Ukryte w danych
Meet The Chumbeques CC BY-NC-SA 2.0

19 minut czytania

/ Media

Ukryte w danych

Rozmowa z Caroline Criado Perez

Problem niewidzialności kobiet w danych występuje wszędzie tam, gdzie podrapiemy powierzchnię. Wszystko sprowadza się do założenia, że mężczyzn traktujemy jako po prostu ludzi, a mówiąc o kobietach, myślimy o czymś wystającym poza normę

Jeszcze 5 minut czytania

EWA DRYGALSKA: Co to znaczy, że jesteśmy niewidzialne?
CAROLINE CRIADO-PEREZ: Jesteśmy niewidzialne w danych. W ogromnej większości informacje, które zbieraliśmy i nadal zbieramy: od danych medycznych, przez statystyki zatrudnienia, po dane ekonomiczne, dotyczą mężczyzn. Nie badamy i nie gromadzimy big data o kobietach, w rezultacie wiemy o nich po prostu o wiele mniej. Dlatego też, gdy projektujemy naszą rzeczywistość, dopasowujemy ją do potrzeb mężczyzn. Wydaje się nam, że kreujemy świat w sposób neutralny pod względem płci, ponieważ nie oznaczamy danych dotyczących mężczyzn jako męskich. Po prostu uznajemy je za obiektywne dane o ludziach. I tak stajemy się niewidoczne.

Amerykański dziennikarz pracujący od wielu lat z danymi, Jonathan Stray, przekonywał, że „być policzonym to być reprezentowanym”. Zgodziłabyś się z tym?
Tak, szczególnie w świecie, w którym teraz żyjemy. Zawsze wykorzystywaliśmy informacje lub, jak się mówi dzisiaj, dane do podejmowania ważnych decyzji, to jasne. Ale jeśli zgodzimy się, że żyjemy w epoce algorytmizacji, kiedy dane stały się nowym zasobem naturalnym, to wartość i waga tego, o kim i o czym dane są zbierane, jest jeszcze większa niż wcześniej. Coraz więcej decyzji oddajemy w ręce technologii. Sęk w tym, że datafikacja, czyli tendencja do tworzenia coraz większej ilości danych i poleganie na algorytmach, nie tylko odzwierciedla nasze stare uprzedzenia: seksistowskie myślenie i patriarchalne schematy, ale i wzmacnia je.

Jednym z najbardziej szokujących rozdziałów w twojej książce jest ten poświęcony luce w danych medycznych i temu, do jakiego stopnia medycyna może być seksistowska. Pisząc o tym, wspominasz „syndrom Yentl”. Możesz to wyjaśnić?
Nazwa pochodzi z filmu „Yentl” z 1983 roku z Barbarą Streisand w roli głównej, w którym jej postać wciela się w rolę mężczyzny, aby otrzymać upragnione wykształcenie. Zasadniczo zespół Yentl to termin używany w medycynie, opisuje on sytuację, w której wiele kobiet umiera z powodu błędnej diagnozy zawału serca, ponieważ ich objawy występują inaczej niż u mężczyzn. Błędnie diagnozuje się symptomy pacjentek, a leki, które się im podaje, nie działają tak dobrze jak w przypadku mężczyzn.

Caroline Criado-Perez, „ Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn”. Przeł. Anna Sak, Karakter, 480 stron, w księgarniach od sierpnia 2020Caroline Criado-Perez,
„Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn”
. Przeł. Anna Sak, Karakter, 480 stron, w księgarniach od sierpnia 2020
Kiedy o tym czytałam, trudno mi było uniknąć wzburzenia. Piszesz o badaniach, które pokazują, że przyjmowanie aspiryny w stanach zawałowych u kobiet jest przeciwskuteczne, a ta właśnie substancja była standardowo przepisywana mojej mamie.
Syndrom Yentl opisuje też dużo szersze zjawisko. Zdecydowana większość badań medycznych jest prowadzona na mężczyznach. Problemem jest oczywiście to, że ciała męskie i żeńskie reagują odmiennie, istnieją różnice komórkowe i hormonalne, istnieją różnice w składzie ciała, dotyczące tłuszczów i mięśni, wszystkie te rzeczy mają wpływ na to, jak postępują choroby, a także jak leki są metabolizowane. Seksizm hamuje też naszą zdolność pomagania mężczyznom, ponieważ nie badając kobiet, nie rozumiemy, jak działają odmienne mechanizmy obronne.

