Nie wiedzieli, że tak będzie
Włodi i Vienio na ursynowskiej Kopie Cwila w 2019 roku, kadr z filmu „Skandal. Ewenement Molesty”

20 minut czytania

/ Muzyka

Nie wiedzieli, że tak będzie

Rozmowa z twórcami i bohaterami filmu „Skandal. Ewenement Molesty”

„Ludzie nie akceptują naszych wyborów. Ciągle widzą nas takich jak za czasów «Skandalu». Dla nich nie powinniśmy wstawać z ławki. A tu Włodi ma rodzinę, Wilku firmę, a ja książkę i program. Hip-hop podsunął nam trampolinę” – mówią muzycy zespołu Molesta Ewenement

Jeszcze 5 minut czytania

MARCIN FLINT: Kiedy i w jakich okolicznościach narodził się pomysł na ten dokument?
MACIEJ OSTATEK:
Można powiedzieć, że narodził się w mojej głowie. Chciałem zrobić film o polskim hip-hopie i szukałem do tego jakiegoś klucza. Podzieliłem się tą refleksją z moim kumplem, Kacprem Jaroszyńskim, który potem został drugim producentem filmu. Padło na to, że przez pryzmat debiutu Molesty można opowiedzieć historię polskiego rapu. Oczywiście nie całego – skupiamy się na konkretnym momencie, płycie „Skandal”.

WŁODI: Inicjatywa wyszła nie od zespołu, a z zewnątrz. Chłopaki gdzieś tam się pojawiły i zaproponowały pomysł oraz udział.

Długo trzeba było was namawiać?
WŁODI:
Mnie to raczej długo, bo nie lubię kręcenia filmów o sobie i patrzenia na siebie przez pryzmat legendy. Sam robię to w tekstach, ale teksty to zabawa, bragga (przechwałki – przyp. MF), zawsze można sobie tym pożonglować. Trudno było mi ustosunkować się do dokumentu o czymś, co dla mnie nadal trwa. Miałem wrażenie, że takie rzeczy robi się już po wszystkim.

VIENIO: Ja to pozwolę zrobić o sobie film jakieś 30 minut przed śmiercią. A tak poważnie to mam zupełnie inne zdanie. Wynika z definicji tego, dla kogo robi się muzykę i kto na tym korzysta, mam na myśli twórcę i odbiorcę. Jeżeli dla kogoś „Skandal” to kultowy album, to należy mu się coś na kształt pocztówki, niech sobie zobaczy szerszy kontekst – zespół, czasy, Polskę. Wszystko to się z tego filmu wyłania, bo Molesta jest czasem tłem, by pokazać co innego. Ludzie po obejrzeniu będą sami opiniować, o czym on jest. Jeżeli dla kogoś o tym, że zamykam sobie dwadzieścia lat w nawiasie, to proszę bardzo.

„Skandal. Ewenement Molesty”

Film dokumentalny przedstawiający historię zespołu Molesta miał prapremierę we wrześniu 2020 roku na festiwalu Millennium Docs Against Gravity. W kinach od 2 października 2020. Reżyserem filmu jest Bartosz Paduch, jego producentem Maciej Ostatek.

I Vienio, i Włodi to twórcy aktywni na scenie muzycznej. Najwięcej emocji budzi w was, jak się domyślam, muzyka tworzona w danym momencie. Obyło się bez zmęczenia i irytacji kolejnymi pytaniami o „Skandal”? Przypomina mi się od razu mina Fokusa i Rahima, gdy dostają pytanie o „Kinematografię” Paktofoniki…
WŁODI:
Zapytano kiedyś Himilsbacha o to, dlaczego w jednym wywiadzie mówił, że urodził się w jednym miejscu, a w kolejnym, że w innym. Raz twierdził, że robił w danych czasach to, innym razem, że coś innego. On odpowiedział na to: To dlatego, że wywiady są nudne. Ile w kółko można pierdolić to samo?

VIENIO: Dobrze wybrnął! 

WŁODI: Jak coś dawno minęło, to zawsze twórca będzie mieć do tego inny stosunek niż odbiorca. Zwłaszcza gdy ten pierwszy robi muzykę i – tak jak sugerowało pytanie – jego energia skupiona jest raczej na teraźniejszości. Musisz obudzić w sobie pewne pokłady entuzjazmu i kulturalnie odpowiedzieć na to, na co nie chciałbyś już dziesiąty raz odpowiadać, bo wiesz, co powiesz, nim padnie kwestia. Takie są wymogi. Ale czasami było fajnie. Za sprawą fragmentów archiwalnych wróciło do mnie to, co już zdążyłem zapomnieć.

