Kochankowie przeżyją
fot. Jacek Poremba

7 minut czytania

/ Muzyka

Kochankowie przeżyją

Bartosz Chmielewski

Na płycie „Skull Echo” Julia Marcell stara się powiedzieć, że w świecie, który nie ma przyszłości, jest pewien ratunek. Nawet gdy jej słów czasem nie słychać zbyt dobrze, bo giną pod warstwami syntezatorów i efektów

Jeszcze 2 minuty czytania

Zmyliła mnie Julia Marcell. Gdy algorytm serwisu streamingowego zagrał utwór „Nostalgia”, zaświtała mi na moment myśl, że oto Beata Kozidrak nawiązała współpracę z Kubą Karasiem z zespołu The Dumplings. Nie było to takie do końca nieuprawnione skojarzenie, bo na nowej płycie Julia Marcell wielokrotnie szarżuje wokalnie w stylu gwiazdy zespołu Bajm. Album „Skull Echo” to wielki popis możliwości głosowych pochodzącej z Olsztyna artystki. Przywodzi pamięć o popowych wokalistkach z lat 90., Edycie Górniak czy Anicie Lipnickiej, tyle że Marcell przeciąga je tu na drugą stronę lustra, do świata mroku, neurozy i kosmicznej samotności.

Julia Marcell śpiewa w „Nostalgii”, że tęskni do lat, których nie zna. Szuka w nich mitycznego optymizmu, który ludzkość ponoć czuła w minionych dekadach. Przy melodii syntezatora jakby wyjętej z serialu „Stranger Things” wraca do piosenek znanych i lubianych. Wpatrzona w przeszłość, nie ma w sobie miejsca na nowe sensy. Duchologiczne ciarki wywołuje rzadko ostatnio widywany w popie klangujący bas. Słychać tu też dźwięki, królujących w latach 80. starych elektronicznych pianin, po które tak chętnie w ostatnich latach sięgają artyści zaliczani do nurtu alternatywnego popu jak Enchanted Hunters, Wczasy czy Oxford Drama. U Julii znajdziemy klawiszowe brzmienia znane z piosenek Króla czy The Dumplings. Z tymi muzykami łączy ją też na „Skull Echo” nastrój tajemnicy, patetyczna melancholia i zamiłowanie do niebiańskich pogłosów.

Julia Marcell zaczynała od śpiewania po angielsku kameralnych utworów przy wtórze fortepianu i kwartetu smyczkowego. Przełomem okazał się wydany w 2016 roku album „Proxy”. Dała się wówczas poznać jako zdolna tekściarka, która potrafi pisać również w rodzimym języku. Płyta „Proxy” była portretem kobiety osaczanej przez współczesność: okładki magazynów, apki do randkowania, rozbuchany konsumpcjonizm. Dużo było na niej konkretu, osadzenia w technologicznej rzeczywistości, bohaterowie piosenek mieli imiona i charaktery. Grał żywy zespół, a album wyprodukowano w sposób oszczędny i konwencjonalny. „Skull Echo” odrywa się od ziemi w sensie fizycznym (kosmiczne pogłosy i klawisze) i metafizycznym (kosmiczna Julia Marcell, Skull Echo, Mystic Production 2020Julia Marcell, Skull Echo”,
Mystic Production 2020
perspektywa). Początkowo miałem problem ze zrozumieniem, o czym właściwie są teksty, bo słowa się tu często rozmywają, giną pod nakładającymi się na siebie warstwami chórków i przestrzeni. Może to kwestia produkcji Michaela Havesa, który nie przykładał aż takiej wagi do wybrzmienia tekstów, a może celowy zabieg, którego na razie nie rozumiem. Tak czy inaczej, nie ułatwił on uchwycenia sensu i tak niejednoznacznych piosenek.

