W poszukiwaniu prawdziwego Piotrusia Pana

W poszukiwaniu prawdziwego Piotrusia Pana

Marceli Szpak

Dzięki niestrudzonej działalności rzeźników wyobraźni z fabryk Disneya, Piotruś Pan zinfantylniał, zamienił się w rozśpiewanego głupka, ikonę popkultury. W komiksie Loisela Kraina Nigdy-Nigdy odzyskuje swoje pierwotne okrucieństwo

Jeszcze 2 minuty czytania

Wśród wielu błędnych opinii, którymi w ciągu nieco ponad stulecia od premiery obrosła najsłynniejsza sztuka i powieść J.M. Barriego, najbardziej mylące jest założenie, że „Piotruś Pan” to historia Piotrusia Pana, chłopca, który nie chciał dorosnąć. To prawda tylko w odniesieniu do późniejszych adaptacji, reinterpretacji i remiksów tekstów Barriego, stanowiących podstawę mitologii Krainy Nigdy-Nigdy, jeśli jednak spojrzymy uważniej w pochodzący z 1911 roku powieściowy oryginał, zatytułowany jeszcze wtedy „Piotruś i Wendy”, szybko stwierdzimy, że sam Piotruś Pan jest postacią najwyżej drugoplanową. Autor niechętnie zdradza fakty z jego przeszłości, oszczędnie ujawnia stojące za jego działaniami motywacje i zdecydowanie nie darzy go sympatią, widząc w nim trickstera, chaotyczne bóstwo, kierujące się bardzo słabo umotywowaną nienawiścią wobec dorosłych, niestroniące od okrucieństwa i bezwzględności wobec właściwie wszystkich napotkanych stworzeń. Piotruś nie waha się zabijać dzieci, które nie potrafią przestać dorastać, jest okrutny dla wróżek, syren i Indian zamieszkujących magiczną krainę, ma wszystkie cechy młodocianego tyrana, upajającego się swoją władzą nad innymi. Na dodatek kłamie jak z nut i kradnie wszystkim najlepsze pomysły, uznając je za swoje. Dlaczego? Tego się niestety z wielokrotnie poprawianych przez autora, palimpsestowych wręcz oryginałów nie dowiemy, gdyż opowieść Barriego skupia się na losach trójki rodzeństwa Darlingów, w którym najważniejszą rolę odgrywa najstarsza z nich – Wendy. I to jej dojrzewaniu do dorosłości poświęcona jest większość fabuły sztuki oraz powieści; to ona jest postacią, w której odbiorcy i odbiorczynie powinni znaleźć pozytywne cechy i właściwą ścieżkę rozwoju, przeciwstawione chaotycznej magii Piotrusia.

Régis Loisel, „Piotruś Pan”. Przeł. Maria Mosiewicz,
Wydawnictwo Egmont, 336 stron, w księgarniach
od października 2014
Ambiwalencja autora w stosunku do własnej kreacji – ponoć Barrie do końca życia powtarzał, że chciałby móc uśmiercić Piotrusia, tak jak jego bliski przyjaciel Arthur Conan Doyle uśmiercił swojego Sherlocka – stała się w późniejszych latach punktem wyjścia wielu śmiałych i niezgodnych z autorskimi zamierzeniami reinterpretacji. W ciągu stulecia, przede wszystkim dzięki niestrudzonej działalności rzeźników wyobraźni z fabryk Disneya, Piotruś Pan wysunął się na pierwszy plan, zinfantylniał, zamienił się w rozśpiewanego głupka w idiotycznym kapelutku, ikonę popkultury, symbolizującą dziecięce pragnienie wolności od dorosłych, a Kraina Nigdy-Nigdy straciła całe swoje pierwotne okrucieństwo i wszystkie mroczne zakamarki, przekształcając się w kolejną, bezpiecznie sterylną atrakcję Disneylandu. Zniknęły erotyczne podteksty związków Piotrusia z czterema różnymi typami kobiet, zapomniano o najpiękniejszym elemencie powieści, jakim jest wszechwiedzący, zarozumiały, kierujący się własnymi uprzedzeniami wobec bohaterów narrator, decydujący o postępach fabuły za pomocą między innymi rzutów kością, nie został żaden ślad po przemocy i plamach krwi, która lała się tak obficie u zarania dziejów Krainy Nigdy-Nigdy.