Chyba pandemia jest tego dobrym przykładem: mężczyźni częściej umierają w wyniku powikłań związanych z COVID-19, choć zapadalność na chorobę jest u obu płci podobna. Nie wiemy dlaczego.
Oczywiście istnieją różnice płci w sposobie, w jaki ciała reagują na choroby, leki i terapie. Sprowadza się to do układu odpornościowego, ale większość badań nad układem odpornościowym została przeprowadzona u mężczyzn. Wiemy więc dość dużo o układzie męskim, ale tak naprawdę nie wiemy zbyt wiele o układzie odpornościowym kobiet, poza tym, że jest on bardziej aktywny niż męski. Rozsądnie byłoby, gdyby kobiety były włączone do badań nad szczepionkami przeciw wirusowi. I czasami tak się dzieje, czasami nie, a wiele opublikowanych badań nie przedstawia wyników zróżnicowanych ze względu na płeć. Nawet dostając tak drastyczną ilustrację różnic płci, jaką jest śmiertelność COVID-19, niewiele się uczymy.

Jeśli jesteś kobietą, istnieje prawie o 50% większe ryzyko poważnych urazów w wypadku samochodowym. Dlaczego?
To drastyczny przykład pomijania kobiet w procesach projektowych. Tradycyjnie manekiny używane do testów zderzeniowych nowych aut są oparte na modelowym ciele przeciętnego Amerykanina – mężczyzny. Jest on zbyt wysoki, zbyt ciężki i ma niewłaściwy rozkład masy mięśniowej, aby właściwie ocenić ryzyko wypadku w przypadku kobiet kierowców. Dodatkowo kobiety zajmują inne pozycje za kierownicą, na przykład siedzą bliżej kierownicy, aby móc dosięgnąć pedałów. W przypadku zderzenia fotele są wyrzucane dalej do przodu, bo zostały zaprojektowane tak, by pochłaniały ciężar znacznie cięższego ciała. Samochody nie zostały zoptymalizowane pod kątem kobiecego ciała, a to naraża je na większe ryzyko w przypadku zderzenia czołowego. Niedawno wprowadzono obowiązek testów na manekinach kobiecych, ale okazały się one zmniejszoną wersją męskiego ciała. Tymczasem kobiety nie są po prostu małymi mężczyznami, prawda?

Poświęciłaś cały rozdział projektowaniu produktów, które nie nadają się dla kobiet: smartfony są zbyt duże, by ładnie pasowały do kobiecej dłoni, zbyt płytkie kieszenie zmuszają nas do noszenia torebek.
Wymieniam wiele takich przykładów, aby pokazać coś, co powinno być oczywiste. Brak różnorodności w firmach, w zespołach projektowych i na stanowiskach kierowniczych prowadzi do powstawania ślepych plamek, które sprawiają, że nie rozumiesz swoich klientek i tworzysz mniej efektywne produkty i usługi.

Caroline Criado-Perez

Ur. 1984, dziennikarka i feministka. Urodziła się w Brazylii, ze względu na przeprowadzki związane z pracą ojca mieszkała w Hiszpanii, Portugalii, na Tajwanie, w Holandii i w Wielkiej Brytanii. Prowadziła liczne kampanie na rzecz równości kobiet, m.in. dotyczące bardziej reprezentatywnej obecności ekspertek w mediach, umieszczania wizerunków kobiet na rewersie brytyjskich banknotów, ścigania sprawców odpowiedzialnych za napaści wobec kobiet w mediach społecznościowych, wzniesienia pomnika sufrażystki Millicent Fawcett przed budynkiem brytyjskiego parlamentu w stulecie uzyskania praw wyborczych przez kobiety. W 2015 roku opublikowała pierwszą książkę „Do It Like a Woman”. Jej najnowsza książka „Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn” została nagrodzona m.in. Royal Society Science Book Prize i Financial Times Business Book of the Year Award.

