Czuła jest noc
„Noccc”

14 minut czytania

/ Media

Czuła jest noc

Ewa Drygalska

Zamiarem twórczyń „Nocccy”, Weroniki Lewandowskej i Sandry Frydrysiak, było stworzenie VR-owego poematu erotycznego. Ćwiczenia ze zmysłowości i bliskości w technologicznym zapośredniczeniu

Jeszcze 4 minuty czytania

Stoję u stóp skalistej grani otoczonej lasem. Jest ciemna letnia noc. Spoglądam w górę i widzę niebo skrzące się gwiazdami, jakie widać jedynie, kiedy wyjedzie się poza miejskie aglomeracje. Brodzę w wysokiej trawie, a rozglądając się po okolicy, dostrzegam spróchniałe konary, ledwie zarysowane sylwetki drzew i skaliste zbocze. Jest niemal całkowicie ciemno, ale nie odczuwam strachu ani niepokoju. Przychodzi mi na myśl Keats i jego „Oda do słowika”, poemat o przyjemności i śmierci. Idę dalej i dostrzegam mieniący się na niebiesko krzew. Dotykam go. Przez moją rękę przebiega wibracja, a z głębi gałęzi i konarów unoszą się fluorescencyjne zarodniki gotowe z podmuchem wiatru pofrunąć setki metrów, zasiewając nowe gleby. W głębi dostrzegam zbliżającą się ku mnie postać. Jej pojawienie się rozświetla mrok nocy i elektryzuje wszystkie obiekty dookoła. Transparentna postać o ludzkich kształtach, ale pozbawiona twarzy i cech płciowych, przypomina mi androida. W jej wnętrzu rozbłyskuje sieć światłowodów. Postać zaczyna tańczyć wokół mnie, w końcu zbliża się i podaje mi rękę. Odwzajemniam gest, a postać rozpływa się w nocy, by przeobrazić się w wirującą na niebie płachtę. Satynowy materiał podryguje na zbierającym się silnym wietrze, z nocy wydobywa się poezja recytowana kobiecym głosem: „noc koc świerszcze jeszcze nie mieszczę się w mieście duszne mokre jest powietrze uciekam ściekam po skórze po wodę łyk łyk łyk kosmyk moich włosów w twoich ustach…”. „Gęstnieje mrok, ja słucham”. W rytm kolejnych onomatopeicznych zwrotek rzeczywistość wokół mnie wiruje: liście szeleszczą coraz intensywniej, dmie wiatr targający płachtą na niebie, która wydaje się żywa. Zmrok przecinają świetlne pociągnięcia, wyciągam ręce w górę i poruszając nimi w powietrzu, sama tworzę rozjarzone błyski. Po kilku chwilach znów pojawia się tańcząca postać, która wije się w tej feerii świateł. Głos poetki jest coraz szybszy: „opadam na podłogę opadam na niego opadam na niebo opadam opadam nieopodal…”. Postać zbliża się ku mnie i przelatuje przeze mnie, czuję wibrujący dreszcz. Głos uspokaja się, kolory nieba stają się pomarańczowe a przedmioty dostrzegalne. W końcu postać znika na niebie, na którym wschodzi słońce. Zaczyna się dzień. Ściągam gogle, odkładam kontrolery i wychodzę z doświadczenia VR „Noccc”. Co właściwie przeżyłam?

Zamiarem twórczyń, Weroniki Lewandowskej i Sandry Frydrysiak, było stworzenie VR-owego poematu erotycznego. W kilkuminutowej immersyjnej narracji splatają się zainteresowania badawcze Frydrysiak, koncentrujące się wokół tańca i choreografii, oraz artystyczna praktyka Lewandowskiej, slamerki, performerki pracującej z nowymi mediami i poezją wykonywaną na żywo. Ale „Noccc” to nie ćwiczenie intelektualne, mimo że stworzyły ją pracujące na uczelniach doktorki. To raczej ćwiczenie z sensualności i bliskości w technologicznym zapośredniczeniu. Po wyjściu z „Nocccy” zastanawiam się nad erotycznością tego doświadczenia. Pytam o to same autorki.

„Erotyka to dla mnie przestrzeń uruchamiająca zmysły i ciało. Erotyka pobudza i nastraja do odczuwania pewnych rejestrów. Nie chodzi tu o seks, raczej o dostrojenie się do specyficznego sposobu odczuwania. «Noccc» zaprasza do wejścia w te rejestry, do których mamy normalnie ograniczony dostęp. Ciągle pilnujemy swoich ciał, dyscyplinujemy je, nie pozwalamy sobie na swobodę i dotyk”, wyznaje mi za pośrednictwem ekranu laptopa jedna z autorek.


