Dźwięk opowiadający
fot. Olga Ozierańska

14 minut czytania

/ Muzyka

Dźwięk opowiadający

Jakub Bożek

Muzyka We Will Fail, mimo że nawiązuje do techno, nie nadaje się do tańczenia. Jej sensem jest snucie historii. Tyle że powiązania między kolejnymi wydarzeniami są co najmniej rozmyte, a rytmy, harmonie i melodie walczą tu o przetrwanie

Jeszcze 4 minuty czytania

Drobna dziewczyna idzie korytarzem wyznaczonym przez druciane ogrodzenie. Za sobą ciągnie walizkę po ubitej ziemi, kółka terkoczą; przed sobą ma szarobury budynek po byłej elektrowni. Na parterze kilka okien zabito dyktą, ale w środku tętni życie. Dziewczyna wchodzi przez żelazne drzwi, schodzi na dół po schodach, koło szatni mija czarno-biały obraz Piotra Nathana. Nie zostawia jednak walizki, ma tam kupę sprzętu. Aleksandra Grünholz za chwilę gra w najsłynniejszym klubie techno, w berlińskim Berghain. Występuje jako We Will Fail.

***

Grünholz może i zdarza się grać w Berghain, ale wizerunek bywalczyni tego klubu przystaje do niej średnio, bo ani nie ubiera się na czarno, ani nie zarywa nocy. Prowadzi spokojne życie – w tygodniu wstaje o szóstej rano, o dziewiątej schodzi do piwnic Instytutu Tele- i Radiotechnicznego na warszawskim Muranowie, gdzie mieści się siedziba Monotype Records, wydawcy wszystkich jej płyt. Gdy wychodzi z biura, pracuje dalej. Pada o dziesiątej wieczorem.

Gdy umawiamy się na rozmowę, Grünholz zapewnia mnie, że w kwaterze głównej Mono poczuję „klimat undergroundu”. Piwniczny korytarz jest pomalowany na musztardowobury kolor, w drzwiach pociągniętych farbą olejną czasami tkwią judasze, czasami tylko dziury po nich. Najbardziej niepokoją pozostałości natrysków w korytarzu. Jakub Mikołajczyk, założyciel Monotype, tłumaczy mi, że w piwnicach znajdował się kiedyś komunistyczny areszt, stąd też niektóre pomieszczenia są w całości pokryte kafelkami. W kolejnym pokoju ktoś zapamiętale powtarza rutyny na bębnach, opresywne tłuczenie rozlewa się na cały korytarz. „Widzisz, mówiłam ci, że to underground” – żartuje Grünholz, gdy już docieram do lokalu 0.14. Z ulgą odnotowuję, że lokal jest wyposażony w okno, a poza tym panuje w nim przytulna atmosfera zagracenia, czego powodem są tysiące płyt kompaktowych. Część z nich umieszczono co prawda w prowizorycznym magazynie w klitce na We Will Fail, „Hand That Heals | Hand That Bites”, Monotype Records 2016We Will Fail, „Hand That Heals | Hand That Bites”,
Monotype Records 2016
lewo od drzwi wejściowych, ale nie wszystkie się tam zmieściły i spory zapas trzeba było porozkładać na prymitywnych regałach w biurze. Po przeciwległej stronie magazynu znajduje się zaś studio nagraniowe i… studio graficzne Grünholz, czyli Studio Chaotyczne. To dlatego Aleksandra co rano schodzi do podziemi – ma tam „etat”. Oczywiście nie tylko po to pojawia się budynku Instytutu, siedziba Mono to też jej kącik pracy twórczej – zrealizowała tam najnowszy album We Will Fail „Hand That Heals | Hand That Bites”, miejsce spotkań towarzyskich, a nawet… szkoła języka niemieckiego, którego stara się nauczyć wspólnie z Mikołajczykiem. (Jedno sprawdza drugiemu zadania domowe). Jakoś trudno w tym harmonogramie znaleźć dodatkowy czas na życie nocne. „Parę razy byłam na Brutażu [popularnym cyklu imprez techno – przyp. JB], ale ponieważ prowadzę firmę i robię jeszcze kilka innych rzeczy, bardzo lubię spać” – śmieje się Grünholz.