Leslie Kern w niedawno wydanej książce „Feminist Cityudowadniała, że potrzeby dziewczyn są prawie całkowicie ignorowane również w architekturze i planowaniu. Kiedy domagamy się „przestrzeni dla młodzieży” w miastach, najczęściej powstają skate parki czy boiska do koszykówki – miejsca, które mają na uwadze chłopców jako potencjalnych użytkowników i którymi dziewczyny nie są zainteresowane lub gdzie nie czują się bezpiecznie.
Problem z projektowaniem jest widoczny w usługach publicznych, architekturze, sposobie, w jaki powstaje infrastruktura miejska. Mamy przekonanie, że projektowanie jest neutralne pod względem płci, nikt nie zauważa, że domyślnym użytkownikiem jest mężczyzna, podczas gdy jest oczywiste, że mężczyźni i kobiety nie są tacy sami.

Pojawia się coraz więcej książek, które zwracają uwagę na uprzedzenia i stereotypy zaszyte w projektach wykorzystujących sztuczną inteligencję. Pisała o tym Cathy O’Neil w „Broni matematycznej zagłady” czy Safiya Umoja Noble w „Algorithms of Oppresion”. Istnieje problem nadmiernej inwigilacji grup mniejszościowych, nadreprezentacji danych dotyczących osób niebiałych i biednych w systemach różnych instytucji. Przykładem są nieproporcjonalnie wysokie wyroki dla Afroamerykanów, sugerowane amerykańskim sędziom przez algorytmy. Ruha Benjamin w książce „Race after Technology” mówi wprost o nowych systemach segregacji i rasizmu. Ciekawe, że wszystkie osoby, które zwracają na te kwestie uwagę, to kobiety.
Mamy problem ze sztuczną inteligencją. Najgorsze, że nie mamy pełnego obrazu tego problemu. Większość algorytmów nie jest otwarta i upubliczniana. Firmy chronią je jak oka w głowie, ponieważ na tym opierają swoje przychody. Nie wiemy, w jaki sposób zapadają decyzje i jakie kryją uprzedzenia. Jednym z powodów, dla których tak jest, może być nadreprezentacja mężczyzn w tej branży, choć w latach 40 i 50. XX wieku to kobiety pozostawały dominującą płcią w programowaniu. Margaret Mitchell nazwała branżę IT „oceanem kolesi”. Stworzyliśmy mit genialnego hakera – introwertycznego faceta z Doliny Krzemowej. Trudno wyobrazić sobie zawód bardziej przesiąknięty syndromem geniusza niż programista.

Jak możemy temu przeciwdziałać?
Musimy w końcu wprowadzić regulacje w tym zakresie. Niestety, nie możemy liczyć na dobrą wolę samych firm. Jeśli spojrzeć na historię kobiet i ich wykluczenia z badań medycznych, jedyną rzeczą, która faktycznie zmusza badaczy, by je włączać do badań, jest odgórny nakaz. Na przykład Narodowy Instytut Zdrowia, największy publiczny fundator badań medycznych w USA, zaczął wymagać, aby badania obejmowały kobiety. Poskutkowało to znacznym wzrostem liczby pacjentek, które uczestniczą w pracach badawczych. Prywatne firmy farmaceutyczne testujące leki, niekorzystające z publicznych funduszy, ciągle polegają głównie na męskich testerach. Jest to po prostu tańsze i łatwiejsze. Trochę podobnie działa kultura start-upów, gdzie chodzi o to, aby działać szybko i wykorzystywać każdą przewagę nad konkurencją. Żaden biznes nie zrezygnuje z tego dobrowolnie. Dlatego regulacje na poziomie rządów lub ponadnarodowych instytucji to jedyny sposób, aby zapewnić równe szanse.