VIENIO: My o sobie wiemy dużo. Najważniejsi są jednak ludzie, którzy nie wiedzą – tego, co i jak robiliśmy, jak wyglądaliśmy. A ci, co wiedzą, mogą zweryfikować wspomnienia. 

Czy spędzany wspólnie czas sprawił, że mieliście do siebie więcej zaufania i praca nad filmem stawała się łatwiejsza?

MACIEJ: Na początku było bardzo trudno.

Piotr „Vienio” Węcławski

Ur. 1977 w Warszawie. W 1995 roku wspólnie z Pawłem „Włodim” Włodkowskim założył zespół Mistic Molesta, który jako Molesta, a potem Molesta Ewenement wydał siedem płyt, w tym debiutancki „Skandal” (1998). Ma na koncie również dziewięć płyt solowych. Pracował jako didżej radiowy w stacji Roxy FM, a także brał udział w kulinarnych reality shows. Grał epizodyczne role w wielu polskich filmach, m.in. w „Wojnie polsko-ruskiej” Xawerego Żuławskiego, „Procederze” Michała Węgrzyna oraz „25 latach niewinności” Jana Holoubka.

BARTOSZ: Ten film nie zmieni moim zdaniem stosunku środowiska filmowego do rapowego. Może będzie co najwyżej drobnym kamyczkiem. Nie był odgórnie narzuconą, korporacyjną produkcją. Na balkonie chłopaki sobie wymyślili, że chcą zrobić film. To trochę trwało, musieli znaleźć mnie. Nie zależało nam na wyciągnięciu z artystów informacji po to, by zrobić z nich produkt. Od początku był luz. Niczego nie musieliśmy. Chcieliśmy. Wydaje mi się, że nasze podejście było wyczuwalne, nawet jeśli ja nie umiałem tego od razu sprzedać. A łatwo nie było, bo środowisko jest hermetyczne. Słowo się liczy, jest najważniejsze, więc nie można rzucać go na wiatr i wciskać farmazonów. Ale to też jest dla mnie oczywiste, bo jestem z podwórka. Poza tym po tym, jak hip-hop wpadł w sytuacje biznesowe, mnóstwo ludzi zaczęło się wokół niego kręcić, wiele przedsięwzięć rozpoczęto i nie wypaliły. To rodzi wątpliwości i dystans. Jak ma go nie być, skoro przychodzą ludzie znikąd, chcą zrobić film, a są do tego jednymi z dwudziestu? My zaś z kolei też musieliśmy zrozumieć, jaki film chcemy zrobić. Do Włodiego docieraliśmy rok. Myśleliśmy, że sygnały do niego nie dochodziły. Tymczasem dochodziły. Okazało się, że zaimponowało mu to, ile się do niego dobijam (śmiech). Udowodniliśmy, że nam zależy.

WŁODI: We wszystkim kluczowy jest czas. To najcenniejsza rzecz, jaką masz w życiu. Ty decydujesz, na co go poświęcasz, zwłaszcza że im jesteś starszy, tym bardziej się kompresuje. A jeśli poświęcasz go przez trzy lata, to znaczy, że musisz wierzyć albo ufać. Nie chcę mówić górnolotnie, panowie robili swoje. Z biegiem czasu zauważyłem zaangażowanie ekipy i konsekwencję w jej działaniach, przez co bardziej otworzyłem się na to wszystko. Reżyser pałętał się po koncertach, przyjeżdżał tam, gdzie się go nie spodziewałem. Jak zobaczyłem go w Amsterdamie, w pizdu daleko od domu, to pomyślałem, że mu chyba zależy. I trzeba mu w jakiś sposób pomóc.

VIENIO: Żeby postarał się bardziej.

WŁODI: Żeby zobaczyć, jak to się skończy i jakie będą tego konsekwencje.

VIENIO: Dodam, że u mnie postarali się słabo. Żadnego Amsterdamu nie było, raptem zaprosili mnie na górkę i na spacer wokół mojej dawnej szkoły. Wszystkie budżety szły na Włodiego! 

