Cyk, cyk. Wsiadam do mojego forda kombiaka. Odśnieżać nie trzeba. Z przodu leżą dziecięce słuchowiska na płytach, z tyłu dwa foteliki. Wyciągam telefon, który ledwie się trzyma, potłuczony. Audio jack 3,5 i foteliki znikają. Przenoszę się do jeszcze starszego samochodu z kaseciakiem, prowadzonego przez Cezarego Ciszewskiego, dokumentalistę, reżysera i dziennikarza, twórcę „Miast w Komie”, a kiedyś programu „Muzyka Łączy Pokolenia” w TVP. Na miejscu pasażera siedzi Michał Marczak, reżyser filmów „Wszystkie nieprzespane noce” i „Fuck for Forest”. Ruszam z nimi w poszukiwaniu rozwiązania zagadki postaci Czarnego Romana.
Siedmioodcinkowy podkast „Czarny romans” to reportażowa historia o Janie Wiesławie Polkowskim, znanym jako Czarny Roman. To był ten ekscentrycznie ubrany, jak na Warszawę, mieszkaniec Nowego Światu, Krakowskiego Przedmieścia, Chmielnej. Przechadzał się po swoich ulicach w kapeluszu, kolorowych ciuchach, z matą do jogi. Zaczepiał przechodniów o złocisza. Rzucał: „Czarne skały spadają, lecą na świadomość arcykurwa mordercy. Nikt tych skał nie zatrzyma”. Były też inne. Zaklęcia? Widzenia? Nic nieznaczące mamrotania szaleńca po bankructwie? 5 grudnia 2017 roku zmarł na ulicy. Zamarzł? O jego śmierci poinformował na Facebooku Cezary Ciszewski.
Twórcy podkastu tropią dzieje Romana w czasach, kiedy był jeszcze Wiesławem. Czyli kim? Szamanem, cinkciarzem, wolnym duchem? Dlaczego żona zostawiła go i uciekła z trzema córkami do Nowego Jorku? Co się stało po drodze, że walizki pieniędzy, na których siedział, wyparowały, a Roman wylądował na ulicy?
Seriale podkastowe pozwalają popłynąć za bohaterami, powędrować po ich świecie, pociągnąć wątki. „Czarny romans” rozgałęzia się, słuchacz zanurza się w historię. Autorzy opowiadają o miejscach przecięć muzycznej bohemy i szemranego środowiska Warszawy lat 80. Ciszewski i Marczak przepytują Roberta Tomaszewskiego, byłego menedżera Oddziału Zamkniętego, i Grzegorza Kuczyńskiego, który wysłał Lady Pank na trasę do Stanów. Jest tu też opowieść o transformacji Polski Ludowej, która skupuje waluty od cinkciarzy, w Polskę kapitalistyczną, która stoi kantorami. Jerzy Urban, zadowolony z siebie, opowiada o wysyłce koców i śpiworów dla nowojorskich bezdomnych. Wódka, też mocno polska sprawa, ważna dla wielu bohaterów podkastu, znajduje się w centrum uwagi jednego z odcinków. Autorzy odwiedzają Muzeum Polskiej Wódki w warszawskim Koneserze i badają w laboratorium skład Vistuli (nie pijcie tego). Moje ucho zwraca jednak szczególną uwagę na opowieści kobiet: artystki i reżyserki Hani Maciąg (także aktorki znanej z „Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham” Pawła Łozińskiego), żony Romana Iwony Polkowskiej oraz jego kochanki o imieniu na K.
„Czarny romans”. Twórcy: Michał Marczak, Katarzyna Szczerba, Cezary Ciszewski, Dionisios Sturis, Agata Karlicka, Jerzy Rogiewicz, Audioteka 2019/2020. Ostatnio pojawiło się kilka „pierwszych polskich reporterskich seriali podkastowych”. Czerpią one garściami z amerykańskich podkastów. Nie wypracowują autonomii, własnego języka, sposobów budowania dramaturgii. „Czarny romans” to pierwszy nasz, swojski i też swoisty serial audio. Owszem, bywa, że krew się leje, a Ciszewski dosłownie biegnie za potencjalnym rozmówcą, ale ten amerykański film szybko się zwija, to tylko momenty. Obcujemy przede wszystkim z wrażliwością twórców: zajawką Ciszewskiego na życie warszawskiej ulicy i uczuciowością Marczaka z „Wszystkich nieprzespanych nocy”; poetyckim językiem i subtelnie współdziałającymi z nim dźwiękami. Swoistość podkastu budują też archiwa radiowe i telewizyjne. Gra to niewątpliwie na nostalgii, ale też skutecznie zakorzenia opowieść w naszym tu.
