Kolekcjonując internet
Ube CC BY-NC-ND 2.0

18 minut czytania

/ Media

Kolekcjonując internet

Ewa Drygalska

Kiedy Beeple sprzedał cyfrową wersję swojej pracy za 69 millionów dolarów, internet i rynek sztuki zawrzały. To nie pomyłka, za JPG-a zapłacono 15 milionów dolarów więcej niż za „Nimfy” Moneta. Czym właściwie jest kryptoart?

Jeszcze 5 minut czytania

Urodzeni w połowie lat 80. zapewne pamiętają manię kolekcjonowania karteczek z notesików. Na notesiki naciągało się rodziców, karteczkami się handlowało, wymieniało na inne, dokonywało emocjonalnych szantaży, aby zdobyć te cenne, disnejowskie. Sama do dziś czuję zapach tych, które były perfumowane. Karteczkowy szał przyszedł znikąd, nie wiem, kto pierwszy przyniósł notesik z Królem Lwem i w jaki sposób wszyscy w klasie uznaliśmy, że to wartościowy przedmiot. Skąd wiedzieliśmy, które karteczki są warte pięć innych, a może nawet poświęcenia śniadania? Jakie siły stały za wmanewrowaniem małych dzieci w pierwsze kolekcjonerskie doświadczenia? Nie wiem również, kiedy dokładnie karteczkomania się skończyła i dlaczego po prostu przestaliśmy je zbierać. Po szalonym okresie karteczkowym pozostały mi setki wyblakłych karteluszków, walających się gdzieś wśród skarbów dzieciństwa. Niewytłumaczalna mania kolekcjonowania przypomniała mi się, gdy dowiedziałam się o najnowszej internetowej obsesji – NFT.

NFT (z angielskiego non-fungible tokens) to niewymienialne, czyli unikatowe, tokeny, które są częścią infrastruktury blockchainowej. W największym skrócie blockchain to technologia, która służy do przechowywania oraz przesyłania informacji o transakcjach zawartych w internecie. Każdy użytkownik podłączony do sieci może brać udział w ich przesyłaniu i autoryzowaniu. Dzięki zaawansowanej kryptografii takie operacje są w pełni bezpieczne, ale jednocześnie transparentne dla wszystkich korzystających z tej infrastruktury. Główną istotą tego mechanizmu jest więc decentralizacja i powrót modelu sieci opartego o system peer-to-peer. Zastosowanie blockchainu może wyeliminować pośredników, takich jak instytucje finansowe gwarantujące bezpieczeństwo transakcji, ponieważ dokonywane są one bezpośrednio pomiędzy użytkownikami w sposób otwarty i niemal niemożliwy do manipulacji. Blockchain znajduje zastosowanie w sektorze finansowym, energetycznym, logistycznym, ale i publicznym, czego przykładem może być Estonia, która wdrożyła blockchain w administracji. Twórcą blockchain jest osoba lub kolektyw ukrywający się pod pseudonimem Satoshi Nakamoto, a pierwotnie miał on służyć jako wsparcie dla stworzonego przez Nakamoto bitcoina. Ktokolwiek śledził media w ciągu ostatniej dekady, musiał natrafić na wiadomości o rynku kryptowalut: ogromnych fortunach pierwszych inwestorów, spekulacjach kursami i pojawieniu się kolejnych projektów, takich jak Ethereum czy Dogecoin.

Wraz z kryptowalutami na cyfrowy rynek trafiły także tokeny NFT. Mogą być wszystkim: grafiką, filmem, plikiem dźwiękowym, tweetem, linkiem, tekstem, jakimkolwiek bytem cyfrowym, jeśli tylko posiada on URL. Od kilku lat działają w sieci marketplacy, na których za pomocą kryptowalut można NFT kupować, sprzedawać i tworzyć z nich własne kolekcje. Jeszcze długo pozostałyby one w hardgeekowskiej niszy, gdzieś na obrzeżach internetu głównego nurtu, gdyby nie wydarzył się 11 marca 2021 roku. Wtedy to nieznany szerzej artysta Beeple sprzedał cyfrową wersję swojej pracy „Everydays – The First 5000 Days” za 69 milionów dolarów na aukcji w prestiżowym londyńskim domu aukcyjnym Christie’s.

