy „W/88” Włodiego i 1988 z Synów, a na dokładkę premiera filmu „Skandal. Ewenement Molesty” na Docs Against Gravity w reżyserii Bartka Paducha. Ale kolektyw z Gdyni na tym tle się wyróżnia, bo brzmi, jakby funkcjonował w zupełnie innej rzeczywistości. Album „Da Groovement” jest nagrany tak, jakby pandemii i zastoju w branży przez ostatnie pół roku w zasadzie nie było.
Są trochę chaotyczni i za bardzo wyluzowani. Właśnie to odklejenie mi się w nich podoba. W wywiadzie dla radiowej Czwórki opowiadali o sobie dosyć nieskładnie. Nawet tam, w radiu sprawiali wrażenie, jakby właśnie siedzieli na imprezie, dobrze się bawiąc, a nie promując swoją muzykę w dużej rozgłośni. „To, co tworzy Undadasea jako squad, nie jest zaplanowane, jedyne, czego się trzymamy od początku do końca, to dobra zabawa. Wszystkie nasze kawałki powstają spontanicznie, często jednej nocy” – piszą o sobie. Może próba rozszyfrowania nazwy – ciekawszy od angielskiego neologizmu wydaje się jej anagram – wskaże genezę tego projektu. Muzyka z nudy?
W polskim hip-hopie zdominowanym przez solistów tak duży kolektyw, w którym w zasadzie trudno do końca zliczyć członków, jest ewenementem. W zdominowanym przez mężczyzn polskim rapie to też bodajże pierwszy polski skład, gdzie liczą się parytety (w składzie są dwie raperki, Domi i Taifun). Nie błyszczy indywidualnościami, chociaż Miły ATZ czy Gruby Mieltzky są coraz bardziej rozpoznawalni, a Kuba Knap ma już na koncie kilka płyt solowych. Najważniejsze wydają się jednak towarzyskie relacje, których efektem jest muzyka bezpretensjonalna, wyluzowana, jakby nieprzystająca do dzisiejszych czasów. Blisko im do klimatu ekipy Ortega Cartel, grupy kanadyjskich Polaków, którzy bez ciśnienia na karierę przez kilka lat samodzielnie udostępniali swoje albumy w sieci. Dopiero w roku 2009 oficjalnie wydali płytę „Lavorama”, pogodną i wibrującą celebrację życia o ludycznym zabarwieniu. Niedaleko Undzie także do enigmatycznego i antypromocyjnie działającego opolskiego tria Dinal, autorów legendarnego materiału „W strefie jarania i w strefie rymowania”, którego egzemplarze osiągają dziś zawrotne ceny na aukcjach internetowych.
Zasięgi w mediach społecznościowych gangowi Gdyni, jak sam o sobie mówi, rosną – wrzucona na początku września „Zapalniczka” ma już 300 tysięcy wyświetleń, a odpowiedź na #hot16challenge2 dobija do miliona. Na wrześniowym koncercie na Stadionie Syrenki też był niemały tłum, chociaż oglądając wideo z tego wydarzenia, można mieć wątpliwości, czy najważniejsze było jak najlepiej zagrać dla ludzi czy zrobić dobrą imprezę na samej scenie. Gdy skład wybierał się na białostocki Up to Date, zrobił z tego happening wycieczkę, do której mógł dołączyć każdy.
Ale może właśnie tu jest klucz do ich działalności – Undadasea nie traktuje hip-hopu jako swojego głównego celu w życiu, robi go raczej po godzinach. Jako Undasurf produkują odzież do surfingu, prowadzą też popularne gdyńskie lokale – bistro Ogniem i Piecem czy klubokawiarnię Fyrtel. Undadasea w ostatnich latach wydał też masę świetnych solowych nagrań. Pers przed rokiem wypuścił cloud-rapowy, utrzymany w klimatach lo-fi album „Bootleg of Alba”. Znalazła się tu perełka w postaci utworu „Wakacje w kurorcie”, w którym dziewczyny z duetu Young Shoe$ stworzyły ciepło brzmiące, jazzowo-funkujące disco, które można potraktować jako wizytówkę Gdyni. Przed rokiem ukazała się EP-ka „Damarade” projektu UNDAKNAP (czyli Kuba Knap z Undadasea). W tym roku Miły ATZ wydał album „Czarny swing”, w którym skręcił w kierunku grime i brytyjskich brzmień. Ostatnie tygodnie to początek jego audycji w Newonce.Radio, a niedawno wyprodukował utwór „Proste hasło”, nagrany do spółki z Siksą w celu wsparcia osób LGBT. Tymczasem „Da Groovement” ucieka od zaangażowania. Główną bohaterką płyty jest Gdynia, jej topografia i klimat nieustannie przewijają się przez teksty.