Większość rozmówców Ciszewskiego i Marczaka nie posługuje się czystą, poprawną polszczyzną. Słowa raz płyną soczyście, raz rwą się, naszpikowane kurwami. To język często nieuładzony, zerwany ze smyczy. W podkaście występują fachowcy od nawijki, typu Vienio i raper Kiełbasa, oraz amatorzy współczesnej warszawskiej gwary, bezdomni. Są i różne wolne dusze, których słowa są bardziej pojechane niż przeciętnie. Z kolei starzy cinkciarze wspominający dawne czasy są trochę z Barei. Mój ulubiony dialog z przedstawicielem branży cinkciarskiej idzie mniej więcej tak:
Marczak: A byłby pan w stanie teraz jakiś numer wywinąć?
Cinkciarz: [pauza] A czy pan zapomniał jeździć na rowerze?
Dźwięki w „Czarnym romansie” czarują na różny sposób. Jest cała gama barwnych głosów: zachrypniętych, przepitych, ale i czuło szepczących do ucha (Hania Maciąg w pierwszym odcinku). Subtelna trąbka Kamila Szuszkiewicza wchodzi czasem, żeby podkreślić moment czyjejś wypowiedzi. Zespół proMODERN wyśpiewuje teksty samego Czarnego Romana i wkracza w narrację jak grecki chór. Podobnie czołówka i tyłówka – chóralnie wyśpiewywane, może nawet nieco kościelnie. Z opowiadanej historii robi się wtedy trochę obrządek, misterium. Jednocześnie chóralność jest po prostu zabawna, katalizuje napięcie, rosnący balon pęka. Zawsze doceniam, gdy nie zostaję potraktowana jak konsumentka suplementu diety, który koniecznie muszę kupić pod wpływem głośnej i dokręcającej emośrubę reklamy. Wzruszenie jest, ale bez wyciskania go przemocą, jak to się dzieje w „Śledztwie Pisma” podkastowym serialu z zeszłego roku, gdzie muzycznie tworzony rejestr emocjonalny jest nieznośny.
Największym MC jest w tej historii Cezary Ciszewski, twórca uczestniczący, bohater drugiego planu, nowy Roman. Ciszewski tak ma, że jest bohaterem historii, które rejestruje, że życie jest w jego przypadku filmem i vice versa. Najbardziej dobitnie pokazał to w dokumencie „Wolność jest darem Boga” z 2006 roku. Filmował w nim narkomanów squatujących na Foksal 13 w Warszawie. W trakcie filmowania stał się jednym z nich. Ciszewski wyciągnął się z heroiny i po tym, jak sam był młodym telewizyjnym celebrytą początku lat 2000, stworzył „Miasta w komie” – antytelewizję komórkową, zrzeszającą oddolnych reporterów, którzy kręcili swoje ulice w całej Polsce. Adam Mazur pisał o nich „patetyczni i autentyczni”. Chodzi w projekcie o to, żeby „odkłamać cały świat zabity przez telewizję”, mówił w 2018 roku Ciszewski, siedząc w kapeluszu. Powiada też, że ulica jest jego teatrem i jest w tym konsekwentny.
Czarnych Romanów było i jest wielu. Ciszewski gromadzi w swoim archiwum liczne nagrania z „królami przegranego życia”: odszczepieńcami, kontestatorami, ludźmi na poboczu, nierzadko z historią nadużywania substancji, czasem z motywem ich ujarzmienia, jak to się stało i w jego przypadku. Na „patelni” (przy stacji metra Centrum w Warszawie) Jurek Mors aka Pan Kwiatek przynosił balię z wodą i przy piętnastostopniowym mrozie wchodził do tej wody i się nią oblewał. Morsowanie jako patent na kryzys alkoholowy. Paweł Pałker, do spotkania również na „patelni”, gra na krześle i odpracowuje w ten sposób karmiczny dług, kontroluje też pragnienie. Nigdzie poza ulicą nie widzę takich ludzi. Ani do TVN-u nie pasują, ani na Instagram. Wszechobecny mieszczański kontekst sprawia, że reflektor rzucony przez Ciszewskiego i Marczaka na ludzi nieuładzonych staje się tym bardziej wartościowy.