To nie pomyłka, za JPG-a zapłacono 15 milionów dolarów więcej niż za „Nimfy” Moneta. Co właściwie nabył szczęśliwy zwycięzca aukcji? Z pewnością nie kupił żadnego materialnego artefaktu, który może sobie powiesić w domu. Zafundował sobie za to szeroko dostępny i krążący w sieci obraz, który każdy może ściągnąć na swój komputer. Mało tego, Beeple, gdyby chciał, mógłby ten sam obraz wystawić na sprzedaż jeszcze milion razy. Internet i rynek sztuki zawrzały. Czy staliśmy się świadkami nowej, technologicznie wspomaganej rewolucji na skostniałym rynku obrotu dziełami sztuki? I czym właściwie jest kryptoart?

Wszystko zaczęło się od CryptoPunks, projektu Matta Halla i Johna Watkinsona znanych jako Larva Labs. W 2017 roku w ramach infrastruktury blockchainowej powiązanej z walutą Ethereum wypuścili oni pierwsze NFT: 10 tysięcy kolekcjonowalnych grafik inspirowanych retroestetyką gier wideo. Technologiczne rozwiązanie, którego użyli, stało się inspiracją dla standardu ERC-721, który zasila większość cyfrowych dzieł sztuki i przedmiotów kolekcjonerskich. Do dziś całkowita sprzedaż kryptopunków osiągnęła 447 milionów dolarów, a kilka tygodni temu dziewięć rzadkich kryptopunków zostało wystawionych na aukcji przez Christie’s i sprzedanych za niemal 17 milionów dolarów. Na podobny pomysł wpadli twórcy szalenie popularnych kryptokociaków: wirtualnej gry, dzięki której można wymieniać się obrazkowymi kotkami, z których każdy posiada unikalne kotrybuty. Kociaki można kolekcjonować, rozmnażać i docelowo sprzedawać. Wygląda na to, że nowe pokolenie ma swoje tamagochi na blockchainie.

~~

Za pomocą NFT sprzedawana jest przede wszystkim kulturowa treść sieci: wiralowe filmy i „oryginalne” memy, jak choćby reprodukowany w miliardach Nyan Cat czy Grumpy Cat (twórca otrzymał za niego ponad 100 tysięcy dolarów). Do tokenomanii dołączyli uznani twórcy: Grimes wystawiła swoje teledyski na platformie Nifty Gateway, Snoop Dogg – niezwykle sprawny biznesmen – pojawił się z serią memów „A Journey With The Dogg” na Crypto.com.

Jednak za pomocą NFT można zmonetyzować nie tylko twórczość artystyczną, ale też wszelką własność intelektualną, taką jak – choć to może wydać się kontrowersyjne – tweety. Do tego celu powstał specjalnie dedykowany portal Valuables, gdzie każdy może wystawić swoje 140-znakowe wypowiedzi. Słynny pierwszy tweet Jacka Dorseya, twórcy Twittera, został sprzedany za 3 miliony dolarów. Jak obiecują twórcy platformy, kupując u nich tweetowy certyfikat, dostajemy więcej niż zapis zer i jedynek. Dostajemy tweet „podpisany przez ich oryginalnych właścicieli”, „tworzący bezpośrednią relację pomiędzy kupującym a twórcą”. Na Valuables sprzedają celebryci, sportowcy, osoby publiczne, komentatorzy, twórcy memicznego kontentu czy muzycy. W założeniach Valuables miał umożliwić uchwycenie ważnych momentów współczesnych mediów cyfrowych, ale w rzeczywistości to system autoreferencyjny: najpopularniejsze tweety traktują… o sprzedawaniu tweetów.

Doniosłe momenty w historii ligi NBA sprzedaje za pośrednictwem NFT platforma Top Shot NBA, gdzie można nabyć cyfrowe kolekcjonerskie karty w formie filmików prezentujących najlepsze wrzuty w każdym meczu. Imponujący dunk LeBrona Jamesa w meczu z Sacramento został kupiony za 99 tysięcy dolarów. Top Shot jest oficjalną platformą National Basketball Association, która oprócz koszulek, bluz, kubków i tysięcy innych gadżetów oferuje swoim fanom także zupełnie nowy poziom cyfrowego fandomu.

