Kocie historie

7 minut czytania

/ Literatura

Kocie historie

Marceli Szpak

Komiksy o Sugar i Ivanie Kotowiczu to dwie wizje, kota wędrowca i domowej kociej codzienności, które łączy stara prawda, że koty chodzą własnymi ścieżkami

Jeszcze 2 minuty czytania

Istnieje rozpowszechniona teoria, że koty zwykły chodzić własnymi ścieżkami. Bezpośrednia obserwacja tych stworzeń sugeruje co prawda, że najczęściej sprowadza się to do krążenia pomiędzy michą i kuwetą oraz zasypiania w losowych miejscach na trasie, literatura i sztuka upodobały sobie jednak topos kota wędrowca, nieustająco szukającego nowych przygód.

Jednym z najnowszych nabytków w tej wędrownej kociej menażerii jest Ivan Kotowicz. Urodzony dzięki udanej kweście na jednym z polskich serwisów crowdfundingowych, ma szansę na dłużej zagościć na półkach wielbicieli komiksów. Pierwszy tom jego przygód, zatytułowany po prostu „Niesłychane losy Ivana Kotowicza”, zawiera wszystkie składniki tworzące wciągający komiks przygodowy i wzbudza nadzieje na udaną kontynuację. Ivan Sergiejewicz Kotowicz to owoc kocio-ludzkiego związku pomiędzy byłym żołnierzem carskiej armii a córką szewca (kotką), który przychodzi na świat 30 czerwca 1908 roku. Data ta nie jest oczywiście pozbawiona znaczenia, tego dnia bowiem na Syberii dochodzi do tajemniczych zjawisk, znanych od tej pory jako katastrofa tunguska. Nie ma to jednak większego wpływu na małego Ivana, który przez pierwszych szesnaście lat żyje jak normalny kociak, wychowywany w świecie, gdzie zantropomorfizowane zwierzęta nikogo nie dziwią, uczy się czytać, pisać i unikać łobuzów.

„Niesłychane losy Ivana Kotowicza”, okładka„Niesłychane losy Ivana Kotowicza”, scenariusz: Kajetan Kusina, rysunki: Michał Ambrzykowski. Kultura Gniewu, 100 stron, w księgarniach od maja 2015Nadchodzi jednak czas zmian. Ivan wraz z ojcem, zdeklarowanym zwolennikiem rewolucji komunistycznej, wyrusza na Syberię, ojczyzna bowiem raz jeszcze potrzebuje starszego Kotowicza. Tym razem jako przodownika pracy, który ma pokazać robotnikom zatrudnionym w ściśle tajnej kopalni, na czym polega dobra robota i pięćset procent normy. Kopalnia powstała w miejscu uderzenia meteorytu i zarządzana jest przez podejrzanego intryganta doktora Bremmera. To jedyne miejsce, w którym wydobywa się tajemniczą krwistoczerwoną substancję, zwaną „stalinium” – być może zapewniającą kontrolę nad światem i ludźmi. Bremmer nie waha się poświęcić na ołtarzu nauki setek niewinnych ludzi, a obaj Kotowicze muszą stawić czoła tajemniczemu zabójcy.

Pierwszy tom przygód Ivana Kotowicza pozwala nam zapoznać się ze światem i bohaterami, zarysowuje intrygę, która mimo wielu podobieństw z wydanym niedawno „Zdarzeniem 1908” Jacka Świdzińskiego zdaje się podążać w zupełnie innym kierunku – Ambrzykowski i Kusina unikają absurdu jak ognia i stawiają na rasową opowieść przygodową, pełną niesamowitych zjawisk, potwornych potworów, biegania z bronią i tropienia spisków. Siłę tego komiksu, poza scenariuszem sprawnie łączącym elementy opowieści przygodowej, horroru i historii alternatywnej, stanowią bez wątpienia rysunki Michała Ambrzykowskiego, który inspirując się twórczością cenionego także i w Polsce Mike’a Mignolii, tworzy przekonująco uproszczony obraz Rosji u progu XX wieku, gdzie fantastyczne miesza się z realnym, a gadająca świnia ma takie same prawa, jak jej ludzka matka. Są w tym komiksie plansze bliskie doskonałości – jak obraz niewielkiego rosyjskiego miasteczka, zbudowany z kilku kadrów przedstawiających jego mieszkańców, są też pewne niedociągnięcia – brak wyczucia światła i kolorów, który sprawia, że niektóre kadry, zwłaszcza opisujące wizje i halucynacje, rażą cyfrową sztucznością. Koniec końców udaje się autorom spełnić obietnicę zawartą na skrzydełku książki i stworzyć udany komiks rozrywkowy dla czytelnika w każdym wieku.

