Literatura nie ma terminu ważności
Steve Walker/CC BY-ND 2.0

13 minut czytania

/ Literatura

Literatura nie ma terminu ważności

Rozmowa z Michałem Michalskim

Papierowe wydanie żyje w najlepszym przypadku rok od premiery. Nie robimy konkurencji tradycyjnym wydawcom. Po prostu uzupełniamy rynek o formaty i formy sprzedaży, których na nim brakuje  – rozmowa z twórcą platformy BookRage

Jeszcze 3 minuty czytania

MARCELI SZPAK: Dlaczego nie macie swojego stoiska na Targach Książki? Trudno wystawić same e-booki?
MICHAŁ MICHALSKI
: Przyjeżdżamy na Targi, żeby się porozglądać, porozmawiać z autorami, których wydajemy, poszukać nowych, podpatrujemy też, co robi konkurencja. Na stoisku jednej z sieciowych księgarni zajmujących się e-bookami główną rolę odgrywał ekspres do kawy, którą miłe panie częstowały odwiedzających, można było przejrzeć też dostępną w sieci ofertę tytułów. To sympatyczne, ale trochę niewystarczające, by zainteresować odbiorców. Wiemy już, że trzeba to zrobić trochę inaczej, chociażby oferując jakieś promocyjne kody pozwalające na ściągnięcie niektórych tytułów.

Skąd w ogóle pomysł stworzenia BookRage i przetestowania zupełnie nowego na polskim rynku modelu sprzedaży książek elektronicznych? Czym zajmowaliście się wcześniej?
Jakiś czas przed powołaniem do życia BookRage zajmowaliśmy się nieco bliższym nam obu tematem, czyli muzyką. Przez rok rozkręcaliśmy serwis MusicRage, oferujący pliki muzyczne w cenach określonych przez klienta, ale tak się niefortunnie dla nas złożyło, że w tym samym czasie przyszedł boom na serwisy streamingowe w rodzaju Spotify i ludzie stopniowo przestali ściągać pliki, bo streaming okazał się pod wieloma względami wygodniejszy.

Uwierzyliście, że ten model sprzedaży zadziała na innych rynkach?
Plan, żeby zająć się książkami, istniał właściwie od samego początku. Musieliśmy tylko zaczekać na odpowiedni moment i zdobyć kontakty do właściwych ludzi. W przypadku muzyki było to nieco prostsze: miałem już jakieś znajomości na tym rynku, jakiś punkt zaczepienia, znałem artystów, z którymi można było podjąć rozmowy. Z literaturą wyglądało to inaczej: nie znaliśmy osobiście absolutnie nikogo, żadnych autorów, żadnych wydawców. Wszystko ruszyło dopiero wtedy, gdy mój wspólnik, Tomasz Stachewicz, poznał Pawła Dembowskiego, aktywnego działacza polskiego fandomu fantastycznonaukowego, człowieka z wieloma kontaktami w tym środowisku. To spotkanie zdecydowało o zawartości naszego pierwszego pakietu książek i stało się faktycznym początkiem BookRage.

Co było najtrudniejsze przy tworzeniu pierwszego pakietu tytułów?
Pakiet miał się składać z samej fantastyki naukowej, dlatego daliśmy Pawłowi wolną rękę, nie chcieliśmy wchodzić na teren, który obaj z Tomaszem średnio znamy. Najistotniejsze, a jednocześnie najtrudniejsze w tym przypadku okazało się namówienie do współpracy Jacka Dukaja. Trudności wynikały przede wszystkim z olbrzymiego stresu towarzyszącego negocjacjom z tak ważnym i cenionym powszechnie pisarzem. Był to dla nas moment przełomowy, później mieliśmy już z górki. Inni twórcy, widząc, że zaufał nam sam Jacek Dukaj, zaczęli patrzeć na nasze propozycje z dużo większą przychylnością.

Co macie do zaoferowania takim twórcom jak Dukaj? Czym to się dla nich różni od współpracy z tradycyjnymi wydawcami?
Przede wszystkim nie rozpatrujemy tego w kategoriach robienia konkurencji tradycyjnym wydawcom. My po prostu uzupełniamy rynek o formaty i formy sprzedaży, których na nim brakowało. Zaczynając tę działalność, mieliśmy do zaoferowania autorom jedną ważną rzecz: samą możliwość publikacji e-booka. Dwa lata temu, gdy pracowaliśmy nad pierwszym pakietem, niewielu polskich wydawców zwracało uwagę na książki wydawane w formie elektronicznej. Dziś jest już nieco lepiej, ale rynek e-booków to nadal tylko drobny ułamek całego rynku książki w Polsce.