Z pewnością NFT zwiastuje obietnicę rewolucji na rynku sztuki cyfrowej, rozwijającej się od lat 80. jako grafika komputerowa i net art. Do tej pory twórczość nowomedialna borykała się z fundamentalnymi problemami jej archiwizowania, konserwowania i prezentacji, nie mówiąc o jej potencjale ekonomicznym, który nigdy nie osiągnął tego reprezentowanego przez klasyczne media. Wydaje się więc, że oddolnie wykreowane NFT mogą być rozwiązaniem lub przynajmniej podjęciem kwestii wartości i obrotu sztuką cyfrową, zarówno galeryjną, jak i użytkową, ilustrującą treści w sieci.

Próby monetyzacji sztuki cyfrowej, na przykład dzieł w rozszerzonej i wirtualnej rzeczywistości, były podejmowane wielokrotnie. Były dyrektor Muzeum Sztuki Współczesnej w Sztokholmie w 2018 roku zaprosił do współpracy szczyt artystycznego światka i stworzył aplikację Acute Art. Oferuje ona interaktywne instalacje artystów takich jak Marina Abramović, Olafur Eliasson, Anish Kapoor czy Jeff Koons. W marcu zeszłego roku zainicjowano za jej pośrednictwem wystawę cyfrowych rzeźb artysty znanego jako KAWS, które można było wypożyczyć na 24 godziny za kilka dolarów. Nowe podejście do kolekcjonowania sztuki zaoferował z kolei start-up Maecenas, gdzie za pomocą kryptowalut można zakupić ułamkowe części najdroższych dzieł wartych miliony dolarów.

W tym kontekście niedawna akcja kolektywu twórców NFT pod nazwą Global Art Museum zasługuje na uwagę. W marcu tego roku na platformie OpenSea umieścili oni jako NFT cyfrowe reprodukcje największych arcydzieł sztuki, na co dzień wiszących na ścianach muzeów, na przykład Rijksmuseum. „Burzymy branżę muzeów sztuki, przekształcając stare obrazy i dzieła sztuki w NFT” – napisało Global Art Museum na Twitterze, mimo że obrazy te w większości znajdują się w domenie publicznej i stanowią część globalnego dziedzictwa kulturowego. „Sfera NFT jest nowa i zagmatwana, ale naszym celem jest wprowadzenie do niej muzeów. Dni nudnych, sztywnych i dusznych muzeów dobiegły końca”. Global Art Museum zaoferowało również, że 10 procent ze sprzedaży tokenów zostanie przekazane na rzecz muzeów, aby pomóc im w trudnej sytuacji podczas pandemii. Po gromach, jakie spadły na inicjatorów ze strony instytucji kultury, wyjawiono, że cała akcja była jedynie „społecznym eksperymentem” i próbą otwarcia dyskusji na temat NFT. Dwa miesiące później Galeria Uffizi sprzedała swoje pierwsze NFT: flagowe dzieło Michała Anioła „Doni Tondo”. Pod wirtualny młotek mają iść kolejne dzieła.

Platformy NFT otwierają nie tylko nowe kanały dystrybucji sztuki cyfrowej, ale też nowe galerie, tworzą pośredników i kuratorów specjalizujących się w obrocie wirtualnymi dziełami sztuki. To zdecydowanie poszerza wąski światek sztuki o nowych aktorów, którzy nie mieli do tej pory dostępu do szczelnie zamkniętego świata marszandów i domów aukcyjnych.

Jednym z takich nowych aktorów jest platforma SuperRare. Na tym rynku sprzedają nikomu nieznani początkujący twórcy, ale również uznani artyści, tacy jak John Maeda, który pomógł na nowo zdefiniować media elektroniczne i programowanie komputerowe jako narzędzia artystycznej ekspresji, czy Lynn Hershman Leeson, która od dekad tworzy prace badające relacje między ludźmi a technologią. Ich prace na stałe można znaleźć między innymi w kolekcjach Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Na SuperRare funkcjonują obok tysięcy kryptoartowych GIF-ów i memów.

