Kudłata groza

Marceli Szpak

Komiks Stephena Collinsa wzruszy każdego brodacza, który spędził całe lata na pielęgnowaniu zarostu. Z perspektywy czytelnika niechętnego brodom – jest prawdziwym horrorem

Kudłata groza

Jeszcze 2 minuty czytania

Kudłata groza

Studiując dzieje ludzkości od czasów antycznych aż po współczesność, trudno nie zwrócić uwagi na jeden charakterystyczny, powtarzający się wzorzec: moda na brody to oznaka początku końca danej cywilizacji. Przypomnijmy sobie chociażby zarośniętych starożytnych Greków, którzy swoimi trefionymi brodami próbowali upodobnić się do bóstw, a ujarzmieni zostali przez Aleksandra Macedońskiego o policzkach tak gładkich, że to właśnie dla niego wymyślono słowo „ogolony” (tak przynajmniej donosi Atenajos), później zaś pokonały ich legiony, które do bród stosunek miały ambiwalentny, zależny od tego, co nosił na twarzy aktualny władca Rzymu, najczęściej jednak złożone były z gładkolicych żołnierzy. Albo historię Rosji, państwa, które zaczęło się rozwijać, gdy Piotr I Wielki nakazał bojarom zgolić brody, upadło zaś wtedy, gdy na twarzach rządzących Romanowów zagościły wielowymiarowe, abstrakcyjne krzaczaste konstrukcje, stanowiące schronienie dla myszy, resztek jedzenia i konserwatywnych idei. Imperium Brytyjskie? W jego ostatniej fazie każdy mędrzec więcej czasu poświęcał na pielęgnację brody niż myślenie. Skutek? Runęło w kilka lat po wprowadzeniu na rynek pierwszych żyletek, a symbolem tego upadku po dziś dzień pozostaje król Jerzy, o wypomadowanych wąsach i starannie ufryzowanej brodzie, za którego rządów rozpoczęło się powolne demontowanie starego porządku. Jeśli historia magistra vitae est, jak chciał bezbrody Cyceron, to uczy nas jednego: kiedy mężczyźni zaczynają się skupiać na pielęgnacji zarostu, nadchodzi pora ataku, gdzieś za rogiem czyha już gromada gładkolicych, by zniszczyć wypomadowane, przystrzyżone i zdegenerowane struktury.

Stephen Collins, „Gigantyczna broda, która była złem”

Przeł. Grzegorz Ciecieląg, Wydawnictwo Komiksowe, 240 stron, w księgarniach od marca 2015.

Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Tutaj nie chcą z brodami mieć nic wspólnego. Jak wszystko co złe, brody przynależą do Tam, miejsca za Morzem, gdzie lęgną się koszmary. W Tutaj nie ma miejsca na takie wybryki jak zarost, Tutaj jest porządne, czyste, idealne i nawet jeśli być może odrobinę nudne, to na pewno cywilizowane. Równe szeregi domów, proste ulice, wypielęgnowana zieleń miejska, czyści, zadbani ludzi zajmujący się pożytecznymi zajęciami. Ogoleni, a jakże, często całkowicie bezwłosi. W końcu włosy to nieporządek, zatkany odpływ pod prysznicem, grzebień wyglądający jak rozjechane zwierzątko futerkowe, zbędna przyprawa w jedzeniu. Dave to idealny mieszkaniec Tutaj: jego ciała nie kalają żadne kępki kłaków (nie licząc brwi i pojedynczego włoska pod nosem, którego nijak nie da się usunąć), jego życia nie komplikują żadne idee, jest profesjonalnym wypełniaczem tabelek, który w wolnych chwilach poświęca się rysowaniu swoich sąsiadów i ich życia, wierząc, że mieszka przy najpiękniejszej ulicy na świecie. Gdyby nie ten uporczywy, ciągle odrastający włosek oraz niepokojące sny, związane z pobliskim Morzem, za którym czai się niebezpieczne Tam, Dave nie różniłby się niczym od pozostałych mieszkańców wyspy.

Plansza z komiksu „Gigantyczna broda, która była złem”

Niestety to właśnie pod wpływem snów w życie Dave’a wkrada się nieporządek. A pojedynczy włosek staje się źródłem katastrofy. Upadek zaczyna się banalnie – od bałaganu w excelowych tabelkach. Uporządkowane, mierzalne Tutaj, świat zbudowany na wierze w matematyczne równania i statystyczne generalizacje, zaczyna nagle zdradzać chaotyczne skłonności. Co gorsza, gdy nadchodzi czas na przedstawienie wyników codziennych obliczeń, zestresowany Dave ni stąd, ni zowąd porasta włosami na twarzy. Pojedynczy włosek, towarzyszący mu od dziecka, zaczyna się prężyć, rosnąć, zwijać i rozwijać, a policzki błyskawicznie pokrywa szybko rosnąca szczecina. Z najprzeciętniejszego mieszkańca Tutaj, nasz bohater momentalnie awansuje na dziwoląga, persona non grata, forpocztę chaosu, którego źródłem jest rozrastająca się, gigantyczna broda. Będąca wcielonym złem.