Ta postawa przebija się również w jej muzyce, absolutnie niefunkcjonalnej. Mimo wyraźnego brzmieniowego powinowactwa z techno, We Will Fail po prostu nie nadaje się na parkiet, o czym zresztą zaświadcza sama twórczyni: „Nigdy nie odnajdowałam się w muzyce do tańczenia, choć zdarza się, że na moich koncertach ludzie się poruszają. Zawsze mnie to zaskakuje”. Czuć to już w samym funkcjonowaniu rytmu. I nie chodzi nawet o preferowane przez Grünholz niskie tempa, kojarzące się raczej z hip-hopem niż z muzyką taneczną, ale o zupełnie odmienny sposób myślenia o rytmie. W „Trouble With Time” bębny nie trzymają czasu, nie dzielą go na równe odcinki, w których wydarza się muzyka, ale zakrzywiają metrum i prowadzą brzmienia ku czarnej dziurze. W efekcie cała muzyczna narracja rozpuszcza się w grawitacyjnym chaosie, a słuchacz zamiast śledzić uporządkowane przebiegi harmonii i melodii, staje się świadkiem ich walki o przetrwanie poza horyzontem zdarzeń. Kolejna różnica w porównaniu z techno: narracja. Dla przykładu „Trouble With Language” zaczyna się koncertem ostrych, kłujących brzmień, ale zamiast się ustatkować mutuje w kierunku pokiereszowanego, organicznego techno.

Ciągła zmiana, ewolucja to w ogóle sens muzyki We Will Fail, bo zamiast zapętlać swoje pomysły, Grünholz woli iść naprzód. Z drugiej strony opowiadane przez nią historie są połamane, a powiązania między kolejnymi wydarzeniami – co najmniej rozmyte. To co mówi o fascynacji pisarstwem Wiliama Burroughsa, w szczególności jego „Zachodnią krainą”, równie dobrze mogłoby odnosić się do jej albumów: „Burroughs był mistrzem prowadzenia narracji w sposób nielinearny: wątki mu się rozpływały, a plastyczne sceny przekształcały się w obłe formy”. 

Oczywiście terytorium eksplorowane przez Grünholz nie jest dziewicze w żadnym stopniu. „Elektroniczna muzyka do słuchania” – żeby uniknąć nieporozumień, przyjmijmy, że chodzi o gatunek wywodzący się z różnych odmian techno, ale przeznaczony do odsłuchu domowego – towarzyszy muzyce klubowej co najmniej od 1992 roku, kiedy wytwórnia Warp wydała pierwszą kompilację z serii „Artificial Intelligence”. Na retrofuturystycznej okładce albumu rozłożony w fotelu android pali dżointa i wypuszcza kółka z dymu, przed sobą rozrzucił kilka winyli cenionych przez psychonautów, między innymi „Autobahn” Kraftwerk i „Dark Side of the Moon” Pink Floyd. Zapewne na talerzu jego gramofonu kręci się inny album flagowych artystów Warp – być może Autechre albo Aphex Twina. W końcu między innymi dzięki tej wytwórni muzyka elektroniczna zyskała paszport dobrego smaku, zaczęli jej słuchać i ci, którym nie było po drodze na nielegalny rave gdzieś przy londyńskim Orbitalu.


Wkrótce oddolne tendencje istniejące gdzieś na marginesie brytyjskiej sceny techno wysforowały się na jej czoło. Dotychczasowy etos podziemnego rave’u: anonimowi artyści ciągle zmieniający pseudonimy, radosna amatorszczyzna, kompletna obojętność wobec głównego nurtu, zastąpiły wartości bliższe przyzwyczajonej do rocka publiczności, może nie masowej, ale z pewnością zainteresowanej kupnem albumów: przywiązanie do wartości wypowiedzi artystycznej i do pomysłowej identyfikacji graficznej albumów. Warp unikalne projekty okładek zawdzięczał studiu The Designers Republic – był to związek równie udany, co ten, jakim cieszyli się Factory i Peter Saville. Dziennikarze muzyczni byli zachwyceni, bo wytwórnia zaprezentowała nowe brzmienia, tyle że w staroświeckiej oprawie. „Inteligentne techno” miało być lepsze niż tępy i bezmyślny rave, możliwy do słuchania wyłącznie po zażyciu pigułki. Mixmaster Morris, jeden z przedstawicieli nowej fali, wyraził tę myśl dętym sloganem: „Myślę, więc słucham ambientu” (I think therefore I ambient). Warp, wbrew intencjom założycieli wytwórni, również zyskał sobie etykietę wydawcy „inteligentnej muzyki tanecznej”.

