Gdzie są wszyscy?

Gdzie są wszyscy?

Agnieszka Słodownik

Konsekwentna pustka na kolejnych stronach uruchamia lawinę pytań o to, co znajduje się za ścianą. Czego i kogo szuka kamera? Kto za nią stoi (czyli jednak ktoś)? – o „Przygodach nikogo” Mikołaja Tkacza

Jeszcze 1 minuta czytania

Idę korytarzem w stronę pomieszczenia. Dochodzę, wchodzę, zawracam, wychodzę. Rozwidlenie. Wybieram drogę w prawo. Już na stronie 9. zawrót głowy, bo perspektywy nie łączą się w jeden logiczny ciąg – przynajmniej nie w mojej wyobraźni przestrzennej. Sytuacja dochodzi do ekstremum na stronie 23. i 24., gdzie w dwóch kadrach nie ma już zupełnie nic. Dalej bywa równie konfundująco. Pewien korytarz wije się w nieskończoność, mijamy kolejne framugi, nic.

Mikołaj Tkacz, „Przygody nikogo”.
Wydawnictwo Centrala, 44 strony,
w księgarniach od kwietnia 2013
Komiks Mikołaja Tkacza z grupy Maszin, o której rozpisujemy się szerzej w tym numerze dwutygodnik.com może z początku wydawać się zabawą z konwencją „zrób to sam”. Żaden z kadrów tej książki nie zawiera (widocznych) postaci, są tylko pomieszczenia, czterdzieści kilka stron pustych korytarzy i pokoi. W końcu „Przygody nikogo”. Czy autor postawił na modną interaktywność i puste korytarze trzeba samodzielnie pokolorować i wypełnić postaciami? Niekoniecznie.

Historia nikogo była początkowo trzema kadrami paska komiksowego, z którym można zapoznać się tu. Następnie obrazek ten wszedł do krótkiego filmu „Rysunki, które zrobiłem w manii”, w którym Tkacz dodał narrację z offu: „tutaj nie ma nikogo, tu też i w tym kącie nikogo nie ma”. W filmie jest też rysunek z cyklu „animacja bezklatkowa”, komiks, w którym mamy „trochę nic, coś tam, nic i koniec” oraz komiks o komiksiarzach i rysowaniu niczego. Jest to więc zapowiedź pełnometrażowych „Przygód nikogo”, na których pomysł autor wpadł pół roku po zrobieniu krótkiego wideo.

 

„Przygody nikogo” nie są tylko formalnym wygibasem. Perspektywa kadrów, jak się przyjrzeć, odpowiada kamerze przechadzającej się po korytarzu i pomieszczeniach, rejestrującej kolejne puste ściany, przechodzącej przez następne framugi bez drzwi i zawiasów. Dużo tu oddechu, powiedziałby projektant wnętrz. Próba rozpracowania planu pomieszczeń, po których łazi kamera, nie kończy się pomyślnie. Za mało punktów odniesienia.

Konsekwentna pustka na kolejnych stronach uruchamia lawinę pytań o to, co znajduje się za ścianą. Czego i kogo szuka kamera? Kto za nią stoi (czyli jednak ktoś)? Jaki jest czas (braku) akcji (zima, wszystko pokryte klejącym się do ścian śniegiem, który spadł przez brak dachu)? Czy ściany są pomalowane „śnieżką”? Czy znajdują się tu jednak meble przykryte białymi prześcieradłami i kurzem? Ile przygód ma Nikt, których nie jestem w stanie dostrzec? Gdzie są Wszyscy? „Przygody nikogo”, jak komora deprywacyjna, nie dają się nacieszyć pustką. Dają natomiast święty spokój oku. Zresztą, w przeciwieństwie do rysunków zrobionych w manii, komiks powstawał już w spokoju, jak mówi autor. I ten spokój może się czytelnikowie udzielić po początkowej „myślówce”. Trochę jak wgapianie się w ścianę, w liście drzew falujących w spowolnionym tempie w filmie Piotra Czerskiego czy hipnotyzujące długie sceny „Harmonii Werckmeistera” Béli Tarra. A może „Przygody nikogo” to godny naśladowca „Rejsu” Marka Piwowskiego. Płyniesz w braku akcji.