Ludzie na pętli
fot. Konrad Smoleński

8 minut czytania

/ Muzyka

Ludzie na pętli

Jakub Bożek

Muzycy Lotto zamiast uczłowieczać loopy, odczłowieczają własne ręce i stopy – zmieniają je w perfekcyjne interfejsy pośredniczące między instrumentami a aparaturą studyjną

Jeszcze 2 minuty czytania

Zdecydowałem, że pierwszy odsłuch „Hours After” zrobię na bieżni orlika, kilkaset metrów od mojego bloku. Co mogło lepiej odsłonić prawdę o najnowszej płycie Lotto niż osiemnaście kółek po czterystumetrowym torze? Wyszło około 30 minut – to mniej więcej czas trwania albumu. Monotonna trasa – nie mieszkam w malowniczej okolicy, za charakterystyczne punkty widokowe muszą wystarczyć dwie sale gimnastyczne, w których dzieciaki bez maseczek grały w siatkę, i pusty plac zabaw, przy którym rośnie leszczyna turecka – monotonna muzyka i wysiłek fizyczny skumulowały się w stan bezmyślnego flow. Czyli działa! Dla mnie bowiem Lotto zawsze grali doskonałą muzykę użytkową – do „Elite Feline” wchodziłem jak do kapsuły izolacyjnej, gdy tylko potrzebowałem odcięcia albo spokojnej przestrzeni do pracy.

Ważna uwaga: etykiety „muzyka użytkowa” nie traktuję wcale obelżywie. W pewnym sensie „użytkowość” stała się przecież najważniejszą cechą współczesnej muzyki popularnej. Playlisty serwisów streamingowych układane są pod konkretne nastroje: do ćwiczeń pasuje na przykład „Best Mode”, a jeśli ktoś chce zrelaksować się w psychodelicznym stylu lat 60., powinien odpalić „Lava Lamp”. Och, to okropne tak traktować muzykę! Ale kto dziś słucha czegokolwiek w nabożnym skupieniu… Swoją drogą Lotto ma jeszcze więcej wspólnego z całokształtem muzyki popowej, choć na pierwszy rzut ucha trudno w zapętlonych, jednoakordowych strukturach doszukać się jakiegokolwiek pokrewieństwa z, powiedzmy, trapem, popem czy muzyką taneczną. Jak piłowanie molowego akordu h („Lis”) przez kilka minut ma się do sutych aranżacji z czołówek list przebojów? Otóż na poziomie najpierwotniejszych dźwiękowych struktur radykalny minimalizm Lotto opiera się na tych samych zasadach co 97 procent muzyki popularnej. I tu, i tu nie działają przecież klasyczne zasady harmoniczne.

Adam Neely – jeden z najciekawszych popularyzatorów muzykologii na YouTubie – przekonywał, że słynna akordowa czwórka, która pracuje w prawie każdej waszej ulubionej piosence, działa nie poprzez stwarzanie i rozwiązywanie dysonansów, jak każe sądzić „klasyczna teoria”, ale przez zbicie osobnych akordów w jedną, zapętlającą się strukturę, de facto w jedną dźwiękową chmurę. Na dowolny popowy utwór moglibyśmy więc patrzeć jak na ambient, a więc muzykę, która zamiast podróży oferuje nam nirwanę tu i teraz, cały czas – tak samo jak Lotto z ich hardym minimalizmem. Również brzmieniowo i wykonawczo trio współgra z resztą muzycznego świata. Wystarczy obejrzeć kilka tutoriali dla domorosłych producentów muzycznych, by zrozumieć, jak wielkie znaczenie przykłada się obecnie do zacierania granic między spontanicznością i przypadkiem a kontrolowaną precyzją pracy studyjnej. Mechaniczne loopy można przetworzyć tak, by oddychały i zmieniały się przy każdym kolejnym fot. Konrad Smoleńskifot. Konrad Smoleńskiprzelocie, monotonię kompozycji można naprawić przy pomocy arsenału producenckich sztuczek, niedoskonały wokal da się dostroić tak, by nie utracić ludzkiego feelingu, i tak dalej… Muzycy Lotto też podążają wzdłuż tej granicy, ale jako wytrawni instrumentaliści są po drugiej stronie i zamiast uczłowieczać loopy, odczłowieczają własne ręce i stopy – zmieniają je w perfekcyjne interfejsy pośredniczące między instrumentami a aparaturą studyjną. Stąd bierze się intrygujący chłód tej muzyki, wrażenie, że nie została powołana do życia przez człowieka, jedynie odnaleziona i wydobyta z zawieszonego czasu.

