Pod powierzchnią
fot. Ewa Szatybelko

9 minut czytania

/ Muzyka

Pod powierzchnią

Jakub Bożek

Album „Dwunasty dom” duetu Enchanted Hunters to pop w staroszkolnym wydaniu: z muzyką na pierwszym planie, z bogatym warsztatem, pomysłowymi piosenkami, katorżniczą etyką pracy, perfekcjonizmem

Jeszcze 2 minuty czytania

Jeśli „Dwunasty dom” byłby grą komputerową, podpadłby pod kategorię vaporware. Siedem lat w produkcji z licznymi przeszkodami po drodze: zmianami składu, przedwczesną premierą singlowych „Fraktali”, problemami ze znalezieniem wydawcy. Zresztą nawet na finiszu nie obyło się bez obsuwy, bo trasa koncertowa wyprzedziła premierę albumu o jakiś miesiąc czy dwa. Ale jeśli „Dwunasty dom” mielibyśmy zakwalifikować do tej niewdzięcznej kategorii, byłby to najbardziej nietypowy ze wszystkich vaporware, bo już po pierwszych nutkach staje się jasne, że mamy do czynienia z wybitnym popowym albumem.

„Dwunasty dom” to pop w staroszkolnym wydaniu: muzyka na pierwszym planie, bogaty warsztat, pomysłowe piosenki, katorżnicza etyka pracy, perfekcjonizm. Tu każda nutka została dopieszczona do maksimum, każde współbrzmienie – przemyślane na wskroś. W piosenkach zbudowanych na klasycznych popowych formach – krótki wstęp, zwrotka, prechorus, refren, mostek – czuć wyraźną fascynację czasami, w których „kompozytor komponował, tekściarz pisał tekst, a wokalista potrafił śpiewać”.


Tak o latach 80. mówi mi połowa duetu, Magdalena Gajdzica, i choć pobrzmiewa tu może nadmierna nostalgia, to przecież Gajdzica za chwilę reflektuje się, że Enchanted Hunters łączą ówczesny profesjonalizm z duchem DIY. Ten ostatni dał o sobie znać chociażby przy decyzji o wydaniu „Dwunastego domu” w malutkiej trójmiejskiej Latarni, wytwórni prowdzonej przez Wojciecha Krasowskiego i 1988 z Synów. Pytam Małgorzatę Penkallę, drugą połowę duetu, o ten wybór: „Porozsyłałyśmy trochę płyt po dużych wytwórniach, ale zdaje się, że specjaliści uznali naszą muzyczkę za zbyt dziwną. Dla nas to oczywiście pop, ale dla nich – niekoniecznie. Potem wymyśliłyśmy sobie średnie wytwórnie od alternatywnego popu, ale czułyśmy, że nawet na tym poziomie wytwórnia ingeruje w to, co robią artyści. Niepokoiła nas też umowa na kilka płyt do przodu”.

Enchanted Hunters, Dwunasty dom, Latarnia RecordsEnchanted Hunters, Dwunasty dom”,
Latarnia Records 2019
I tak gustowny, dystyngowany pop odnalazł się w jednej ekipie z psychodelicznym hip-hopem Synów. A to tylko pierwsze z wewnętrznych napięć, które ustawiają płytę Enchanted Hunters.

Kolejne można znaleźć już w samych piosenkach, które pod lśniącą i przyjemną powierzchnią kryją niecodzienne rozwiązania harmoniczne i melodyczne. O tym, jak pisze się takie piosenki, opowiada Penkalla: „Równowagę między muzykologicznym nerdostwem a czysto popową wrażliwością utrzymujemy instynktownie. Sama bardzo lubię ładne i chwytliwe piosenki, równocześnie lubię, gdy muzyka mnie zaskakuje. Chcę, by nasze piosenki działały w ten sam sposób. Niekoniecznie robimy to z myślą o słuchaczach – tu myślimy bardziej o własnej satysfakcji i przyjemności. Na pewno nie siedzimy wgapione w koło kwintowe i nie kombinujemy, jak przejść z jednego akordu na kolejny. Najczęściej po prostu dużo eksperymentujemy: z kolejnością akordów, ze strukturą. Albo wiemy, że zwrotka kończy się na jednym akordzie, a refren ma się zacząć na innym, i myślimy, jaką progresję zrobić, żeby ładnie zlądować na refrenie. Tylko że za tym nie stoi wielka analiza składników akordu, przeprowadzania tych składników, bo tak robiło się w szkole muzycznej. My próbujemy podążać za naturalnym torem muzyki, bo ona sama się prosi o takie a nie inne rozwiązania”.


