Wizualizacje z czarnej skrzynki
Ziemia z Księżyca (1969) / fot. Apollo 11, NASA

8 minut czytania

/ Media

Wizualizacje z czarnej skrzynki

Agnieszka Słodownik

Beck opublikował zeszłoroczny album „Hyperspace” w formie wizualnej. Archiwa NASA częściowo przetworzył algorytm sztucznej inteligencji. Lepiej jednak doświadczyć owych archiwów w aplikacji polskiego studia „Apollo’s Moon Shot AR”

Jeszcze 2 minuty czytania

Na niebie deszcz Perseidów i satelity Starlink firmy SpaceX Elona Muska (czytam u kolegi, że do 2027 roku ma ich być na orbicie ziemskiej 12 tysięcy, teraz – 655). Komary czekają, aż zelżeje upał. Za dnia nad parkiem nerwowo brzęczał dron.

Zza oceanu przychodzi list z wiadomością, że Beck opublikował zeszłoroczny album „Hyperspace” w formie wizualnej. Na stronie hyperspace.beck.com – wycieczka po Układzie Słonecznym. Utwory z płyty zyskały teledyski w formie materiałów z archiwum NASA. Częściowo są to oryginalne zapisy z kamer rejestrujących widoki podczas misji oraz animacje ilustrujące nasze wyobrażenia o miejscach nam mniej dostępnych; częściowo zaś obrazy przetworzone są przez algorytm sztucznej inteligencji autorstwa studia Osk.

Podróż zaczyna się na Słońcu wraz z utworem „Die Waiting”. Kolejne przystanki to kolejne planety (Ziemia – „Hyperlife”, Mars – „Saw Lightning”, Jowisz – „See Through”, Saturn – „Chemical”), nasz Księżyc („Uneventful Days”), Droga Mleczna („Stratosphere”), mgławice („Everlasting Nothing”), gwiazdy i galaktyki („Star”), egzoplanety („Hyperspace”) i czarne dziury („Dark Places”). Skroluję pomiędzy planetami tak długo, ile trzeba, żeby poczuć nieco odległości pomiędzy nimi. Jak ktoś nie chce, może przeskoczyć. Można też wszystkie teledyski obejrzeć na YouTubie.


Sztuczna inteligencja (z angielskiego AI), czyli po prostu komputer, tygodniami karmiona była nagraniami z międzynarodowej stacji kosmicznej na orbicie Ziemi, satelity Landsat 8, z obserwatorium dynamiki słońca, misji Apollo 12, Juno, Cassini-Huygens i innych. W sumie komputer zjadł ponad 25 milionów obrazów. Następnie wypluł, powiedziałabym, remiks tego, czym został poczęstowany. Autorzy tego procesu, studio Osk, posługują się innym językiem. Tworząc teledyski do albumu Becka, zadawali sobie pytanie „Jak sztuczna inteligencja może widzieć nasze uniwersum?”. Isabelle Albuquerque z Osk w filmiku promującym projekt mówi: „Przypominam sobie, gdy sztuczna inteligencja po raz pierwszy pokazała nam, jak, według niej, wygląda Saturn. Byłam zachwycona”.

Przypisuje się więc tu komputerowi jakieś jestestwo, wyobraźnię, co wydaje się poznawczym błędem, obserwacją na wyrost, doszukiwaniem się magii tam, gdzie jej nie ma. A może to rozmyślne użycie modnej technologii, by sprzedać muzykę (dużo lepiej słucha się jej z obrazem…) i stworzyć pozytywny wizerunek NASA. Tymczasem niektóre efekty przetworzenia obrazów przez AI przypominają mi wizualizacje z dawnego Winampa. Tylko może nieco bardziej obłe, rozmazane, na niby organiczne. Oryginalne nagrania i animacje zjawisk niezaobserwowanych aparaturą człowieka wystarczyłyby w tej muzyczno-kosmicznej podróży. Surówka kosmosu jest wystarczająco powalająca.

hyperspace.beck.comhyperspace.beck.com

To taka sytuacja technologicznej redundancji. AI, buzzword, chwytliwe słowo, więc sprawdzamy. W tym kontekście warto zerknąć do publikacji „Sztuczna inteligencja non-fiction” fundacji Panoptykon. Niech tytuły niektórych rozdziałów będą podpowiedzią: „AI nie podejmuje decyzji” czy „Mit czarnej skrzynki”. W przypadku projektu Becka użycie AI nie broni się na poziomie estetycznym. Przekształcenia przeszkadzają wręcz w oglądaniu pięknych i tak trudno zdobytych prawdziwych widoków. Bo jak to jest z tym całym kosmosem, wie mama Kici Koci.

Gdy Kicia Kocia, bohaterka serii książeczek dla dzieci, wyobraża sobie podróż w kosmos, pyta:

– Czy na Księżycu rosną drzewa?
– Nie – odpowiada mama. – Na Księżycu nie ma drzew. Nie ma też: łąk, jezior, domów i placów zabaw.
– To co tam jest? – pyta Kicia Kocia.
Mama się zastanawia.
– Hmmm… Myślę, że tam jest piękny widok na Ziemię – odpowiada.