Czy sądzisz, że data activism czy citizen science, czyli lokalne, spontaniczne inicjatywy gromadzące dane mogą być odpowiedzią na niewidzialność kobiet w statystykach?
To krok w dobrym kierunku, ale niewystarczający. Takie projekty są bardzo ważne, choćby po to, by dokumentować spektakularne przykłady nierównego traktowania i innych negatywnych zjawisk. Ale ostatecznie, kiedy przychodzi do wymuszania na dużych firmach technologicznych wprowadzania regulacji, to mogą to zrobić jedynie organizacje takie jak Unia Europejska. Potrzebujemy instytucji, które opracują globalne standardy danych, prezentacji wyników i przyznawania dotacji.

Caroline Criado-Perez / fot. Paul Clarke, CC BY 4.0Caroline Criado-Perez / fot. Paul Clarke, CC BY 4.0

W książce sporo piszesz o nieodpłatnej pracy domowej wykonywanej przez kobiety. Ciężko zrozumieć, jak to możliwe, że w 2020 roku jest to jeden z tych wielkich „radykalnie feministycznych” problemów. W świetnej pracy „The Grand Domestic Revolution” amerykańska badaczka Dolores Hayden pisała o XIX-wiecznych działaczkach kobiecych w Stanach Zjednoczonych, które jako pierwsze określiły ekonomiczny wyzysk kobiety – pracę domową – jako najbardziej podstawową przyczynę nierówności kobiet. I już wtedy domagały się ekonomicznego wynagrodzenia za pracę domową.
Wśród ekonomistów i w kręgach politycznych to temat niemal nieobecny. Choć powstało o nim wiele raportów ekonomicznych i społecznych, a feministyczne ekonomistki piszą o tym od dawna. Wgryzając się w ten problem, byłam zszokowana jego skalą. Kiedy pisałam „Niewidzialne kobiety”, wartość nieodpłatnej pracy kobiet, czyli sprzątania, gotowania, opieki nad dziećmi i starszymi, stanowiła równowartość ponad 3 trylionów dolarów, czyli około 20% amerykańskiego PKB. Ale jakimś trafem ta wytworzona wartość nie wlicza się ani do sumy wytworzonych w danym roku dóbr. A mamy jednoznaczne dowody, że nie wliczając jej do ogólnego rachunku, wyrządzamy szkody naszym gospodarkom. Tracimy i marnujemy pieniądze, nie uwzględniając nieodpłatnej pracy w naszych planach finansowych i decyzjach gospodarczych.

Nieobecność tego problemu w debacie publicznej ma swoje bardzo poważne konsekwencje społeczne. W książce wspominasz, że 40% kobiet w Wielkiej Brytanii pracuje w niepełnym wymiarze godzin, ponieważ nie są w stanie pogodzić pracy zawodowej z dodatkową pracą w domu. Pandemia wyostrzyła niektóre zjawiska z tym związane. Po zamknięciu żłobków i przedszkoli w niektórych czasopismach naukowych zauważono drastyczny spadek artykułów zgłaszanych przez kobiety. W normalnych warunkach naukowczynie spędzają niemal dwa razy więcej czasu na obowiązkach domowych niż ich koledzy. W czasie domowej kwarantanny, kiedy zamknął się rynek usług opiekuńczych, gros tych zadań znowu spadło na kobiety. A przecież robimy sobie krzywdę, wykluczając tak wiele kobiet z nauki. Skąd się bierze ten nielogiczny mechanizm?
To naprawdę dobre pytanie i nie mam na nie dobrej odpowiedzi. Myślę, że rodzi się to z różnych doświadczeń życiowych kobiet i mężczyzn. Ludzie, którzy ostatecznie podejmują te wielkie decyzje, nie są zazwyczaj kobietami. Badania OECD pokazują, że udział kobiet w polityce znacząco wpływa na podejmowane przez rządy decyzje. Pieniądze są wydawane inaczej, zmieniają się priorytety. Częściej dyskutowane są kwestie edukacji czy opieki społecznej. Nawet najlepsi na świecie politycy nie są w stanie wejść w buty kobiet i zrozumieć ich perspektywy. Podobnie byłoby w odwrotnej sytuacji, gdyby to kobiety stanowiły większość. Prawdopodobnie podejmowałyby decyzje mniej korzystne dla mężczyzn. Ale w tej chwili mamy do czynienia ze strukturą polityczną bardzo mocno zdominowaną przez mężczyzn. I to nas znów odsyła do kwestii braku danych: podejmują oni decyzje, nie znając potrzeb kobiet i innych grup społecznych.