Piosenki ze „Skull Echo” napędza egzystencjalny niepokój związany z upływem czasu i brakiem sensu życia, ale też światem, który zmienia się szybciej niż ci, którzy chcą go zmieniać. W klubowym bangerze „Moment i wieczność” znieczuleniem na te zmartwienia jest ogłuszenie się prędkością i muzyką. Julia daje radę: „Zegar zwalnia, im szybciej gnasz w dal”, ale już w następującej po tańcach przejmującej balladzie „Czas” dochodzi do głosu wewnętrzny lęk: „Jeśli wszystko to ma sens, to jeszcze stąd nie widać go”. Tekst jest pełen niedopowiedzeń i ginących słów. To jeden z tych utworów, w których za sprawą miksu Michaela Havesa chwilami zwyczajnie nie słychać, co artystka śpiewa.


Kulminacyjnym punktem płyty są „Domy ze szkła” – komentarz do pogłębiających się społecznych podziałów i zagrożenia totalitaryzmem. Ludzie nakręcani przez media boją się tego, co za oknem, reagują agresją na odmienność i na tych, którzy próbują coś zmieniać („siedź tam, gdzie los rzucił, co dane, niech trwa”). Masy żądają konformizmu („wystarczy, że mówię, co słyszeć chcą”). Zanika humanitarna postawa dzielenia się i pomocy. Efekt zderzenia jednostki z tłumem podkreśla utrzymany w metrum walca refren, śpiewany w kontrze do pulsującego równolegle rytmu, który próbuje wszystko uprościć.

Po „Domach ze szkła” płyta wchodzi w fazę złego tripu. Kompozycja „Otwórz głowę” śmiało mogłaby się znaleźć na albumie „Homogenic” Björk, a i pamiętny klip do „All Is Full of Love” z całującymi się androidami pasowałby tu doskonale. „Futurystyczna produkcja”, o której mowa w materiałach promocyjnych do płyty Julii Marcell, pokazuje, że w naszych fantazjach na temat przyszłości nie oddaliliśmy się specjalnie od tego, jak wyobrażali ją sobie artyści w latach 90. Syntezatorowa koda w „Otwórz głowę” – jeden z najmroczniejszych motywów, jaki wydarzył się w polskim popie – dobrze sprawdziłaby się i w nowym i w starym „Blade Runnerze”. Być może Julia wykorzysta ten motyw w swoim filmie. Artystka zainspirowana pracą nad „Skull Echo” napisała scenariusz z gatunku science fiction. Premiera filmu powstającego we współpracy z Natalią Grzegorzek, producentką filmów „Kamper” i „Córka trenera”, planowana jest na rok w 2023.


Czy ludzkość opuści w nim Ziemię, jak sugeruje Julia Marcell w ostatnim na płycie utworze „Echo w głowie”? I w imię czego człowiek miałby dalej dryfować „w ciasnej kapsule z kości”? Artystka proponuje, by w świecie bez sensu i przyszłości postawić na miłość i szukanie kontaktu z drugim człowiekiem. W piosence uświadamia sobie banalną prawdę, że nawet ambitne życie nastawione na samorealizację nie daje pełni szczęścia, jeśli jest się samotnym: „ miły, choć staram się i trudzę, czasem tak strasznie się ze sobą nudzę, wstąp, proszę, wejdź pomiędzy sny, co w głowie mi się tlą, bądź wszystkim tym, co nie jest mną”. To główne przesłanie albumu „Skull Echo”.

Pierwsze reakcje fanów na nową płytę Julii Marcell pokazują, że nagrała swój najtrudniejszy w odbiorze album i potrzeba trochę czasu, by się w nim odnaleźć. „Wystarczyło kilka dodatkowych przesłuchań i zmieniam reakcję – z lajka na serduszko” – napisał znajomy o jednej z piosenek. Marcell potwierdza tą płytą status jednej z najciekawiej rozwijających się polskich songwriterek oraz jednego z najpiękniejszych głosów mojego pokolenia (oboje jesteśmy z rocznika ’82). Choć majestatyczne „Prawdopodobieństwo” czy taneczny „Moment i wieczność” spokojnie sprawdziłyby się podczas któregoś z telewizyjnych sylwestrów, to „Skull Echo” jest zbyt ambitnym wydawnictwem, by podbić szeroką publiczność. Wydaje się, że będzie w dyskografii artystki tym, czym album „Martwa woda” w dyskografii Bajmu – perełką dla smakoszy. 

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych)