Moda na porażkę

Bartosz Chmielewski

Gitarowa alternatywa od dłuższego czasu znajduje się na zupełnym marginesie rynku muzycznego. Debiutancki album poznańskiej grupy pies to jednak kolejny sygnał, że na polskiej scenie indierockowej znów jest coraz więcej jakości

Moda na porażkę

Jeszcze 2 minuty czytania

Moda na porażkę

Gdyby zespół pies pojawił się w roku 2007, to ówczesne media muzyczne pracowałyby już dla niego pełną parą. Internetowe portale Porcys i Screenagers pisałyby o nowej nadziei polskiego indie, tak jak pisały wówczas o poznańskich Muchach. Magazyn „Pulp” wysyłałby do Poznania swojego fotografa, a Piotr Stelmach zapraszał do Trójki na koncert w ramach „Offsesji”. Zespół pies jeszcze przed premierą płyty mógłby montować swoją pierwszą trasę, zaliczając obowiązkowo Jadłodajnię Filozoficzną w stolicy, a następnie kierując się na północ do tczewskiej Tromby i sopockiej Papryki lub na południe do częstochowskiego Teatr From Poland i krakowskiego B-Side’u. Mamy jednak rok 2021, kluby w pandemii są pozamykane bądź w stanie likwidacji. Portale i prasa poświęcona muzyce są w zaniku. Radiowa Trójka, która była ostatnią dużą ogólnopolską katapultą promocyjną dla sceny niezależnej, na skutek politycznych zawirowań straciła swój charakter, a wraz z nim słuchaczy. Gitarowa alternatywa od dłuższego czasu jest na zupełnym marginesie rynku muzycznego.

Jeśli jesteś młody i chcesz szybkiego splendoru, pieniędzy oraz aplauzu fanów, to robisz rapy, trapy lub taneczne bity. Hip-hop to dziś nowy pop, do tego z niskim progiem wejścia. Nie musisz umieć grać na żadnym instrumencie, mieć salki do prób i muzyków do współpracy. Być może jego popularność ma też coś wspólnego z aspiracjami pokolenia postmilenialsów, które przedstawiane jest jako przedsiębiorcze, ambitne i bezpośrednie. To z kolei łączy się ze słynnymi już badaniami australijskiego zespołu naukowców z Curtin University pod kierunkiem dr. Adriana Northa, według których rapsów słuchają przede wszystkim osoby pewne siebie, charyzmatyczne i dominujące.

Scena indie ma dziś natomiast w mainstreamie jednego przedstawiciela – Błażeja Króla, który po wielu latach konsekwentnej i aktywnej działalności przebił się do głównego nurtu. Kolejna gwiazda alternatywy, czyli zespół Wczasy, osiąga statystyki na poziomie trzecioligowych raperów. Reprezentanci nowego pokolenia, którzy wybrali gitarę zamiast nawijania, nie artykułują w piosenkach parcia na sukces. Ich hymnami są raczej utwory Wczasów celebrujące porażkę, prozę życia i odrzucające karierę. Wczasy przytuliły do serca wszelkiej maści prokrastynatorów, lękowców, nieśmiałych marzycieli i powiedziały im, że nie każdy musi być prawnikiem czy inżynierem, że brak ambicji jest okej.

Echa tej slackerskiej postawy odnajdziemy w wielu piosenkach z debiutanckiej płyty psa, ale też w twórczości ich kolegów ze współczesnej sceny indierockowej, której jednym z głównych ośrodków jest dziś stolica Wielkopolski. Poznańscy Egipcjanie w piosence „Kto wie, ten wie” śpiewają o braku prawa jazdy i niczym ciekawym do zaproponowania, Willa Kosmos w utworze „Stoję na wietrze” wyznaje, że najlepiej czuje się we śnie, a zespół Syndrom Paryski nazywa swoją EP-kę „Hymny dla przegranych”.