A skąd tak wielka niechęć do wprowadzania polityk wyrównywania szans, parytetów czy akcji afirmatywnych?
Ponieważ na pierwszy rzut oka wydaje się to niesprawiedliwe i sprzeczne z ideałami merytokracji. Nie ma przecież praw mówiących, że kobiety nie mogą dostać określonej pracy czy że nie można im płacić tyle, co mężczyznom. W rzeczywistości są prawa mówiące, że trzeba, więc dlaczego mamy wprowadzać jakieś sztuczne wytyczne? I rozumiem, że to wydaje się nielogiczne. Ale jeśli poświęcimy trochę czasu i wysiłku na przestudiowanie danych, to zrozumiemy, że to, co mamy teraz, to tak naprawdę niewidzialna akcja afirmatywna dla mężczyzn. Ci jednak nie chcą rezygnować ze swoich przywilejów, ponieważ korzystają z obecnej struktury społecznej.

Największy problem mam z biznesem. Wszystkie badania wskazują, że różnorodność przyczynia się do sukcesów firmy, a jej brak może skutkować spektakularnymi porażkami. Przytaczam w książce przykład Apple Health. To aplikacja, dzięki której można śledzić parametry swojego zdrowia, w tym tak egzotyczne rzeczy jak spożycie miedzi i molibdenu. Ale nie uwzględniała ona cyklu miesiączkowego! To oczywisty błąd i przeoczenie Apple’a. Jedynym powodem, dla którego mogło do czegoś takiego dojść, jest sytuacja, w której w zespole projektowym po prostu nie ma nikogo, kto mógłby powiedzieć: „Hej, chłopaki, jakieś pół świata chciałoby wiedzieć, kiedy będzie krwawić”.

Produkujemy dziś autonomiczne samochody, supertelefony, inteligentne miasta, ale dom i sprzęty gospodarstwa domowego wydają się niemal całkowicie zapomniane przez rewolucję cyfrową. Urządzenia, które niegdyś zrewolucjonizowały życie domowe, takie jak odkurzacz, pralka czy zmywarka, to wynalazki minionego stulecia. Mam wrażenie, że niemal wszystko, co zostało wynalezione w ostatnich dekadach, było w większości wymyślone dla mężczyzn.
Muszę przyznać, że nigdy o tym nie myślałam, ale to naprawdę frapujące. Można szukać przyczyn w różnych obszarach. Bardzo dobrze udokumentowano, że kobietom jest znacznie trudniej zdobyć fundusze na start-up niż mężczyznom. To oni otrzymują zdecydowaną większość pieniędzy, a kiedy już je dostaną, zazwyczaj otrzymują ich jeszcze więcej. Mimo że kobiety mają tendencję do prowadzenia bardziej udanych biznesów i dostarczają więcej zwrotów z inwestycji. Większość inwestorów to mężczyźni, którzy nie rozumieją pomysłów na produkty lub usługi dla kobiet, ponieważ nie potrafią się z nimi zidentyfikować i myślą o rynku kobiecym jako o niszowym. W ostatnich latach, kiedy prowadzone są badania, widzimy, że mężczyźni częściej opiekują się dziećmi niż kiedyś. Ale nie dotyczy to innych obowiązków domowych: sprzątanie toalety i odkurzanie podłogi to nadal domena kobiet. Nawet jeśli mężczyźni zaczęli robić trochę więcej, to są to te przyjemniejsze obowiązki.