Paweł „Włodi” Włodkowski

Ur. 1976. Współzałożyciel zespołu Mistic Molesta (później Molesta Ewenement), razem z Piotrem „Vieniem” Węcławskim. Wydał pięć albumów studyjnych z Molestą oraz cztery solowe. Ostatni, „W/88”, wspólny album z producentem 1988, ukazał się we wrześniu 2020 roku.

A gdy zobaczyliście już po raz pierwszy zmontowaną całość…
MACIEJ:
Odetchnęliśmy oczywiście, zwłaszcza gdy chłopaki z Molesty ją zaakceptowały. Ale też zrozumieliśmy, że mogła być inna. Gdybyśmy teraz zaczęli robić film, byłby inny.

BARTOSZ: Lody pękły pod koniec i wtedy można było kręcić. Tylko że tak jest zawsze, zdążyłem się przyzwyczaić. Na finiszu wiedziałem, o czym jest ten film.

VIENIO: Wtedy już spączuszałeś i zdążyłeś się rozradować. Wcześniej pracowałeś z jakimś nerwem.

BARTOSZ: Ten film to był proces. Myślę, że właśnie to różni nas od telewizji – nie było tej pogoni za newsem, za czymś aktualnym, tej mentalności „złap, szybko sprzedaj i na razie”. Ciężko było wytłumaczyć chłopakom, że chcemy zrobić coś innego.

Panowie artyści mogli się wtrącać, stawać okoniem, doprowadzić do wyrzucenia sceny z filmu? Krótko mówiąc – czy mieli coś do powiedzenia?
BARTOSZ:
Zawsze mają. Jestem przeciwnikiem robienia dokumentów po trupach. Można powiedzieć bohaterom prawdę w oczy, ale nie możesz ich krzywdzić, na przykład wykorzystywać słabości, o których wiesz. To moralny kodeks, którego się trzymam. Były więc rozmowy o tym, co komu nie pasuje, wymienialiśmy ujęcia. Ale nie rezygnowałem ze swojej wizji, tłumaczyłem ją.

Po co więc był ten film?
BARTOSZ:
Żeby ludzie się ze sobą spotkali i pogadali. Wszystko sprowadza się do tego, że cytrynę trzeba podlewać, nie wyciskać.

Molesta w latach 90.

Ale raperzy i tak musieli się zdobyć na dystans do siebie. Są w filmie sceny, które by mnie na ich miejscu zirytowały. Facet z B.E.A.T. Records mówi, że Vienio to był taki i taki, a teraz gastrocelebryta. Rozbawiony Grzegorz Piwkowski napomyka o wizycie Włodiego u stylisty.
WŁODI:
Chyba mnie z kimś pomylił. Nigdy nie korzystaliśmy z czegoś takiego.

VIENIO: Wiele osób w tym dokumencie się wypowiada tak, jakby nic się w życiu nie zmieniało. Zawód wiąże się z obowiązkami i czy ktoś robi reklamę telefonów, programy, czy też wykorzystuje grant od Lecha, to uchodzi to za taką samą komercję i ma status flirtu ze sponsorem. Jeżeli komuś życie nie przyniosło określonych ofert i nie otworzyło określonych drzwi, to w pewnych kwestiach jest ociemniały. Ludzie nie akceptują wszystkich naszych wyborów, bo widzą nas ciągle takich jak za czasów „Skandalu”. Dla nich nie powinniśmy wstawać z ławki. A tu Włodi ma rodzinę, Wilku firmę, a ja książkę i program. Hip-hop podsunął nam trampolinę. Te wtręty w filmie miały zmusić ludzi do refleksji. Dla dobra dyskusji mogę przyjąć prztyczka w nos.

BARTOSZ: Dałem ci zresztą szansę, żeby się wytłumaczyć. Zawsze lubiłeś gotować. Każdy miał swoją rację.

WŁODI: Pokazanie zespołu w samych superlatywach byłoby nieprawdziwe. To po pierwsze. A po drugie, wypowiedzi właściciela Pomatonu EMI, w których mówi, że oni przyszli w bluzach, niekoniecznie czystych, były bardzo słabe. Ale to nie obraża nas, a jego postawę z tamtych lat, pokazuje, skąd oni na nas patrzyli i kim dla nich byliśmy. Jego nie interesowało to, że kiedy siedział w swoim jaguarze i palił cienkie papierosy, ja przeczytałem 35 książek. Ja wiem, jak było. Może i przyszedłem w brudnej bluzie, no i co? Ujebałem się keczupem, kiedy wracałem z Hybryd najebany. Ha, ha. 

