1. CO?
Spójrzmy na „Panterę”: podłużny, prostokątny format, niesamowicie kolorowa, natychmiast przyciągająca wzrok okładka z potężnym zwierzęciem i siedzącą na pierwszym planie dziewczynką. Książka dla dzieci? Wszystkie pierwotne sygnały zdają się sugerować, że tak. Wrażenie potęguje pierwsza, całostronicowa ilustracja, której spodziewalibyśmy się raczej w dziecięcym picture booku niż w komiksie. Dziewczynka z okładki – Krystynka – bawi się z kotem, jej ojciec zmywa naczynia po kolacji. Znajomy, bezpieczny świat wieczornych rytuałów, przytłumione światło, przytulne kuchenne wnętrze…
Coś jednak nie gra. Może kolory są zbyt intensywne, a cała kuchnia pulsuje alarmistyczną czerwienią? Może pustka w spojrzeniu ojca, które odbija się w kuchennej szybie, zbyt mocno przypomina otchłań? A może ukochanemu kotu nie powinno być widać wszystkich żeber? W sielankowy obrazek rodzinnego życia zakrada się jakiś trudny do uchwycenia niepokój.
Autor nie trzyma nas w niepewności zbyt długo. Pani Kocinka jest chora i na kolejnych kilku planszach, utrzymanych już w dużo bardziej komiksowej stylistyce, żegna się z życiem. Krystynka traci ukochane zwierzątko, a odbiorca zaczyna się spodziewać klasycznej opowieści o dziecięcym godzeniu się ze stratą, podobnej do omawianych niedawno na łamach „Dwutygodnika” „Obiecanek” i „Pustki”. I początkowo wszystko wskazuje, że tak właśnie będzie: pożegnawszy się z kotkiem, Krystynka odkrywa w dolnej szufladzie szafki nowego przyjaciela – koronnego księcia Panterlandii, Octavianusa Abracadolfusa Pantheriusa, czyli tytułową panterę.
„Pantera”, scenariusz i rysunki: Brecht Evens. Wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy, 136 stron, w księgarniach od kwietnia 2018Pantera okazuje się wymarzonym przyjacielem dla dziecka pogrążonego w żałobie. Zabawia ją historyjkami o swej magicznej krainie oraz niepohamowaną zmiennokształtnością, pociesza, rozśmiesza, tuli i układa do snu. Prawdziwy brat łata, cętkowany anioł stróż w eleganckiej kamizeli, który potrafi w mgnieniu oka przybrać egipskie kocie pozy lub robić miny, rozśmieszające Krystynkę do łez. Przyjaźń rozwija się w najlepsze, choć w tajemnicy przed ojcem dziecka, a Krystynka szybko zapomina o Pani Kocince (przechowywanej do czasu pogrzebu w zamrażalniku rodzinnej lodówki), znajdując ukojenie w munchhausenowskich opowieściach Pantery.
Komuś jednak ta przyjaźń się nie podoba. Bozo – pluszowy miś, były ulubieniec dziewczynki, po kilku daremnych próbach ucieczki ostrzega Krystynkę przed panterą, pisząc wiadomość na ścianie pokoju. Następnie znika. Po kilkudniowych poszukiwaniach zostaje odnaleziony przez Panterę i okazuje się, że samodzielnie odwiedził Panterlandię. Ale Bozo po powrocie jest jakiś odmieniony. Po pierwsze zaczął mówić. Po drugie, jego zachowania stały się, oględnie rzecz biorąc, niestosowne. Po trzecie – Pantera ucisza go co pół zdania, jakby w obawie, by misiek nie powiedział zbyt wiele. Ale sytuacja szybko wraca do normy, zwłaszcza że wielkimi krokami zbliżają się urodziny Krystynki oraz przyjęcie niespodzianka, na które Pantera sprosił licznych przyjaciół z Panterlandii.
Album kończy się przyjęciem. A właściwie uderza nim w twarz, miażdży, rzuca na kolana i zmusza do natychmiastowej powtórnej lektury, tym razem w trybie „ja pierdolę, jak to działa?”.
2. JAK?
Brecht Evens jest mistrzem komiksowej manipulacji. Jak sam mówi w wywiadach, tworząc „Panterę”, wyszedł od pomysłu połączenia mroku kingowskiego „Cosia” z energią i chimerycznością Hobbesa z komiksów Billa Watersona. Pierwsze oszustwo, jakie podsuwa odbiorcom, to sugestia, że „Pantera” jest opowieścią dla dzieci. Tworzy ją zarówno za pomocą specyficznego formatu książki, jak i przyjętej techniki, opartej w głównej mierze na akwarelach.