Grünholz oczywiście nie myśli, że jej muzyka jest lepsza, bo nie nadaje się do tańca. Z artystami Warpa łączy ją czasem więcej, czasem mniej. Nie ma w niej na przykład somnambulicznych melodii Aphex Twina, bo jak sama deklaruje, nie lubi „melodyjek”. W zamian można znaleźć rytmiczną wyobraźnię Autechre, których muzyka kojarzy się ze staroszkolnym hip-hopem i electro przetworzonym przez filtr kubizmu. Tak naprawdę jednak klucz do muzycznego świata Grünholz tkwi zupełnie gdzie indziej.

Nowy album We Will Fail to jedna historia opowiedziana na dwa sposoby – tak w każdym razie przekonują materiały prasowe. To dość umowne, bo już nawet przy pobieżnym odsłuchu okazuje się, że obie ręce – ta, co leczy, i ta, co zadaje rany – splatają się ze sobą niczym na litografii M.C. Eschera. Innymi słowy, niezbyt wiadomo, która jest która. Zresztą Grünholz przemyślnie złamała konceptualne ograniczenia, które sama sobie postawiła, również na okładce. „Czerwoną okładkę ilustrującą w zamyśle brutalniejszą płytę «Hand That Bites» zaprojektowałam tak, by była cieplejsza, jakby milsza wizualnie. Za to biało-zielona okładka do «Hand That Heals» jest chłodna, odpychająca”.

Wszystko to wiele mówi o We Will Fail – przede wszystkim zaś to, że w istocie jest to projekt głęboko konceptualny. Nagraniom Grünholz zawsze bowiem towarzyszą jakieś historie, narracje; poprzednia płyta „Verstörung” była na przykład wariacją na temat „Zaburzenia” Thomasa Bernharda. „Wprawdzie powieść przeczytałam dopiero pod koniec pracy nad albumem i poczułam, że to brakujący element układanki – stwierdziła dwa lata temu, gdy właśnie ukazał się jej debiut – ale pomysł na płytę miałam od początku dość sprecyzowany. Dużo myślałam o porażkach, o błądzeniu, o drobnych odchyleniach”.

Skąd u niej potrzeba koncepcyjnego opakowywania abstrakcyjnej muzyki? Jest w tym jakaś pozostałość po Audiosferze, pracowni Leszka Knaflewskiego na poznańskiej akademii, do której uczęszczała przez kilka lat. „Praca w Audiosferze polegała na rozmowach, rozmowach i kolejnych rozmowach. Przede wszystkim chodziło o robienie rzeczy z sensem, o działanie ze świadomością, z wykorzystaniem wielu różnych środków wyrazu i o nieograniczanie się” – wspomina Grünholz. Konrad Smoleński, przez siedem lat asystent w pracowni Knaflewskiego, zapamiętał to podobnie. Jeszcze zanim trafił do Audiosfery angażował się w różne działania dźwiękowe: w „lotnych galeriach” mieszczących się na stancjach środowisko związane z klubem Kisielice i kolektywem PinkPunk urządzało koncerty-performanse towarzyszące „wernisażom”. Smoleński podczas jednego z nich grał na starym telewizorze, którego kineskop stymulował głowicą magnetofonową. „Działałem w tym duchu, ale nie myślałem o tym jak o sztuce; te historie brały się raczej z potrzeby wydobywania hałasu. Praca w Audiosferze zmieniła moje podejście”.