BARTOSZ: Ta wypowiedź uświadamiała podrzędną nadrzędność sytuacji. Pokazała, kto się czuł panem. Facet z Pomatonu mówił to zresztą w ciepły sposób.

WŁODI: Jasne, że ciepły. Spotykaliśmy się potem na siłowni, witaliśmy i rozmawialiśmy normalnie. Kiedy to usłyszałem, to zakłuło mnie w pewnych obszarach, bo to niesprawiedliwe, ze sprawiedliwym bym się pogodził. Dobrze jednak, że wypowiedź nie zniknęła, bo wiele mówi. Jest obrazowa.

VIENIO: W wielu filmach amerykańskich ignorancja ludzi na stołkach pokazana jest analogicznie. Przychodzi zespół kolorowych ptaków, punków czy innych Beatlesów, w tych bardziej chuligańskich czasach. I zawsze trafia na chuja, który pali cygaro i usiłuje coś swojego ugrać.

BARTOSZ PADUCH: Film to właśnie takie małe obrazki. A ja nie mogłem nie dać głosu drugiej stronie. Dla wydawcy impresja, którą przedstawił, była prawdziwa.

WŁODI: Wszystko, co zostało powiedziane, było szczere. Tak nas wtedy postrzegano. A to my żeśmy sobie wymyślili, że nas oszukano… Oszukano i oczywiście nie oszukano.

BARTOSZ PADUCH: Podpisaliście kontrakt.

WŁODI: Podpisaliśmy. Byliśmy idiotami w tych kwestiach, w których nas wykorzystano.

Zmanipulowano.
WŁODI:
Właśnie tak. A fakt manipulacji świadczy o podejściu danej osoby do rzeczy, o stosunku do osoby, którą będziesz manipulować, zmuszać do pewnych decyzji. Film pozwala mi spojrzeć z perspektywy, ale tak to po prostu było.

BARTOSZ: Ja też pozwoliłem sobie na pewną manipulację. Kiedy Sosnowski mówi o tym, że pieniędzy na drugi teledysk nie było, wmontowałem wypowiedź Kopcia o tym, że chłopaki musieli się nauczyć realiów rynku. Taki żart. Jemu chodzi o to, że nic się nie stało, że panowie skorzystali, dużo się nauczyli, a my pokazujemy pretensję ludzi z B.E.A.T. Records.

WŁODI: A do drugiej płyty klipów nie było już w ogóle. Wytwórnia powiedziała, że nie i koniec. Teledysk zrobiliśmy sobie sami, kupując kamerę.   

Macie wrażenie, że film wyczerpuje temat? Bo tu Włodi wspomniał drugą płytę i brakuje mi choćby chwili jej poświęconej. Ewenement to już był przecież inny mentalnie zespół. Wiele z tego, co robiliście po debiucie, tłumaczy miejsca, w których w tej chwili jesteście. Na przykład na płytach z Pelsonem Vienio przecinał się mocno z polskim szołbiznesem. A Baza Lebel była ogniwem pośrednim między Pomatonem a niezależnością. Może w filmie lepiej było rzeczywiście poprzestać na „Skandalu”?
VIENIO:
Film ma kilką wątków, den, leweli. To Bartek, nie ja, układał klocki. Przeskoki to być może celowy zabieg, by nie stworzyć hagiografii. Powstało równanie, gdzie pod Molestę można by podstawić wiele innych zespołów. Przychodzi mi na myśl film o zespole Miłość. Procesy zachodzące u nas nie są niczym wyjątkowym.

WŁODI: Rozumiem, że brakuje ci rozwinięcia wątków?

W ogóle pojawienia się ich. I uporządkowania. W pewnym momencie upada chronologia. Jesteśmy na „Skandalu” i nagle leci „Muzyka miasta” z trzeciej płyty.
WŁODI:
Zgadza się.

BARTOSZ: Ale jest wywiad z Atomic TV, w którym mowa o nagrywaniu drugiego albumu.

WŁODI: Mi, laikowi w świecie filmu i dokumentu, brakuje jednego – przedstawienia tego, co dani bohaterowie robią obecnie. Włodi robi to, Vienio to, Wilku to, a Pelson tamto. Gdyby taki misz-masz obrazów się pojawił, kontynuowanie tego filmu wcale nie byłoby konieczne. Proponowałem, ale się nie znalazło.