Oczywiście to może zadziałać, tylko jeśli kompozytor dysponuje odpowiednią wiedzą i przygotowaniem, latami pisania i świadomego słuchania. Takich piosenek jak „Bańka” nie pisze się przecież przypadkiem. To melancholijne R&B oparte na zmysłowym rytmie zwodzi słuchacza ładną i prostą progresją akordów w molowej skali, ale w mostku dzieją się już rzeczy dość zaskakujące: ponieważ te same akordy gubią gdzieś swoje pierwotne funkcje, znajome kształty teraz zaczynają niepokoić. Inwencja kompozytorek rzuca też nowe światło na tekst, traktujący – jak zresztą też inne ich piosenki – o pokonywaniu swojej słabości, wyrastaniu z lęków. Tu akurat tytułowa bańka w końcu pęka, gdy Penkalla śpiewa: „Czas zerwać plaster, przebić bańkę, z chmury spaść” (koniecznie muszę też odnotować przezabawny cytat z Myslovitz). Tylko czy to wydarzyło się naprawdę? W tekście – być może, ale harmonia sugeruje, że to tylko projekcja, niespełnione marzenia o samorozwoju. W końcu jeśli udało „się zaczepić”, to skąd wzięły się mroczna energia w mostku i zawieszony akord kończący piosenkę sugestią, że to jeszcze nie koniec? To prawdziwie mistrzowskie wykorzystanie harmonicznych kolorów, które służą nie tyle do podkreślenia melodii, ile do budowania nastroju piosenki i komplikowania emocji. A żeby przełożyć to na język medium, w którym właśnie się poruszam, ten poziom operowania harmonią ma się do zwyczajnego klecenia progresji tak jak, powiedzmy, opowiadania George’a Saundersa do propozycji ze skrzynek literackich wydawnictw książkowych. Niby wszyscy posługujemy się tymi samymi literami, ale niektórzy po prostu robią to z lepszym wyczuciem…

W piosenkach Enchanted Hunters widoczny jest też kontrast między spontanicznością a perfekcjonizmem, kontrolą a jej brakiem. Gajdzica mówi mi, że lubi zaczynać pisanie od jakiegoś prostego założenia. Czasami są to ograniczenia czysto muzyczne: oprzeć się na czterech akordach albo na samych akordach molowych, albo na jednym akordzie odstrajanym o pół tonu w górę czy w dół. Ale czasami te założenia przybierają zupełnie inny charakter, stają się żartobliwe, nieco absurdalne. Tak dzieje się przede wszystkim w Polonii Disco, muzycznym kolektywie, do którego należą członkinie Enchanted Hunters. W Polonii chodzi o dwie rzeczy. Po pierwsze, o szybką pracę, piosenkę trzeba napisać, nagrać i zmiksować jednego dnia, tak by wieczorem dało się ją odsłuchać. Po drugie, o twórczą pracę z ograniczeniami, inspirowaną talią kart „Oblique Strategies” wymyśloną przez Briana Eno. Raz ktoś dostanie hasło w rodzaju „drop za dropem” albo „zakaz bitu”, innym razem w tekście musi się znaleźć „eo eo”, jeszcze kiedy indziej w tekście nie można powtórzyć żadnego słowa. Gajdzica: „W piosence «Tysiąc koni» musiałam w ten sposób napisać zwrotkę i kilka refrenów, a w dodatku tekst miał opowiadać o policyjnym pościgu i grach komputerowych!”. Penkalla wspomina zaś hasło „lustrzane odbicie”: „Razem z zespołem Pryzmat zamanifestowaliśmy je na różnorakie sposoby: akordy i bit odbijają się jak w lustrzanym odbiciu, a tekst traktuje o robieniu witraży i o świetle odbijającym się na różnych powierzchniach”.

Podobne wyzwania znajdziemy i na „Dwunastym domu”. W „Pretekście” Gajdzica celowo wyszła od „brzydkiej i patetycznej progresji”, którą później starała się ożywić, nadać jej „ładny, fajny i nasz charakter”. O tym, w jaki sposób udało się jej to osiągnąć, opowiada Penkalla: „Gdy mój głos pojawia się w kontrapunkcie, wprowadza pewien rodzaj durowej harmonii. To pierwsza jaskółka zapowiadająca zmiany w tym numerze. Kolejną są bogatsze, z lekka jazzowe akordy refrenu. Później Magda wprowadza bardzo pomysłowy bas, który nie idzie po bazowych dźwiękach akordów, tylko synkopowo gra swoją melodię. I tak do dramatycznego, molowego pochodu poprzez wprowadzenie dodatkowych dźwięków dodajemy elementy wieloznaczności: akordy molowe mieszają się z durowymi, które splatają się jak warkocz. Na końcu jest polifoniczna koda: ja i Magda śpiewamy tę samą melodię, ale Magda zaczyna później i w ten sposób powstaje kanon. Potem w ten kanon zaczynamy wplatać elementy melodii ze zwrotki i refrenu, powstaje wielogłosowy miszmasz, który pozwala inaczej spojrzeć na to, co wydarzyło się dotychczas”.


Z tych ograniczeń i świadomego podjęcia ryzyka urodziła się chyba najmocniejsza piosenka albumu. W dodatku bardzo ładna także pod względem tekstowym i wokalnym, bo Penkalla i Gajdzica mają świetne głosy (imponujące skoki o oktawę) i talent do ewokowania nastrojów i emocji. „Późno już, bez snu doczekam jutra / Ty też zamykasz bar po drugiej stronie miasta / To wygodne spędzać czas osobno” – to piękny obrazek z końca relacji. Najlepszy tekstowo jest tu jednak singlowy „Plan działania”, w którym perfekcyjnie łączą się dwie katastrofy: jedna na skalę planetarną, druga – osobistą. Obie napędzają się wzajemnie, a przebojowa muzyka w tle – z mocarnym, synkopowanym basem, rozbujanym i swobodnym rytmem, który podkreśla pilność refrenu – dodatkowo wprawia mnie w przygnębienie. Bo co to właściwie oznacza? Czy faktycznie w obliczu klimatycznej apokalipsy pozostało już tylko dobrze się bawić w rytmie disco?

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)