I właśnie w akwarelach kryje się kolejny podstęp. Przyzwyczajeni do tego, że ta technika malarska stosowana bywa najczęściej do pogodnych ilustracji w książkach dla dzieci i jest domeną pejzażystów, lubujących się w łagodnych, kolorowych widoczkach, zapominamy często, że akwarele miały też swoich mrocznych wyznawców, takich jak George Grosz, Egon Schiele czy Charles Burchfield, a to właśnie do ich twórczości i stosowanych przez nich gam kolorystycznych odwołuje się w swoim dziele Evens. „Pantera” jest komiksem jednocześnie niezwykle kolorowym i krańcowo brudnym – wszystkie barwy są mocno poprzecierane, przygaszone, z czasem dominować zaczyna żółć, którą tak skutecznie wykorzystywał wspomniany Schiele, nadając za jej pomocą portretowanym osobom rys szaleństwa. Dzięki temu zabiegowi to właśnie kolory stają się w „Panterze” źródłem niewytłumaczalnego niepokoju, który od samego początku towarzyszy lekturze, przygotowując odbiorców na drastyczne zakończenie.
Kolejnym wielkim klasykiem malarstwa, który przegląda się „Panterze”, jest George Grosz, z niego jest cała architektura tego komiksu, mająca za nic plany, perspektywy i granice, bazująca na powtarzalnych geometrycznych wzorach, zapętlających się w psychodeliczne kalejdoskopy, zawikłana, sprawiająca wrażenie niedokończonej, niedopowiedzianej i potęgująca wrażenie niepokoju, wywołane kolorami. Pokój Krystynki jest jednocześnie pustką, przeciętą kilkoma kreskami plamą bieli oraz przedsionkiem Panterlandii, która przywołuje na myśl skrzyżowanie Groszowego „Metropolis” z tropikalną psychodelią (jedyny zaś pełny obraz tej krainy znajdujemy dopiero po zakończeniu lektury, ukryty pod tylną okładką i stworzony, nie bez powodu, na podobieństwo „Tryptyku Ziemskich Rozkoszy” Heronima Boscha).
Nie są to jedyne sygnały ostrzegawcze, jakie dostaje czytelniczka tego komiksu, ponieważ największym oszustwem Evensa jest sam Pantera. Koronny książę Panterlandii to wyjątkowy manipulator, przebiegły łowca, cętkowany Humbert Humbert w eleganckiej kamizeli, skoncentrowany na całkowitym oszołomieniu i ubezwłasnowolnieniu swej ofiary. Evens wznosi się na wyżyny malarskiego kunsztu, nadając mu za każdym razem inną postać, sprawiając, że w całym komiksie Pantera bywa Różową Panterą, Hobbesem, egipskim bóstwem, Fileasem Foggiem z uwielbianego przez wielu w dzieciństwie anime, Snagglepussem, kotem z Chesire i kotami z kreskówek Looney Tunes, a Krystynka przyjmuje wszystkie jego przemiany w zachwycie, ignorując wszystkie niepokojące zachowania, które w dorosłych odbiorcach tego komiksu momentalnie budzą podskórne dreszcze. To, co dziecko traktuje jako niewinne gry i zabawy, dzięki mistrzowskim zabiegom Evensa zyskuje potworny wymiar, i choć nic nigdy w tym komiksie nie jest powiedziane ani pokazane wprost, siła sugestii jest tak olbrzymia, że ciągle drżymy o Krystynkę.
Do tego, by nasz niepokój nigdy nie wygasł, autor zaprzęga również środki czysto komiksowe. Jedynym z najskuteczniejszych zabiegów, jaki w tym celu stosuje, jest pozbawienie komiksu wyraźnych granic. Opowieść obywa się w dużej mierze bez podziału na kadry, Pantera wchodzi w przestrzeń osobistą Krystynki bez żadnych zahamowań, zagrania ją całym sobą, z czasem zaczyna ją otaczać, przytłaczać, przygniatać, dominować nad nią w każdym kadrze bez granic, blokując wszelkie możliwości ucieczki. Dominuje nad nią także krojem liternictwa – elegancko wykaligrafowanym, dojrzałym pismem odręcznym, dokładnie takim, jakiego spodziewalibyśmy się po wyrafinowanym manipulatorze i szantażyście emocjonalnym w typie markizy de Merteuil, gdy tymczasem Krystynka skazana jest na odpowiadanie rozchwianymi, dziecięcymi literkami.
Dlaczego więc, mimo tak licznych elementów sygnalizujących niebezpieczeństwo i chory układ kryjący się pod przyjaźnią dziewczynki z wyimaginowanym Panterą, zakończenie tego komiksu wciąż jest zaskakujące? Ponieważ cała groza kryje się w łatwych do pominięcia na pierwszy rzut oka drobiazgach. Dopiero skupienie się na tym, jak i jakimi środkami poprowadzona jest ta opowieść, pozwala dotrzeć do jądra tajemnicy, która w niej tkwi, i sprawia, że finał staje się logicznym efektem wszystkich subtelnych podtekstów, jakie nam przez całą lekturę podsuwano.
Komiksowy odpowiednik „Lolity” Nabokowa? Wielu recenzentów zgadza się z tym twierdzeniem, a patrząc na warsztatową sprawność tego komiksu, to, w jaki sposób omija wykładanie kawy na ławę, jak pozostawia przestrzeń do interpretacji i wątpliwości, trudno nie przyznać im racji. Jeśli mieliby państwo kupić w tym roku jeden komiks w absurdalnie wysokiej cenie, to niech będzie to ten, wystarczy na bardzo długo.
Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL (Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne-Bez utworów zależnych).