Dalej jest o skafandrze kosmicznym oraz o grawitacji i tym, jak się sika, gdy jej brak.

– Dobrze, że na Ziemi jest przyciąganie ziemskie. Nie muszę was przypinać i mi nie odlecicie.
Rodzice przytulili Kicię Kocię.
– My ci nigdy nie odlecimy, bo w naszej rodzinie działa przyciąganie Kiciowe.

U Kici Koci, jak w „Pierwszym człowieku”, widoki piękne, ale nasze ziemskie sprawy ważniejsze.


Widoki można by więc zostawić, nie psuć. Spragnieni wrażeń o charakterze dokumentalnym mogą udać się w stronę publicznie dostępnego archiwum zdjęć, wideo i audio NASA, by tę potrzebę w pełni zaspokoić.

Wizualny „Hyperspace” to dobry punkt wyjścia, by powłóczyć nogami w kilka innych miejsc o kosmosie. O adekwatnie przeskalowanym Układzie Słonecznym opowiada pustynny filmik Wyliego Overstreeta i Alexa Gorosha. O grawitacji rozmawia w filmiku magazynu „Wired” astrofizyczka Janna Levin.

Z dzieciarnią dobrze czyta się „Kosmos. To, o czym dorośli ci nie mówią (bo często sami nie wiedzą)” Bogusia Janiszewskiego i Maxa Skrowidera. Gaja, Ama i Teo oraz Lucjan tworzą Coś z Niczego, opowiadają o Wielkim Szybkim Gorącym Puf, kosmicznych liczbach, zasadach, materii, wymiarach (tu włącza się płaski kanciasty jak w Minecrafcie Kamil, a to zawsze działa); jest o zwyczajach galaktyk i narodzinach gwiazd. Eksperymenty myślowe dwoją się i troją, żeby abstrakcję sprowadzić na przykład do kosteczki namacalnego żółtego sera.

W serialu „Cosmos” Neil deGrasse Tyson prowadzi Statek Wyobraźnia do światów mikro i makro, a kosmiczny kalendarz pokazuje dobitnie, jak krótko ludzkość zamieszkuje Ziemię i że może wypadałoby wykazać się większą niż dotychczas pokorą.

Apollo's Moon Shot ARApollo’s Moon Shot ARJest więc gdzie wędrować, a można też z telefonem. „Apollo’s Moon Shot AR” to aplikacja na smartfona, która – podobnie jak „Hyperspace” Becka – wykorzystuje archiwa NASA, ale skupia się wyłącznie na misjach Apollo, głównie najbardziej znanej Apollo 11. Stworzona została przez polską firmę Immersion (właśnie dostali za nią nominację do nagród Emmy w kategorii Outstanding New Approaches: Document) dla amerykańskiego Instytutu Smithsonian. W aplikacji możemy poczytać o księżycowej misji, obejrzeć archiwalne zdjęcia (mało, to dobrze), a dzięki technologii Augmented Reality obejrzeć i posłuchać startu rakiety Saturn V w dużym pokoju, w parku czy gdzie się tam właśnie podziewamy. Możemy „wejść do środka” modułu dowodzenia (ciasno jak diabli), który orbitował wokół Księżyca, podczas gdy Neil Armstrong i Buzz Aldrin podskakiwali po jego powierzchni. Aplikacja zawiera też proste quizy, które odblokowują dodatkowe materiały, na przykład film z lądowania. Są i inne growe elementy, choćby symulator lądowania kapsułą księżycową (rozbiłam się). W jednej z części ukazuje się na ekraniku portal, przez który możemy przenieść się na powierzchnię Księżyca i dołączyć do astronautów. I słuchać archiwalnych nagrań z tej właśnie sytuacji. Ów dźwięk przenosi bardziej niż cokolwiek tu. Choć może i sam trik z użyciem Augmented Reality, który sprawia, że trzeba schylić się, kucnąć, obejść wirtualny obiekt dokoła. Ciało jest wdzięczne. Ale uwaga, z AR trzeba ostrożnie. Nie włączać koło ruchliwej ulicy, na dachu (!), balkonie czy w pokoju, w którym na podłodze trwa budowa miasta z klocków Lego bądź wiją się liczne kable. Łatwo zahaczyć, przewrócić się, zapatrzywszy się w obiekty na ekranie. 

Ale co z tym Beckiem? W 2006 roku Beck wydał album „The Information”. Do CD dołączona była płyta DVD z teledyskami. Tak jak i teraz w przypadku „Hyperspace”, każdy utwór na płycie miał swój teledysk. Każdy z tego samego porządku. Tylko wówczas wszystkie były zrobione bez budżetu. Członkowie zespołu tańcowali i wygłupiali się na białym tle, Beck lipsyncował do piosenek. Świetne to było. Bez niepotrzebnych naddatków.