Kryptoart to sztuka, której głównym przedmiotem zainteresowania jest sieć. Karmi się więc kompletnie eklektyczną mieszaniną estetyk, wave’ów, nowych internetowych formatów, jak mem czy GIF. Odwołuje się do popkultury głównego nurtu, teorii spiskowych, mediów społecznościowych, ale przeciera też szlaki nowych możliwości sztuki algorytmicznej, czyli współtworzonej przez maszyny. Oczywiście kwestią czasu było stworzenie białego piksela na białym tle odwołującego się do arcydzieła Kazimierza Malewicza. Dokonał tego Murat Pak i sprzedał na SuperRare za 15 tysięcy dolarów.

Murat Pak, „Alpha”, żródło: https://superrare.co/artwork-v2/alpha-7713Murat Pak, „Alpha”, źródło: https://superrare.co/artwork-v2/alpha-7713

Niektórzy wieszczą, że NFT są częścią cyfrowej rewolucji, która zdemokratyzuje sławę i da twórcom internetu – grafikom, memowcom czy gifiarzom – kontrolę nad ich twórczością. Zoë Roth, kobieta z mema „Disaster Girl”, i Laina Morris, stojąca za memem „Overly Attached Girlfriend”, sprzedały swoje zdjęcia jako NFT za odpowiednio 500 tysięcy i 411 tysięcy dolarów, tłumacząc, że odzyskały własność obrazu, którym dzieliły się miliony. Modelka Emily Ratajkowski, po szeroko komentowanym za oceanem eseju „Buying Myself Back. When does a model own her own image?”, w którym opisała swoje przykre doświadczenia z artystą Richardem Prince’em, wypuściła własne NFT. Artykuł opisywał jej walkę z Prince’em, który wykorzystał jej zdjęcie ściągnięte z prywatnego Instagrama, wydrukował je na dużym płótnie i sprzedał bez jej zgody. W geście odwetu Ratajkowski sfotografowała siebie stojącą przed wspomnianym dziełem sztuki i wystawiła ją jako NFT. Fotografię zatytułowaną „Buying Myself Back: A Model for Redistribution” Emily Ratajkowski sprzedała za 175 tysięcy dolarów poprzez dom aukcyjny Christie’s.


Tokenmanię napędza sama iluzja wartości – w przypadku sztuki, białych kruków czy ubrań Diora. Ich wartość jest określona tylko i wyłącznie poprzez popyt, czyli to, ile ktoś jest w stanie za nie zapłacić. Jednak w idei NFT trudne do zrozumienia jest to, że płaci się za coś, do czego ma się już dostęp za darmo. Ale może właśnie na tym polega kompletny zwrot. Wartościowe jest już nie to, co unikatowe, czego nie ma nikt inny. Wartościowy jest kolektywny gest solidarności z ulubionym artystą. NFT byłby nowym mecenatem, obiecującym szczególny związek ze wspieranym idolem. Może już po prostu nie potrzebujemy czegoś namacalnego: przepoconej koszulki, autografu czy gitary?

Jednak kiedy czytam na stronie platformy sprzedającej memy: „Prezentujemy oryginalną zremasterowaną fotografię Grumpy Cat”, czuję, że potrzebuję filozofa analitycznego, żeby rozsupłał ontologiczną nierozstrzygalność tego zdania. W jaki sposób cyfrowa fotografia może być oryginalna i niepowtarzalna? Co właściwie uznajemy za oryginalny moment? Pierwsze zapisanie na smartfonie? Symulakr trzasku migawki?

Przedmiotami kolekcjonowania stają się kolejne poziomy symulacji, o jakich nawet nie śnił Jean Baudrillard: efemery, abstrakcyjne pojęcia i koncepty. W tym kontekście nowe rynki cyfrowego kolekcjonowania wydają się odpowiedzią na wirtualizację naszego codziennego życia, które przyspieszyło w trakcie pandemii. To swoisty backlash: desperacka próba dewirtualizacji: przekuwania ciągu zer i jedynek w coś materialnego i kolekcjonowalnego. Umuzealniania internetu.