VR w takim ujęciu staje się alternatywną, autonomiczną przestrzenią przeżywania. Założenie gogli oznacza przeniesienie się do szczególnego miejsca nie-miejsca, wpadnięcie do Carrollowskiej Krainy Czarów, gdzie kulturowe normy dotyczące dystansu społecznego i interakcji ze światem zewnętrznym zostają czasowo zawieszone. Wszystko w wykreowanym świecie „Nocccy” jest znajome, ale jednocześnie nieco inne. Krajobraz letniej nocy w górach znany ze studenckich wakacji pod namiotem okazuje się ożywiony i zachęca do interakcji. Jesteśmy zapraszani do dotykania i sami jesteśmy dotykani, ale nie przez innych ludzi, lecz przez całą organiczną i nieorganiczną materię, która nas otacza. W uszach słyszymy miękki kobiecy głos opowiadający nam o momencie orgazmicznego uniesienia, ale to szczególny rodzaj dirty talku, bo oparty o onomatopeiczną poezję.

Erotyk Lewandowskiej służący za warstwę dźwiękową powstał 15 lat temu i był w tym czasie wykonywany na wielu spokenwordowych scenach w całej Europie. Ale wtedy kierowany był do szerokiej publiczności, wykonywany w miejscu publicznym, miał być przeżyciem społecznym. W „Nocccy”, dzięki technologicznemu wzmocnieniu, czyli inżynierii dźwięku w przestrzeni (odpowiedzialny za to Przemek Danowski otrzymał nagrodę na festiwalu sztuki filmowej Cinequest w San Jose), jego wektor zmienia się i wywołuje indywidualne doznanie, mające sprowokować tzw. samoistną odpowiedź meridianów czuciowych. To właśnie ASMR-owy efekt tingle, czyli przyjemnego łechtania w czaszce, chciały osiągnąć twórczynie, zamykając nasze uszy w słuchawki i dostarczając im nagromadzonych dźwięcznych zwarto-szczelinowych i dziąsłowo-podniebiennych fonemów. „Chciałam zanurzyć naszych odbiorców w stan naelektryzowania, wibracji, tych doznań, także erotycznych, jakie dostarcza ASMR” – tłumaczy autorka wiersza. „Erotyka jest odsłonięciem twoich własnych pragnień, kiedy czujesz się bezpiecznie w kontakcie z samym sobą i innymi. W tym projekcie chciałyśmy wyjść z utartych schematów percepcyjnych, aby spróbować odblokować widza na tę erotykę”.

„VR: Noccc”, reżyseria i scenariusz Weronika Lewandowska i Sandra Frydrysiak. Szkoła Filmowa w Łodzi, 2021. „Noccc” będzie można zobaczyć w październiku w Warszawie podczas Festiwalu Przemiany organizowanego przez Centrum Nauki Kopernik.

Wszystkie elementy, z których jest zbudowana przestrzeń „Nocccy”, są sensualne: ciemność uruchamia wyobraźnię, pozwalając jej nadbudowywać własne wyobrażenia i pamięć. A otulająca płachta przypomina mi śliską satynę i ciepłą sierść psa. Jakie są możliwości doznań w technologicznie generowanym środowisku? Czy interakcja, także intymna, wymaga obecności ciała? VR staje się jedną z technologii afektywnych, czyli takich, które pośredniczą w wyrażaniu, okazywaniu, przeżywaniu i komunikowaniu uczuć i emocji. Skoro udaje się wytworzyć wrażenie intymności i bliskości w przestrzeni wirtualnej bez udziału drugiego człowieka, to warto też zastanowić się nad skutkami tego przesunięcia.

„Noccc”„Noccc”

Oczywiście dokonaliśmy tego już dawno, przenosząc moment poznania z drugim człowiekiem w przestrzeń technologii: portali randkowych, matrymonialnych czy erotycznych. Sam seks lub masturbacja stały się aktami zmediatyzowanymi dzięki różnym urządzeniom i mediom, za sprawą których i przez które ich doświadczamy. Przyjemność cielesna jest łatwo wytwarzalna, gorzej z autentyczną intymnością poruszającą zmysły, a nie jedynie miejsca erogenne. Ale i nad tym trwają prace.

