Biorąc do ręki dowolny komiks ozdobiony na okładce znaczkiem „Kolekcja Maszina”, najlepiej niczego się nie spodziewać, a już na pewno nie tego, że pod słowem „kolekcja” kryje się jakaś spójna całość z możliwymi do zidentyfikowania cechami charakterystycznymi, przewijającymi się przez wszystkie tomy tematami czy bohaterami. Nic z tego. Pewnym przygotowaniem może być wizyta na działającym od 2011 roku blogu „Maszin”, prezentującym dziesiątki prac scenarzystów i rysowników związanych z tą grupą, lub też odszukanie na aukcjach kilku papierowych zinów, w których od mniej więcej 2006 roku pojawiają się prace artystów wydawanych aktualnie w „Kolekcji”. To jednak również nie wystarcza, ponieważ komiksy Maszina istnieją przede wszystkim po to, by zaskakiwać, wytrącać z przyzwyczajeń czytelniczych i pokazywać, że sztuka opowiadania za pomocą sekwencji statycznych obrazów, uzupełnionych (lub nie) o dialog i warstwę opisową, może przybrać najróżniejsze formy.
MASZIN
Grupa komiksowa, w skład której wchodzą Daniel Gutowski, Michał Rzecznik, Agnieszka Piksa, Mikołaj Tkacz, Jacek Świdziński i inni. Z ich odświeżającymi pracami można zapoznać się w ramach wydawanej przez wydawnictwo Centrala „Kolekcji Maszina”. Komiks „A niech cię, Tesla” Jacka Świdzińskiego wydała natomiast Kultura Gniewu. Przeczytaj także recenzję „Przygód nikogo” Mikołaja Tkacza.
Ochotę na nieustający eksperyment widać najlepiej w pracach założyciela zina „Maszin”, Mikołaja Tkacza, którego „Przygody Nikogo” były dla większości czytelników pierwszą okazją do spotkania się z dziwnymi światami prezentowanymi w „Kolekcji Maszina”. Jak łatwo się domyślić, chociażby z tytułu, „Przygody Nikogo” to komiks o niczym. Kilkanaście plansz wypełnionych monotonnymi rysunkami przedstawiającymi puste pomieszczenia w niezidentyfikowanym domu. Brak bohaterów, brak fabuły, brak nawet plam krwi na ścianach, które mogłyby sugerować, że podążamy tropem niewyjaśnionej zbrodni. Co więc zostaje dla czytelnika, zmuszonego do zmierzenia się z brakiem narracji i objaśnień? Zostają pytania, zaproszenie do gry, w której komiks Tkacza jest tylko ramą, scenografią dla opowieści powstających w głowie odbiorcy. To od nas zależy, czy zrobimy sobie z tego komiksu postapokaliptyczną fabułę w rodzaju „Zanim nadejdą deszcze” Raya Bradbury’ego, scenę zbrodni wprost z CSI: Neverland czy też egzystencjalny dramat wzorowany na „Zeszłego roku w Marienbadzie”.
Mikołaj Tkacz, „Przygody nikogo”
Do współautorstwa swoich prac zaprasza również Michał Rzecznik, autor jednego z pierwszych komiksów w „Kolekcji Maszina” – „Generatora 1000” stanowiącego swego rodzaju wariację na kanwie pomysłu zaproponowanego przez Raymonda Queneau w tomie „Sto tysięcy miliardów wierszy”. Francuski pisarz, jeden z współtwórców najciekawszej literackiej awangardy drugiej połowy XX wieku, legendarnej grupy OuLiPo, podsunął w 1961 roku swoim (nielicznym) czytelnikom tomik zawierający 10 sonetów o jednakowym układzie rymów, podzielonych na pojedyncze wersy rozmieszczone na czternastu paskach papieru, co pozwala odbiorcom na ułożenie tytułowych stu tysięcy miliardów wierszy. Rzecznik, wychodząc od podobnego pomysłu, stworzył niskonakładowy zin zawierający dziesięć trójkadrowych komiksowych pasków, które po rozcięciu na poszczególne obrazy stają się podstawą do stworzenia tysiąca humorystycznych i absurdalnych komiksów, a każdy z nich stanowi spójną, zamkniętą całość. I znów, podobnie jak w przypadku „Przygód Nikogo”, czytelnik staje się aktywnym współautorem, chociaż tym razem ramy zabawy są nieco bardziej sztywne, a zadanie odbiorcy polega na odkryciu całego tysiąca historyjek wymyślonych przez Rzecznika.
