Oblodzone drabinki i zmarznięty piasek w piaskownicy. Rękawiczki zdejmowane wciąż z małych dłoni dziecka przez nie samo i niechęć do wkładania ich z powrotem, bo przecież rękawiczki oddzielają od świata – trudniej się nim manipuluje, sprawdza jak co działa. Bałwany w kapeluszach przejęły parki. Przy toczeniu kuli można się rozgrzać, bo na sankach trochę zimno. Witaj zimo!
We Wrocławiu alternatywa dla zmarzniętych dłoni. Wystawa cyfrowa, ale bezekranowa, ruchowa i umożliwiająca wspólną zabawę. Interaktywna, ale wyciszająca, nie wprowadzająca dzieci w stan histerycznego rozedrgania. Dla dzieci, ale w czerni i bieli. W małej ludzkiej skali.
Zaczyna się od tańca z „Mikifonem” grupy panGenerator. Młody człowiek chwyta za przeszkadzajki: marakasy, tamburyny, różne grzechoczące szejkery i gada, śpiewa do czarnej główki jasno nawiązującej wyglądem do Myszki Miki. Główka, a w zasadzie głowiszcze wielkie jak piłka lekarska, odwraca się w stronę dziecka, nadstawia uszu i odpowiada na zaczepkę swoimi sygnałami.
Piętro wyżej na podłodze rozstawiona jest matryca z czarnych kubełków postawionych do góry nogami. Każdy z nich reaguje innym dźwiękiem na machnięcie nad nimi dłonią. Na ścianie graficzna partytura: kółka, krzyżyki, trójkąty i kwadraty symbolizują rytm. Utwór jest na cztery, więc nad kubełkiem trzeba machnąć dłonią w odpowiednim momencie. Brzmi skomplikowanie? Kiedy widziałam „Którędy do dźwięku” Jarka Kordaczuka i Izabeli Kościeszy w formie warsztatów prowadzonych przez autorów w Poznaniu, gdzie na Biennale Sztuki dla Dziecka praca była pokazywana po raz pierwszy, powątpiewałam w dzieci, przyznaję. Że sobie nie poradzą. Tymczasem z pomocą animatora dzieciaki wchodzą w sytuację z jakąś niedzisiejszą uwagą. Pilnują rytmu i marszcząc brwi biegają po matrycy, żeby zdążyć z kolejnym dźwiękiem kompozycji. Lubię patrzeć jak dzieciaki tworzą razem choreografię wspólnego grania.
Sygnały – interaktywny plac zabaw.
Kuratorka: Magdalena Kreis
Centrum Sztuki WRO, Wrocław
do 29 kwietnia 2018
http://wrocenter.pl/pl/sygnaly
Na samej górze „TeToKi!”, czyli „Technology to the Kids!” Pawła Janickiego we współpracy z Magdaleną Kreis. Sześć instalacji, które na światło reagują dźwiękami i obrazkami (Ula, która mnie na początku przez chwilę oprowadzała, powiedziała, że to z czym gania po wystawie to miecz świetlny z „Gwiezdnych wojen”). Wyświetlają się one na różnorako ustawionych ekranach, to na krótszym boku pochylony prostokąt, to podwieszany pod ścianą, to bryła, jak z „Odysei” Kubricka. Jest ciemno i tylko świetlne obiekty oraz projektory rozświetlają ów mały labirynt. Dzieciaki machają rękami, gimnastykują się przed ekranami i biegają pomiędzy nimi – sprawdzają efekt. Towarzyszący mi człowiek dorosły chce poznać prawidłowość działania instalacji i krzywi się na prostotę instalacji: że jest to przestrzenna wersja bezmyślnego smyrania tabletu. Mam wrażenie, że dzieci – dla których wystawa jest zrobiona – nie koncentrują się na rozkmince zależności pomiędzy światłem a dźwiękiem i obrazem, a raczej korzystają, jak na placu zabaw, z możliwości eksploracji przestrzeni. W świecie technologii, która – jak pisał niedawno w dwutygodniku Wiktor Stribog, autor „Krainy grzybów” – sprawia, że stajemy się samotni (my sami wobec ekranu) i w kontekście tego naszego funkcjonowania zesztywniałego, w bezruchu, ta możliwość wyrasta na osobną wartość. Ale też kojenie plumkających dźwięków i mała skala tej wystawy sprawia, że ja odnajduję się tu lepiej, niż powiedzmy w sali zabaw Fun Park Digiloo, która doskonale przygotowuje do życia w centrum handlowym.