Firma o nazwie Tomorrow Lab stworzyła kilka lat temu PopLolly, jadalny odtwarzacz muzyki, który łączy się z telefonem za pomocą Bluetooth. Użytkownicy są w stanie słuchać muzyki przez usta, przesyłając wibracje z ust do uszu. Inny wynalazek, powstały w Japonii Tag Candy, wysyła dotykowe i dźwiękowe informacje zwrotne przez lizaka, aby wzmocnić doznania smakowe za pomocą innych zmysłów niż smak. Jednak radykalnego wejścia techintymności do codziennego życia życzyli sobie dopiero japońscy twórcy Teletongue, urządzenia w formie lizaka, które miałoby zapewnić zdalną interakcję oralną między dwojgiem ludzi. Celem było stworzenie urządzenia teledildonicznego, którego pary mogłyby używać w codziennym życiu, nawet w miejscach publicznych – jak twierdzą twórcy – „tak aby mogły cieszyć się intymną interakcją, gdziekolwiek się znajdują”. W głowie słyszę Sherry Tuckle, dyrektorkę Initiative on Technology and Self w słynnym MIT, która twierdzi, że romantyzując roboty (niekoniecznie te humanoidalne) i stając się nierozłączni z naszymi smartfonami, tworzymy nową intymność, zmieniamy siebie i nasze relacje z innymi.

Choć całe doświadczenie „Nocccy” trwa zaledwie 7 minut, zanurzamy się w nie niemal natychmiast, bez jakiejkolwiek – chciałoby się powiedzieć – gry wstępnej. Samo doświadczenie wykorzystuje maksimum swobody oferowanej dziś przez VR. Ważące zaledwie 500 gramów gogle upakowane sensorami monitorują ruchy nie tylko naszej głowy, ale i ciała, odwzorowując je w rzeczywistości wirtualnej. Sześć stopni swobody pozwala uczestnikowi na rozglądanie się i przemieszczanie w lewo, prawo, w przód i w tył oraz w górę i w dół. W zupełnie niesamowity sposób wykorzystuje to m.in. gra „Superhot” (zresztą stworzona też przez polskich projektantów), w której czas płynie tylko wtedy, gdy się poruszamy.

Udoskonalona matryca najnowszych gogli Oculus Quest 2 coraz sprawniej rozmywa granice między wizualnymi doświadczeniami w VR a obrazem ultraHD, jaki znamy z kina czy własnych smartfonów. Wypuszczony na rynek zeszłej zimy, w idealnym momencie przymusowego lockdownu, produkt Facebooka dokonał małej rewolucji na rynku wirtualnych rzeczywistości. Wyzwolił użytkowników od uprzykrzającego doświadczenia okablowania oraz zaoferował znacznie dopracowane dźwięk i grafikę. Do końca marca 2021 roku sprzedano 4,6 miliona par gogli, co przebija wszystkie dotychczasowe rekordy na rynku VR.

To właśnie Oculusy zostały wysłane wszystkim twórcom zaproszonym na tegoroczny festiwal Sundance, który odbył się w formule online. Ten hojny gest, mający umożliwić szeroki dostęp do bogatej sekcji New Frontier, okazał się strzałem w dziesiątkę, umożliwiając twórczyniom „Nocccy” światową premierę właśnie na największym święcie amerykańskiego kina niezależnego. No właśnie, kina. Wirtualna rzeczywistość coraz częściej pojawia się w programie największych wydarzeń poświęconych kinematografii: Cannes, Wenecji czy Nowych Horyzontów. Inspiracją projektu Lewandowskiej i Frydrysiak, który powstał w laboratorium narracji wizualnych przy łódzkiej szkole filmowej, był film Wima Wendersa „Pina 3D” (pokazywany na festiwalu Nowe Horyzonty w 2011 roku). Nakręcony niemal bez dialogów film-zapis występów austriackiej choreografki Piny Bausch był idealnym materiałem do eksperymentowania z nowym językiem kina. Ale współczesne kino – zarówno jako przeżycie, jak i medium – w gruncie rzeczy niewiele zmieniło się od 1921 roku. Ciągle przez 90 do 120 minut pozostajemy nieruchomi w ciemności w mniej lub bardziej wygodnych fotelach, oglądając ruchome obrazki, z których przeważająca większość opowiada nam jakąś historię linearnie, od początku do końca. Wiele z marzeń o interaktywności kina, w tym słynne pokazy Kinoautomatu Činčery lub eksperymenty Jean-Luca Godarda, Michaela Hanekego czy Woody’ego Allena, pozostały bez większego wpływu na kino głównego nurtu. W wyobraźni futurystów z lat 60. czy 70. XX wieku mieliśmy dzisiaj kina dotykać, czuć czy smakować. Nawet krótki flirt reżyserów z 3D za sprawą „Awatara” Jamesa Camerona szybko się skończył.