W dorobku Michała Rzecznika znajdziemy też komiks stanowiący niejako odwrotność „Przygód Nikogo”. „Warszawa” to komiks bez rysunków, zaczynający się zresztą od wyznania: „Chciałbym rysować komiksy. Ale nie umiem rysować”, w którym czytelnik musi się zmierzyć z kadrami wypełnionymi tekstem opisującym życie bohatera w Warszawie. Tym razem przydaje się bogata wyobraźnia wizualna, lub znajomość topografii miasta, pozwalająca wypełnić puste przestrzenie rozpoznawalnymi widokami, nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by potraktować ten komiks jako ćwiczenie z wyrażania emocji za pomocą typografii i układu tekstu, zbliżone do eksperymentalnych prób z zakresu poezji wizualnej.
Michał Rzecznik przychodzi z pomocą również wtedy, gdy czytelnik szuka w „Kolekcji Maszina” czegoś bardziej zbliżonego do „typowego” komiksu – jako scenarzysta doskonałej opowieści „Maczużnik”, narysowanej przez Daniela Gutowskiego. To rasowy dramat rodzinny, uzupełniony odrobinę o elementy rodem z horrorów – tytułowy maczużnik to grzyb, pasożytujący na organizmie swego nosiciela i zmieniający jego zachowanie. Sytuacją wyjściową jest zwykłe wiejskie wesele, widziane z kilku wzajemnie uzupełniających się perspektyw, które pozwalają odkryć czytelnikowi ogrom konfliktów rozgrywających się pomiędzy najważniejszymi postaciami. Rodzina w tej opowieści to siedlisko i rozsadnik wszelkiego zła, a Gutowski robi wszystko, by każda z osób, występujących w tej kameralnej tragedii, wyglądała co najmniej niepokojąco. Da się zauważyć w jego rysunkach wpływy amerykańskiego komiksu spod znaku Daniela Clowesa czy Charlesa Burnsa, twórców uwielbiających epatować zdeformowanymi twarzami, niedoskonałymi ciałami i okrutnymi zbliżeniami, odbierającymi resztki ludzkich rysów każdej postaci. Jeśli dołożyć do tego mistrzowskie operowanie kolorem wyznaczającym nastrój każdej planszy, świetne kadrowanie i dziesiątki drobnych, ale skutecznych pomysłów na zagęszczenie atmosfery – jak na przykład napędzanie fragmentów narracji samymi onomatopejami lub dołożenie do komiksu „odręcznie” pisanych listów – to lektura „Maczużnika” skończyć się może tylko zachwytem nad tym, jak zręcznie udaje się autorom oscylować pomiędzy rzetelnym rzemiosłem i dogłębną znajomością własnego medium, a ochotą na formalne eksperymenty.
Achronologiczny i polifoniczny scenariusz Rzecznika pozwala na wielokrotne wracanie do tej przesiąkniętej klimatami Przedwiecznego Zła historii w celu odszukiwania kolejnych tropów, znaczeń i wyjaśnień, a sam komiks, podobnie jak inne przykłady z „Kolekcji Maszina”, to również gra z czytelnikiem, która zaczyna się już na okładce, jednak w odróżnieniu od opisanych wcześniej tytułów jego fabuła i realizacja są na tyle atrakcyjne, by przy pierwszej lekturze zainteresować odbiorców niekoniecznie zainteresowanych śmiałymi eksperymentami.