W „Niewidzialnych kobietach” przechodzisz od gospodarki i projektowania, poprzez naukę, do medycyny. Nie skupiasz się na jednej specyficznej dziedzinie.
Trochę o to chodziło. Chciałam uwzględnić całe spektrum, by pokazać, że problem niewidzialności kobiet w danych jest endemiczny, występuje właściwie wszędzie tam, gdzie podrapiemy powierzchnię. Wszystko sprowadza się do założenia, że mężczyzn traktujemy jako po prostu ludzi, a mówiąc o kobietach, myślimy o czymś wyjątkowym, wystającym poza normę. Tak jakby mężczyźni nie mieli płci. Gdy mówimy o płci biologicznej czy kulturowej, zawsze mamy na myśli kobiety, a przecież mężczyźni też posiadają płeć, która ma swoje cechy, ograniczenia, z tego względu mają swoje dążenia i cele. Traktujemy je jako neutralne, naturalne, podstawowe.

Od pierwszych stron książki jesteśmy bombardowani setkami statystyk, badań, liczb. Ale co właściwie sprawiło, że napisałaś „Niewidzialne kobiety”? W jakim stopniu twoje doświadczenia jako dziennikarki i aktywistki wpłynęły na powstanie tej książki?
Stałam się feministką, kiedy zdałam sobie sprawę, że sama uznałam świat urządzony domyślnie jako męski za stan naturalny. Na przykład wszędzie używamy zaimka męskiego jako ogólnego, neutralnego. Robią to translatory, słowniki w telefonach, a nawet sztuczna inteligencja Google’a. A badania psychologiczne pokazują, że kiedy używamy męskich zaimków i końcówek, w naszych głowach powstaje obraz mężczyzny i to z nim się identyfikujemy.

Całą książkę poświęciła temu Cordelia Fine. W „Urojeniach płciowych” przytacza wiele badań wykazujących, że gdy kogoś kategoryzujemy jako mężczyznę lub kobietę, to nieświadomie i automatycznie uruchamiamy skojarzenia. Widzimy więc daną osobę poprzez filtr kulturowych stereotypów i przekonań. Odruchowo przypisujemy mężczyznom ambicję, analityczność, skłonność do rywalizacji, a kobietom empatię, opiekuńczość, wrażliwość.
Tak, to była jedna z lektur, które dobitnie mi to uświadomiły. Sama zaczęłam też dostrzegać obszary, gdzie podział na męskie i kobiece ma znaczenie, a pozornie neutralne przekonania mają swoje konsekwencje. Gdy studiowałam ekonomię, zorientowałam się, że nie zbieramy danych o pracy domowej wykonywanej przez kobiety. Zaprojektowaliśmy całą gospodarkę wokół sposobu, w jaki rozgrywa się życie ekonomiczne mężczyzn, ignorując życie ekonomiczne kobiet. W głowie zbierałam kolejne dowody świadczące o pomijaniu nas w kluczowych aspektach życia i coraz bardziej się złościłam, że w ogóle o tym się nie mówi.

A więc twoja książka zrodziła się z gniewu?
W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, jak głęboko męski punkt widzenia ukształtował naszą rzeczywistość, a nawet mój własny wizerunek siebie jako kobiety. Budujemy świat, w którym kobiety są postrzegane jako niszowe, nietypowe, jako podtyp domyślnego typu, którym jest mężczyzna. Poczułam, że to naprawdę ważne, aby podjąć ten temat i uświadomić ludziom, co się dzieje, ponieważ z własnego doświadczenia wiem, że większość z nas po prostu tego nie zauważa. Nie zdajemy sobie sprawy, że to się dzieje, ponieważ nie spędzamy czasu na kwestionowaniu naszej rzeczywistości ani tego, jak rzeczy są nam przedstawiane. Zbyt często bierzemy świat po prostu taki, jaki jest.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).