Ivan Kotowicz w podróżyIvan Kotowicz w podróży

Czas oczekiwania na kolejny tom przygód Kotowicza można wypełnić, sięgając po zbiorek zupełnie innych kocich opowieści, który ukazał się niedawno na polskim rynku – „Sugar. Koci żywot”. Tu również wszystko rozpoczyna się od kota wędrownego, który podążając własnymi ścieżkami, trafia donikąd, ginie, pozostawiając za sobą zrozpaczonych opiekunów – młodego rysownika i jego narzeczoną. Tim to czarno-biały, rozgarnięty kociak, na którego polubienie dostajemy zaledwie kilka plansz, po nim w życiu młodej pary nadchodzi era Jeffa – burego dachowca kupionego na targu, który niestety też długo nie zagrzewa miejsca w ich domu.

„Sugar – Koci żywot”, okładka„Sugar. Koci żywot”, scenariusz i rysunki: Serge Baeken. Przeł. Beata Brzezowska, Timof i cisi wspólnicy, 80 stron, w księgarniach od kwietnia 2015Trzeci kot – tytułowy Sugar – pojawia się nieco przypadkiem, jako prezent, i to właśnie on staje się głównym bohaterem komiksu Serge’a Baekena, książki, która powinna się spodobać każdej kociej mamie i kociemu tacie. Nie ma w tym komiksie właściwie żadnej historii, są migawki z codzienności, obserwowanej z kociej perspektywy: przeprowadzki i rozmowy, miłość i seks, rodzicielstwo – same zwyczajne, niedramatyczne wydarzenia. Sugar szybko przyzwyczaja się do nowych opiekunów, uczy się ich rozumieć i kochać (kilka naprawdę zachwycających plansz o tym, jak koty odbierają ludzką mowę), a poza tym reszta czasu upływa mu na byciu stuprocentowym kotem: skaczącym po meblach i parapetach nieustraszonym łowcą gołębi, wulkanem energii, który nie przepuści żadnej musze, papierkowi czy kłębkowi wełny, bohaterskim wojownikiem, niebojącym się stawić czoła odkurzaczowi.

Wszystko to prezentuje się dość wyjątkowo dzięki specyficznej metodzie kadrowania Baekena, który czerpiąc pełnymi garściami z jednego z największych klasyków europejskiego komiksu, Guido Crepaxa, zdecydował się podzielić prawie każdą planszę na dwadzieścia cztery, niewielkie kwadratowe kadry. Sprawia to, że „Sugar” jest komiksem niezwykle dynamicznym, pełnym ruchu i (kociej) energii, każda strona jest jednocześnie fragmentem opowieści i specyficznym rebusem, w którym samemu należy odkryć kolejność czytania poszczególnych obrazów. Baeken wykorzystuje tę formę do maksimum, tworzy plansze, na których kadry poukładane są tak, że można je czytać od prawej do lewej, z góry na dół lub zgodnie z ruchami kota, przemieszczającego się swoimi ścieżkami. Perspektywy szaleją jak u Eschera, „kamera” wędruje od szczegółu do ogółu, bardzo często ignorując najbardziej nawet podstawowe zasady montażu obrazów. Mimo tego wszystko jest czytelne, wzruszające, realistyczne i często zabawne.

„Sugar – Koci żywot”„Sugar. Koci żywot”

Czuć w tym komiksie oddanego wielbiciela kotów, człowieka, który spędził mnóstwo czasu na obserwacji naszych ulubionych domowych pasożytów, obdarzonego przy tym sporym talentem rysunkowym, pozwalającym na wręcz dokumentalne oddanie kocich zachowań. Udaje mu się w tej opowieści uniknąć większości pułapek kocich opowieści: taniego sentymentalizmu, idealizowania kotów, udawania, że są czymś więcej niż przyjaznymi zwierzątkami domowymi, nie szczędzi odbiorcom scen dramatycznych i przejmujących (koty w „Sugar” umierają często, taki bowiem jest porządek kociego życia), a przy tym wszystkim udaje mu się przemycić podnoszącą na duchu historię wieloletniej miłości dwójki ludzi, którzy opiekują się sobą równie czule, jak przygarnianymi na różnych etapach życia kotami. Wzruszający, dojrzały komiks, warty przeczytania, nawet jeśli nie rozumiecie, o co chodzi w tej całej kociej szajbie i wolicie psy.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.