Knaflewski – artysta z pagodami punka zdobytymi w dwóch zespołach, Sten i Socrealizm – przyciągał studentów charyzmą. Wojciech Bąkowski, kolejny artysta doświadczony Audiosferą, stwierdza: „Był to wojskowo-gangsterski dowódca. Stanowczy i opiekuńczy. Nie bronił terytorium, nie miał specjalnych względów dla osób uległych, co często zdarza się profesorom. Przygarniał silne osobowości i lubił napięte relacje”. Miał dwie ulubione metody: niekończące się rozmowy i zadania podawane studentom w charakterze szarad czy haiku. „Później trochę nas już to bawiło, ale Knaf uwielbiał te rebusy. Jedno z zadań nazwał «Grzechotka dla dorosłych». «Grzech», «grzechotka» – to rodzaj gry językowej, która go pociągała” – mówi Smoleński.

Grünholz na jeden z takich rebusów odpowiedziała prawie godzinnym słuchowiskiem, jakby zapowiedzią projektu We Will Fail. Przygotowała antyporadnik pozwalający pogodzić się z porażką, bardzo bliski życiowej maksymie Homera Simpsona: „Próba to pierwszy krok do porażki”. „Umysł jest jak spadochron, dopóki go nie otworzysz, jest bezużyteczny” – spokojny głos Grünholz unosił się w próżni, od czasu do czasu napotykał tylko chmury subtelnego dźwięku. „Są ludzie, którzy uważają, że wszystko dzieje się dzięki nam i że posiadamy fizyczną możliwość kontrolowania rzeczywistości. [...] To nieprawda. Oto najbardziej istotna z prawd, którą się z tobą dzielę. Świat powstał z przypadku i wszystko, co się na nim dzieje, wynika z przypadku” – i dalej w tym duchu aż do słodko-gorzkiego końca.

„Knaf namawiał na działania w rozkroku między mediami” – wspomina Bąkowski. „Ulubił sobie performans dźwiękowy. Wszyscy w pracowni budowali instrumenty. Konrad Smoleński grał na bombie i czaszce psa, Knaf na trumnie, a ja na magnetofonach jamnikach”. Grünholz również ciągnęło w tę stronę, wspólnie z dwiema znajomymi z roku, Klaudią Jarecką i Olgą Ozierańską, założyły Grupę OKO. Zadebiutowały koncertem w klubie „U Bazyla”: „Właściwie to była melina, gdzie występowały zespoły metalowe” – prostuje Grünholz . Ubrane w sukienki ze złotych cekinów, wystylizowane na popowe gwiazdy, członkinie OKA zaczęły wprawdzie od piosenki z refrenem, ale potem występ skręcił w psychodeliczne rejony, z szamańską choreografią i metalowymi pałkami przerobionymi na rytualne instrumenty. Działalność OKA w ogóle była zafiksowana na eksplorowaniu niesamowitego – otwieranie króliczych nor w codziennych sytuacjach, przez które chętni widzowie mogli przedostać się w inną rzeczywistość. W Starym Browarze na przykład pełzały przykryte płócienną szmatą. „Słuchałyśmy głosów przechodzących obok nas ludzi. «Czemu to się rusza?». Dotykano nas, z pewnym obrzydzeniem”. We Wrocławiu wcieliły się w potwora: „Uszyłyśmy sobie trzyosobowy kostium, wielką formę z kilkunastoma mackami. Siedziałyśmy w środku i animowałyśmy te macki, ale to było trudne doświadczenie, przede wszystkim dla nas. Forma składała się z dwóch warstw: wewnętrznej z czerwonego materiału wypchanego skrawkami waty i styropianem i zewnętrznej z półprzezroczystego białego filcu dodatkowo zabezpieczonego watoliną. Chodziłyśmy tak po parku i... zaatakowały nas dzieci, właściwie nas spacyfikowały, rozdarły stwora na części”.

OKO w końcu się wypaliło, ale tropy podejmowane przez grupę są też obecne w muzyce We Will Fail. Dźwiękowy świat Grünholz zaludnia menażeria osobliwych brzmień, niestałych, pozbawionych esencji. W „You Are Beautiful and Artistic” rytm o chrzęszczącej, owadziej fakturze okresowo zrzuca z siebie organiczny brud i przechodzi w coś mechanicznego, czystego. Gdzieś między jedną transformacją a drugą staje się jasne, co jest tą historią, którą opowiada dwupłytowy album. „Hand That Bites | Hand That Heals” to opowieść dźwięku o samym sobie.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.