Zespół BookRage, od lewej: Paweł Dembowski, Michał Michalski, Tomasz StachewiczZespół BookRage, od lewej: Paweł Dembowski, Michał Michalski, Tomasz Stachewicz

Wielu autorów przyciągnęła do nas możliwość ofiarowania nowego życia niektórym tytułom. Papierowe wydanie żyje w najlepszym przypadku pół roku, rok od premiery, potem czytelnicy przestają się nim interesować, tak jakby książka miała jakąś określoną datę ważności. W styczniu wszyscy rozmawiają o bestsellerze, a w październiku już nikt nie pamięta, czym się wszyscy tak zachwycali ledwie osiem miesięcy wcześniej. A przecież dobra literatura, literatura w ogóle, nie ma terminu ważności. Nasza działalność polega na przywracaniu starszych, niesłusznie zapomnianych tytułów, na wznawianiu rzeczy dostępnych tylko na aukcjach lub w antykwariatach, na promowaniu nowych tłumaczeń klasycznych tytułów, których poprzednie wydania mocno się zestarzały, i prezentowaniu nowych, ciekawych twórców, także tych, którzy dopiero debiutują.

Nie bez znaczenia jest też sam model sprzedaży BookRage i to, jak wynagradzamy naszych autorów. Współpracujący z nami pisarze mogą liczyć na zastrzyk gotówki w ciągu zaledwie miesiąca od momentu wprowadzenia książki do serwisu. Nawet jeśli, jak w przypadku mniej popularnych pakietów, nie jest to zbyt wielki zastrzyk gotówki. To raczej nieosiągalne w przypadku umowy z normalnymi wydawcami, oferującymi zazwyczaj jakiś procent od sprzedaży i półroczny model wypłat.

Zdarzyło się, aby któryś z autorów odmówił współpracy?
Oczywiście! Nie raz. Ale też na szczęście niezbyt często. Kiedyś namawialiśmy pewną poczytną autorkę powieści kryminalnych, właściwie wszystko szło ku dobremu, już byliśmy w ogródku, już witaliśmy się z gąską, kiedy nagle zrobił się olbrzymi problem.

BookRage

Założony w 2013 roku przez Michała Michalskiego i Tomasza Stachewicza serwis internetowy, oferujący ograniczoną czasowo możliwość zakupu pakietu książek elektronicznych za cenę zadeklarowaną przez klienta. Każdy pakiet składa się z kilku wybranych tytułów dostępnych w sprzedaży przez 14 dni. Zyski ze sprzedaży trafiają bezpośrednio do autorów (lub tłumaczy – w przypadku dzieł zagranicznych z domeny publicznej). W ciągu dwóch lat działalności BookRage wydał wznowienia kilkudziesięciu trudno dostępnych dzieł klasyków i współczesnych autorów polskiej fantastyki, a w ofercie znajdziemy także pakiety eseistyczne i promujące debiutantów. W pierwszym roku działalności twórcy BookRage zostali uhonorowani nagrodą dla Wydawcy Roku przyznawaną przez Śląski Klub Fantastyki.

Jaki?
Wszystko rozbiło się o kwestię zabezpieczeń plików. W BookRage nie stosujemy żadnych systemów zabezpieczających w rodzaju DRM z dwóch istotnych powodów: po pierwsze, nie chcemy traktować naszych klientów jak potencjalnych złodziei, a do tego się to właściwie sprowadza; po drugie, mamy świadomość, że tego rodzaju zabezpieczenia jest w stanie złamać pierwszy z brzegu znudzony gimnazjalista. Wspomniana autorka uparła się jednak, że jej tytuły muszą być zabezpieczone, ponieważ nie życzy sobie, by jej książki wylądowały na którymś z pirackich serwisów z e-bookami. Staraliśmy się wyjaśnić, że DRM nie ma najmniejszego sensu, pokazaliśmy również, że na takie obawy jest już nieco zbyt późno, ponieważ niektóre z książek autorki można było bez trudu odnaleźć na jednej z najpopularniejszych pirackich stron. Wtedy pisarka się na nas obraziła, podejrzewając, że sami je tam wrzuciliśmy. To oczywiście nieprawda, ale ze współpracy nic nie wyszło.

Jak dokładnie wyglądają prace nad przygotowaniem pakietu? Kiedy namówiliście już autorów, jak przygotowujecie e-booki do wydania?
Wszystko zależy od tego, w jakim stanie znajduje się książka. Opracowując wydania klasyków z domeny publicznej czy przygotowując wznowienia przedwojennych tekstów, nieraz musieliśmy skanować papierowe wydania, a następnie poddawać je żmudnej ręcznej obróbce – korekta, wyłapywanie literówek, sprawdzenie, czy program do skanowania tekstu czegoś nie namieszał. Tu nieocenioną pomoc zaoferowała nam Fundacja Nowoczesna Polska, udostępniając sprzęt i oprogramowanie niezbędne do tych działań.

Jeśli wydajemy rzeczy nowsze, premiery lub książki debiutantów, poddajemy teksty normalnym zabiegom wydawniczym, przechodzą pełną redakcję i korektę, za które, w zależności od tematyki książki, odpowiada Paweł Dembowski lub Katarzyna Derda. Zwykle też przygotowujemy własne okładki, współpracując z kilkoma grafikami i ilustratorami. Na koniec zostają nudne informatyczne technikalia, którymi zajmuje się Tomasz, prowadzący na co dzień firmę programistyczną Rebased.