„Noccc”„Noccc”

Na ile więc doświadczenie VR-owe może się mieścić w ramach kina? Czy nie oferuje ono czegoś fundamentalnie różnego od filmu, którego wszystkie wysiłki koncentrują się wokół opowiadania historii, podczas gdy VR poszukuje sposobów na dostarczanie doznań i przeżyć? „Sądzę, że te pozornie przemijające mody, jak 3D, w gruncie rzeczy utorowały drogę do Cinematic VR. Dla mnie obejrzenie «Piny» było przełomem, okazało się, że film może uruchamiać cieleśnie, tak mocno przybliżając ruchy ciał tancerzy, że można je poczuć kinestetycznie, niemal zmysłowo. Dlatego Cinematic VR się dzisiaj rozwija, i to nawet w Polsce, np. w projekcie «Szepty»”. Frydrysiak odwołuje się do krótkiego filmu Jacka Nagłowskiego i Patryka Jordanowskiego z 2019 roku, dokumentu VR, który opowiada historię szeptuch: uzdrowicielek, szamanek, mediów, których tradycja rozwija się na pograniczu polsko-ukraińskim.

„W filmowym VR pozostajesz widzką, bez większej sprawczości, ale to doświadczenie radykalnie przybliża cię do bohaterów. Siedzisz w kościele, jesteś z tą szeptuchą w kuchni przy stole, ona mówi do ciebie, patrzy na ciebie, zauważa cię, rytuał odprawia dla ciebie”. Weronika Lewandowska twierdzi, że te proste zabiegi służące włączeniu odbiorcy w świat przedstawiony szybko się wypalą, a sposób zanurzania widza w historię pozostanie czymś do wypracowania przez kolejnych twórców. „Widziałam – mówi Lewandowska – kilka doświadczeń używających trików z wyciąganiem ręki z ciała osoby zanurzonej, ale te gesty nie zawsze pogłębiają efekt immersji w 360°. Pokazują natomiast, że wiele jeszcze musimy nauczyć się o prowadzeniu kamery i lokowaniu np. immersantki w filmowej narracji. Wolę skupiać się na VR w sześciu stopniach swobody, to dla mnie ciekawsza forma immersyjnego opowiadania i kreowania interakcji”.

„Noccc” na Festiwalu Nowe Horyzonty / fot. BTW Photographers Maziarz Rajter„Noccc” na festiwalu Nowe Horyzonty / fot. BTW Photographers Maziarz Rajter, projekt scenografii Magdalena Major, PAPER HEROES 

Lewandowska dodaje, że jej celem było wykreowanie nie tyle audiowizualnej opowieści, ile doświadczenia, które mogłoby się stać osobistym wspomnieniem immersanta i immersantki. Doświadczeniem, jak sama mówi, deautomatyzującym nasze nawykowe przyzwyczajenia i sposoby bycia w przestrzeni. VR to dla niej nowy sposób opowiadania przestrzeni właśnie, wywodzący się z tradycji performansu. Jak przekonuje Sandra Frydrysiak, w VR – jeszcze bardziej niż w przypadku teatru, kina czy sztuki performatywnej – chodzi o uruchomienie uczestnika: jego ciała, emocji, zmysłów, ruchu, wyobraźni, pamięci.

Wracam do pytania, jakie sobie zadałam po wyjściu z galerii: „Co właściwie przeżyłam?”. Chciałabym to przeżyć ponownie, w zaciszu swojego domu. Obecność obsługi pomagającej mi założyć sprzęt nieco peszy, ściągnięcie gogli nieco zbyt brutalnie wyrywa z oniryczności doświadczenia, a chciałabym wejść w nie głębiej. W moim salonie na poddaszu rozłożony jest miękki dywan, który aż się prosi, aby położyć się na nim i nieco wbrew projektowanemu scenariuszowi doświadczyć „Nocccy” na leżąco, w jogicznej pozycji martwego ciała. Pewnie podbiegłby do mnie pies i polizał po policzku.

Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).