Szukając Piotrusia Pana bliższego autorskiej wizji, warto sięgnąć po monumentalny komiks Régisa Loisela, opublikowany przez wydawnictwo Egmont w serii prezentującej subiektywny wybór 12 najlepszych amerykańskich i europejskich komiksów ostatnich dekad. Francuski rysownik i scenarzysta, cieszący się sporym uznaniem w całej Europie dzięki komiksom z cyklu „W poszukiwaniu Ptaka Czasu”, podchodzi do oryginałów z dużą skrupulatnością, odnajdując w nich wątki kastrowane dotychczas przez obrońców dziecięcej niewinności, i wyciąga je na plan pierwszy, tworząc solidną i przekonującą opowieść o tym, dlaczego Piotruś nie chce dorosnąć.

Osadzając swoją historię ćwierć wieku przed wydarzeniami znanymi z oryginalnej powieści Barriego, stara się odpowiedzieć na kilka kluczowych pytań dotyczących charakteru Piotrusia Pana oraz jego związków z magiczną krainą, szukając wyjaśnień w mrocznej, przepełnionej biedą i tragediami atmosferze XIX-wiecznego Londynu. Od pierwszej planszy wrzuca czytelników pomiędzy głodne zabiedzone dzieci, na mroczne ulice wypełnione moralną zgnilizną i seksualną przemocą, pomiędzy najuboższych mieszkańców miasta, by właśnie spośród nich wyłowić rudowłosego dzieciaka, opowiadającego sierotom przepiękne kłamstwa o matczynej miłości. Chwilę później jesteśmy świadkami próby brutalnego gwałtu na chłopaku oraz poznajemy jego matkę, która w pijanym widzie po raz setny wyrzuca znienawidzonego syna z domu.

Loisel nie pozostawia większych złudzeń, że to dorośli odpowiadają za wszystkie dziecięce tragedie. Wypełniające wiele kadrów groteskowo wykrzywione twarze kobiet i mężczyzn, kierujących się w życiu jedynie chciwością i potrzebą zaspokojenia najbardziej instynktownych pragnień, nie zdradzają nawet cienia sympatii autora do swoich bohaterów, osuwając się często w karykaturę i przerysowanie, a z całej galerii dorosłych tylko jeden mężczyzna zasługuje na to, by uznać go za dobrego. Jest nim samozwańczy mentor i opiekun Piotrusia, pan Kundall, starzec, wypełniający umysł chłopca opowieściami o antycznych herosach i bohaterach oraz dbający o to, by dzieciak nie umarł z głodu. Nic więc dziwnego, że kiedy tylko nadarza się okazja, by dać się porwać miniaturowej i skąpo odzianej wróżce, Piotruś bez wahania wyrusza w podróż do Krainy Nigdy-Nigdy.