Dla mnie jako dla osoby powiedzmy dorosłej, ciekawsze niż sama interakcja jest to, że każde z tych sześciu stanowisk nawiązuje do sztuki współczesnej czy technik używanych przez artystów pracujących z mediami elektronicznymi. „Mechaniczny ogród” Tytusa Czyżewskiego ma tu swoją ożywioną odsłonę. Lewkonie i piwonie (w mianowniku liczby pojedynczej „lewkonja” i „piwonja”) rosną pod wpływem świecących obiektów aż sięgną pazia królowej. O, a na tym ekranie w rogu to w zasadzie jest ascii art. A tu wariacja na temat mobili Alexandra Caldera. Ta praca natomiast korzysta ze sprzężenia zwrotnego, feedbacku wideo – „najbardziej istotnego efektu wideo w sztuce wideo, chciałoby się powiedzieć, ever”, jak mówi autor „TeToKi!”. Tu natomiast instalację wprawia w ruch mechanizm automatów komórkowych. Co? Paweł Janicki:
To system obliczeniowy, ale można też powiedzieć, że to jest gra matematyków, którzy eksperymentowali z tym, jak przedstawić obliczenia bez cyfr i liter. Wyłącznie grafiką. To wygląda jak takie kartki w kratkę, na których coś się nam porusza. Automatów komórkowych używa się między innymi do graficznego symulowania natury.
źródło: http://www.jgallant.com
W czytelni wyszperałam mnóstwo dźwiękowo-muzycznych książek. Ale nie tych, które się naciska i wydają z wbudowanych głośniczków trąbienia, muczenia i spikselowane ćwierkania, tylko po prostu o muzyce, tańcu, dźwiękach. Jak w przypadku wszystkich książek Hervé Tulleta, wytwarzanie dźwięków pozostaje po stronie czytelnika. Jest też „Muzyka” Michała Libery i Michała Mendyka, która ma swój webowy muzykownik, więc można czytać i słuchać jednocześnie.
Pierwsza wersja Interaktywnego Placu Zabaw miała miejsce 10 lat temu, gdy otwierało się Centrum Sztuki WRO na ulicy Widok. Wtedy też chodziło o światło, dźwięk i ruch. Paweł Janicki mówi, że już wtedy występował przesyt cyfrowości i IPZ starał się dać dzieciom do rąk sytuację eksperymentu, dotyk prawdziwych obiektów, na przykład wody, kamieni czy żywej trawy. Na tegorocznej wystawie nie znalazłam murawy, ale rezygnacja z typowej dziecięcej estetyki cyfrowej, na przykład kolorów, i korzystanie z uproszczonych form to mocny gest. Paweł Janicki:
Już wtedy chodziło o pokazanie alternatywnej współczesności. Korzystamy w zasadzie z tych samych zasobów technologicznych co wszyscy, natomiast pokazujemy, że można w zupełnie inny sposób do nich podejść. Wcale nie muszą być odstraszające.
Na tegorocznych „Sygnałach” znalazły się też dwa, podkreślam: dwa tablety, z aplikacjami do muzykowania, na przykład Third Coast Percussion, która działa jak beatbox, i Orkiestrownik. Bo na ekranikach można też grać muzykę, nie tylko przeglądać Instagram i pracować.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.