Niektórzy komentatorzy nie wahają się nazywać kryptowalut piramidą finansową, obiecującą wielkie zyski dla każdego niemal bez wysiłku, z tą różnicą, że struktura finansowa krypto jest rozproszona, nie ma żadnego pana Ponziego, który mógłby być pociągnięty do odpowiedzialności. Podobnie jak rynek kryptowalut, tak i rynek NFT jest niezwykle chwiejny. Według danych serwisu NonFungible.com średnia dzienna wartość NFT w ciągu kilku miesięcy spadła z 19 milionów dolarów do 3 milionów, czyli o ponad 85% oryginalnej wartości. Tym, co wskazywałoby, że NFT są bańką spekulacyjną, jest ich zamknięty obieg. W tym momencie kupują je głównie ludzie z branży krypto: twórcy kryptoplatform i wcześni inwestorzy w kryptowaluty, którzy próbują je upłynnić, wreszcie twórcy innych marketplace’ów NFT. Słynnego Beepla za 69 milionów kupił Vignesh Sundaresan, hinduski kryptobiznesmen, który założył sieć bitcoinowych bankomatów. Justin Sun, chiński kolekcjoner sztuki cyfrowej, to z kolei założyciel platformy kryptowalutowej TRON. Sina Estavi, który kupił tweet twórcy Twittera, to twórca blockchainowego start-upu, arabski biznesmen, o którym nie wiadomo wiele, poza tym, że w połowie maja został aresztowany w Iranie pod zarzutami korupcji.

Coraz więcej komentatorów zwraca uwagę na środowiskowe koszty inwestycji w NFT i kryptowaluty. Adam Greenfield, autor „Radical Technologies”, tłumaczył w „Guardianie”, że NFT, ta późnopandemiczna ekstrawagancja ludzi zamkniętych przed ekranami komputerów, to tak naprawdę klimatyczna katastrofa, ponieważ transakcje wykonywane za pomocą Ethereum wymagają absurdalnej ilości energii, uwalniając do atmosfery dodatkowy dwutlenek węgla. Podobny apel wystosował artysta Joanie Lemercier, znany ze swoich świetlnych instalacji, które wystawiał na Nifty Gateway. Jak obliczył, ich sprzedaż pochłonęła tyle samo energii, co fizyczne studio twórcy na przestrzeni dwóch lat. Podsumowując ponad dekadę od pojawienia się bitcoina, z którym wiązano nadzieje na fundamentalną przebudowę sektora finansowego, Greenfield z goryczą przekonuje, że tak naprawdę doszło do przeniesienia władzy z instytucji globalnej finansjery na jeszcze mniej transparentne i odpowiedzialne podmioty, podczas gdy reszta z nas jest obciążona skutkami środowiskowymi. W podobnym tonie wypowiadają się autorzy manifestu „Toward a New Ecology of Crypto Art: A Hybrid Manifesto”, którzy zwracają uwagę, że „kryptowaluty nigdy nie pogodziły swoich socjalistycznych fantazji o blockchainie z ich obecnym zastosowaniem, które otworzyło drogę dla spekulacji finansowych”.

Jednak wszystkie dyskusje na temat NFT wydają się kompletnie omijać sedno problemu. Próbują one odnieść NFT do znanych definicji własności, wolności i wartości, tak jakbyśmy nie mieli żadnej siatki pojęć, która pozwoliłaby posunąć się w tej dyskusji dalej niż tylko kolejne doniesienia o sensacyjnych kwotach płaconych za tweety. Nie wiem, czy dzisiaj NFT to bańka na miarę dot.comu, ale nie mam wątpliwości, że przeorganizują one nasze myślenie o wirtualności. Nie mogę się oprzeć myśli, że jeśli za trzy dekady infrastruktura internetu się zmieni i wszystko zostanie ztokenizowane, to wyśmiewani dzisiaj pionierzy zaczną dyktować warunki korzystania z sieci. Dziś ciągle za bezcen na platformie Decentraland (i wielu innych) można kupować połacie wirtualnej ziemi i budować na nich podwaliny nowego, cyfrowego świata.