MACIEJ: Ten zarzut się często pojawia i oczywiście można z nim polemizować. Jako ktoś, kto uczestniczy w procesie twórczym od początku, muszę przyznać, że ten film mógłby być lepszy bądź gorszy, ale pomysł udało się zachować. Chcieliśmy opowiedzieć o fenomenie płyty „Skandal” i zderzyć jej autorów, prawdziwków, z rzeczywistością. Sprawdzić, jak mają się wartości, o których nawijali. To, że zmieniają się czasy i podejście, jest normalne. Wiadomo, że nie zabraknie purystów rapu i ortodoksyjnych fanów Molesty, którzy będą się doszukiwać, że czegoś nie ma, a coś się chronologicznie nie zgadza. Natomiast nie jestem przekonany, czy nam o to chodziło. Nie chcieliśmy pokazywać historii zespołu Molesta, a ukazać fenomen. Wydaje mi się, że gdybyśmy skończyli po płycie „Skandal”, jak chciałeś, to byłoby to płytkie. Rozumiem dyskusję o tym, że można by wyeksponować jeszcze jakąś płytę, jakiś moment i że nie wszystkie pytania znalazły swoje odpowiedzi. Z drugiej strony udało nam się uzyskać zamkniętą całość. To nie jest tak, że coś komuś nie wyszło w pracy czy nie odrobił lekcji. Tak miało być.

BARTOSZ: Mieliśmy na montażu wersję, gdzie było o drugiej płycie. Ale przecież wtedy trzeba powiedzieć i o trzeciej. I nagle okazuje się, że…

VIENIO: …że mamy film o powstawaniu płyt.

BARTOSZ: To od razu wyleciało. Zostawiliśmy trochę z dalszych lat, to, co wnosiło nam coś nowego. Pokazaliśmy rolę „Skandalu”, postaraliśmy się o oddanie tego, co ta płyta znaczyła dla innych raperów – nie byliśmy tego zabiegu pewni na początku, ale moim zdaniem wypalił, pokazał ten szerszy kontekst, przełożenie albumu. To jednak nie miał być film tylko dla tych, którzy mają na półce wszystkie płyty Molesty. A jak chcesz być uniwersalny, to siłą rzeczy musisz pozbyć się niektórych specjalistycznych informacji. Zgodzę się z tym, że poszliśmy w skrót i syntezę. Ale dzięki temu udało się zawrzeć namiastkę teraźniejszości, obecnej perspektywy.

To dla mnie ten późny skrót, ta synteza, to było coś zbyt gwałtownego. Zwłaszcza że wcześniej, przez ponad czterdzieści minut, „Skandal” jest rozmontowywany na kawałeczki, dużej części płyty można wręcz wysłuchać.
BARTOSZ:
Dwóch kawałków nie ma, w tym „Osiedlowych akcji”, o które była walka – wrzucaliśmy je i wyrzucaliśmy. Siadło bez nich, dobrze się oglądało, a czasem jest tak, że lepsze psuje dobre. Nie chcieliśmy zabić widza.

I to akurat w pełni rozumiem.
BARTOSZ PADUCH:
70–80 minut jest okej, żeby go nie zajechać. A chłopaki żyją, robią nowe płyty, nagrywają nowe rzeczy. To zostawia pole do popisu dla kolejnego reżysera.

VIENIO: Na przykład fantastyczny film o dziesięciu płytach, które nigdy nie powstały.

BARTOSZ: Dokładnie. Zapraszam! My zrobiliśmy najlepiej, jak umieliśmy. Podejmowaliśmy decyzje okupione krwią i łzami na klawiaturze montażysty. Walczyliśmy, zauważając jednak, gdzie się nudzimy, a gdzie gubimy.

Film miał wielu partnerów i wymagał wielu kompromisów. Nie mówię, że przychodził smutny pan z Telewizji Polskiej i się wtrącał, na przykład Vieniowi w światopogląd, ale zakładam, że w was samych mógł się obudzić autocenzor.
BARTOSZ PADUCH:
Historia powstawania tego filmu nie jest mlekiem i miodem płynąca. Przez pół roku byliśmy totalnie w dupie. „Skandal. Ewenement Molesty” miał być robiony oryginalnie z inną telewizją, ale tak się nie stało, bo umowa nie została ostatecznie podpisana. Zostawili nas na lodzie. Jeżeli miałbym być szczery, to w Telewizji Polskiej upatrywałbym akurat ratunku dla filmu, kiedy my byliśmy na zakręcie finansowym.