Każdy z waszych pakietów składa się z części podstawowej, najczęściej pięciu tytułów, dostępnej za cenę określoną przez klienta oraz dwóch lub trzech książek bonusowych, które można otrzymać za sumę przekraczającą średnią wpłatę. W jaki sposób decydujecie, które tytuły trafiają do puli dodatkowej?
Najprościej jak się da, czyli prawem rynku. Najbardziej atrakcyjny towar to ten, który podnosi wartość pakietu, a więc powinien również podnosić jego koszt. Chociaż z podejmowaniem decyzji, co akurat w danym przypadku będzie najbardziej chodliwym tytułem, mamy niekiedy spory problem.

Spodziewaliście się, że pierwszy pakiet będzie takim wielkim sukcesem?
Nie. Szczerze mówiąc, nigdy nie wiemy, czego się spodziewać. Za pierwszym razem byliśmy totalnie zaskoczeni, że udało nam się sprzedać prawie równe dwa tysiące – dokładnie 1999 – pakietów na rynku, na którym e-booki praktycznie w ogóle nie istniały, a średni nakład papierowej książki to trzy tysiące egzemplarzy. To była olbrzymia radość i dowód na to, że nasz pomysł miał sens. Równie wielkim zaskoczeniem okazała się sprzedaż pakietu złożonego z powieści i opowiadań jednego z klasyków polskiej literatury fantastycznej Janusza A. Zajdla. W ciągu czternastu dni sprzedaliśmy prawie pięć tysięcy pakietów za sumę 116 tysięcy złotych. To naprawdę robiło wrażenie. Nikt – nawet jego żona, której fundacja stała się główną beneficjentką tej akcji – nie spodziewał się, że autor, którego większość użytkowników Kindle’a raczej nie ma prawa znać i pamiętać, będzie cieszył się tak olbrzymim wzięciem. Mnie osobiście największą radość sprawiła sprzedaż pakietu „Legendy Miejskie”, w którym opublikowaliśmy debiutanckie teksty świetnych twórców, znanych dotychczas głównie w obiegu internetowo-facebookowym, takich jak Karolina Pochwatka, Łukasz Najder czy Radek Teklak. 2400 sprzedanych pakietów przy relatywnie mało znanych autorach to sporo.

Zwykle to, że któryś pakiet zaskoczy, jest dla nas totalną niespodzianką. Podobnie zresztą jak porażki. Ludzie w tej materii są nieprzewidywalni, ale też zależy nam na tym, by tacy właśnie pozostali. Stosujemy bardzo restrykcyjną politykę, jeśli idzie o śledzenie poczynań naszych klientów. Nie siejemy ciasteczkami, nie gromadzimy danych. Szanujemy cudzą anonimowość.

W ciągu nieco ponad dwóch lat działalności znacznie poszerzyliście jej zakres, przechodząc od wznowień klasyki fantastycznonaukowej do promowania debiutantów. Eksperymentujecie też z innymi formami sprzedaży, takimi jak QuickRage, czyli pakiety książek eseistycznych, połączonych wspólną tematyką lub zagadnieniem, sprzedawane jedynie przez tydzień. Jakie są wasze plany na najbliższą przyszłość? Zamierzacie wejść na rynek książek papierowych?
Wszystko zależy od tego, jak będzie reagował rynek, a mówiąc bardziej po ludzku – czytelnicy. Zdarza się, że nasi klienci dopytują o papierowe wydania, ale w większości się już pogodzili z faktem, że nie idziemy w tę stronę. Papier ma stałe koszty, które trzeba uwzględniać, e-book nie. Dzięki temu możemy oferować kulturę każdemu, nie jest to ograniczone zasobnością czytelniczego portfela. Aktualnie planujemy się rozwijać na dwa sposoby: po pierwsze, pracujemy od dłuższego czasu nad stworzeniem sklepu online, w którym wydawane przez nas tytuły byłyby dostępne w ciągłej sprzedaży, a nie tylko przez dwa tygodnie, jak dotychczas; po drugie, wciąż eksperymentujemy z nowymi tematami, czego efektem będzie pierwszy pakiet, jaki wypuścimy w styczniu 2016 roku, złożony tylko i wyłącznie z tytułów poetyckich. Mamy świetne nazwiska, najciekawsze młode poetki i poetów i duże ciśnienie na to, by sprawdzić, czy poezji faktycznie nie da się sprzedać. Jeśli uda nam się sprzedać ponad pięćset pakietów, może się okazać, że zostaniemy jedynym dochodowym wydawcą poezji w Polsce. Jeśli nie – cóż, i tak warto poeksperymentować dla dobra literatury.

Wywiad powstał we współpracy z Krakowskim Biurem Festiwalowym.
Jest częścią kampanii, realizowanej w ramach priorytetu wspierania rozwoju przemysłów kreatywnych wpisanego w program Kraków – Miasto Literatury UNESCO.
Projekt dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
loga


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.