Lotto nie jest więc zespołem radykalnym, zamiast kłócić się z głównym nurtem, muzycy odzierają go z pozłotki, odsłaniają nagą strukturę i fundamenty popu, hip-hopu i rocka, wszystkiego, czego się dziś słucha. Samo w sobie byłoby to interesujące, ale „Hours After” szczęśliwie nie posłuży nam wyłącznie jako intelektualna szarada. Chłopaki mają po prostu ucho do dobrych pętli i pracują z nimi jak wytrawni producenci hiphopowi, którzy wiedzą, że nie można przesadzić, bo loop im prostszy, tym lepszy. Kilka sekund z „Nautilusa” Boba Jamesa wyjęte przez RZA na potrzeby „Daytona 500” Ghostface’a zawsze traktowałem jako wzorowy przykład hiphopowej prostoty. Cztery takty, jeden akord rozciągnięte w kilkuminutowy utwór, pozwalały wydobyć z oryginału napięcie, uporczywość i brutalność. Loop zadziałał tu jak szkło powiększające, dzięki któremu obserwator dostrzega ukryte faktury, nowe kolory. Najciekawsze, że efektów całej tej procedury nie da się przewidzieć, to nie ty kontrolujesz pętlę, bo to ona zaciska się wokół ciebie.

O ile jednak hiphopowi producenci brali pod lupę stare nagrania – kiedyś, bo teraz samplowane podkłady to raczej domena rapowych dziadersów albo, co zresztą na jedno wychodzi, magnatów, którzy mogą pozwolić sobie na wyczyszczenie sampli – o tyle Lotto wycina swoje pętle z innego materiału: Zeitgeistu. Oczywiście nie ma tu publicystyki, ich muzyka to raczej zapachowa puszka, która prowadzi nas do mroku, a każdy z czterech obecnych tu utworów odzwierciedla jakiś jego odcień. I tak „Lis” jest duszny i statyczny, choć równocześnie wycofany. Zamiast muzycznego dziania się zespół proponuje medytację nad molowym akordem h, czasem złamanym molowym ais. Podobny pochód spotkamy w wielu rockowych utworach (jeśli tylko ostatni akord zastąpilibyśmy durowym), ale „Lis” niewiele ma wspólnego z gitarową sztampą. To Lotto, Hours After, endless hapiness 2020Lotto, Hours After”,
endless hapiness 2020
studium zawieszonego czasu, zanikający puls lockdownu. Prawdziwe wkurwienie uwalnia się dopiero wraz z „Moth”, w którym agresywny bas, krążący między podstawą akordu a czasem obniżoną kwintą brzmi, jakby za moment miał wykipieć. Kanonada talerzy i kotłów wzmaga agresywną atmosferę, ale oczywiście nie powinniśmy spodziewać się czegoś więcej niż zgęszczenia zgniłego powietrza. Jakakolwiek kumulacja i wyładowanie są przecież niezgodne z doktryną zespołu – nie można wyjść z pętli. Dlatego też mniej więcej w połowie zamiast eksplodować, muzyka eroduje i pokrywa się niweczącym sensy przesterem. Zestawienie „Lisa” i „Moth” pokazuje jednak, że konsekwencja w trzymaniu się narzuconych sobie ograniczeń nie przeszkadza zespołowi w odsłanianiu różnych twarzy muzyki monotonnej: znajdziemy tu wszystko od blazy po wściekłość. Albo desperacką witalność, jak w „Verge”.

O ile zazwyczaj minimalizm kojarzy się z przewiewnością, otwartymi przestrzeniami, stwarzanymi przez nałożenie na siebie kilku prostych fraz, tak tu Lotto przetwarzają tę formę w swoisty power minimalizm. Zamiast światła i przeciągu dostajemy więc zaduch salki treningowej, pachnącej determinacją i stresem. Na poziomie kompozycji przejawia się to w nagromadzeniu zmniejszonych sekund: w pulsie basu, w synezatorowym riffie, który skacze pomiędzy najmniejszymi cząstkami dźwiękowej skali. Gdy pod koniec w cały ten szlam wciskają się jeszcze natarczywe talerze, przestrzeń domyka się ostatecznie. Nie ma już miejsca na nic więcej.


W porównaniu z „Verge” „Casino” wydaje się zaś wręcz progrockowe: dostajemy utwór rozpięty między dwoma akordami skali molowej (pierwszym i szóstym, różni je jedna nuta), a nawet efektowną podcinkę, w której ślizgamy się po akordach oddalonych od siebie o półton. Gdybyśmy trzymali się architektoniczno-wnętrzarskich porównań, to tym razem trzeba by sięgnąć do nieistniejącej architektury rodem z powieści Jeffa VanderMeera. Tam w zakazanej Strefie X członkini naukowej ekspedycji trafiła na odwróconą latarnię morską, która zamiast piąć się ku górze, ryła w ziemi. U Lotto – ze względu na chłód i precyzję – latarnię morską zastąpiłby raczej nowoczesny szklany dom, bo „Casino” to fantazja na temat nawiedzonego korpomodernizmu, „Wiesławiec” w formie nagrań terenowych.

Wróćmy jeszcze do początku, czyli do użyteczności tej muzyki. Czy da się żyć, chodzić i pracować z mrocznym, nawiedzonym ambientem w uszach? W 2020 roku nie mamy wyjścia, nie widać wyjścia z pętli.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)