Pamiętacie Oksanę? Dziewczynę, która interesowała się dyskotekami, chłopakami i nauką (tą ostatnią „w miarę”). Doskonale ją rozumiem. Mam tak samo, jeśli chodzi o popowe piosenki. Lubię dyskoteki, śpiewające i grające dziewczyny i kosmos (nauka!). Dlatego chwała Ciemnogrodom, duetowi tworzonemu przez Adę Fijał i Maximiliana Skibę, bo ich debiutancki maksisingiel „Planetarna moc” to spełnienie moich marzeń.
Dotychczas ideałem popowej piosenki gwiezdnej była dla mnie „Ratujmy kosmos” Bajmu i Andrzeja Korzyńskiego ze ścieżki dźwiękowej do „Pana Kleksa w kosmosie”. Ekologiczny hymn z napędem międzygwiezdnym na paliwo z gitarowych riffów, niepokojących efektów dźwiękowych Korzyńskiego i słodkiego głosu Beaty Kozidrak, której wokalizy równocześnie zatrzymywały i wznawiały akcję serca. Wprawdzie Ciemnogrodom jeszcze trochę brakuje do tego poziomu, ale „Planetarną moc” można potraktować jako zapowiedź czegoś naprawdę znakomitego. Już sam tytułowy numer udowadnia, że ta załoga ma w zasięgu co najmniej Plutona. Piosenka uwodzi od samego początku. Numer rozkręca się instrumentami perkusyjnymi i skrytymi w tle oktawami fortepianu wynoszącymi Ciemnogrody do refrenu jak jakiś prom kosmiczny. „Bilet na orbitę mam / Niech nie kończy się mój piękny stan” – melodeklamuje Fijał, przy tym tylko odrobinę czarująco fałszując. Skiba ma niebywały aranżerski talent, z ograniczonej palety brzmień wydobywa wciąż nowe struktury. Dla przykładu w drugiej zwrotce fortepian z oktaw przechodzi w rozbiegane pasaże. To drobne zabiegi, ale tak naprawdę dobry pop stoi podobnymi szczegółami, perfekcjonistyczną dbałością o każdy niby nieznaczący drobiazg.
Remiks Das Komplex, autora znakomitej epki wydanej przez wytwórnię Maćka Sienkiewicza Father And Son Records And Tapes, to po prostu kolejny etap kosmicznych eksploracji. Bębny są nieustannie ogrywane orbitującymi wokół drobiażdżkami: muśnięciami klawiszy, liźnięciami gitary, brokatem syntezatorowych efektów. Bas ma dubowo-maszynowy charakter, który doskonale współgra z zapętlającym się monotonnym riffem elektrycznego klawesynu i gitary. Remiks jest niebywale dynamiczny, producent gładko przechodzi od hipnotycznych zdyscyplinowanych momentów w swobodnie dryfujące medytacje, a mimo to wszystko się klei. Wersja zdubowana tymczasem jest o wiele bardziej nieuczesana. Komplex jakby wprawił w ruch organiczną maszynerię i tylko nieznacznie manipuluje jej parametrami, by uniknąć wrażenia kompletnego chaosu. W efekcie elementy składowe nieustannie zmieniają formę i miejsce, tak jakby cały system przechodził przyspieszony proces ewolucji. Ten Dub to konstrukcja w procesie zamiast domkniętej całości. Ciekawe tylko, czy obecna w nim spora dawka entropii nie przeszkadza na parkiecie?
Oczywiście to nie parkietowa moc decyduje o tym, że Ciemnogrody to zespół warty uwagi. Chodzi raczej o to, że ich piosenki to idealnie wyważona mieszanka melancholii i euforii, w ogóle przeciwstawnych uczuć: chłodu i żaru, smutku i radości, tańca i żałoby. Kulturowe oswajanie tej feerii emocji i odczuć zawsze obecnych w naszych głowach nie jest proste, ale czasem się udaje (na co dowodem jest wspaniała animacja „W głowie się nie mieści”). Ciemnogrodom też się chyba udało.
Takie „Bezsennie” to na przykład niezwykle nerwowa historia („Bo w głowie mam myślowy szum / Szyszynki strajk / Czy sen mnie dziś zaskoczy / Rozmyślam od północy”) z refrenem, w którym tkwi czysta poezja. To iście niebiański dialog trójstronny z fanfarami, płaczliwym pociągnięciem po smykach i harmoniami wokalnymi. Takie piosenki piszą Phoenix, i tu też zdecydowanie czuć wdzięczny francuski sznyt. Chapeau bas!
Ciemnogrody, „Planetarna moc”,
Stuk Records 2015Ale zabieg łączenia przeciwstawnych smaków jeszcze lepiej powiódł się w disco-balladzie „To ja”, w której dwubiegunowość jest wpisana i w aranżację, i w tekst. Ta historia wychodzenia z dołującej rutyny i odzyskiwania kontroli nad własnym życiem („Nie wstrzymuj procesu, trwaj / Gniew obudź w sobie, uwolnij ogień / Teraz zrób miejsce w głowie i odpowiedz sobie / Czy tego chcę”) może mogłaby trącić coachingowym banałem, gdyby nie absolutna szczerość i przekonanie bijące od Fijał. Gdy w drugim refrenie wokalistka skanduje te motywacyjno-egzystencjalne instrukcje, instrumentacja owija się wokół niej, a słowa nabierają jakiegoś pozawerbalnego sensu. Te proste emocje otwierają na coś ważnego, potencjalnie przełomowego.
I nawet nieważne, że to efekt wybitnie tymczasowy, bo kończy się wraz z ostatnimi sekundami piosenki. Ta jedna chwila kontaktu z czymś wzniosłym jest warta kaca moralnego albo wstydu, z rodzaju tych, które odczuwa się nazajutrz po głębokiej i szczerej rozmowie z kimś nieznajomym. Czasem naiwność jest tą właściwą drogą.
Świetny singiel. Proszę o album.