MEDIA – PRODUKTY UBOCZNE ZMIENIAJĄ NAZWĘ

Otaczające nas dziś media trudno wciąż nazywać nowymi. To media mieszane, hybrydy, które opisujemy w tym dziale już od dawna. Rozmawiamy o dzisiejszych sposobach tworzenia i kontaktu z kulturą pełną cyfrowo-analogowych mieszanek, które dawno straciły wyraźne granice.
Mamy tu aplikacje, netart, interaktywne filmy, webdoki, gry, ale i komiks, który pozostaje dla nas mieszaną formą osobną bez wdawania się w dyskusję „sztuka czy literatura?”.
Obserwujemy i staramy się patrzeć i korzystać krytycznie.

To oczywiste, że komiks Stephena Collinsa wzruszy każdego brodacza, który spędził całe lata na pielęgnowaniu zarostu. „Gigantyczna broda, która była złem” to pean na cześć gęstego owłosienia, znamionującego wyjątkowość nosiciela, graficzna laurka dla tych wszystkich, którzy twierdzą, że brody symbolizują odwagę i śmiałość w podejmowaniu decyzji, świadczą o przyrodzonym męstwie oraz fantazji. Broda wdzierająca się w monotonny świat Tutaj staje się narzędziem wyzwolenia od rutyny i schematów współczesnego życia, obcym elementem pozwalającym na podkreślenie pustki, dominującej nad egzystencją mieszkańców idealnej pod każdym względem wyspy, łopocącą i rozkrzaczającą się na wszystkie strony flagą wolności.

Warto jednak spojrzeć na tę legendę krytycznie, nawet jeśli postępujemy wbrew autorskim intencjom. Z perspektywy czytelnika niechętnego brodom, komiks Collinsa staje się prawdziwym horrorem, brytyjską odpowiedzią na legendarną mangę „Spirala”, autorstwa Junji Ito, z którą łączy ją wiele podobieństw. Broda Dave’a jest narzędziem zniszczenia, jej coraz dłuższe kosmyki zagarniając coraz większą przestrzeń na planszach, demolują uporządkowane, geometryczne kadry, rozpychają się i wiją hipnotycznie, doprowadzając mieszkańców Tutaj do szaleństwa. Tę samą rolę w japońskim komiksie odgrywał symbol spirali, objawiający się mieszkańcom spokojnej cichej wioski w najróżniejszych miejscach – czy to w roślinach, czy w glinie, czy w ludzkich wnętrznościach. Wraz z narastaniem kudłatej grozy, wężowe sploty brody Dave’a zaczynają dominować na każdej planszy, zagarniają całą wyspę, zmuszając wszystkich do stawienia czoła chaosowi. Niestety z chaosem nie da się wygrać, niezależnie od tego co go symbolizuje. U Ito ostatecznie wszyscy popadają w szaleństwo, spirala zwycięża, w „Gigantycznej brodzie” zaś obywatele Tutaj zapadają na nieschludność – koniec z równo przyciętymi drzewami, porządkiem na ulicach, pojawiają się mody na indywidualizm i autoekspresję, nagle Tutaj zaczyna coraz bardziej wyglądać jak Tam. Oto kolejna cywilizacja zabita przez brodę, jej złudną symbolikę i fałszywe obietnice.

Plansza z komiksu „Gigantyczna broda, która była złem”„Gigantyczna broda, która była złem”

Niezależnie od tego, z jakiej strony podejdziemy do komiksu Collinsa, jedno jest pewne – jest to autor, który doskonale panuje nad swoim medium i świetnie wykorzystuje wszystkie jego aspekty. Wypełnione kątami prostymi, rytmiczne w swojej monotonii kadry dominujące w pierwszej części opowieści, idealnie budują nastrój spokojnego, zrutynizowanego Tutaj, w którym wszystko jest na swoim miejscu i tak jak być powinno. Wraz z pojawieniem się brody muszą jednak ustąpić miejsca czarnym spiralom, zwojom, zakrętasom, zajmującym coraz więcej przestrzeni, rozpychającym ramy rysunku na całą szerokość planszy, czasem nawet dwóch. Narastający na wyspie chaos sugerowany jest przede wszystkim tłami, drugim planem, na którym pojawiają się niewypielęgnowane drzewa, nieprzystrzyżone psy, budynki z dziwnymi dobudówkami czy ludzie ubrani inaczej niż cała reszta. Collins subtelnie bawi się cieniowaniem i grubością ołówkowych kresek, dzięki czemu jego rysunki zwłaszcza w późniejszych partiach, poświęconych próbom opanowania rozrastającej się brody, uzyskują zaskakującą, wręcz trójwymiarową głębię, a styl pisarski, w jakim snuje opowieść o nieszczęsnym Daviem, przyniósł mu wiele (słusznych) porównań z klasykami literatury przewrotnej, takimi jak Roald Dahl. Czy odczytamy jego komiks jako pochwałę ekscentryczności, czy też zobaczymy w nim ostrzeżenie przed rozmiękczaniem zasad, które rozpoczyna się od nadmiernego skupienia na własnej brodzie, zależy wyłącznie od nas, warto jednak sięgnąć po tę książkę, by przekonać się, jak wygląda doskonale poprowadzona historia oparta na jednym logicznie i spójnie rozwiniętym pomyśle. A jeśli kogoś lektura Collinsa przekona do pozbycia się brody, skorzysta na tym cała nasza cywilizacja. Tutaj.


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.