Daniel Gutowski, Michał Rzecznik, „Maczużnik”
Nieco większej czytelniczej odwagi wymaga lektura komiksów Jacka Świdzińskiego, którego „A niech cię, Tesla!” to kolejny tytuł opublikowany w tym roku w „Kolekcji Maszina”. Pospieszne przeczytanie tego krótkiego zbiorku, składającego się z czterech historii, pozostawia niewiele wrażeń: miłe dla oka, minimalistyczne rysunki w duchu polskiej klasyki spod znaku Butenki i Mrożka, kilka mniej lub bardziej abstrakcyjnych dowcipów, jakaś zagmatwana historia o tereminie zagłady, przerywana rodzinnymi dialogami i powiązana z opowieścią o rosyjskich szpiegach – wszystko to z prędkością błyskawicy zmierza w stronę coraz bardziej absurdalnych rozwiązań. I jak z każdym abstrakcyjnym dowcipem, prawdziwa radość przychodzi dopiero wtedy, gdy zechcemy włożyć choć odrobinę wysiłku w jego zrozumienie. Druga, znacznie uważniejsza lektura pozwala w pełni (albo przynajmniej bardziej) docenić skalę poczucia humoru młodego autora, który zasłynął w środowisku komiksowym wygrywaniem konkursów za pomocą komiksów niekoniecznie zgodnych z przewidywaniami fundatorów nagrody, a wcześniej dał się poznać jako rysownik mocno ironicznych „Przygód Powstania Warszawskiego”, stworzonych do scenariusza Michała Rzecznika.
Tym, co ostatecznie najbardziej urzeka w jego komiksach, jest niezwykle precyzyjnie wyczucie czasu: Świdziński jest jednym z tych nielicznych autorów humorystycznych, którym nie spieszy się do efektownej pointy; woli rozgrywać swoje dowcipy na przedłużającym się wyczekiwaniu, bawiąc się z oczekiwaniami odbiorcy i próbując go zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Uproszczony do granic możliwości rysunek pozwala mu na stosowanie różnych intrygujących chwytów, jak w przypadku udanej próby zaprezentowania hałasu zagłuszającego całą pierwszą scenę, czy graficzne przestawienie procesów myślowych kobiety zajmującej się szyciem. Każda kolejna plansza przynosi nowe powody do radości i pozwala wierzyć, że pojawił się wreszcie w Polsce twórca przywracający właściwą rangę sztuce opowiadania powolnych dowcipów, wymagających odrobinę skrzywionego spojrzenia na świat. Czy odbierzemy „Teslę” jako satyrę na współczesną rzeczywistość, czy też znajdziemy w tym komiksie zabawę z konwencją steampunka, odrobina zaangażowania włożona w lekturę tego komiksu zostaje w pełni wynagrodzona.
Jacek Świdziński, „A niech cię, Tesla!”
„Kolekcja Maszina” rośnie nieustająco, w jej skład wchodzą również kolejne prace Mikołaja Tkacza – „Nieznany geniusz” z rysunkami Agnieszki Piksy, ciekawy przykład świadomego prymitywizmu i prawie całkowitej rezygnacji z komiksowej formy w celu zbudowania ostrej satyry na świat sztuki, oraz Michała Rzecznika – „S/N”, który przy pomocy kilku rysowników i współscenarzystów stworzył krótką antologię dziwnych żartów, stanowiących doskonałe wprowadzenie w światy istniejące pod szyldem „Kolekcji”. Szukając ciekawych zjawisk w polskim komiksie, prac, w których świadomość własnego warsztatu, jego możliwości i ograniczeń, łączy się z zinowym luzem w podejściu do komiksowych dogmatów i oczekiwań odbiorców, warto zwrócić uwagę na kolejne komiksy firmowane przez Maszin, nieformalną grupę, która najwyraźniej postanowiła połączyć świetną zabawę z ciągłymi próbami zrewolucjonizowania myślenia o komiksie.