pies, Na więcej nie mam sił, 2021pies, „Na więcej nie mam sił”,
wyd. własne 2021
Pies wpisuje się w te młodopolskie stany ducha, rozpoczynając album tytułowym dla płyty „Na więcej nie mam sił”. Utrzymany w klimatach synthpopowej bossa novy utwór mówi o zmęczeniu, wycofaniu i proponuje pozostanie w domu jako najlepszy sposób na czające się za drzwiami niepokoje. Wokalista Maciej Dymowłok ciepłym, acz wypranym z emocji głosem opisuje w piosenkach trudny etap kończącej się beztroskiej młodości. W „Mija czas” narzeka, że dorosłość to same obowiązki, brak czasu na własne zajawki, a nawet na rozwijanie związków. „Marzenia odkładam na półkę” – deklaruje ze smutkiem. Jednocześnie w „Nie powiem” śpiewa o potrzebie usamodzielnienia i zbierania doświadczeń we własnym tempie: „Gdy patrzysz mi na ręce, to idzie mi gorzej”. Podobne żądanie głośno wykrzyczał niedawno zespół Syndrom Paryski w świetnym utworze „Nie dawaj mi rad”. Typowe dla tego momentu życia zagubienie Dymowłok podsumowuje w singlu „Czasem myślę”. Samokrytycznie śpiewa: „Boję potknąć się na schodach, a chcę wspinać się na szczyt”. Na egzystencjalne rozterki nakładają się problemy sercowe, samotność długich nocy i lęk przed wejściem w relację, o czym ładnie opowiada utwór „Między nami”, w którym uchwycone zostało napięcie wynikające z potencjalnych konsekwencji zdradzenia się ze swoim uczuciem.

Cała płyta „Na więcej nie mam sił” układa się w uniwersalny portret młodzieńca, który skończył studia, przeżywa rozpad pierwszego poważnego związku i zaczyna pierwszą pracę. Mimo wyrażanego lęku piosenki psa utrzymane są w jasnych, pastelowych tonacjach. Emocjonalne rozmemłanie kontrastuje tu z wyrafinowaniem aranży, przez co wyśpiewywane smuteczki nie wydają się niebezpieczne. Tak w sumie mógłby brzmieć drugi, nigdy niewydany album zespołu Nerwowe Wakacje, który w zenicie mody na indie rocka w Polsce (2011) zachwycił recenzentów piosenkami łączącymi ogniskowe melodie i sophisti-pop. Pies również komplikuje pozornie proste piosenki wyszukanymi harmoniami i wtrącaniem dziwnych akordów. Młodzieńcy z Jeżyc kontynuują popową gałąź indierockowego drzewa w Polsce. Nie boją się śpiewać falsetem i równoważyć gitar syntezatorami, jak wcześniej przed nimi The Car Is On Fire, Crab Invasion czy zespoły z krakowskiej Stajni Sobieski. Gościnnie w jednej z piosenek pojawia się zresztą jej czołowa reprezentantka Gosia Zielińska z grupy Rycerzyki.

Pies jest kolejnym z kilku dobrze zapowiadających się zespołów obecnej sceny alternatywnego rocka. W ostatnich latach z pozytywnym przyjęciem fot. materiały prasowefot. Nicetas Platonovw niezalowej bańce spotkały się albumy takich grup jak Blokowisko, Dłonie, Zespół Sztylety, Zwidy czy szykowany przez wytwórnię Mystic na „następną dużą rzecz” w gitarach WaluśKraksaKryzys. Cieszy, że w odróżnieniu od twórców pierwszej fali nadwiślańskiego indie rocka dominującym językiem piosenek stał się polski. Być może jesteśmy świadkami wznoszenia się fali drugiej. Ostatnie badania Narodowego Centrum Nauki poświęcone muzycznym gustom młodzieży pokazują siedmioprocentowy wzrost osób słuchających rocka z własnego wyboru (w 2018 roku takich wskazań było 33 proc.). Dysproporcja między rockiem i rapem w deklaracjach nastolatków zmniejszyła się z 26 punktów procentowych w 2018 roku do dwóch w 2020. Nie przekłada się to na razie na popularność młodych gitarowych zespołów, które rzadko lądują na streamingowych playlistach, nawet tych zwodniczo zatytułowanych „Alternatywna Polska”, a w gruncie rzeczy wypełnionych radiowym popem. Piosenki psa, choć przyjemne i elegancko wychillowane w warstwie muzycznej, odwołują się do emocji, które raczej nie pociągają za sobą tłumów. Duchowa niemoc, niezdecydowanie, brak pewności siebie to uczucia, które nie są sexy, no chyba że się umie nadać im dramaturgię, tak jak robią to Morrissey czy nawet wspomniane wcześniej Wczasy. Wydany własnym nakładem debiut psa to natomiast opowieść nieco apatyczna, choć w lepszych, niepandemicznych czasach powinna dać chłopakom bilet na OFF Festival. Na więcej chyba faktycznie brakuje tu sił.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)