O tym, że gdynianie słyną z uwielbienia swojego miasta, wiadomo od dawna. W „Undazibon” raperzy kreślą szlak miejskich wojaży: zaczyna się od spotkania na Świętojańskiej, najlepsze jamy odbywają się w sopockiej sali prób Ramtamtam, a imprezy na Fyrtlu. Okazjonalnie w tekstach pojawiają się nazwy kultowych dla miasta lokali, jak kawiarnia Delicje w „Dwumetrowym Wuju”, jednym z ich największych hitów. W „Oczach kobry” dostajemy impresję z miejskich eskapad: „Dachy bloków pełne są uroków”, a w singlowej „Zapalniczce” słychać, że „najlepszy adres to gdyńskie Beverly Hills: Ka-ka-ka Kamienna Góra i-i-i-i Undadasea, „Da Groovement”, Undarecords 2020i reszta świata”. Mają też Undziarze swój kod: „Do domu wrócę przez las, co ja bym zrobił bez was / I tego miejsca G D Y tutaj mieszkam / G D Y tu jest pętla, leśniczówka tu mnie znajdziesz”.
Miły ATZ, który co prawda jest z Gniezna, mentalnie ma po drodze z gdyńską ekipą i w „Życiu nudziarzy” deklaruje powroty: „Przesiąknięty gdyńską sielanką / wpadnę, by znowu się zachłysnąć na wodzie bałtycką solanką / gdzie bym nie był, zawsze w sobie mam to / pośród wielkich miast i tam, gdzie nie sięga LTE”. Raper Guacamole w „Piątunio” rymuje, jakby otaczająca rzeczywistość się nie liczyła: „Kolejny numer o jaraniu i piciu / Do trawki zrymowałem najwięcej słów w życiu”. A co z zamkniętymi klubami, lockdownem, dystansem społecznym i ogólną blazą 2020 roku? Unda jakby nie chciała o nich pamiętać albo celowo o tym nie mówi, tworząc swoją hedonistyczną utopię. Co przypomina tradycję trójmiejskiej sceny muzycznej, nie tylko hiphopowe, ale i yassowe jamy albo narkotyczne wizje Apteki. Gdynia Undy też jest w końcu ujarana. Zmartwieniem może być co najwyżej policja, która przerwie imprezę. Brzmi absurdalnie? Unda w „997” kwituje to paszkwilem: „Psom w tej ekipie mówimy nara / Unda złe kundle przegania / Chyba zgubiłeś gdzieś pana, nara”.
Opowieść o Gdyni Rozrywkowej rozgrywa się na tle follow-upów do klasyki rapu: Starego Miasta, Smarkiego, Dinala czy Belmondziaka – też gdynianina – cutów i całej masy skitów, które budują tu imprezowy, wakacyjny klimat. W „Cocofedronie” pojawia się też pośmiertna zwrotka zmarłego w marcu 2019 roku Leha, stałego członka ekipy. Najważniejsze są jednak gdyńska tożsamość i lokalny koloryt. „Da Groovement” muzycznie Ameryki nie odkrywa. Bity Guacamole i Persa są raczej oldskulowe, oparte na funkowych motywach. Mimo ich outsiderskiego podejścia mają potencjał przebojowości (album znalazł się w dystrybucji majorsa, Universal Music Polska). Może taka naładowana endorfinami utopijna pocztówka z Gdyni ułatwi komuś przeczekanie zbliżających się kilku niezbyt ciekawych miesięcy.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).