W miejsce londyńskich brązów, szarości, czerni i czerwieni pojawiają się wibrujące kolory tropikalnej wyspy, każda plansza komiksu mieni się fantastycznymi barwami, a wśród stworzeń zamieszkujących tę magiczną krainę odkrywamy oprócz wróżek także centaura, chochliki, elfy oraz starożytnego bożka Pana, który stanie się najbliższym przyjacielem Piotrusia. Poszerzając menażerię Nibylandii o stworzenia mityczne, Loisel podkreśla archetypiczny status swego bohatera, umieszcza go wśród żyjących w zbiorowej podświadomości wzorców, poprzez zaś połączenie jego losów z opowieścią o tragicznej śmierci Pana, nadaje mu tytuł bezpośredniego spadkobiercy starożytnego bóstwa, słynącego z działań pod wpływem impulsu, wyjaśniając jednocześnie tajemnicę nietypowego nazwiska/przydomka chłopca. Cechą łączącą wszystkich mieszkańców Neverlandu jest ich zależność od dziecięcej wyobraźni, od tego, czy znajdzie się ktoś, kto wciąż będzie chciał słuchać o centaurach, chochlikach czy chłopcu, który nie chciał dorosnąć, a jednym z najbardziej przygnębiających aspektów tego komiksu jest refleksja, że dopóki istnieją dorośli, zawsze będą istniały dzieci, szukające w opowieściach ucieczki przed nimi.

Jeszcze bardziej przygnębiające jest to, że Loisel odbiera swoim bohaterom również i tę możliwość. Piotruś, chroniąc się w świecie mitycznych stworzeń i opowieści, ulega stopniowej przemianie. Jego pochopne decyzje prowadzą do kolejnych nieszczęść i dramatów, konflikt z piratami pod wodzą kapitana Hooka coraz bardziej wymyka się spod kontroli, a sprowadzenie na wyspę dzieci z londyńskich ulic i sierocińców nakłada na Piotrusia nieznane dotychczas poczucie odpowiedzialności. Jego działania stają się coraz bardziej „dorosłe”: bezwzględne i wyrachowane, obliczone na wynik. Nie potrafi sobie poradzić z ich konsekwencjami, więc staje się podatny na manipulacje, prowadzące do kolejnych tragedii. Próbując ratować Krainę Nigdy-Nigdy, musi w końcu całkowicie zerwać więzy z rzeczywistością, opuścić na zawsze Londyn, naznaczony krwawymi śladami zbrodni Kuby Rozpruwacza i przyjąć na siebie rolę władcy, wielkiego wodza, którego zadaniem jest utrzymanie bezpiecznego azylu dla wszystkich, którzy z jakiegoś powodu uciekają przed zmorami dorosłego życia.

Opowiadając o tym wszystkim, Loisel wznosi się na mistrzowskie wyżyny. Wypełnia 6 tomów kadrami pełnymi ruchu i dynamiki, nieustającą akcją i zmianami planów, przenosi się tam i z powrotem z ciemnych ulic Londynu pomiędzy tropikalny gąszcz, mieniący się dziesiątkami świateł i cieni. Jego kadry wypełnia olbrzymia energia, niepozwalającą zapomnieć, że „Piotruś Pan” to przede wszystkim opowieść o niestworzonych, fantastycznych przygodach, ciągłym dzianiu się. Sytuacja ulega tu diametralnej przemianie z minuty na minutę, z planszy na planszę. Rozerotyzowane wróżki, obdarzone sporymi wdziękami (i zróżnicowanymi ogonami) syreny oraz szatniarskie chłopięce dialogi przypominają na każdym kroku o seksualnych podtekstach tkwiących w oryginale Barriego, cały zaś wątek z piratami przekształca się w doskonałą edypalną farsę o synu walczącym z ojcem, po tym jak obaj uciekli od wpływów żony i matki. Loisel kończy swoją opowieść dokładnie tam, gdzie zaczyna Barrie, wprawiając w ruch wszystkie mechanizmy Neverlandu, z którymi przyjdzie się zmierzyć rodzeństwu Darling:

„Tego wieczoru rozkład sił na wyspie wyglądał następująco: zagubieni chłopcy szukali Piotrusia, piraci szukali zagubionych chłopców, czerwonoskórzy uganiali się za piratami, a zwierzęta czyhały na Indian. Wszyscy krążyli wokół wyspy, ale nigdy się nie spotkali, bo poruszali się w tym samym tempie” (J.M. Barrie, „Peter Pan”, tłum. własne).


Tekst dostępny na licencji Creative Commons BY-NC-ND 3.0 PL.