MACIEJ: Gdybyśmy chcieli cokolwiek narzucać albo cokolwiek cenzurować, to wiadomo, że w ogóle nie dotyczyłoby to bohaterów. Ale my nawet między sobą nie mieliśmy takich ustaleń. Nikt nigdy niczego z boku nie narzucał i nie zarzucał, a pokazywaliśmy materiał na zewnątrz naszym partnerom. Rozmowy były techniczne i dotyczyły budowania narracji. A do TVP poszliśmy z praktycznie gotowym filmem. Partnerstwo było udane. Nie przeszkadzały im ani bluzgi, ani treści.

BARTOSZ: Jasne dla nas było, że film nie może zostać puszczony z wypikanymi przekleństwami. Nic z tych rzeczy.

Skarbem dla widza będą archiwalia. Raperzy pomagali filmowcom do nich docierać?
WŁODI:
Musieliśmy. Duża część osób, która takie archiwalia posiadała czy też mogła posiadać, to nie są osoby publiczne, dostępne i chętne do współpracy. Nie było chłopakom łatwo. Sam musiałem pogrzebać i zastanowić się, do kogo mogę dać kontakt. Kilka osób znalazłem i namówiłem. Niekoniecznie byli sztywno związani z zespołem, ale z naszego środowiska rapowo-skejtowego, z tamtych lat.

VIENIO: Chłopaki trafili w moment, kiedy musiałem się wyprowadzić z pewnego domu, którego już nie mam. A gdy się człowiek przeprowadza, to i przepatrzy wszystkie kartony. Znalazłem z pięć kaset – a pamiętam, że mieliśmy w zespole rozmowę, czy w tych cyfrowych czasach zakupić kamerę i dokumentować rzeczywistość. Trochę udokumentowaliśmy – były ujęcia ze Stanów, z Hip-Hop Kempu. Te momenty uważam za najciekawsze, bo nikt ich nie pamiętał. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że miałem w ogóle taką stylówę (śmiech). Ten schudł, tamten przytył, potem schudł i posiwiał, skrzywił mu się nos, opadło lewe ucho. Przekomiczne, co się dzieje z ludźmi. Sam miałem takie What the fuck is this?!

MACIEJ: Jeździć i grzebać można by było jeszcze z dwa lata… Założyliśmy maila i ludzie wysyłali, co mieli – niekoniecznie zdjęcia i wideo, a na przykład kurtkę sprzed lat. To było ciekawe. Za największy skarb uważam jednak domowe nagrania i fotki.

VIENIO: Od razu komunikuję, że bardzo proszę kasety z powrotem!

BARTOSZ: Trwały normalne śledztwa. Z każdą kolejną kasetą od Vienia oddychaliśmy głębiej. Umówiliśmy się w knajpie na rozpoznawanie ludzi na zdjęciach. Traf chciał, że spotkaliśmy tam jednego z nich – DJ-a Romka. Siedział za Maćkiem, przerwaliśmy mu rozmowy biznesowe (śmiech). 

Vienio, kadr z filmuVienio na Ursynowie w 2019 roku, kadr z filmu

Pogratulować, bo wiele osób namówiliście. Ale nie Pelsona. Co się stało, że choć współtworzy „Skandal” i jest później członkiem zespołu, to w filmie pojawia się momentami i wyłącznie w materiałach archiwalnych?
MACIEJ:
Próbowaliśmy wielokrotnie…

WŁODI: Powstawanie filmu nałożyło się z okresem, w którym Pelson podjął decyzję o wyjściu ze świata rapu i muzyki. Dużo kosztowało go emocjonalnie przewartościowanie tego wszystkiego i przełożenie sił na coś innego. Nie ma go dlatego, że uszanowaliśmy jego decyzję. Chciałbym, żeby był. Jego nieobecność to ogromny minus filmu. Nie jest postacią do ominięcia w jakikolwiek sposób. I no, brakuje jego mordy. Jest bardzo konsekwentny w tym, co powie. W międzyczasie stwierdził, że film mu się podoba i mógłby wziąć udział, ale trzymał się swojego zdania. Tak wyszło.

BARTOSZ: Byłem na lekcji golfa z Pelsonem dwa razy, a jednak się nie udało.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)